[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biała pościel pachniała czystością ikrochmalem.114- To było niechcący.Chyba nie myślisz, że chciałam sięutopić w wannie.- odpowiedziała cicho dziewczyna, nieotwierając oczu.- Musiałam na chwilę przysnąć.- Nie kłam.- Głos matki stracił wcześniejszą miękkość,stał się twardy, stanowczy.Uścisk jej ręki był coraz mocniejszy.- Przecież widzę, że coś się z tobą dzieje.Spójrz na mnie!Sonia otworzyła oczy i spojrzała przestraszona w twarzmatki: zmartwioną, zaniepokojoną, ale też trochę gniewną.Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, co naprawdę się stało.OBoże, Boże, co ja narobiłam?- Mamo.ja nie chciałam! Uwierz mi, proszęęęę.- Wy-buchnęła płaczem.Matka pochyliła się nad łkającą córką i odgarnęła jej z czołamokre włosy.- Córeńko.- Przytuliły się do siebie.Matka przyłożyłatwarz do policzka Soni.Pocałowała ją kilka razy.- Przecieżwiesz, jak bardzo cię kocham.Mam tylko ciebie jedną.jedyną.Nie przeżyłabym, gdybyś.- Nie dokończyła.Azy napłynęły jejdo oczu.- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.Możesz mi owszystkim powiedzieć.Nawet jeśli to coś bardzo złego.A jazrobię, co w mojej mocy, żeby ci pomóc.- Wiem, mamo.- Sonia otarła oczy wierzchem dłoni.-Wiem.- Jesteś pewna, że nie chcesz porozmawiać? - Matka zaj-rzała jej w oczy.- Naprawdę nie ma o czym.- Gdybyś jednak zmieniła zdanie.- Przecież wiem.Jesteś moim najlepszym przyjacielemi.i.- Znów zaczęła łkać.- Dobrze, już dobrze.U5Matka pogładziła Sonię po głowie, po czym wstała i popra-wiła zmiętą spódnicę.- Pamiętaj, że zawsze jestem po twojej stronie.Rzuciła córce przeciągłe spojrzenie.Zapadła cisza.Matkasprawiała wrażenie, jakby wciąż na coś czekała.Nie, dzisiaj jużnic więcej nie usłyszy.Odwróciła się i poszła w stronę drzwi.- Kocham cię, mamo - szepnęła Sonia.10.Csar długo się zastanawiał, czy powinien zgłosić, że wie, kimbyła denatka.Szkopuł w tym, że gdyby to zrobił, musiałby wy-tłumaczyć, skąd ma takie informacje, a to oznaczałoby przy-znanie się do romansu z Lolą.Już widzi miny kolegów.Staryteż by go raczej nie pochwalił.Chociaż, jak sam mu niedawnopowiedział, to i owo przeżył i sporo rozumie.Plotki mogłybydotrzeć również do Joan, a to była ostatnia rzecz, którą chciał-by jej teraz zafundować.Sporządził bilans zysków i strat i ko-niec końców uznał, że dla dobra wszystkich najlepiej będzie tozataić i w żadnym razie nie wciągać w sprawę Loli.Chciał jejoszczędzić wizyty w kostnicy i oglądania martwego ciała przy-jaciółki.Postanowił zostawić sprawę własnemu biegowi.Kiedy wchodził rano do budynku policji, starał się nie myśleć owydarzeniach minionej nocy.Okazał legitymację posterunko-wemu i przeszedł przez bramkę magnetyczną.Wsiadł do116windy, lecz zanim drzwi się zamknęły, ktoś zablokował je bu-tem.Csar odwrócił się i zobaczył Starego.- Dobrze, że cię widzę.- Vincent skinął mu głową.Csarodpowiedział mu tym samym.- Słyszałem o twoich nocnychprzygodach.- Wieści szybko się rozchodzą - burknął Csar.- Nie pytam, co tam robiłeś po północy, bo to nie mojasprawa.- Komisarz puścił do niego oko, ale Csar przeczuwał,że ten temat może jeszcze powrócić.Postanowił, że w wolnejchwili przygotuje sobie jakąś wiarygodną historyjkę na tę oko-liczność.Winda zatrzymała się.Csar przepuścił szefa, szli teraz dłu-gim korytarzem.- Pozdrowienia od komisarza Fauquarta - wydusił z sie-bie Csar.Stary zerknął na niego przez ramię.