[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wydało mi się to dziwne, ten facet i pani.Miałem wrażenie, że już go gdzieś widziałem.Co on zrobił? - spytałznowu.- Po prosto panią złapał?- Tak - odparła zmęczonym głosem.- Chyba chciał mnie okraść.- Nie powinna pani chodzić sama, pani Winton.Nie taka dama jak pani.- Wiem.Byłam głupia.Już nigdy nie wypuszczę się tak daleko na zachód - obiecała.Zanim dojechali do domu, doszła do siebie.- Wejdz na górę, Donald, proszę.Chciałabym dać ci prezenty dla rodziny.- To bardzo miłe z pani strony.Jest pani pewna, że wszystko w porządku?- Po prosta potrzebuję drinka.- Zmusiła się do śmiechu.- Nie napadają na mnie każdego dnia!- O, rany.- Puścił ją przodem do windy.- To na pewno nie był pani dobry dzień, pani Winton.Potem, zdając sobie sprawę, że powiedział trochę za dużo, że wyszedł z roli dyskretnego szofera, potrząsnąłprzepraszająco głową.Ale jego twarz wyrażała współczucie.Weszli do pustego mieszkania, które udekorowała tak niestarannie, jakby wiedząc, że Mark nie spędzi z nią świąt.Spojrzała na prezenty, które dla niego przygotowała.Drżącą ręką nalała sobie dużą szkocką.Odwróciła się do Donalda, który czekał w pobliżu drzwi.- Czy napijesz się ze mną z okazji świąt, Donaldzie? Donald miął czapkę w dłoniach.- To bardzo miłe z pani strony, pani Winton, ale ja nie piję.Wie pani, Stevie Wonder śpiewał taką piosenkę: Nie pij,kiedy prowadzisz.- Zupełnie słusznie.- Nalała mu wody sodowej.- Ale wznieśmy przynajmniej toast za Nowy Rok!Wręczyła szklankę, a Donald z zakłopotaniem trącił się nią z Marcellą.- Zdrowie twojej rodziny! - wzniosła toast.Donald wypił, po czym zaproponował:- Zdrowie pani rodziny, pani Winton.Wypili znowu.Donald chrząknął.- Jeśli spędza pani święta sama, z radością będziemy gościć panią u siebie.Dotknęła jego ręki, wręczając mu dwie torby Blooming-dale'a, pełne podarunków dla żony i dzieci.- To bardzo miłe z twojej strony, Donaldzie, ale lepiej zostanę tutaj.Mark może jednak przyjść, a wtedy chciałabymbyć w domu.Donald rzucił jej spojrzenie tak pełne wątpliwości, że poczuła się w obowiązku coś dodać.- Przechodzi przez okres buntu - usiłowała wyjaśnić.- Jestem pewna, że nie myślał tego, co mówił.Donald wzruszył nieznacznie ramionami, jakby nie słyszał wcale ich sprzeczki.- %7łyczę pani jak najmilszych świąt, pani Winton.A gdyby zmieniła pani zdanie, zna pani mój numer telefonu.Przyjechałbym po panią.Moja żona bardzo by się ucieszyła.Uścisnęła mu gorąco dłoń.- Bardzo ci dziękuję, Donaldzie.Za wszystko.Nie zapomnij swojej kartki!Wręczyła mu kartkę świąteczną, w którą włożyła pięćset dolarów.- Do widzenia - powiedział cicho, zamykając za sobą drzwi.Wysłuchała wiadomości nagranych na automatycznej sekretarce.Jedna pochodziła od Soni, która zawiadamiała, żeleci do Londynu na Boże Narodzenie i nie będzie mogła spędzić świąt z rodziną.Poszła do salonu.Padła na sofę.Czuła zbyt wielki smutek, by płakać.Santi - myślała.- Jest Wigilia, a ja siedzęzupełnie sama.Sama w domu, kiedy wszyscy świętują.Kochałeś mnie, wiem, że mnie kochałeś.Co się stało?Upiła się, aż osiągnęła stan zupełnego odrętwienia; napięcia i przemoc minionego dnia powoli poszły w niepamięć.Skuliła się na podłodze salonu jak śpiąca, bezwładna szmaciana lalka.Telefon zbudził ją o dziesiątej rano w dzień Bożego Narodzenia.Głos Amy, która dzwoniła z Bermudów, brzmiałdonośnie; życzyła jej wesołych świąt.Plotkowały przez kilka minut, potem Marcella odłożyła słuchawkę i położyłasię na plecach, zesztywniała po nocy spędzonej na podłodze.Jest poranek Bożego Narodzenia - powiedziała sobie.-Jeden z najcichszych dni w roku.Mam dziesięć milionów dolarów i jestem sama.To ja jestem obiektem żartu.Zadzwoniła do swych dwóch dawnych nauczycielek, Nancy Warner i panny Woolfe, życząc im wesołych świąt;potem do Scotta MacEnvoya, składając życzenia jemu i jego rodzinie.Następnie przyszła kolej na dwie przyjaciółkiz Litde Italy; wysłuchała ich nowin, po czym zapewniła, że u niej wszystko w porządku.Po odłożeniu słuchawkimieszkanie wydało jej się bardzo ciche, poczuła się bardzo samotna.Zawsze wierzyła, że samotność jest ważna dlapisarza, toteż nie nawiązywała nowych przyjazni.Mężczyzni byli zbyt podstępni, a lunche w kobiecymtowarzystwie nie pociągałyMarcelli.Gorsze niż samotność było to, że nie potrafiła przestać myśleć o Santim.Zastanawiała się, co robi tegodnia, i gdzie go spędza, czy w Deya czy w Barcelonie.W jej umyśle przesuwały się wspomnienia pobytu w domu wDeya: nacieranie fig oliwą, obserwowanie, jak Santi rozpala ognisko, zapach i dotyk Santiego.Czy mógł spacerowaćpo ogrodzie, albo odwiedzać Valldemossa, nie myśląc o niej?Dzień Bożego Narodzenia zapowiadał się pusto, ale postanowiła się nad sobą nie użalać.Nadal miała swój dar - darkomunikacji.Otrzymała przedterminowy egzemplarz niedzielnego przeglądu książek New York Timesa": Nazawsze zaczyna się tej nocy znajdowała się na pierwszym miejscu dwunasty tydzień z rzędu.Tysiące kobietdostawały tę książkę jako prezent pod choinkę i sama ta myśl rozpogodziła Marcellę, ponieważ była takimkomplementem.Powodowana impulsem, wzięła egzemplarz i napisała miłosną dedykację dla Santiego.Opakowałaksiążkę w najpiękniejszy papier, jaki miała - ręcznie robiony papier japoński z drobinkami barwnej tkaniny - całośćobwiązała szeroką atłasową wstążką.Włożyła pakunek do koperty, na której napisała adres jego barcelońskiejgalerii.Może kiedy przeczyta szczęśUwe zakończenie, jakie dodała do ich historii miłosnej, zapragnie się z niąskontaktować?Następnie rozpakowała prezent od Marka.Była to cudowna, stara kosmetyczka z koronek robionych igłą; musiał jejszukać w Bolonii godzinami.Uśmiechnęła się ironicznie na widok załączonej kartki z napisem Kocham, Mark".Najwyrazniej jego miłość nie przewidywała telefonu w Boże Narodzenie.W południe, po ciepłym prysznicu i śniadaniu, nie pozostało jej nic poza pisaniem.Posłuży się swym darem komu-nikacji na porozumienie się z samą sobą!Usiadła za biurkiem i znalazła swój pamiętnik, który czasem prowadziła.Pisała to, co przychodziło jej do głowy.Przelała wszystko na papier, tytułując pierwszą stronę Czas na ocenę sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Wydało mi się to dziwne, ten facet i pani.Miałem wrażenie, że już go gdzieś widziałem.Co on zrobił? - spytałznowu.- Po prosto panią złapał?- Tak - odparła zmęczonym głosem.- Chyba chciał mnie okraść.- Nie powinna pani chodzić sama, pani Winton.Nie taka dama jak pani.- Wiem.Byłam głupia.Już nigdy nie wypuszczę się tak daleko na zachód - obiecała.Zanim dojechali do domu, doszła do siebie.- Wejdz na górę, Donald, proszę.Chciałabym dać ci prezenty dla rodziny.- To bardzo miłe z pani strony.Jest pani pewna, że wszystko w porządku?- Po prosta potrzebuję drinka.- Zmusiła się do śmiechu.- Nie napadają na mnie każdego dnia!- O, rany.- Puścił ją przodem do windy.- To na pewno nie był pani dobry dzień, pani Winton.Potem, zdając sobie sprawę, że powiedział trochę za dużo, że wyszedł z roli dyskretnego szofera, potrząsnąłprzepraszająco głową.Ale jego twarz wyrażała współczucie.Weszli do pustego mieszkania, które udekorowała tak niestarannie, jakby wiedząc, że Mark nie spędzi z nią świąt.Spojrzała na prezenty, które dla niego przygotowała.Drżącą ręką nalała sobie dużą szkocką.Odwróciła się do Donalda, który czekał w pobliżu drzwi.- Czy napijesz się ze mną z okazji świąt, Donaldzie? Donald miął czapkę w dłoniach.- To bardzo miłe z pani strony, pani Winton, ale ja nie piję.Wie pani, Stevie Wonder śpiewał taką piosenkę: Nie pij,kiedy prowadzisz.- Zupełnie słusznie.- Nalała mu wody sodowej.- Ale wznieśmy przynajmniej toast za Nowy Rok!Wręczyła szklankę, a Donald z zakłopotaniem trącił się nią z Marcellą.- Zdrowie twojej rodziny! - wzniosła toast.Donald wypił, po czym zaproponował:- Zdrowie pani rodziny, pani Winton.Wypili znowu.Donald chrząknął.- Jeśli spędza pani święta sama, z radością będziemy gościć panią u siebie.Dotknęła jego ręki, wręczając mu dwie torby Blooming-dale'a, pełne podarunków dla żony i dzieci.- To bardzo miłe z twojej strony, Donaldzie, ale lepiej zostanę tutaj.Mark może jednak przyjść, a wtedy chciałabymbyć w domu.Donald rzucił jej spojrzenie tak pełne wątpliwości, że poczuła się w obowiązku coś dodać.- Przechodzi przez okres buntu - usiłowała wyjaśnić.- Jestem pewna, że nie myślał tego, co mówił.Donald wzruszył nieznacznie ramionami, jakby nie słyszał wcale ich sprzeczki.- %7łyczę pani jak najmilszych świąt, pani Winton.A gdyby zmieniła pani zdanie, zna pani mój numer telefonu.Przyjechałbym po panią.Moja żona bardzo by się ucieszyła.Uścisnęła mu gorąco dłoń.- Bardzo ci dziękuję, Donaldzie.Za wszystko.Nie zapomnij swojej kartki!Wręczyła mu kartkę świąteczną, w którą włożyła pięćset dolarów.- Do widzenia - powiedział cicho, zamykając za sobą drzwi.Wysłuchała wiadomości nagranych na automatycznej sekretarce.Jedna pochodziła od Soni, która zawiadamiała, żeleci do Londynu na Boże Narodzenie i nie będzie mogła spędzić świąt z rodziną.Poszła do salonu.Padła na sofę.Czuła zbyt wielki smutek, by płakać.Santi - myślała.