[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad wieczoremdnia 31 grudnia wkroczyli w nisk¹ równinê Bzury.Z dala, o dwie blisko mile, ujrzeli wie¿ekolegiackie £owicza.Przebywszy rzekê regiment krakowski wszed³ do miasta, ale tam, do-oko³a starego ratusza, gdzie mieSci³ siê sztab g³Ã³wny, panowa³ Scisk taki, ¿e rycerze jak nie-pyszni musieli wycofaæ siê i szukaæ schronienia a¿ na przedmieSciu Bratkowickim.Zmarzlijexdxcy, skoro tylko zdo³ali umieSciæ we wskazanych im stajenkach konie swe i obrz¹dziæ jeile mo¿na, rzucili siê w objêcia snu.Nazajutrz od samego Switu gotowali siê do wyst¹pienia.Miejsce zebrania wyznaczono napolu marsowym wSród ³owickiego b³onia.Ju¿ przed godzin¹ dziesi¹t¹ zaczê³y Sci¹gaæ siêz muzyk¹ wojskow¹ poszczególne regimenty.Chlubny tytu³ pu³ku pierwszego otrzyma³a kon-nica, prowadzona przez Swie¿o mianowanego pu³kownikiem Jana D¹browskiego (syna), zor-ganizowana przez genera³a Niemojewskiego w Gniexnie i Rogoxnie.Nadci¹gnê³y zaraz316wSród okrzyków ludu si³y zgromadzone przez Walentego Skórzewskiego i przez Biernackie-go.NieSwietna by³a broñ tego wojska.Pochodzi³a przewa¿nie z arsena³u czêstochowskiego.Karabiny by³y nie nabite, brakowa³o kul, nabojów, ska³ek.Za to szabel i pik by³a obfitoSæ.Ale porz¹dek i karnoSæ w rozwiniêciu szyku, piêkna czerstwoSæ i malownicza si³a, bij¹caz postawy tej m³odzie¿y, zapa³ budzi³y w widzach.Oko³o godziny dziesi¹tej ju¿ jazda w sileszeSciu tysiêcy ludzi, czyli bez ma³a trzy regimenty licz¹c po szeSæ dwukompaniowych szwa-dronów w regimencie, utworzy³a zbity czworogran.W g³Ã³wnym jego ramieniu widaæ by³ootwarty namiot z o³tarzem polowym.Zahucza³ od strony miasta krzyk ludzki.Wszyscy kawalerowie jak jeden zwrócili siê twarz¹ w tê stronê.Cedro i Olbromski, stoj¹cobok siebie w strzemionach, wytê¿yli oczy.Serca w nich stanê³y jako i w tym ca³ym t³umie.W otoczeniu genera³Ã³w i adiutantów wjecha³ na pole, miêdzy ¿ywe mury, Jan Henryk D¹-browski.Ciê¿ko szed³ koñ cisawy pod jego olbrzymi¹ postur¹.Genera³ wiód³ oczyma po szy-ku i niezgruntowana radoSæ b³yskawic¹ strzela³a mu z oczu.W milczeniu, ciê¿ko zlaz³ z konia.Poszed³ ku namiotowi.Wówczas otworzy³ siê w innymmiejscu szereg wojskowy i weszli tamtêdy dwaj oficerowie: Roman Matusewicz, adiutant-major kawalerii, i Józef Lubieniecki, rotmistrz.Pierwszy niós³ na p¹sowej poduszce pa³aszkróla Jana Sobieskiego, przez legiony polskie zdobyty w Loretto, drugi na wezg³owiu bu³a-wê hetmana Czarnieckiego.Za wodzem postêpowa³ jego sztab Swie¿o przez Napoleona mianowany, wiêc Maurycy Hau-ke, pu³kownik, niegdyS wspó³dyrektor robót ziemnych w Mantui na San-Giorgio, obecniepierwszy szef sztabu, za nim Tremo, podpu³kownik i adiutant polny, dalej Pakosz, Weyssen-hoff, Godebski i Cedrowski, podpu³kownicy-adiutanci, za nimi porucznicy-adiutanci: JózefHauke, Andrzej Stoss, Lettow, Jankowski, Bergonzoni, Stanis³aw i Józef Dönhofowie.Zaczê³a siê msza polowa.W milczeniu s³ucha³o jej wszystko rycerstwo.Gdy skoñczy³o siênabo¿eñstwo, genera³owie i oficerowie wy¿si poSpieszyli ku namiotowi.Nie bacz¹c na po-rz¹dek kawaleria stanê³a w strzemionach.Zwróci³ siê teraz wódz twarz¹.Mówi³:- Rycerze!Za najszczêSliwszy dzieñ ¿ycia poczytujê ten, który po dwunastoletnim rozstaniu siê po³¹-czy³ miê z wami, rodacy, który mi daje ogl¹daæ s³odkie owoce prac moich za granic¹ podjê-tych ku utrzymaniu mê¿nego ducha w Polaku.Jestem sowicie od niebios nagrodzony, kie-dym was w istocie przekona³, ¿e niep³onnymi ziomków moich karmi³em nadziejami.Ten rok1807 jest pierwszym, w którym ka¿dy z was ¿ycie swoje poczyna.Rcisn¹³ Cedro rêkê towarzysza z ca³ej si³y i nie puszcza³ a¿ do koñca mowy.Ale oto ujrzeliobadwaj, jak genera³owie kolej¹ starszeñstwa id¹ przysiêgaæ.Podnosz¹c trzy palce prawejrêki do góry, a lew¹ rêkê k³ad¹c na bu³awie Czarnieckiego, powtarzali uroczyScie s³owa.Na dany znak wojsko podnios³o do góry broñ.317Ku morzu!Oko³o trzech tygodni pospolite ruszenie zabawi³o w £owiczu.Kot³owa³a siê tam sprawa for-macji korpusów, a nawet przewodnictwa nad ca³ym wojskiem.Nosi³, co prawda, w dniu przy-siêgi tytu³ naczelnika D¹browski, ale szeptano na wszystkie strony o naczelnictwie ksiêciaJózefa Poniatowskiego, który zdecydowa³ siê wreszcie na krok przyst¹pienia do Napoleonai jego sprawy.Tymczasem wojsko zgromadzone w £owiczu podzielono z gruba na regimentypiesze i konne, i z nich w mySl D¹browskiego, wodza de facto, tworzono legie.Ju¿ poznañ-ska si³a wojskowa stanowi³a najlepiej zorganizowan¹ legiê pierwsz¹.Sk³ada³y siê na ni¹ czte-ry regimenty piesze, jeden pu³k jazdy i nieco artylerii.W tej pierwiastkowej formacji ka¿dy pu³k jazdy mia³w sobie szeSæ szwadronów.Szwadrontworzy³y dwie kompanie.Kompania liczy³a 170 kawalerów.Sztab sk³ada³ siê z pu³kownika,szeSciu szefów szwadronowych, jednego adiutanta-majora, kapitana i dwu adiutantów pod-oficerów.Na czele kompanii sta³ kapitan [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nad wieczoremdnia 31 grudnia wkroczyli w nisk¹ równinê Bzury.Z dala, o dwie blisko mile, ujrzeli wie¿ekolegiackie £owicza.Przebywszy rzekê regiment krakowski wszed³ do miasta, ale tam, do-oko³a starego ratusza, gdzie mieSci³ siê sztab g³Ã³wny, panowa³ Scisk taki, ¿e rycerze jak nie-pyszni musieli wycofaæ siê i szukaæ schronienia a¿ na przedmieSciu Bratkowickim.Zmarzlijexdxcy, skoro tylko zdo³ali umieSciæ we wskazanych im stajenkach konie swe i obrz¹dziæ jeile mo¿na, rzucili siê w objêcia snu.Nazajutrz od samego Switu gotowali siê do wyst¹pienia.Miejsce zebrania wyznaczono napolu marsowym wSród ³owickiego b³onia.Ju¿ przed godzin¹ dziesi¹t¹ zaczê³y Sci¹gaæ siêz muzyk¹ wojskow¹ poszczególne regimenty.Chlubny tytu³ pu³ku pierwszego otrzyma³a kon-nica, prowadzona przez Swie¿o mianowanego pu³kownikiem Jana D¹browskiego (syna), zor-ganizowana przez genera³a Niemojewskiego w Gniexnie i Rogoxnie.Nadci¹gnê³y zaraz316wSród okrzyków ludu si³y zgromadzone przez Walentego Skórzewskiego i przez Biernackie-go.NieSwietna by³a broñ tego wojska.Pochodzi³a przewa¿nie z arsena³u czêstochowskiego.Karabiny by³y nie nabite, brakowa³o kul, nabojów, ska³ek.Za to szabel i pik by³a obfitoSæ.Ale porz¹dek i karnoSæ w rozwiniêciu szyku, piêkna czerstwoSæ i malownicza si³a, bij¹caz postawy tej m³odzie¿y, zapa³ budzi³y w widzach.Oko³o godziny dziesi¹tej ju¿ jazda w sileszeSciu tysiêcy ludzi, czyli bez ma³a trzy regimenty licz¹c po szeSæ dwukompaniowych szwa-dronów w regimencie, utworzy³a zbity czworogran.W g³Ã³wnym jego ramieniu widaæ by³ootwarty namiot z o³tarzem polowym.Zahucza³ od strony miasta krzyk ludzki.Wszyscy kawalerowie jak jeden zwrócili siê twarz¹ w tê stronê.Cedro i Olbromski, stoj¹cobok siebie w strzemionach, wytê¿yli oczy.Serca w nich stanê³y jako i w tym ca³ym t³umie.W otoczeniu genera³Ã³w i adiutantów wjecha³ na pole, miêdzy ¿ywe mury, Jan Henryk D¹-browski.Ciê¿ko szed³ koñ cisawy pod jego olbrzymi¹ postur¹.Genera³ wiód³ oczyma po szy-ku i niezgruntowana radoSæ b³yskawic¹ strzela³a mu z oczu.W milczeniu, ciê¿ko zlaz³ z konia.Poszed³ ku namiotowi.Wówczas otworzy³ siê w innymmiejscu szereg wojskowy i weszli tamtêdy dwaj oficerowie: Roman Matusewicz, adiutant-major kawalerii, i Józef Lubieniecki, rotmistrz.Pierwszy niós³ na p¹sowej poduszce pa³aszkróla Jana Sobieskiego, przez legiony polskie zdobyty w Loretto, drugi na wezg³owiu bu³a-wê hetmana Czarnieckiego.Za wodzem postêpowa³ jego sztab Swie¿o przez Napoleona mianowany, wiêc Maurycy Hau-ke, pu³kownik, niegdyS wspó³dyrektor robót ziemnych w Mantui na San-Giorgio, obecniepierwszy szef sztabu, za nim Tremo, podpu³kownik i adiutant polny, dalej Pakosz, Weyssen-hoff, Godebski i Cedrowski, podpu³kownicy-adiutanci, za nimi porucznicy-adiutanci: JózefHauke, Andrzej Stoss, Lettow, Jankowski, Bergonzoni, Stanis³aw i Józef Dönhofowie.Zaczê³a siê msza polowa.W milczeniu s³ucha³o jej wszystko rycerstwo.Gdy skoñczy³o siênabo¿eñstwo, genera³owie i oficerowie wy¿si poSpieszyli ku namiotowi.Nie bacz¹c na po-rz¹dek kawaleria stanê³a w strzemionach.Zwróci³ siê teraz wódz twarz¹.Mówi³:- Rycerze!Za najszczêSliwszy dzieñ ¿ycia poczytujê ten, który po dwunastoletnim rozstaniu siê po³¹-czy³ miê z wami, rodacy, który mi daje ogl¹daæ s³odkie owoce prac moich za granic¹ podjê-tych ku utrzymaniu mê¿nego ducha w Polaku.Jestem sowicie od niebios nagrodzony, kie-dym was w istocie przekona³, ¿e niep³onnymi ziomków moich karmi³em nadziejami.Ten rok1807 jest pierwszym, w którym ka¿dy z was ¿ycie swoje poczyna.Rcisn¹³ Cedro rêkê towarzysza z ca³ej si³y i nie puszcza³ a¿ do koñca mowy.Ale oto ujrzeliobadwaj, jak genera³owie kolej¹ starszeñstwa id¹ przysiêgaæ.Podnosz¹c trzy palce prawejrêki do góry, a lew¹ rêkê k³ad¹c na bu³awie Czarnieckiego, powtarzali uroczyScie s³owa.Na dany znak wojsko podnios³o do góry broñ.317Ku morzu!Oko³o trzech tygodni pospolite ruszenie zabawi³o w £owiczu.Kot³owa³a siê tam sprawa for-macji korpusów, a nawet przewodnictwa nad ca³ym wojskiem.Nosi³, co prawda, w dniu przy-siêgi tytu³ naczelnika D¹browski, ale szeptano na wszystkie strony o naczelnictwie ksiêciaJózefa Poniatowskiego, który zdecydowa³ siê wreszcie na krok przyst¹pienia do Napoleonai jego sprawy.Tymczasem wojsko zgromadzone w £owiczu podzielono z gruba na regimentypiesze i konne, i z nich w mySl D¹browskiego, wodza de facto, tworzono legie.Ju¿ poznañ-ska si³a wojskowa stanowi³a najlepiej zorganizowan¹ legiê pierwsz¹.Sk³ada³y siê na ni¹ czte-ry regimenty piesze, jeden pu³k jazdy i nieco artylerii.W tej pierwiastkowej formacji ka¿dy pu³k jazdy mia³w sobie szeSæ szwadronów.Szwadrontworzy³y dwie kompanie.Kompania liczy³a 170 kawalerów.Sztab sk³ada³ siê z pu³kownika,szeSciu szefów szwadronowych, jednego adiutanta-majora, kapitana i dwu adiutantów pod-oficerów.Na czele kompanii sta³ kapitan [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]