- Jak go znam, będzie wściekły, jeśli do dziesiątej niedostanie twojego raportu - rzucił od niechcenia Vincent.- Przecież nie jestem jego podwładnym - zdziwił się cał-kiem szczerze Csar.Przystanął, żeby móc lepiej przetrawić słowa szefa.Staryspojrzał na niego znacząco.- Z tego, co słyszałem, ty pierwszy odkryłeś zwłoki.- Wszystko, co wiem, powiedziałem Deroux, dowódcypatrolu.Ręczę, że spisał moje zeznania ze szczegółami.- Csaruśmiechnął się na wspomnienie młodego stróża prawa.- AFauquart niech sobie przejrzy zapis z kamer.Jak będzie miałszczęście, to może nawet uda mu się zobaczyć moment mor-derstwa.To powinno mu ułatwić sprawę.- Zrobisz, jak uważasz.- Vincent wzruszył ramionami.117Wszedł do swojego gabinetu, nie zamykając za sobą drzwi.Usiadł przy biurku i bez słowa zaczął przeglądać papiery.Csar zatrzymał się i przez chwilę patrzył na pochyloną syl-wetkę i stanowczo zbyt długie włosy szefa, jakby się wahał, czyjeszcze o coś spytać.Po przyjściu do swojego pokoju zajął się przeglądaniem aktsprawy.Postanowił przeczytać od deski do deski wszystkieraporty i jeszcze raz przyjrzeć się zdjęciom.Po kilku minutachusłyszał pukanie do drzwi.Podniósł głowę znad akt i uśmiech-nął się po raz pierwszy tego dnia.Na progu stała Marie.- Cześć.- Usiadła po drugiej stronie biurka, stawiając nanim dwa kubki kawy.- Dla mnie? - Csar spojrzał na nią ze zdziwieniem.- Pomyślałam, że się nie wyspałeś.- Marie do niegomrugnęła.- Widzę, że i ty dostąpiłaś już wtajemniczenia - odpo-wiedział z niezadowoleniem i natychmiast przestał się uśmie-chać.- Właściwie mogłem się tego spodziewać.W końcu detek-tywów u nas nie brakuje.I plotkarzy też.- Ludzie są tylko ludzmi.- Marie wzruszyła ramionami.- Każdy ma swoje słabostki.Zapadła chwila ciszy.Csar czuł, że Marie chce go o coś za-pytać, ale nie zamierzał ułatwiać jej tego zadania.Pili kawę wmilczeniu.- Więc to prawda, że odkryłeś wczoraj kolejne ciało.-zaczęła dyplomatycznie.- Przypadkiem.118- Rozumiem, że pasuje do naszego scenariusza?- Niestety tak.- Csar rozparł się wygodnie w fotelu iskrzyżował ręce za głową.- Opowiedz mi o tym - poprosiła.- Dziewczyna leżała pod stertą szmat.W najdalszym ką-cie peronu.- Jak to możliwe, że nikt jej wcześniej nie zauważył?- Miejsce było słabo widoczne, zasłonięte nieczynnymautomatem z napojami.- Ale ty ją dostrzegłeś.- Marie nie kryła zdziwienia.- To przesłuchanie?- Co?- Przepytujesz mnie.- Nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało.Po prostu chcędowiedzieć się jak najwięcej.- Możesz zaczekać na raport.- Nie uważasz, że czas nas goni?- Okej.Było mi zimno.Spacerowałem po peronie tam i zpowrotem.Nie od razu zobaczyłem tę stertę brudnych koców.- Dlaczego tam podszedłeś?- Zauważyłem, że spod szmat wystaje stopa.- Stopa?- Tak.Bosa stopa.- Była bez butów?- Jednego brakowało.- Może leżał gdzieś w pobliżu?- Raczej nie.Wszystko przeszukałem.Na drugiej nodzemiała czarny pantofel.- zawiesił na chwilę głos.- A poza tym jeszcze coś charakterystycznego?119- Młoda.Aadna buzia.Zgrabne ciało.Jasne włosy.Ubrana w płaszcz.- Uduszona?Csar skinął głową.- Na szyi miała niebieską apaszkę, która zakrywała prę-gę.- W jakim kolorze był płaszcz?- Jasnozielony.- Bardziej zielony groszek czy oliwka?- Raczej oliwka - odparł po chwili namysłu.- Czarne eleganckie pantofle, zielony płaszcz, niebieskaapaszka.Nie bardzo to wszystko do siebie pasuje.Raczej niemiała gustu.- Marie uśmiechnęła się lekko.- Apaszka była szarobłękitna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Biała pościel pachniała czystością ikrochmalem.114- To było niechcący.Chyba nie myślisz, że chciałam sięutopić w wannie.- odpowiedziała cicho dziewczyna, nieotwierając oczu.- Musiałam na chwilę przysnąć.- Nie kłam.- Głos matki stracił wcześniejszą miękkość,stał się twardy, stanowczy.Uścisk jej ręki był coraz mocniejszy.- Przecież widzę, że coś się z tobą dzieje.Spójrz na mnie!Sonia otworzyła oczy i spojrzała przestraszona w twarzmatki: zmartwioną, zaniepokojoną, ale też trochę gniewną.Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, co naprawdę się stało.OBoże, Boże, co ja narobiłam?- Mamo.ja nie chciałam! Uwierz mi, proszęęęę.- Wy-buchnęła płaczem.Matka pochyliła się nad łkającą córką i odgarnęła jej z czołamokre włosy.- Córeńko.- Przytuliły się do siebie.Matka przyłożyłatwarz do policzka Soni.Pocałowała ją kilka razy.- Przecieżwiesz, jak bardzo cię kocham.Mam tylko ciebie jedną.jedyną.Nie przeżyłabym, gdybyś.- Nie dokończyła.Azy napłynęły jejdo oczu.- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.Możesz mi owszystkim powiedzieć.Nawet jeśli to coś bardzo złego.A jazrobię, co w mojej mocy, żeby ci pomóc.- Wiem, mamo.- Sonia otarła oczy wierzchem dłoni.-Wiem.- Jesteś pewna, że nie chcesz porozmawiać? - Matka zaj-rzała jej w oczy.- Naprawdę nie ma o czym.- Gdybyś jednak zmieniła zdanie.- Przecież wiem.Jesteś moim najlepszym przyjacielemi.i.- Znów zaczęła łkać.- Dobrze, już dobrze.U5Matka pogładziła Sonię po głowie, po czym wstała i popra-wiła zmiętą spódnicę.- Pamiętaj, że zawsze jestem po twojej stronie.Rzuciła córce przeciągłe spojrzenie.Zapadła cisza.Matkasprawiała wrażenie, jakby wciąż na coś czekała.Nie, dzisiaj jużnic więcej nie usłyszy.Odwróciła się i poszła w stronę drzwi.- Kocham cię, mamo - szepnęła Sonia.10.Csar długo się zastanawiał, czy powinien zgłosić, że wie, kimbyła denatka.Szkopuł w tym, że gdyby to zrobił, musiałby wy-tłumaczyć, skąd ma takie informacje, a to oznaczałoby przy-znanie się do romansu z Lolą.Już widzi miny kolegów.Staryteż by go raczej nie pochwalił.Chociaż, jak sam mu niedawnopowiedział, to i owo przeżył i sporo rozumie.Plotki mogłybydotrzeć również do Joan, a to była ostatnia rzecz, którą chciał-by jej teraz zafundować.Sporządził bilans zysków i strat i ko-niec końców uznał, że dla dobra wszystkich najlepiej będzie tozataić i w żadnym razie nie wciągać w sprawę Loli.Chciał jejoszczędzić wizyty w kostnicy i oglądania martwego ciała przy-jaciółki.Postanowił zostawić sprawę własnemu biegowi.Kiedy wchodził rano do budynku policji, starał się nie myśleć owydarzeniach minionej nocy.Okazał legitymację posterunko-wemu i przeszedł przez bramkę magnetyczną.Wsiadł do116windy, lecz zanim drzwi się zamknęły, ktoś zablokował je bu-tem.Csar odwrócił się i zobaczył Starego.- Dobrze, że cię widzę.- Vincent skinął mu głową.Csarodpowiedział mu tym samym.- Słyszałem o twoich nocnychprzygodach.- Wieści szybko się rozchodzą - burknął Csar.- Nie pytam, co tam robiłeś po północy, bo to nie mojasprawa.- Komisarz puścił do niego oko, ale Csar przeczuwał,że ten temat może jeszcze powrócić.Postanowił, że w wolnejchwili przygotuje sobie jakąś wiarygodną historyjkę na tę oko-liczność.Winda zatrzymała się.Csar przepuścił szefa, szli teraz dłu-gim korytarzem.- Pozdrowienia od komisarza Fauquarta - wydusił z sie-bie Csar.Stary zerknął na niego przez ramię.