- Jest Wigilia, a ja siedzęzupełnie sama.Sama w domu, kiedy wszyscy świętują.Kochałeś mnie, wiem, że mnie kochałeś.Co się stało?Upiła się, aż osiągnęła stan zupełnego odrętwienia; napięcia i przemoc minionego dnia powoli poszły w niepamięć.Skuliła się na podłodze salonu jak śpiąca, bezwładna szmaciana lalka.Telefon zbudził ją o dziesiątej rano w dzień Bożego Narodzenia.Głos Amy, która dzwoniła z Bermudów, brzmiałdonośnie; życzyła jej wesołych świąt.Plotkowały przez kilka minut, potem Marcella odłożyła słuchawkę i położyłasię na plecach, zesztywniała po nocy spędzonej na podłodze.Jest poranek Bożego Narodzenia - powiedziała sobie.-Jeden z najcichszych dni w roku.Mam dziesięć milionów dolarów i jestem sama.To ja jestem obiektem żartu.Zadzwoniła do swych dwóch dawnych nauczycielek, Nancy Warner i panny Woolfe, życząc im wesołych świąt;potem do Scotta MacEnvoya, składając życzenia jemu i jego rodzinie.Następnie przyszła kolej na dwie przyjaciółkiz Litde Italy; wysłuchała ich nowin, po czym zapewniła, że u niej wszystko w porządku.Po odłożeniu słuchawkimieszkanie wydało jej się bardzo ciche, poczuła się bardzo samotna.Zawsze wierzyła, że samotność jest ważna dlapisarza, toteż nie nawiązywała nowych przyjazni.Mężczyzni byli zbyt podstępni, a lunche w kobiecymtowarzystwie nie pociągałyMarcelli.Gorsze niż samotność było to, że nie potrafiła przestać myśleć o Santim.Zastanawiała się, co robi tegodnia, i gdzie go spędza, czy w Deya czy w Barcelonie.W jej umyśle przesuwały się wspomnienia pobytu w domu wDeya: nacieranie fig oliwą, obserwowanie, jak Santi rozpala ognisko, zapach i dotyk Santiego.Czy mógł spacerowaćpo ogrodzie, albo odwiedzać Valldemossa, nie myśląc o niej?Dzień Bożego Narodzenia zapowiadał się pusto, ale postanowiła się nad sobą nie użalać.Nadal miała swój dar - darkomunikacji.Otrzymała przedterminowy egzemplarz niedzielnego przeglądu książek New York Timesa": Nazawsze zaczyna się tej nocy znajdowała się na pierwszym miejscu dwunasty tydzień z rzędu.Tysiące kobietdostawały tę książkę jako prezent pod choinkę i sama ta myśl rozpogodziła Marcellę, ponieważ była takimkomplementem.Powodowana impulsem, wzięła egzemplarz i napisała miłosną dedykację dla Santiego.Opakowałaksiążkę w najpiękniejszy papier, jaki miała - ręcznie robiony papier japoński z drobinkami barwnej tkaniny - całośćobwiązała szeroką atłasową wstążką.Włożyła pakunek do koperty, na której napisała adres jego barcelońskiejgalerii.Może kiedy przeczyta szczęśUwe zakończenie, jakie dodała do ich historii miłosnej, zapragnie się z niąskontaktować?Następnie rozpakowała prezent od Marka.Była to cudowna, stara kosmetyczka z koronek robionych igłą; musiał jejszukać w Bolonii godzinami.Uśmiechnęła się ironicznie na widok załączonej kartki z napisem Kocham, Mark".Najwyrazniej jego miłość nie przewidywała telefonu w Boże Narodzenie.W południe, po ciepłym prysznicu i śniadaniu, nie pozostało jej nic poza pisaniem.Posłuży się swym darem komu-nikacji na porozumienie się z samą sobą!Usiadła za biurkiem i znalazła swój pamiętnik, który czasem prowadziła.Pisała to, co przychodziło jej do głowy.Przelała wszystko na papier, tytułując pierwszą stronę Czas na ocenę sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]