[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacisnął palce na jej ramieniu.- Najpierw musimy sobie coś wyjaśnić - syknął.- Trzeba ustalić hierarchię na czastrwania tej ekspedycji.- Sądziłam, że wszystko jest jasne - odparła.Baretto pochylił się ku niej i warknął:- Ale mnie się nie podoba sposób, w jaki.- zniżył głos do szeptu.Znalazłszy się zazakrętem ścieżki, z dala od kłócącej się pary, Chris odetchnął z ulgą.* * *Kate szła coraz szybciej.Próbowała się rozluznić.Kłótnia ochroniarzy wprowadziłaniepotrzebne napięcie i tylko nasiliła powszechne zdenerwowanie.Słyszała za sobą krokiMarka i Chrisa.Hughes także musiał być niespokojny, bo Andre łagodnie tłumaczył mu cośpółgłosem.Nie chciała tego słuchać.Jeszcze bardziej przyspieszyła.Ostatecznie była wcudownej, prastarej puszczy, wśród potężnych drzew.Po minucie oddaliła się na tyle, że nie słyszała już rozmawiających kolegów.Mogłasię nacieszyć odrobiną samotności, wiedząc zarazem, że są niedaleko.Otaczający ją gąszcznapawał spokojem.Wsłuchiwała się w świergot ptaków i szelest trawy pod stopami.Wkrótcejednak zaczęły do niej docierać jeszcze inne odgłosy.Zwolniła kroku, czujnie nastawiwszyucha.Najpierw usłyszała głośne i szybkie tupanie.Wydawało jej się, że dobiega ze ścieżkimknącej za krawędzią wzgórza.Pózniej wyłowiła świszczący oddech zziajanego, biegnącegoczłowieka.Jednocześnie rozbrzmiało stłumione, głośniejsze dudnienie, przypominające odległygrzmot.Zza zakrętu wypadł wprost na nią kilkunastoletni chłopak.Miał na sobie czarne pończochy, jasnozielony pikowany kaftan i czarną czapkę.Byłczerwony z wysiłku.Najwyrazniej biegł już od dłuższego czasu.Szybko opanował zdumienie wywołane jej widokiem i zawołał coś niezrozumiałego.Z komputerowego implantu przyklejonego w uchu Kate doleciało tłumaczenie:- Kryj się, pani! Na Boga! Kryj się!Przed czym? - przemknęło jej przez głową.Do lasu nikt nie powinien się zapuszczać,więc co mogło jej grozić? Może zle zrozumiała? Może translator coś pomylił? Mijając ją,chłopak zawołał jeszcze raz:- Kryj się!I zepchnął ją ze ścieżki.Kate potknęła się o wystający korzeń i poleciała w gęstezarośla.Huknęła w coś głową.Gwiazdy zamigotały jej przed oczyma, żołądek podszedł dogardła.Podniosła się powoli, kiedy nagle zrozumiała, co to za odgłosy.Tętent kopyt!Jacyś jezdzcy pędzili galopem w j ej stronę.* * *Chris niemal równocześnie zauważył gnającego na oślep wyrostka i usłyszał tętentkoni ścigających go ludzi.Zdyszany chłopak przystanął na chwilę, zgiął się wpół, azłapawszy oddech, wyrzucił z siebie:- Kryć się! Kryć się!I pognał dalej w las.Marek, jakby niczego nie słyszał, spoglądał w kierunku wylotu błotnistej ścieżki.Chris zmarszczył brwi.- O co tu chodzi?.- Jazda! - huknął Andre.Szarpnął go za rękę i pociągnął za sobą w stronę pobliskich krzaków.ZaskoczonyHughes zarył twarzą w stercie wilgotnych, przegniłych liści.- Jezus, Maria! - jęknął.- Czy mógłbyś?.- Cicho! - Marek zakrył mu usta dłonią i szepnął: - Chcesz, żeby nas zabili?Chris jakby nagle oprzytomniał.Jasne, że nie chciał niczyjej śmierci.U wylotu ścieżki pojawiło się sześciu jezdzców w zbrojach, żelaznych hełmach,kolczugach i kasztanowo-szarych płaszczach.Konie były przystrojone czarnymi czaprakamize srebrnym obszyciem.Wyglądali imponująco.Jadący przodem rycerz w hełmie ozdobionym czarnymi piórami wyciągnął przedsiebie miecz i wrzasnął:- Bij!Zwabiona hałasami Gomez wyskoczyła zza krzaków i stanęła przy ścieżce jak wryta.Jezdzcy pędzili prosto na nią.Czarny rycerz tylko wychylił się lekko z siodła i mijając ją,zamaszystym ruchem machnął mieczem.Chris patrzył rozszerzonymi oczyma, jak zalany strumieniami krwi bezgłowy korpuswali się na ziemię.Baretto, z twarzą zabryzganą krwią, rzucił nie w głąb lasu.Pozostalirycerze podjęli okrzyk swego pana: Bij! Bij!Ostatni odwrócił się w siodle i błyskawicznie podniósł łuk.Strzała trafiła Baretto w lewe ramię i przebiła je na wylot.%7łelazny grot wyszedł zprzodu.Impet był tak duży, że zwalił człowieka na kolana.Klnąc głośno, ochroniarzpoderwał się z ziemi i wskoczył do swojej maszyny.Sięgnął po pas, szarpnięciem odczepił jeden z granatów i odwrócił się, by nim cisnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zacisnął palce na jej ramieniu.- Najpierw musimy sobie coś wyjaśnić - syknął.- Trzeba ustalić hierarchię na czastrwania tej ekspedycji.- Sądziłam, że wszystko jest jasne - odparła.Baretto pochylił się ku niej i warknął:- Ale mnie się nie podoba sposób, w jaki.- zniżył głos do szeptu.Znalazłszy się zazakrętem ścieżki, z dala od kłócącej się pary, Chris odetchnął z ulgą.* * *Kate szła coraz szybciej.Próbowała się rozluznić.Kłótnia ochroniarzy wprowadziłaniepotrzebne napięcie i tylko nasiliła powszechne zdenerwowanie.Słyszała za sobą krokiMarka i Chrisa.Hughes także musiał być niespokojny, bo Andre łagodnie tłumaczył mu cośpółgłosem.Nie chciała tego słuchać.Jeszcze bardziej przyspieszyła.Ostatecznie była wcudownej, prastarej puszczy, wśród potężnych drzew.Po minucie oddaliła się na tyle, że nie słyszała już rozmawiających kolegów.Mogłasię nacieszyć odrobiną samotności, wiedząc zarazem, że są niedaleko.Otaczający ją gąszcznapawał spokojem.Wsłuchiwała się w świergot ptaków i szelest trawy pod stopami.Wkrótcejednak zaczęły do niej docierać jeszcze inne odgłosy.Zwolniła kroku, czujnie nastawiwszyucha.Najpierw usłyszała głośne i szybkie tupanie.Wydawało jej się, że dobiega ze ścieżkimknącej za krawędzią wzgórza.Pózniej wyłowiła świszczący oddech zziajanego, biegnącegoczłowieka.Jednocześnie rozbrzmiało stłumione, głośniejsze dudnienie, przypominające odległygrzmot.Zza zakrętu wypadł wprost na nią kilkunastoletni chłopak.Miał na sobie czarne pończochy, jasnozielony pikowany kaftan i czarną czapkę.Byłczerwony z wysiłku.Najwyrazniej biegł już od dłuższego czasu.Szybko opanował zdumienie wywołane jej widokiem i zawołał coś niezrozumiałego.Z komputerowego implantu przyklejonego w uchu Kate doleciało tłumaczenie:- Kryj się, pani! Na Boga! Kryj się!Przed czym? - przemknęło jej przez głową.Do lasu nikt nie powinien się zapuszczać,więc co mogło jej grozić? Może zle zrozumiała? Może translator coś pomylił? Mijając ją,chłopak zawołał jeszcze raz:- Kryj się!I zepchnął ją ze ścieżki.Kate potknęła się o wystający korzeń i poleciała w gęstezarośla.Huknęła w coś głową.Gwiazdy zamigotały jej przed oczyma, żołądek podszedł dogardła.Podniosła się powoli, kiedy nagle zrozumiała, co to za odgłosy.Tętent kopyt!Jacyś jezdzcy pędzili galopem w j ej stronę.* * *Chris niemal równocześnie zauważył gnającego na oślep wyrostka i usłyszał tętentkoni ścigających go ludzi.Zdyszany chłopak przystanął na chwilę, zgiął się wpół, azłapawszy oddech, wyrzucił z siebie:- Kryć się! Kryć się!I pognał dalej w las.Marek, jakby niczego nie słyszał, spoglądał w kierunku wylotu błotnistej ścieżki.Chris zmarszczył brwi.- O co tu chodzi?.- Jazda! - huknął Andre.Szarpnął go za rękę i pociągnął za sobą w stronę pobliskich krzaków.ZaskoczonyHughes zarył twarzą w stercie wilgotnych, przegniłych liści.- Jezus, Maria! - jęknął.- Czy mógłbyś?.- Cicho! - Marek zakrył mu usta dłonią i szepnął: - Chcesz, żeby nas zabili?Chris jakby nagle oprzytomniał.Jasne, że nie chciał niczyjej śmierci.U wylotu ścieżki pojawiło się sześciu jezdzców w zbrojach, żelaznych hełmach,kolczugach i kasztanowo-szarych płaszczach.Konie były przystrojone czarnymi czaprakamize srebrnym obszyciem.Wyglądali imponująco.Jadący przodem rycerz w hełmie ozdobionym czarnymi piórami wyciągnął przedsiebie miecz i wrzasnął:- Bij!Zwabiona hałasami Gomez wyskoczyła zza krzaków i stanęła przy ścieżce jak wryta.Jezdzcy pędzili prosto na nią.Czarny rycerz tylko wychylił się lekko z siodła i mijając ją,zamaszystym ruchem machnął mieczem.Chris patrzył rozszerzonymi oczyma, jak zalany strumieniami krwi bezgłowy korpuswali się na ziemię.Baretto, z twarzą zabryzganą krwią, rzucił nie w głąb lasu.Pozostalirycerze podjęli okrzyk swego pana: Bij! Bij!Ostatni odwrócił się w siodle i błyskawicznie podniósł łuk.Strzała trafiła Baretto w lewe ramię i przebiła je na wylot.%7łelazny grot wyszedł zprzodu.Impet był tak duży, że zwalił człowieka na kolana.Klnąc głośno, ochroniarzpoderwał się z ziemi i wskoczył do swojej maszyny.Sięgnął po pas, szarpnięciem odczepił jeden z granatów i odwrócił się, by nim cisnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]