- Jak go znam, będzie wściekły, jeśli do dziesiątej niedostanie twojego raportu - rzucił od niechcenia Vincent.- Przecież nie jestem jego podwładnym - zdziwił się cał-kiem szczerze Csar.Przystanął, żeby móc lepiej przetrawić słowa szefa.Staryspojrzał na niego znacząco.- Z tego, co słyszałem, ty pierwszy odkryłeś zwłoki.- Wszystko, co wiem, powiedziałem Deroux, dowódcypatrolu.Ręczę, że spisał moje zeznania ze szczegółami.- Csaruśmiechnął się na wspomnienie młodego stróża prawa.- AFauquart niech sobie przejrzy zapis z kamer.Jak będzie miałszczęście, to może nawet uda mu się zobaczyć moment mor-derstwa.To powinno mu ułatwić sprawę.- Zrobisz, jak uważasz.- Vincent wzruszył ramionami.117Wszedł do swojego gabinetu, nie zamykając za sobą drzwi.Usiadł przy biurku i bez słowa zaczął przeglądać papiery.Csar zatrzymał się i przez chwilę patrzył na pochyloną syl-wetkę i stanowczo zbyt długie włosy szefa, jakby się wahał, czyjeszcze o coś spytać.Po przyjściu do swojego pokoju zajął się przeglądaniem aktsprawy.Postanowił przeczytać od deski do deski wszystkieraporty i jeszcze raz przyjrzeć się zdjęciom.Po kilku minutachusłyszał pukanie do drzwi.Podniósł głowę znad akt i uśmiech-nął się po raz pierwszy tego dnia.Na progu stała Marie.- Cześć.- Usiadła po drugiej stronie biurka, stawiając nanim dwa kubki kawy.- Dla mnie? - Csar spojrzał na nią ze zdziwieniem.- Pomyślałam, że się nie wyspałeś.- Marie do niegomrugnęła.- Widzę, że i ty dostąpiłaś już wtajemniczenia - odpo-wiedział z niezadowoleniem i natychmiast przestał się uśmie-chać.- Właściwie mogłem się tego spodziewać.W końcu detek-tywów u nas nie brakuje.I plotkarzy też.- Ludzie są tylko ludzmi.- Marie wzruszyła ramionami.- Każdy ma swoje słabostki.Zapadła chwila ciszy.Csar czuł, że Marie chce go o coś za-pytać, ale nie zamierzał ułatwiać jej tego zadania.Pili kawę wmilczeniu.- Więc to prawda, że odkryłeś wczoraj kolejne ciało.-zaczęła dyplomatycznie.- Przypadkiem.118- Rozumiem, że pasuje do naszego scenariusza?- Niestety tak.- Csar rozparł się wygodnie w fotelu iskrzyżował ręce za głową.- Opowiedz mi o tym - poprosiła.- Dziewczyna leżała pod stertą szmat.W najdalszym ką-cie peronu.- Jak to możliwe, że nikt jej wcześniej nie zauważył?- Miejsce było słabo widoczne, zasłonięte nieczynnymautomatem z napojami.- Ale ty ją dostrzegłeś.- Marie nie kryła zdziwienia.- To przesłuchanie?- Co?- Przepytujesz mnie.- Nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało.Po prostu chcędowiedzieć się jak najwięcej.- Możesz zaczekać na raport.- Nie uważasz, że czas nas goni?- Okej.Było mi zimno.Spacerowałem po peronie tam i zpowrotem.Nie od razu zobaczyłem tę stertę brudnych koców.- Dlaczego tam podszedłeś?- Zauważyłem, że spod szmat wystaje stopa.- Stopa?- Tak.Bosa stopa.- Była bez butów?- Jednego brakowało.- Może leżał gdzieś w pobliżu?- Raczej nie.Wszystko przeszukałem.Na drugiej nodzemiała czarny pantofel.- zawiesił na chwilę głos.- A poza tym jeszcze coś charakterystycznego?119- Młoda.Aadna buzia.Zgrabne ciało.Jasne włosy.Ubrana w płaszcz.- Uduszona?Csar skinął głową.- Na szyi miała niebieską apaszkę, która zakrywała prę-gę.- W jakim kolorze był płaszcz?- Jasnozielony.- Bardziej zielony groszek czy oliwka?- Raczej oliwka - odparł po chwili namysłu.- Czarne eleganckie pantofle, zielony płaszcz, niebieskaapaszka.Nie bardzo to wszystko do siebie pasuje.Raczej niemiała gustu.- Marie uśmiechnęła się lekko.- Apaszka była szarobłękitna [ Pobierz całość w formacie PDF ]