[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zdaje się, żeśmy się pomyliły  oznajmiła czwarta świnka, patrzącbojazliwie na kotkę. Uważam, że ktoś o takich morderczych zachciankachnie powinien przebywać w naszym towarzystwie. No, i widzisz, Eureko  rzekła z wyrzutem Dorota  sama jesteśsobie winna, że przestały cię lubić.Są różne rzeczy stanowiące odpowiedniepożywienie dla przyzwoitego kota, ale nigdy nie słyszałam o takim kocie,który kiedykolwiek i w jakichkolwiek okolicznościach zjadłby świnkę. A czy widziałaś kiedykolwiek takie maleńkie świnki?  spytałaEureka. Przecież one nie są większe od myszy, a myszy z pewnościąstanowią odpowiednie pożywienie dla kota.  To nie sprawa wielkości, kochanie, ale odmienności  wyjaśniładziewczynka. Pan Czarnoksiężnik lubi swoje świnki zupełnie tak samo, jakja ciebie, moja pieszczotko, i gdybyś je zjadła, byłoby to tak samonieprzyzwoite, jak gdyby Barnaba zjadł ciebie. I zrobię to, jeżeli nie zostawisz w spokoju tych tłuściutkich kuleczek oznajmił Barnaba łypiąc na kotkę okrągłymi wielkimi oczami. Jeżeliktórąś skrzywdzisz, natychmiast cię połknę.Kotka przyjrzała się uważnie koniowi, jakby zastanawiając się, czy mówiserio. Dobrze  rzekła wreszcie  dam im spokój.Nie masz jużwprawdzie wielu zębów, Barnabo, ale i te, które ci zostały, są dość ostre,żebym patrząc na nie dostała dreszczy.A więc świnkom nic już nie grozi,przynajmniej z mojej strony. Tak trzeba, Eureko  powiedział z powagą Czarnoksiężnik.Bądzmy szczęśliwą rodziną i kochajmy się nawzajem!Eureka ziewnęła szeroko i przeciągnęła się. Zawsze kochałam świnki  mruknęła  ale one mnie nie kochają. Trudno kochać kogoś, kto budzi strach  stwierdziła Dorota.Jeżeli będziesz grzeczna i nie będziesz straszyła świnek, na pewno cię znówpolubią.Czarnoksiężnik włożył swoją dziewiątkę z powrotem do kieszeni i nasipodróżnicy udali się w dalszą drogę. Jesteśmy już pewnie blisko szczytu  westchnął chłopiec, gdy ztrudem wspinali się po krętych, mrocznych schodach. Kraj Gargulców jest chyba niedaleko powierzchni ziemi  zgodziłasię z nim Dorota. Przyjemnie to tu nie jest, chciałabym już być w domu.Nikt nie odpowiedział.Ciężko dysząc wspinali się w milczeniu poschodach, które zwężały się coraz bardziej.Czarnoksiężnik i Bob pomagaliBarnabie przeciągać powóz z jednego stopnia na drugi i unikać zderzeń zkamiennymi ścianami.W końcu pojawiło się nad nimi mgliste światło i w miarę jak się zbliżali,jarzyło się coraz jaśniej i mocniej. Chwała Bogu, jesteśmy już prawie na miejscu  wysapał z ulgąmały Czarnoksiężnik. Barnaba, który szedł pierwszy, ujrzał przed sobą ostatni stopień i wytknąłłeb nad skalne zbocze.Nagle znieruchomiał, skulił się i zawrócił z takimpośpiechem, że o mało nie spadł wraz z powozem na głowy pozostałychczłonków wyprawy. Uciekajmy na dół  powiedział chrapliwie. Bzdura!  ofuknął go znużony Czarnoksiężnik. Co się z tobądzieje, stary? Nic dobrego  burknął koń. Rzuciłem tylko okiem i zapewniamcię, że kraina ta nie nadaje się dla istot z krwi i kości.Wszystko jest martwe,żadnego żywego stworzenia ani rośliny, nic, co oddycha, i nic, co rośnie. Mniejsza o to, wracać nie możemy, nie zamierzamy też tu zostać rzekła Dorota. To niebezpieczne  upierał się Barnaba. Posłuchaj, moja droga szkapo  przerwał mu Czarnoksiężnik.Mała Dorota i ja podróżowaliśmy po różnych dziwnych krajach i zawszewychodziliśmy cało z różnych niebezpieczeństw.Byliśmy nawet wczarodziejskiej Krainie Oz  czyż nie, Doroto?  więc i Krainy Gargulcówczy Maszkaronów nie przestraszymy się, choćby była najokropniejsza.Idznaprzód, Barnabo, a cokolwiek się stanie, damy sobie radę. Dobra  odparsknął koń. To przecież wasza wyprawa, nie moja.Jeżeli narobicie sobie kłopotów, nie miejcie do mnie żalu. Mówiąc tesłowa, pochylił się i przeciągnął powóz przez pozostałe stopnie.Reszta podążyła za nim i wkrótce znalezli się na szerokim podeście, skądujrzeli najdziwniejszy krajobraz, jaki kiedykolwiek oglądali. Kraina Gargulców jest cała z drewna!  wykrzyknął Bob.I tak rzeczywiście było.Tutejszą ziemię stanowiły trociny, a leżącewszędzie twarde sęki wypadłe z drzew i wygładzone przez upływ czasuudawały żwir.W ogródkach przed dziwacznymi drewnianymi domami tkwiłyrzezbione drewniane kwiaty.Pnie drzew były z szorstkiego drewna, a wmiejsce liści zwisały strużyny.Płaty trawy zastępowały drewniane drzazgi,tam zaś gdzie nie było ani trawy, ani trocin, znajdowała się twarda drewnianaposadzka.Drewniane ptaki fruwały wśród drzew, a drewniane krowy skubałydrewnianą trawę.Ale najbardziej zdumiewający ze wszystkiego byli drewniani ludzie stworzenia znane jako Gargulce lub Maszkarony.Było ich bardzo dużo, widocznie domy były gęsto zamieszkane, i wielka gromada dziwnych postaciuważnie przypatrywała się obcym wynurzającym się z wnętrza góry.Gargulce byli wyjątkowo niskiego wzrostu, który wynosił mniej niż trzystopy.Ciała mieli okrągłe, nogi krótkie i grube, ręce długie i silne, głowy zaduże w stosunku do tułowia, a twarze tak okropnie brzydkie, że aż przykrobyło patrzeć.Niektórzy z nich mieli długie krzywe nosy i wystające podbródki, małeoczy i szerokie usta szczerzące zęby w uśmiechu, Nosy innych były płaskie,oczy wysadzone na wierzch, uszy przypominały uszy słonia.Różnili sięogromnie między sobą, trudno byłoby znalezć wśród nich nawet dwóch podo-bnych.Natomiast wszyscy wyglądali jednakowo niesympatycznie.Czubki ich głów pozbawione były włosów, ale powycinane za to wrozmaite wzory: u jednych wokół wierzchu głowy biegł rządek punkcików lubkulek, u innych wzór przypominał kwiaty lub rośliny, albo też tworzyły gokwadraty, wyglądające jak wafle wycięte w kratkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl