[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cechowała ją przy tymstaroświecka maniera i lekarzy niezmiennietraktowała z góry, toteż zdziwiłasię wielce, widząc mnie w Hundredsz kieliszkiem rumu w dłoni.Ale w ogólnym zamieszaniu przełknęła84zaraz tę gorzką pigułkę, gdyż każdy miał coś do powiedzenia o pokoju, zabrzęczałykieliszki,a Cygan plątał się pod nogami,spragnionygłaskania.Carolinezaczęłaczęstowaćtowarzystwopapierosami i uwaga gościskupiła się na jej osobie.- A niech mnie!- zawołał z przyciężką galanterią pan Rossiter.- Kim jesttamłoda piękność?Caroline przekrzywiła głowę.- To tylko stara, brzydka Carolinepod szminką, niestety.-Niebądz niemądra, kochanie - zganiłają pani Rossiter, sięgającpo papierosa.- Wyglądasz uroczo.Jesteś uderzająco podobna doojca,a on był niezwykle przystojnym mężczyzną.- Zwróciła się dopaniAyres.-Pułkownikucieszyłby się, widząc ten pokój, prawda,Angelo?Uwielbiał przyjęcia.Był doskonałym tancerzem,poruszał się wyśmienicie.Widziałam was kiedyś w Warwick; to była czysta przyjemność,wirowaliście jak motyle.Dzisiejsza młodzież nie ma pojęciao dawnychtańcach, a co do nowości.cóż, pewnie jestem staroświecka, ale to dlamnie istneokropieństwo.Podskakują jak obłąkani!Moim zdaniemtonic dobrego.A jakie jest panazdanie, doktorze Faraday?Obróciłem to w żart i wymieniliśmykilka uwag, niebawem jednakrozmowa znów zeszła nawielkieprzyjęcia i bale, którew przeszłościwyprawiano w okolicy, i na ten temat miałem już mniejdo powiedzenia."To musiałobyć w tysiąc dziewięćset dwudziestym ósmymalbodziewiątym", doleciałymnie słowapanny Dabney, rozpływającej sięnad szczególnieuroczystym rautem.Właśnie rozmyślałem niebezgoryczy, że byłem wówczas studentem medycyny w Birmingham- biednym jak mysz kościelna i wiecznie głodnym, mieszkałem nadickensowskim strychu zdziuraw dachu gdy naraz rozległosię szczekanie Cygana.Carolinezłapała go za obrożę,żeby nie wybiegł zpokoju.Po korytarzu ponownie dały się słyszećgłosy, wtym jeden dziecięcy:"Piesek?" - i w salonie zapadła cisza.Naprogu stanęła grupkaludzi;dwaj mężczyzni wgarniturach, atrakcyjna kobieta wjaskrawej suknikoktajloweji ładnaośmio-, może dziewięcioletnia dziewczynka.85.Wszyscy zdziwiliśmy się na jej widok.Jak się okazało, byłato Gillian, córeczka Baker-Hyde'ów.Widok drugiego mężczyzny nie wzbudził jednak zdziwienia, przynajmniej ze strony pani Ayres;ja niemiałem pojęcia, ktozacz.Przedstawiono go jako pana Morleya,młodszego brata pani Baker-Hyde.- Przeważnie spędzam weekendy z Dianą i Peterem - wyjaśnił,witając się ze wszystkimi.- Więc pomyślałem sobie, że się wproszę.Ale wygląda na to,że nie zaczęliśmy najlepiej.- I zawołał do szwagra:- Peter!Wyrzucą cię z hrabstwa na zbity łeb, staruszku!Chodziłomu oich garnitury,ponieważ Bili Desmond, pan Rossiter i jamieliśmy na sobietradycyjne stroje wieczorowe, a pani Ayresi pozostałe damy ubrane były w suknie do ziemi.Ale towarzystwoze Standish zbyło całą sprawę śmiechem i to my wyszliśmy na ignorantów.Nie, żeby państwoBaker-Hyde wynosili się nadinnych: przeciwnie, owego wieczoru byliniezwyklewprost serdeczni i uprzejmi,choć mogli przytym sprawiaćwrażenieniecoekstrawaganckich, toteżnie dziwiłem się powszechnie krążącym na ich temat opiniom,jakobynie pasowali do życia na prowincji.Dziewczynka podłapała w częściwielkomiejską manieręrodziców, gotowa dyskutowaćzdorosłymina równychprawach, alew gruncie rzeczy wciąż była dzieckiem.Widok Bettywczepku i fartuszku ubawił ją niezmiernie; udawałateż,trochę na pokaz, że boisięCygana.Kiedy podano drinki, ona dostałalemoniadę, ale jęła tak żarliwie domagać się wina, że ojciecprzelałjej nieco zeswego kieliszka.Miejscowi patrzyli zzapartym tchem, jakdzieckowychyla sherry bezjednego mrugnięciaokiem.Co do panaMorleya, brata paniBaker-Hyde, z miejsca zapałałemdo niego instynktownąniechęcią.Na oko liczył sobie dwadzieściasiedem lat; miał przylizane włosy i amerykańskie okulary bezoprawek.Nie omieszkałna wstępie poinformować wszystkich, że pracujew londyńskiej agencji reklamowej,ale próbuje swoich sił wprzemyśle filmowym, pisząc "konspekty" [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Cechowała ją przy tymstaroświecka maniera i lekarzy niezmiennietraktowała z góry, toteż zdziwiłasię wielce, widząc mnie w Hundredsz kieliszkiem rumu w dłoni.Ale w ogólnym zamieszaniu przełknęła84zaraz tę gorzką pigułkę, gdyż każdy miał coś do powiedzenia o pokoju, zabrzęczałykieliszki,a Cygan plątał się pod nogami,spragnionygłaskania.Carolinezaczęłaczęstowaćtowarzystwopapierosami i uwaga gościskupiła się na jej osobie.- A niech mnie!- zawołał z przyciężką galanterią pan Rossiter.- Kim jesttamłoda piękność?Caroline przekrzywiła głowę.- To tylko stara, brzydka Carolinepod szminką, niestety.-Niebądz niemądra, kochanie - zganiłają pani Rossiter, sięgającpo papierosa.- Wyglądasz uroczo.Jesteś uderzająco podobna doojca,a on był niezwykle przystojnym mężczyzną.- Zwróciła się dopaniAyres.-Pułkownikucieszyłby się, widząc ten pokój, prawda,Angelo?Uwielbiał przyjęcia.Był doskonałym tancerzem,poruszał się wyśmienicie.Widziałam was kiedyś w Warwick; to była czysta przyjemność,wirowaliście jak motyle.Dzisiejsza młodzież nie ma pojęciao dawnychtańcach, a co do nowości.cóż, pewnie jestem staroświecka, ale to dlamnie istneokropieństwo.Podskakują jak obłąkani!Moim zdaniemtonic dobrego.A jakie jest panazdanie, doktorze Faraday?Obróciłem to w żart i wymieniliśmykilka uwag, niebawem jednakrozmowa znów zeszła nawielkieprzyjęcia i bale, którew przeszłościwyprawiano w okolicy, i na ten temat miałem już mniejdo powiedzenia."To musiałobyć w tysiąc dziewięćset dwudziestym ósmymalbodziewiątym", doleciałymnie słowapanny Dabney, rozpływającej sięnad szczególnieuroczystym rautem.Właśnie rozmyślałem niebezgoryczy, że byłem wówczas studentem medycyny w Birmingham- biednym jak mysz kościelna i wiecznie głodnym, mieszkałem nadickensowskim strychu zdziuraw dachu gdy naraz rozległosię szczekanie Cygana.Carolinezłapała go za obrożę,żeby nie wybiegł zpokoju.Po korytarzu ponownie dały się słyszećgłosy, wtym jeden dziecięcy:"Piesek?" - i w salonie zapadła cisza.Naprogu stanęła grupkaludzi;dwaj mężczyzni wgarniturach, atrakcyjna kobieta wjaskrawej suknikoktajloweji ładnaośmio-, może dziewięcioletnia dziewczynka.85.Wszyscy zdziwiliśmy się na jej widok.Jak się okazało, byłato Gillian, córeczka Baker-Hyde'ów.Widok drugiego mężczyzny nie wzbudził jednak zdziwienia, przynajmniej ze strony pani Ayres;ja niemiałem pojęcia, ktozacz.Przedstawiono go jako pana Morleya,młodszego brata pani Baker-Hyde.- Przeważnie spędzam weekendy z Dianą i Peterem - wyjaśnił,witając się ze wszystkimi.- Więc pomyślałem sobie, że się wproszę.Ale wygląda na to,że nie zaczęliśmy najlepiej.- I zawołał do szwagra:- Peter!Wyrzucą cię z hrabstwa na zbity łeb, staruszku!Chodziłomu oich garnitury,ponieważ Bili Desmond, pan Rossiter i jamieliśmy na sobietradycyjne stroje wieczorowe, a pani Ayresi pozostałe damy ubrane były w suknie do ziemi.Ale towarzystwoze Standish zbyło całą sprawę śmiechem i to my wyszliśmy na ignorantów.Nie, żeby państwoBaker-Hyde wynosili się nadinnych: przeciwnie, owego wieczoru byliniezwyklewprost serdeczni i uprzejmi,choć mogli przytym sprawiaćwrażenieniecoekstrawaganckich, toteżnie dziwiłem się powszechnie krążącym na ich temat opiniom,jakobynie pasowali do życia na prowincji.Dziewczynka podłapała w częściwielkomiejską manieręrodziców, gotowa dyskutowaćzdorosłymina równychprawach, alew gruncie rzeczy wciąż była dzieckiem.Widok Bettywczepku i fartuszku ubawił ją niezmiernie; udawałateż,trochę na pokaz, że boisięCygana.Kiedy podano drinki, ona dostałalemoniadę, ale jęła tak żarliwie domagać się wina, że ojciecprzelałjej nieco zeswego kieliszka.Miejscowi patrzyli zzapartym tchem, jakdzieckowychyla sherry bezjednego mrugnięciaokiem.Co do panaMorleya, brata paniBaker-Hyde, z miejsca zapałałemdo niego instynktownąniechęcią.Na oko liczył sobie dwadzieściasiedem lat; miał przylizane włosy i amerykańskie okulary bezoprawek.Nie omieszkałna wstępie poinformować wszystkich, że pracujew londyńskiej agencji reklamowej,ale próbuje swoich sił wprzemyśle filmowym, pisząc "konspekty" [ Pobierz całość w formacie PDF ]