[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwiliznieruchomiał.- Wąż! - szepnęła Astiza.Zerknęła w stronę okna.- Be-duin.Puściła mnie i wstałem chwiejnie.Zobaczyłem, że mojapoduszka jest zbryzgana krwią jakiegoś gada, porąbanego nakilka kawałków.Wąż był gruby jak moje ramię, a z jegopaszczy sterczały długie kły.- Skąd to się tu wzięło?- Gada wrzucono przez okno.Usłyszałam drania.skradałsię jak karaluch, nie miał dość odwagi, żeby stawić nam czoło.Powinieneś dać mi pistolet, żebym mogła cię bronić jak należy.- Bronić mnie? Przed czym?- Amerykaninie, nic nie wiesz i jesteś jak dziecko.CzemuAchmed bin Sadr wypytuje o ciebie?- Bin Sadr! - To był ten, co przekazał nam poodcinanedłonie i uszy i którego głos przypominał mi paryskiego no-siciela latarni, choć takie przypuszczenie mogło się wydawaćwierutną bzdurą.- Nie wiedziałem, że o mnie pyta.- Wszyscy w Aleksandrii wiedzą, że mu się czymś na-raziłeś.A on nie należy do osób, które chciałbyś mieć zawrogów.Jezdzi po całym świecie, gdzie chce, stoi na czelebandy morderców i jest wyznawcą Apofisa.- Kim, u diabła, jest Apofis?- To wężowy bóg świata podziemnego, którego co noc tużprzed świtem pokonuje słoneczny Ra.Ma on całe legiony sług,takich jak demon Ra's al-Gul.Na sztuczną szczękę Waszyngtona, oto kolejne pogańskiebzdury! Czyżbym stał się posiadaczem szalonej kobiety?162 - Wygląda na to, że ten twój słoneczny bóg ma sporeproblemy - zakpiłem nieco drżącym głosem.- Czemu się znim nie rozprawi tak jak ty z tym wężem?- Bo Apofisa można pokonać, ale nie da się go unicestwić.Tak już jest na tym świecie.Wszystko jest dwoiste i każdarzecz ma swoje przeciwieństwo.ląd i woda, niebo i ziemia,zło i dobro, życie i śmierć.Kopnąłem to, co zostało z węża, odrzucając szczątki preczod mojego posłania.- Więc to dzieło wyznawców jakiegoś wężowego kultu?Potrząsnęła głową.- Jak mogłeś tak szybko wpakować się w tak poważnekłopoty?- Ale przecież ja temu Bin Sadrowi niczego nie zrobiłem.On jest zresztą naszym sprzymierzeńcem!- On sprzyja tylko sobie samemu.A ty masz coś, czego onpożąda.Spojrzałem na dzwona węża.- Niby co?Oczywiście znałem odpowiedz i czułem ciężar medalionuna szyi.Bin Sadr był tamtym nosicielem latarni i posiadaczemlaski w kształcie wężowej głowy, przewodząc zarazem bandziepustynnych łupieżców.Tamtej nocy, podczas której wygrałemmedalion, musiał pracować dla hrabiego Silana.Jakimsposobem dotarł spod Paryża do Aleksandrii? Dlaczegoprzeszedł na służbę Napoleona? Czemu ten medalion tak gointeresował? Czyżby nie był naszym sprzymierzeńcem?Poczułem pokusę, żeby oddać krążek następnemunapastnikowi i skończyć z tą sprawą.Najbardziej mnieirytowało, że nikt nie zadał sobie trudu, żeby grzeczniepoprosić.Mierzono do mnie z pistoletu, kradziono mi buty ipodrzucano węże, a nikt nie złożył mi uczciwej propozycji!- Pozwól, że położę się spać w twoim rogu, z dala od okna - poprosiłem moją obrończynię.- Naładuję też strzelbę.163 Ku mojemu zaskoczeniu zgodziła się bez oporów.Alezamiast położyć się obok mnie, kucnęła przy kociołku zogniem, dmuchaniem ponownie roznieciła żar i wrzuciła doognia jakieś liście.Po sypialni rozszedł się gryzący,przenikliwy zapach.Zobaczyłem też, że Astiza lepi z woskumałą figurkę.Obserwowałem, jak wbija drzazgę w jej kark.Widziałem już takie rzeczy na Molukach.Czy ta magiapochodziła z Egiptu? Tymczasem Astiza zaczęła kreślić jakieśtajemnicze znaki na kartce papieru.- Co robisz?- Spij.Rzucam czar.Chciałem się wydostać z Aleksandrii, zanim na mojejgłowie wyląduje następny wąż, więc z zadowoleniempowitałem propozycję naukowców, żebym ruszył z nimi doKairu.Monge i Bertholłet zamierzali odbyć tę podróż łodzią.Naukowcy chcieli podpłynąć na wschód, a potem ruszyć wgórę rzeki, do stolicy.- Niechże pan się uda z nami, Gage - zaproponował miMonge.- Lepiej płynąć, niż maszerować.Proszę zabrać zesobą i tego skrybę, Talmę.A twoja dziewczyna może namwszystkim gotować.Naszym środkiem lokomocji miał być chebek, płaskodennałódz żaglowa o nazwie Le Cerf, uzbrojona w czteryośmiofuntowe działka i dowodzona przez kapitana Jacques'aPerree z francuskiej marynarki wojennej.Okręcik ów płynął naczele niewielkiej flotylli kanonierek i stateczkówzaopatrzeniowych, która miała towarzyszyć armii podczasmarszu w górę rzeki.Wyruszyliśmy o brzasku i w południe mijaliśmy już zatokęAbukir leżącą o dzień drogi lądem na wschód od Aleksandrii.Kotwiczyła tu francuska flota ustawiona w szyk liniowy nawypadek ponownego pojawienia się Brytyjczyków i Nelsona.Dwanaście liniowców i cztery fregaty ustawione w linię zpięciuset działami wymie-164 rzonymi w morze przedstawiało imponujący widok.Mijaliśmyje tak blisko, że słyszeliśmy gwizdy bosmanów i okrzykimarynarzy.A potem skierowaliśmy się ku ujściu wielkiejrzeki, która wlewała rozległy pióropusz brązu w błękitne wodyMorza Zródziemnego, i zaczęliśmy się kołysać, pokonującmartwą falę wód delty.Upał się wzmagał, a ja dowiadywałem się coraz więcej opowodach podjęcia tej ekspedycji.Jak mi powiedziałBerthollet, Egipt od dziesiątków lat fascynował Francuzów.Zamknięty był dla cudzoziemców od roku 640, kiedy to krajpodbili Arabowie - i niewielu Europejczyków mogłopodziwiać pomniki dawnej chwały tego kraju.Obszarwielkości Francji był w zasadzie niezbadany.- %7ładen kraj nie ma korzeni w tak dalekiej przeszłości jakEgipt - powiedział mi chemik.- Kiedy grecki historyk Herodotspisywał tu jego historię, budowniczowie piramid byli mu taksamo dalecy, jak nam daleki jest Jezus.Egipcjanie zbudowaliwielkie państwo, a potem swe ślady zostawiali tu różninajezdzcy: Grecy i Rzymianie.Asyryj-czycy Libijczycy,Nubijczycy, Persowie.Początki tego kraju giną w mrokudziejów.Nikt nie potrafi odczytać hieroglifów, więc nie mamypojęcia, co mówią te inskrypcje.Dzisiejsi Egipcjanieopowiadają, że te budowle wznosili giganci lub czarodzieje.Egipt więc drzemał, relacjonował dalej chemik.W ostatnichlatach grupa francuskich kupców w Aleksandrii doznałasporych przykrości ze strony aroganckich mamelu-ków.Rządzący Egiptem od roku 1517 osmańscy władcy zeStambułu nie zamierzali interweniować, Francja zaś nie chciaładrażnić Turków, którzy byli jej sprzymierzeńcami przeciwkoRosji.Sytuacja stawała się coraz bardziej gorąca - dopóki wkońcu los nie zetknął ze sobą młodego, marzącego o orientalnejsławie Napoleona i Talleyranda, mającego ambicjeprowadzenia polityki światowej.W głowach tych ludzi zrodziłsię plan  wyzwolenia" Egiptu165 spod władzy mameluków, który miał się stać  przysługą"oddaną sułtanowi ze Stambułu.Postanowili zreformować tenzapomniany przez Boga zakątek arabskiego świata i zrobić zniego bazę wypadową hamującą brytyjską ekspansję w Indiach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl