[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzadko robiliśmy coś razem - mam na myśli NocnychWędrowców.Kiedy zaczynało się oblężenie, mieliśmy nadzieję, że będziemy wymykali sięza mury, by zabijać dowódców Węży albo niszczyć ich machiny.Jednak oni znajdowali sięna morzu i mimo częstych ataków nie zdołali wylądować na plażach wschodniego wybrzeża,a my siedzieliśmy za murami.Dlatego każdy miał służbę gdzie indziej i rzadko sięwidywaliśmy.Kiedyś Grunaldi powiedział nawet, że chciałby, aby Węże wylądowali nawyspie, bo przynajmniej wtedy działoby się coś innego niż dotąd.A potem wszystko się zmieniło.Nadszedł dziwny czas, który pamiętam tak, jak pamięta się majaki w ciężkiejgorączce.Czas grozy i ciemności.Opowiem teraz o tym, jak umiem, choć wolałbymzapomnieć.Jednak to, co się zdarzyło w Lodowym Ogrodzie, musi zostać powiedziane.Pewnego dnia podczas niezbyt zawziętego szturmu, takiego codziennego, kiedy flotapluła w nas pociskami, a my strzelaliśmy do nich, zobaczyliśmy żagle na południu.Stałemwtedy przy bębnie i zupełnie odruchowo zacząłem wybijać wraz z innymi sygnał: %7łagle zpołudnia, żagle z południa!, zanim dotarło do mnie, co to znaczy.Całe mrowie znikomychplamek porosło horyzont, wciąż pojawiały się kolejne, ale upłynęła co najmniej duża wodnamiara, zanim zobaczyliśmy flotę w całej okazałości.Były to wielkie okręty, idące w kilkuszeregach, równocześnie na wiosłach i na żaglach.Znałem je.Znałem dzwięk rogów, którymrozmawiały, i znałem znaki na czerwonych proporcach łopocących na szczytach masztów.Podziemne Aono.Nadciągał Amitraj.Z równym ruchem rzędów wioseł, z głuchym łomotem bębnów podających rytmwioślarzom przykutym do drzewc płynęła flota Pramatki.Okręty o szerokich burtach, tnącewodę sterczącymi okutymi taranami przed dziobem, o wydętych kwadratowych żaglach, zpokładami pełnymi wojska.Jeden za drugim.Patrzyłem wraz z innymi z muru oporowego w milczeniu i osłupieniu, a okrętynadchodziły, ustawiając długie rzędy i zrzucając żagle.Flota Węży odpowiedziała chóremswoich posępnych rogów, wilcze okręty zaczęły skręcać w stronę szyku amitrajskich galer,również ustawiając się w kilka rzędów.Przez parę uderzeń serca gapiłem się tępo na okręty,maleńkie stąd jak ziarna zboża, aż dotarło do mnie, że jako jeden z niewielu wiem, na copatrzę.Podszedłem do bębna i podniosłem pałki.To Amitraj! To Amitraj! Dwie flotylle Floty Północnej! Tymeny z Nahdilii i zUjgarabadu! - wybiłem, a w chwilę potem bębny w całej twierdzy odpowiedziały:Filar na wieżę!Gnałem ulicami jeszcze bardziej pustymi niż do tej pory, cały gród stał wprzerażającej ciszy, której nie doświadczyłem od wielu tygodni.Słyszałem tylko stukot kopytmojego wierzchowca na kamiennych ulicach, a nawet krzyki morskich ptaków i plusk wodyw kanałach.Zupełnie jakbym był sam w Lodowym Ogrodzie i tak się wtedy czułem, jakbywszyscy prócz mnie umarli.Widok okrętów Pramatki zdjął mnie strachem gdzieś w środku.Oczywiście strach podczas wlokącego się tygodniami oblężenia był czymś, z czym budziłemsię i zasypiałem, jadłem go i piłem.Strach przed kamienną kulą nadlatującą z taką siłą, żebyła w stanie zgruchotać blanki muru albo rozerwać człowieka na strzępy, strach przedwirującym pomarańczowym ogniem smoczej oliwy przepalającej na wylot wszystko, czegodotknęła.Ale to był strach powszedni.To, co poczułem na widok żagli Floty Północnej, byłoinne.Jak strach przed klątwą albo demonem.Czułem, że na którymś z tych statków stoiNahel Ifrija, skryta w swoim czerwonym pustynnym płaszczu, z dziwaczną białą twarząschowaną w kapturze, i wydawało mi się, że przybyła właśnie po mnie.Równocześnieczułem gniew i chciałem ją zabić, ale nie wiedziałem, jak miałbym tego dokonać.Kiedy dotarłem na wieżę, zastałem tam obu - Ulf i Fjollsfinn, oparci o krenelaż, staliobok siebie, patrząc na flotę rozwijającą szyki.-.byłoby cudownie, ale na to bym nie liczył - mówił Ulf.