[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie załatwiłam niczego przedporodem.Nie zastanawiałam się nawet, jak mam się nimzająć, a gdy okazało się, że urodziłam za wcześnie.Poprostu nie byłam na to przygotowana.Tak naprawdę na nicnie byłam przygotowana. Nagle zorientowałam się, że jątulę.To było jak odruch bezwarunkowy, którego niepotrafiłam wyjaśnić, nawet gdybym chciała.Ale Stella byłana skraju załamania nerwowego, a ja znałam ten stan.Mogłabym powiedzieć, że to karma, że nie igra się zbuddyjskimi bogami czy coś w tym rodzaju.Ale czasami,jak sądzę, lepiej jest nic nie mówić i postarać się po prostuzachować przyzwoicie.Gardziłam Stellą od dawna.Ale wtym stanie nagle okazała się zwykłym człowiekiem, istotąpopełniającą błędy.Podskoczyłyśmy, gdy Jude zapłakałgłośniej.Zwiadomie zaczęłam się wycofywać, a Stellaniechętnie uwolniła mnie z uścisku.Chyba od dawna niemiała kontaktu z drugim człowiekiem, nie licząc Jude a.Jest głodny stwierdziła ponuro, zerkając na zegarek.Chyba go wyjmę.Tym razem nawet nie zapomniałam obutelce. Miałam przeczucie, że nie żartowała.Patrzyłam,jak wyjmuje Jude a z wózka.Nie mogłam się nadziwić, jakurósł przez te pięć miesięcy.Miał pulchne rączki i uda orazmnóstwo włosów.Blond, jak u Stelli, lecz jaśniejszych.Wyglądał uroczo z tym mopem jasnych loków na głowie.Mogłabyś& ? Stella wskazała na stojącą obok mnie torbę.Pogrzebałam w niej i znalazłam butelkę pełną wody.Poszukałam dalej i wyciągnęłam słoiczek z mlekiem wproszku.Chciałam doradzić Stelli, by kupiła sobie inną torbęw sklepie dla matek, taką ze specjalnymi przegródkami nabutelki i akcesoria, ale powstrzymałam się, nie chcącbrzmieć krytycznie.To nie była moja sprawa. Po prostuwsyp do butelki i dobrze wstrząśnij powiedziała,wkładając Jude owi śliniaczek.Spróbowała podać mubutelkę, ale odwrócił główkę.Sytuacja powtórzyła sięjeszcze kilka razy, aż w końcu Stella zrezygnowała,nieziemsko zirytowana. Zazwyczaj je o tej porze.No,czasami.Czasami zachowuje się właśnie tak, jakbympodawałam mu truciznę. Och! zawołałam, gdy ni stąd, ni zowąd Jude złapałmnie za włosy.Nie szarpnął, po prostu obracał kosmyk wdłoni, badając go w skupieniu.Zorientowałam się, żeprzyglądam się temu zafascynowana. Przepraszam powiedziała szybko Stella. Wciąż torobi.Ostatnio pociągnął za włosy jakiegoś człowieka wszpitalu i okazało się, że to była peruka.Biedak zawstydziłsię strasznie, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć.Usłyszałam własny śmiech.Zdziwiło mnie to, ale wyrwałsię zupełnie niekontrolowany.Chyba wyszłam z wprawy,wdowy nie mają zbyt wielu okazji do zrywania boków.Chcesz& ? Nie, pewnie nie.To byłoby dziwne. Stellapotrząsnęła głową. Co? Chciałabyś& go potrzymać? Jeśli uważasz, że tochore, po prostu powiedz dodała szybko. Ja& ja nie&Nie wiedziałam, co robić.Odmówić byłobynieuprzejmie, a nie do końca czułam się z tym pomysłemdobrze.Czy moje serce to zniesie?Jude, prawie jakby zrozumiał, pochylił się nagle w mojąstronę.Musiałam wyciągnąć po niego ręce, żeby nie upadł.Chwyciłam go delikatnie pod pachami.Zanim sięzorientowałam, co robię, podniosłam go z kolan Stelli.Sercezaczęło mi łomotać jak oszalałe.To był syn Luke a& syn,którego być może powinniśmy mieć.Syn, którego niepowinien był dać żadnej innej kobiecie.Ale gdy spojrzałam na Jude a, wszystko to przestałomieć znaczenie.Był ciepły, silny i ładnie trzymał główkę.Spojrzał mi w oczy i zatrzepotał rzęsami.Badałamwzrokiem każdy fragment jego małej twarzyczki&harmonijny kształt, delikatnie zarysowane brwi i śliczniezadarty, maleńki nosek.Boże, tak bardzo przypominałLuke a, że aż mnie to bolało.Jednocześnie było w tym coścudownego, jakby Luke nie odszedł całkiem.Jude był jegoprzedłużeniem, cząstką, którą po sobie zostawił.Wspomniałam ostatnie dziecko, które straciliśmy,ostatnią próbę in vitro.Ach, gdyby tylko to dziecko dałoradę się utrzymać, miałabym je teraz.Miałabym kogoś, ktoprzypominałby mi o Luke u bez bólu w sercu.Jude ładnie pachniał.Nie inaczej niż dzieci, któretrzymałam w ramionach przez wszystkie te lata (a było ichwiele), unosił się wokół niego aromat kąpieli i talku, któregonie dawało się zamknąć w żadnej butelce.Stella za bardzosię krygowała.Jude nie był nieskazitelnie czysty (pokażciemi dziecko, które jest!), ale z pewnością był zadbany idobrze karmiony. Jak& jak się czujesz? zapytała nagle.Biła od niejniepewność, co wcale mnie nie dziwiło.Naprawdę nie potrafiłam ubrać tego w słowa.Tak jaknie dałam rady zrobić tego na pogrzebie Luke a, równieżteraz nie wiedziałam, jak wyrazić to, co czuję, trzymając wramionach Jude a.Radość przez łzy.Niesmak, leczjednocześnie wielkie poruszenie.Nie byłam jednak pewna,czy chciałam okazywać Stelli, jak bardzo to na mniewpływa.Czułam, że muszę się chronić, zachować towszystko dla siebie.Bez Luke a i tak byłam całkiembezbronna.Malec niespodziewanie złapał mnie za policzki. No, kawalerze, a co byś powiedział, gdybym ja cię takurządziła? Udałam, że ściskam jego policzki, a on wydał zsiebie pełen zachwytu pisk. Lubi cię powiedziała Stella, uśmiechając sięszeroko. Naprawdę.Nie każdego tak traktuje.Jude nie miał pojęcia, kim byłam.Skąd miałbywiedzieć? Ale w jakiś sposób fakt, że zachował się wobecmnie przyjaznie, sprawił mi przyjemność.Stella, wyrazniepod wrażeniem, podniosła w górę butelkę i spojrzała namnie pytająco.Kiwnęłam głową.Jude najpierw odepchnąłbutlę kilka razy, jak poprzednio, lecz wreszcie uznał swojąporażkę i zassał się na smoczku.Wypluł nieco na mojespodnie, ale wcale mi to nie przeszkadzało.Ostatecznie totylko mleko w proszku.Przez chwilę siedziałyśmy razem.Stella rozłożyła naławce koc i położyła Jude a na brzuszku.Zaśmiałyśmy się,gdy instynktownie spróbował raczkować.Tego popołudnia coś się we mnie zmieniło.I choć niewiedziałam, na czym to polegało, uchwyciłam się tegokurczowo.Stella potrzebowała pomocy.Nie miała czasu, byzajmować się Jude em przez cały dzień.Z kolei mnie czasuzbywało.Pewnie w którymś momencie chciałabym wrócićdo kwiaciarni, lecz Patricia nie naciskała, a ja nie byłampewna, czy dam radę znosić urocze zatroskanie naszychstałych klientów.Ale& co mogłabym jej zaproponować? Czy koncepcjaopiekowania się Jude em przez kilka popołudni w tygodniunie przekraczała moich możliwości? Jednocześniewiedziałam, że chcę go poznać.Wiedziałam też, że Nell,Ade i Patricia również będą chcieli być częścią jego życia.Tęskniłam za Lukiem i nie wiedziałam, czykiedykolwiek przestanę pragnąć, by to, co przeżył ze Stellą,nigdy się nie wydarzyło.I zawsze będę tęskniła zadzieckiem, które miałam mieć z nim.Ale był on słodkogorzki podarunek od Luke a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Nie załatwiłam niczego przedporodem.Nie zastanawiałam się nawet, jak mam się nimzająć, a gdy okazało się, że urodziłam za wcześnie.Poprostu nie byłam na to przygotowana.Tak naprawdę na nicnie byłam przygotowana. Nagle zorientowałam się, że jątulę.To było jak odruch bezwarunkowy, którego niepotrafiłam wyjaśnić, nawet gdybym chciała.Ale Stella byłana skraju załamania nerwowego, a ja znałam ten stan.Mogłabym powiedzieć, że to karma, że nie igra się zbuddyjskimi bogami czy coś w tym rodzaju.Ale czasami,jak sądzę, lepiej jest nic nie mówić i postarać się po prostuzachować przyzwoicie.Gardziłam Stellą od dawna.Ale wtym stanie nagle okazała się zwykłym człowiekiem, istotąpopełniającą błędy.Podskoczyłyśmy, gdy Jude zapłakałgłośniej.Zwiadomie zaczęłam się wycofywać, a Stellaniechętnie uwolniła mnie z uścisku.Chyba od dawna niemiała kontaktu z drugim człowiekiem, nie licząc Jude a.Jest głodny stwierdziła ponuro, zerkając na zegarek.Chyba go wyjmę.Tym razem nawet nie zapomniałam obutelce. Miałam przeczucie, że nie żartowała.Patrzyłam,jak wyjmuje Jude a z wózka.Nie mogłam się nadziwić, jakurósł przez te pięć miesięcy.Miał pulchne rączki i uda orazmnóstwo włosów.Blond, jak u Stelli, lecz jaśniejszych.Wyglądał uroczo z tym mopem jasnych loków na głowie.Mogłabyś& ? Stella wskazała na stojącą obok mnie torbę.Pogrzebałam w niej i znalazłam butelkę pełną wody.Poszukałam dalej i wyciągnęłam słoiczek z mlekiem wproszku.Chciałam doradzić Stelli, by kupiła sobie inną torbęw sklepie dla matek, taką ze specjalnymi przegródkami nabutelki i akcesoria, ale powstrzymałam się, nie chcącbrzmieć krytycznie.To nie była moja sprawa. Po prostuwsyp do butelki i dobrze wstrząśnij powiedziała,wkładając Jude owi śliniaczek.Spróbowała podać mubutelkę, ale odwrócił główkę.Sytuacja powtórzyła sięjeszcze kilka razy, aż w końcu Stella zrezygnowała,nieziemsko zirytowana. Zazwyczaj je o tej porze.No,czasami.Czasami zachowuje się właśnie tak, jakbympodawałam mu truciznę. Och! zawołałam, gdy ni stąd, ni zowąd Jude złapałmnie za włosy.Nie szarpnął, po prostu obracał kosmyk wdłoni, badając go w skupieniu.Zorientowałam się, żeprzyglądam się temu zafascynowana. Przepraszam powiedziała szybko Stella. Wciąż torobi.Ostatnio pociągnął za włosy jakiegoś człowieka wszpitalu i okazało się, że to była peruka.Biedak zawstydziłsię strasznie, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć.Usłyszałam własny śmiech.Zdziwiło mnie to, ale wyrwałsię zupełnie niekontrolowany.Chyba wyszłam z wprawy,wdowy nie mają zbyt wielu okazji do zrywania boków.Chcesz& ? Nie, pewnie nie.To byłoby dziwne. Stellapotrząsnęła głową. Co? Chciałabyś& go potrzymać? Jeśli uważasz, że tochore, po prostu powiedz dodała szybko. Ja& ja nie&Nie wiedziałam, co robić.Odmówić byłobynieuprzejmie, a nie do końca czułam się z tym pomysłemdobrze.Czy moje serce to zniesie?Jude, prawie jakby zrozumiał, pochylił się nagle w mojąstronę.Musiałam wyciągnąć po niego ręce, żeby nie upadł.Chwyciłam go delikatnie pod pachami.Zanim sięzorientowałam, co robię, podniosłam go z kolan Stelli.Sercezaczęło mi łomotać jak oszalałe.To był syn Luke a& syn,którego być może powinniśmy mieć.Syn, którego niepowinien był dać żadnej innej kobiecie.Ale gdy spojrzałam na Jude a, wszystko to przestałomieć znaczenie.Był ciepły, silny i ładnie trzymał główkę.Spojrzał mi w oczy i zatrzepotał rzęsami.Badałamwzrokiem każdy fragment jego małej twarzyczki&harmonijny kształt, delikatnie zarysowane brwi i śliczniezadarty, maleńki nosek.Boże, tak bardzo przypominałLuke a, że aż mnie to bolało.Jednocześnie było w tym coścudownego, jakby Luke nie odszedł całkiem.Jude był jegoprzedłużeniem, cząstką, którą po sobie zostawił.Wspomniałam ostatnie dziecko, które straciliśmy,ostatnią próbę in vitro.Ach, gdyby tylko to dziecko dałoradę się utrzymać, miałabym je teraz.Miałabym kogoś, ktoprzypominałby mi o Luke u bez bólu w sercu.Jude ładnie pachniał.Nie inaczej niż dzieci, któretrzymałam w ramionach przez wszystkie te lata (a było ichwiele), unosił się wokół niego aromat kąpieli i talku, któregonie dawało się zamknąć w żadnej butelce.Stella za bardzosię krygowała.Jude nie był nieskazitelnie czysty (pokażciemi dziecko, które jest!), ale z pewnością był zadbany idobrze karmiony. Jak& jak się czujesz? zapytała nagle.Biła od niejniepewność, co wcale mnie nie dziwiło.Naprawdę nie potrafiłam ubrać tego w słowa.Tak jaknie dałam rady zrobić tego na pogrzebie Luke a, równieżteraz nie wiedziałam, jak wyrazić to, co czuję, trzymając wramionach Jude a.Radość przez łzy.Niesmak, leczjednocześnie wielkie poruszenie.Nie byłam jednak pewna,czy chciałam okazywać Stelli, jak bardzo to na mniewpływa.Czułam, że muszę się chronić, zachować towszystko dla siebie.Bez Luke a i tak byłam całkiembezbronna.Malec niespodziewanie złapał mnie za policzki. No, kawalerze, a co byś powiedział, gdybym ja cię takurządziła? Udałam, że ściskam jego policzki, a on wydał zsiebie pełen zachwytu pisk. Lubi cię powiedziała Stella, uśmiechając sięszeroko. Naprawdę.Nie każdego tak traktuje.Jude nie miał pojęcia, kim byłam.Skąd miałbywiedzieć? Ale w jakiś sposób fakt, że zachował się wobecmnie przyjaznie, sprawił mi przyjemność.Stella, wyrazniepod wrażeniem, podniosła w górę butelkę i spojrzała namnie pytająco.Kiwnęłam głową.Jude najpierw odepchnąłbutlę kilka razy, jak poprzednio, lecz wreszcie uznał swojąporażkę i zassał się na smoczku.Wypluł nieco na mojespodnie, ale wcale mi to nie przeszkadzało.Ostatecznie totylko mleko w proszku.Przez chwilę siedziałyśmy razem.Stella rozłożyła naławce koc i położyła Jude a na brzuszku.Zaśmiałyśmy się,gdy instynktownie spróbował raczkować.Tego popołudnia coś się we mnie zmieniło.I choć niewiedziałam, na czym to polegało, uchwyciłam się tegokurczowo.Stella potrzebowała pomocy.Nie miała czasu, byzajmować się Jude em przez cały dzień.Z kolei mnie czasuzbywało.Pewnie w którymś momencie chciałabym wrócićdo kwiaciarni, lecz Patricia nie naciskała, a ja nie byłampewna, czy dam radę znosić urocze zatroskanie naszychstałych klientów.Ale& co mogłabym jej zaproponować? Czy koncepcjaopiekowania się Jude em przez kilka popołudni w tygodniunie przekraczała moich możliwości? Jednocześniewiedziałam, że chcę go poznać.Wiedziałam też, że Nell,Ade i Patricia również będą chcieli być częścią jego życia.Tęskniłam za Lukiem i nie wiedziałam, czykiedykolwiek przestanę pragnąć, by to, co przeżył ze Stellą,nigdy się nie wydarzyło.I zawsze będę tęskniła zadzieckiem, które miałam mieć z nim.Ale był on słodkogorzki podarunek od Luke a [ Pobierz całość w formacie PDF ]