[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.H obejmuje ustami szyjkę butelki z piwem i z desperacją spogląda na mnie z drugiego krańca stołu.–Nie będę dobrym kompanem.Nie jestem w nastroju do zabawy –tłumaczę dalej, jednocześnie kładąc resztkę kormy na kawałek chlebka ipakując to wszystko do ust.Siedzimy na dywanie w moim pokoju, pomiędzy nami walają się pozostałości po indyjskim jedzeniu na wynos.H uparła się wcześniej, żebyśmy coś zjadły, bo według niej za bardzo schudłam po tragicznych wydarzeniach minionego tygodnia.Nie miałabym nic przeciwko temu.H głośno czka i odpina guzik w dżinsach.–O czym dyskutowałyśmy przez ostatnią godzinę? – pyta, ale nie czeka, aż jej odpowiem.– O tym, że musisz żyć dalej.Nie możesz wiecznie tkwić zawieszona w próżni.–Wcale nie tkwię – protestuję ze znużeniem.Opieram się o kanapę i wbijam wzrok w sufit.–Otóż tu się mylisz.Cały boży czas spędzasz w pracy…–Przecież to moja nowa praca! – przerywam jej.–Bzdury! Po prostu unikasz w ten sposób myślenia o Jacku.Musisz się z tym jakoś uporać.A najbardziej pomaga w tym wyjście między ludzi i dobra zabawa.Patrz, wejście jest za darmo.To jakiś nowy bar, z muzyką i tańcami.Musimy tam iść, bo zabawa na pewno będzie przednia.Podciągam kolana pod brodę i obejmuję je rękami.H przez cały czas tokuje.Zaczyna mi się robić niedobrze.Być może dlatego, że właśnie pochłonęłam ilość jedzenia zdolną wykarmić całą populację Milton Keynes, choć możliwe też, że jest to kolejny atak mdłości, jaki odczuwam za każdym razem, gdy ktoś przy mnie wspomni o Jacku.Nie mam do H pretensji za jej praktyczne podejście.To zrozumiałe, że tak usilnie namawia mnie do wyjścia.Przez cały ostatni tydzień gniłam jak zapomniana resztka jedzenia pod kuchenką.Gdyby role się odmieniły i to H stała na krawędzi przepaści, zachowywałabym się tak samo jak ona w tej chwili.Też bym ją namawiała do utopienia wszystkich smutków.Ale dlaczego tak się uczepiła tego cholernego baru?Wolę pożreć własną głowę.Wiem, że jestem podła, ale H nie jest tak do końca altruistką.Po prostu Gav gdzieś wyjeżdża i H postanowiła nie dopuścić, żeby bawił się lepiej niż ona.Oznajmił niespodziewanie, że jego firma organizuje tygodniową wyjazdową imprezę dla pracowników.Ma to im pomóc lepiej się poznać i wzajemnie do siebie zbliżyć, H jednak podchodzi do tego nad wyraz sceptycznie.Twierdzi, że wycieczki rowerowe i rozgrywki w golfa są dla frajerów.Ja myślę, że jest po prostu zazdrosna.Skończyło się na tym, że kiedy wróciłam z WzPR (Wakacji z Piekła Rodem), H postanowiła zająć się wszystkim.Naprawdę uwielbiam ją ponad życie i cenię sobie jej pomoc, tym razem jednak wolałabym, żeby się ode mnie odczepiła i dała mi święty spokój.Wcale nie chcę poprawiać sobie nastroju.Wręcz przeciwnie, chciałabym umrzeć.Ona jednak nie przyjmuje tego do wiadomości.Nie ma o niczym pojęcia.Po pierwsze, skąd jej przyszło do głowy, że staram się nie myśleć o Jacku? Przecież ja przez cały tydzień nic innego nie robię, tylko o nim myślę.Prawdę mówiąc, wkurza mnie, że ani na ułamek sekundy nie mogę o nim zapomnieć.Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie przydałaby mi się terapia elektrowstrząsowa.Jest ze mną przez cały dzień, w nocy także mnie nie opuszcza.Próbowałam już wszystkiego, żeby się go pozbyć.Rzuciłam się na nową pracę niczym matador na szalejącego po arenie byka, żeby jednak wykonać najprostszą rzecz, muszę się maksymalnie koncentrować.Wystarczy chwila nieuwagi, a wszystko natychmiast wraca.Jak w tej chwili.–Och, kochanie – H wzdycha z rozpaczą.Nachyla się i ujmuje mnie za rękę.– Przestań.–Przepraszam, ale nic nie mogę na to poradzić – mówię przez łzy, które znowu zaczynają mnie dławić.Skąd tyle ich się bierze? Bardzo chciałabym wiedzieć.Przecież to niemożliwe, żeby jeden człowiek nosił w sobie taką obfitość wody.–Posłuchaj.Właśnie dlatego wszystko musimy zaplanować.Przecież nie możesz siedzieć tu i zapłakiwać się przez cały weekend.–Mogę – szlocham, zupełnie już nad sobą nie panując.–Zajechałaś już na śmierć Winner Takes It All [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.H obejmuje ustami szyjkę butelki z piwem i z desperacją spogląda na mnie z drugiego krańca stołu.–Nie będę dobrym kompanem.Nie jestem w nastroju do zabawy –tłumaczę dalej, jednocześnie kładąc resztkę kormy na kawałek chlebka ipakując to wszystko do ust.Siedzimy na dywanie w moim pokoju, pomiędzy nami walają się pozostałości po indyjskim jedzeniu na wynos.H uparła się wcześniej, żebyśmy coś zjadły, bo według niej za bardzo schudłam po tragicznych wydarzeniach minionego tygodnia.Nie miałabym nic przeciwko temu.H głośno czka i odpina guzik w dżinsach.–O czym dyskutowałyśmy przez ostatnią godzinę? – pyta, ale nie czeka, aż jej odpowiem.– O tym, że musisz żyć dalej.Nie możesz wiecznie tkwić zawieszona w próżni.–Wcale nie tkwię – protestuję ze znużeniem.Opieram się o kanapę i wbijam wzrok w sufit.–Otóż tu się mylisz.Cały boży czas spędzasz w pracy…–Przecież to moja nowa praca! – przerywam jej.–Bzdury! Po prostu unikasz w ten sposób myślenia o Jacku.Musisz się z tym jakoś uporać.A najbardziej pomaga w tym wyjście między ludzi i dobra zabawa.Patrz, wejście jest za darmo.To jakiś nowy bar, z muzyką i tańcami.Musimy tam iść, bo zabawa na pewno będzie przednia.Podciągam kolana pod brodę i obejmuję je rękami.H przez cały czas tokuje.Zaczyna mi się robić niedobrze.Być może dlatego, że właśnie pochłonęłam ilość jedzenia zdolną wykarmić całą populację Milton Keynes, choć możliwe też, że jest to kolejny atak mdłości, jaki odczuwam za każdym razem, gdy ktoś przy mnie wspomni o Jacku.Nie mam do H pretensji za jej praktyczne podejście.To zrozumiałe, że tak usilnie namawia mnie do wyjścia.Przez cały ostatni tydzień gniłam jak zapomniana resztka jedzenia pod kuchenką.Gdyby role się odmieniły i to H stała na krawędzi przepaści, zachowywałabym się tak samo jak ona w tej chwili.Też bym ją namawiała do utopienia wszystkich smutków.Ale dlaczego tak się uczepiła tego cholernego baru?Wolę pożreć własną głowę.Wiem, że jestem podła, ale H nie jest tak do końca altruistką.Po prostu Gav gdzieś wyjeżdża i H postanowiła nie dopuścić, żeby bawił się lepiej niż ona.Oznajmił niespodziewanie, że jego firma organizuje tygodniową wyjazdową imprezę dla pracowników.Ma to im pomóc lepiej się poznać i wzajemnie do siebie zbliżyć, H jednak podchodzi do tego nad wyraz sceptycznie.Twierdzi, że wycieczki rowerowe i rozgrywki w golfa są dla frajerów.Ja myślę, że jest po prostu zazdrosna.Skończyło się na tym, że kiedy wróciłam z WzPR (Wakacji z Piekła Rodem), H postanowiła zająć się wszystkim.Naprawdę uwielbiam ją ponad życie i cenię sobie jej pomoc, tym razem jednak wolałabym, żeby się ode mnie odczepiła i dała mi święty spokój.Wcale nie chcę poprawiać sobie nastroju.Wręcz przeciwnie, chciałabym umrzeć.Ona jednak nie przyjmuje tego do wiadomości.Nie ma o niczym pojęcia.Po pierwsze, skąd jej przyszło do głowy, że staram się nie myśleć o Jacku? Przecież ja przez cały tydzień nic innego nie robię, tylko o nim myślę.Prawdę mówiąc, wkurza mnie, że ani na ułamek sekundy nie mogę o nim zapomnieć.Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie przydałaby mi się terapia elektrowstrząsowa.Jest ze mną przez cały dzień, w nocy także mnie nie opuszcza.Próbowałam już wszystkiego, żeby się go pozbyć.Rzuciłam się na nową pracę niczym matador na szalejącego po arenie byka, żeby jednak wykonać najprostszą rzecz, muszę się maksymalnie koncentrować.Wystarczy chwila nieuwagi, a wszystko natychmiast wraca.Jak w tej chwili.–Och, kochanie – H wzdycha z rozpaczą.Nachyla się i ujmuje mnie za rękę.– Przestań.–Przepraszam, ale nic nie mogę na to poradzić – mówię przez łzy, które znowu zaczynają mnie dławić.Skąd tyle ich się bierze? Bardzo chciałabym wiedzieć.Przecież to niemożliwe, żeby jeden człowiek nosił w sobie taką obfitość wody.–Posłuchaj.Właśnie dlatego wszystko musimy zaplanować.Przecież nie możesz siedzieć tu i zapłakiwać się przez cały weekend.–Mogę – szlocham, zupełnie już nad sobą nie panując.–Zajechałaś już na śmierć Winner Takes It All [ Pobierz całość w formacie PDF ]