- Twoi koledzy nie są ażtacy głupi.W każdym razie dodawać chyba umieją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Rzadko robiliśmy coś razem - mam na myśli NocnychWędrowców.Kiedy zaczynało się oblężenie, mieliśmy nadzieję, że będziemy wymykali sięza mury, by zabijać dowódców Węży albo niszczyć ich machiny.Jednak oni znajdowali sięna morzu i mimo częstych ataków nie zdołali wylądować na plażach wschodniego wybrzeża,a my siedzieliśmy za murami.Dlatego każdy miał służbę gdzie indziej i rzadko sięwidywaliśmy.Kiedyś Grunaldi powiedział nawet, że chciałby, aby Węże wylądowali nawyspie, bo przynajmniej wtedy działoby się coś innego niż dotąd.A potem wszystko się zmieniło.Nadszedł dziwny czas, który pamiętam tak, jak pamięta się majaki w ciężkiejgorączce.Czas grozy i ciemności.Opowiem teraz o tym, jak umiem, choć wolałbymzapomnieć.Jednak to, co się zdarzyło w Lodowym Ogrodzie, musi zostać powiedziane.Pewnego dnia podczas niezbyt zawziętego szturmu, takiego codziennego, kiedy flotapluła w nas pociskami, a my strzelaliśmy do nich, zobaczyliśmy żagle na południu.Stałemwtedy przy bębnie i zupełnie odruchowo zacząłem wybijać wraz z innymi sygnał: %7łagle zpołudnia, żagle z południa!, zanim dotarło do mnie, co to znaczy.Całe mrowie znikomychplamek porosło horyzont, wciąż pojawiały się kolejne, ale upłynęła co najmniej duża wodnamiara, zanim zobaczyliśmy flotę w całej okazałości.Były to wielkie okręty, idące w kilkuszeregach, równocześnie na wiosłach i na żaglach.Znałem je.Znałem dzwięk rogów, którymrozmawiały, i znałem znaki na czerwonych proporcach łopocących na szczytach masztów.Podziemne Aono.Nadciągał Amitraj.Z równym ruchem rzędów wioseł, z głuchym łomotem bębnów podających rytmwioślarzom przykutym do drzewc płynęła flota Pramatki.Okręty o szerokich burtach, tnącewodę sterczącymi okutymi taranami przed dziobem, o wydętych kwadratowych żaglach, zpokładami pełnymi wojska.Jeden za drugim.Patrzyłem wraz z innymi z muru oporowego w milczeniu i osłupieniu, a okrętynadchodziły, ustawiając długie rzędy i zrzucając żagle.Flota Węży odpowiedziała chóremswoich posępnych rogów, wilcze okręty zaczęły skręcać w stronę szyku amitrajskich galer,również ustawiając się w kilka rzędów.Przez parę uderzeń serca gapiłem się tępo na okręty,maleńkie stąd jak ziarna zboża, aż dotarło do mnie, że jako jeden z niewielu wiem, na copatrzę.Podszedłem do bębna i podniosłem pałki.To Amitraj! To Amitraj! Dwie flotylle Floty Północnej! Tymeny z Nahdilii i zUjgarabadu! - wybiłem, a w chwilę potem bębny w całej twierdzy odpowiedziały:Filar na wieżę!Gnałem ulicami jeszcze bardziej pustymi niż do tej pory, cały gród stał wprzerażającej ciszy, której nie doświadczyłem od wielu tygodni.Słyszałem tylko stukot kopytmojego wierzchowca na kamiennych ulicach, a nawet krzyki morskich ptaków i plusk wodyw kanałach.Zupełnie jakbym był sam w Lodowym Ogrodzie i tak się wtedy czułem, jakbywszyscy prócz mnie umarli.Widok okrętów Pramatki zdjął mnie strachem gdzieś w środku.Oczywiście strach podczas wlokącego się tygodniami oblężenia był czymś, z czym budziłemsię i zasypiałem, jadłem go i piłem.Strach przed kamienną kulą nadlatującą z taką siłą, żebyła w stanie zgruchotać blanki muru albo rozerwać człowieka na strzępy, strach przedwirującym pomarańczowym ogniem smoczej oliwy przepalającej na wylot wszystko, czegodotknęła.Ale to był strach powszedni.To, co poczułem na widok żagli Floty Północnej, byłoinne.Jak strach przed klątwą albo demonem.Czułem, że na którymś z tych statków stoiNahel Ifrija, skryta w swoim czerwonym pustynnym płaszczu, z dziwaczną białą twarząschowaną w kapturze, i wydawało mi się, że przybyła właśnie po mnie.Równocześnieczułem gniew i chciałem ją zabić, ale nie wiedziałem, jak miałbym tego dokonać.Kiedy dotarłem na wieżę, zastałem tam obu - Ulf i Fjollsfinn, oparci o krenelaż, staliobok siebie, patrząc na flotę rozwijającą szyki.-.byłoby cudownie, ale na to bym nie liczył - mówił Ulf.- Twoi koledzy nie są ażtacy głupi.W każdym razie dodawać chyba umieją [ Pobierz całość w formacie PDF ]