[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przywitaliśmy się, jak dawniej, jak wtedyzamówiliśmy koktajle owocowe.Rozmawialiśmy sobie na tematyobojętne, aż nagle wstąpił we mnie diabełek.Taki nieduży.Malutkizupełnie.Pewnie jakiś czarciczeladnik.W każdym razie zaczęło mnie korcić, żeby troszkę Jackapodprowadzić, sprowokować do wysiłku umysłowego.- Słuchaj, Jacku, czy ty pamiętasz, że za dwa tygodnie jest ślub Gośki?Jesteśmy zaproszeni na wesele.Nie zapomniałeś chyba? - Ciekawiłomnie, jaki wykręt wymyśli, a on wyraznie się zmieszał.- Nie.Pamiętam.To już za dwa tygodnie? Spieszy im się.- Chcą mieć wspólny dom, nie widzę w tym nic dziwnego.- Oczywiście.Oczywiście! Lwiątko, nie wiem, czy będę mógłpójść.Tego że nie pójdziesz, jestem akurat pewna!- A cóż to ma znaczyć? Wiedziałeś o terminie od tygodni.Chceszzrobić Gośce brzydki numer w takiej chwili? - O sobie nie wspomniałam.- Nie mam tutaj odpowiedniego ubrania.Garnitur zostawiłem wKielcach.Cholera! Takie wyjaśnienia nie przynoszą zaszczytu twojejinteligencji, kolego!- Nie widzę problemu.W najbliższy weekend zdążysz pojechać dodomu i wrócić bez kłopotów.- Ta rozgrywka zaczęła mnie wciągać.- Tak mówisz? Masz chyba rację.- Oczywiście, że mam.Dręczy mnie tylko kwestia transportu.Jeślipojedziemy Trollem, jedno z nas musi zrezygnować z picia.Nie lubiębliższych kontaktów z drogówką po alkoholu.Poświęcisz się, czyzamówimy taksówkę?- Jeszcze o tym pomyślimy.Wiesz co, Lwiątko? Strasznie tutaj dziśduszno.Może przejdzmy się gdzieś? Nie ma w pobliżu jakiegoś parku?Uuuu! Atmosfera przestała mu odpowiadać.Szuka bardziejodpowiedniej scenerii.Nie ma sprawy! Zapewnię ci najbardziejromantyczne otoczenie do rozstania, jakie jest w tym szarym mieście!- Jedyny park godny tej nazwy to ogród botaniczny.Byłeś tam kiedyś?-Nie.- W takim razie jedziemy.Będę robić za przewodnika.No i Jacek dał się powlec na drugi koniec miasta.Był niezdolny dojakichkolwiek protestów.Bezwolny, skupiony na jakiejś walcewewnętrznej, która manifestowała się nietypowym dla niego wyrazemroztargnienia na twarzy.Był tak przejęty tym, co musi zrobić, iż niedocierało do niego zbyt wiele.Nawet nie zwrócił uwagi, że zapłaciłam wkasie za oba bilety.W normalnych warunkach jego męska duma niedopuściłaby do czegoś takiego.Kobieta, jako istota podrzędna, nie miałaprawa fundować niczego panu i władcy.Sponsoring to przecieżwyłącznie męska domena! Jacuś był wyraznie wytrącony z równowagi,skoro pozwolił, mnie niegodnej, na taki zaszczyt! Pętaliśmy się poogrodzie blisko godzinę.Ja radosna, głośno podziwiałam otaczającą nasprzyrodę, która już dawno się obudziła z zimowego snu.Tego rokuwiosna przyszła wyjątkowo wcześnie.Już wtedy, w kwietniu,temperatury przekraczały dwadzieścia stopni.Natura dostosowała się doekscesów klimatycznych.Sceneria kojarzyła się raczej z początkiem lata.Drzewa pokryte liśćmi, zielona trawa, rozkwitające pąki kwiatów.A wtej pięknej scenerii - my dwoje w rażąco odmiennych nastrojach.Wkońcu zdawkowe odpowiedzi Jacka zaczęły mnie nużyć.Było widać, żesam się nie odważy na rozmowę na interesujący mnie temat.Usiadłam naławeczce w alei gęsto wysadzanej starymi lipami.Cyprysy bardziejodpowiadałyby sytuacji, względnie drzewa laurowe albo wierzbypłaczące, ale z braku laku.Mój zmysł estetyczny zadowolił się cieniemprozaicznych lip.Skoro pan Kochanowski się nimi zachwycał, mogłam ija.- Jacku.Nie masz jeszcze dość? - spytałam cicho, obserwując jegonieustającą wędrówkę dookoła ławki, na której siedziałam.- Dość? - przystanął - Czego?- Tej zabawy w kotka i myszkę.Nie wiem nawet, które z nas gra dziśjaką rolę.Wal ten swój tekst i miejmy to wreszcie z głowy.- Nie rozumiem? Z głowy?- Rozumiesz doskonale.Przyjechaliśmy tutaj w określonym celu.Niepsujmy sobie dnia przedłużaniem tych głupich gierek.Oboje wiemy, żetaka sytuacja nie może dalej trwać, prawda? Chcesz zerwać, więc zrób topo prostu.- Zerwać?Jeśli jeszcze raz powtórzy moje słowa, nie wytrzymam!, pomyślałam,a Jacek wpatrywał się we mnie przez kilka sekund.Wreszcie bardzoostrożnie powiedział:- To trochę zbyt dramatyczne określenie.- Pierwsze, jakie mi przyszło do głowy.Ale proszę cię bardzo,nazywaj to, jak chcesz.Ostrzej, czy delikatniej.Ważne, że nareszciezacząłeś.- Bo.Widzisz, Aniu.My do siebie nie pasujemy.Ty myśliszpoważnie o wszystkim, a ja.Nie zastanawiam się nad przyszłością.Niewiem nawet, gdzie będzie mój dom po studiach.Nie mamsprecyzowanych planów osobistych.Wiem tylko, że nie chcę się wiązać!Podczas stażu zamierzam nadrobić wszystkie zaległości.Przez pięć lattkwiłem w książkach, a inni bawili się i używali życia.Czas to zmienić.Dla mnie jest za wcześnie na stabilizację.%7łona, rodzina.Może pózniej.Nie teraz!- Zamierzasz trochę poszaleć?- Właśnie!- To masz świętą rację, ja się do tego nie nadaję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Przywitaliśmy się, jak dawniej, jak wtedyzamówiliśmy koktajle owocowe.Rozmawialiśmy sobie na tematyobojętne, aż nagle wstąpił we mnie diabełek.Taki nieduży.Malutkizupełnie.Pewnie jakiś czarciczeladnik.W każdym razie zaczęło mnie korcić, żeby troszkę Jackapodprowadzić, sprowokować do wysiłku umysłowego.- Słuchaj, Jacku, czy ty pamiętasz, że za dwa tygodnie jest ślub Gośki?Jesteśmy zaproszeni na wesele.Nie zapomniałeś chyba? - Ciekawiłomnie, jaki wykręt wymyśli, a on wyraznie się zmieszał.- Nie.Pamiętam.To już za dwa tygodnie? Spieszy im się.- Chcą mieć wspólny dom, nie widzę w tym nic dziwnego.- Oczywiście.Oczywiście! Lwiątko, nie wiem, czy będę mógłpójść.Tego że nie pójdziesz, jestem akurat pewna!- A cóż to ma znaczyć? Wiedziałeś o terminie od tygodni.Chceszzrobić Gośce brzydki numer w takiej chwili? - O sobie nie wspomniałam.- Nie mam tutaj odpowiedniego ubrania.Garnitur zostawiłem wKielcach.Cholera! Takie wyjaśnienia nie przynoszą zaszczytu twojejinteligencji, kolego!- Nie widzę problemu.W najbliższy weekend zdążysz pojechać dodomu i wrócić bez kłopotów.- Ta rozgrywka zaczęła mnie wciągać.- Tak mówisz? Masz chyba rację.- Oczywiście, że mam.Dręczy mnie tylko kwestia transportu.Jeślipojedziemy Trollem, jedno z nas musi zrezygnować z picia.Nie lubiębliższych kontaktów z drogówką po alkoholu.Poświęcisz się, czyzamówimy taksówkę?- Jeszcze o tym pomyślimy.Wiesz co, Lwiątko? Strasznie tutaj dziśduszno.Może przejdzmy się gdzieś? Nie ma w pobliżu jakiegoś parku?Uuuu! Atmosfera przestała mu odpowiadać.Szuka bardziejodpowiedniej scenerii.Nie ma sprawy! Zapewnię ci najbardziejromantyczne otoczenie do rozstania, jakie jest w tym szarym mieście!- Jedyny park godny tej nazwy to ogród botaniczny.Byłeś tam kiedyś?-Nie.- W takim razie jedziemy.Będę robić za przewodnika.No i Jacek dał się powlec na drugi koniec miasta.Był niezdolny dojakichkolwiek protestów.Bezwolny, skupiony na jakiejś walcewewnętrznej, która manifestowała się nietypowym dla niego wyrazemroztargnienia na twarzy.Był tak przejęty tym, co musi zrobić, iż niedocierało do niego zbyt wiele.Nawet nie zwrócił uwagi, że zapłaciłam wkasie za oba bilety.W normalnych warunkach jego męska duma niedopuściłaby do czegoś takiego.Kobieta, jako istota podrzędna, nie miałaprawa fundować niczego panu i władcy.Sponsoring to przecieżwyłącznie męska domena! Jacuś był wyraznie wytrącony z równowagi,skoro pozwolił, mnie niegodnej, na taki zaszczyt! Pętaliśmy się poogrodzie blisko godzinę.Ja radosna, głośno podziwiałam otaczającą nasprzyrodę, która już dawno się obudziła z zimowego snu.Tego rokuwiosna przyszła wyjątkowo wcześnie.Już wtedy, w kwietniu,temperatury przekraczały dwadzieścia stopni.Natura dostosowała się doekscesów klimatycznych.Sceneria kojarzyła się raczej z początkiem lata.Drzewa pokryte liśćmi, zielona trawa, rozkwitające pąki kwiatów.A wtej pięknej scenerii - my dwoje w rażąco odmiennych nastrojach.Wkońcu zdawkowe odpowiedzi Jacka zaczęły mnie nużyć.Było widać, żesam się nie odważy na rozmowę na interesujący mnie temat.Usiadłam naławeczce w alei gęsto wysadzanej starymi lipami.Cyprysy bardziejodpowiadałyby sytuacji, względnie drzewa laurowe albo wierzbypłaczące, ale z braku laku.Mój zmysł estetyczny zadowolił się cieniemprozaicznych lip.Skoro pan Kochanowski się nimi zachwycał, mogłam ija.- Jacku.Nie masz jeszcze dość? - spytałam cicho, obserwując jegonieustającą wędrówkę dookoła ławki, na której siedziałam.- Dość? - przystanął - Czego?- Tej zabawy w kotka i myszkę.Nie wiem nawet, które z nas gra dziśjaką rolę.Wal ten swój tekst i miejmy to wreszcie z głowy.- Nie rozumiem? Z głowy?- Rozumiesz doskonale.Przyjechaliśmy tutaj w określonym celu.Niepsujmy sobie dnia przedłużaniem tych głupich gierek.Oboje wiemy, żetaka sytuacja nie może dalej trwać, prawda? Chcesz zerwać, więc zrób topo prostu.- Zerwać?Jeśli jeszcze raz powtórzy moje słowa, nie wytrzymam!, pomyślałam,a Jacek wpatrywał się we mnie przez kilka sekund.Wreszcie bardzoostrożnie powiedział:- To trochę zbyt dramatyczne określenie.- Pierwsze, jakie mi przyszło do głowy.Ale proszę cię bardzo,nazywaj to, jak chcesz.Ostrzej, czy delikatniej.Ważne, że nareszciezacząłeś.- Bo.Widzisz, Aniu.My do siebie nie pasujemy.Ty myśliszpoważnie o wszystkim, a ja.Nie zastanawiam się nad przyszłością.Niewiem nawet, gdzie będzie mój dom po studiach.Nie mamsprecyzowanych planów osobistych.Wiem tylko, że nie chcę się wiązać!Podczas stażu zamierzam nadrobić wszystkie zaległości.Przez pięć lattkwiłem w książkach, a inni bawili się i używali życia.Czas to zmienić.Dla mnie jest za wcześnie na stabilizację.%7łona, rodzina.Może pózniej.Nie teraz!- Zamierzasz trochę poszaleć?- Właśnie!- To masz świętą rację, ja się do tego nie nadaję [ Pobierz całość w formacie PDF ]