[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ramirez nic nie powiedział, tylko jeszcze raz spojrzał na mnie wściekle.Potem złapał mnie za rękę i poprowadził między stolikami na tyły klubu.- Co teraz? - zapytałam.Potknęłam się, próbując za nim nadążyd.- Hej, nie wszyscy mają takie długie nogi jak ty.- Spróbuję przekonad Monalda, że wcale nie został porażony paralizatoremprzez mamuśkę wścibskiej blondynki - powiedział, nie zwalniając kroku.- A ty namnie zaczekasz.Potem zawiozę cię na lotnisko i osobiście wsadzę do pierwszegosamolotu do Los Angeles.Rozumiemy się?- Ale co z Hankiem, Bobbim i Lar.Zamilkłam, bo Ramirez znowu spiorunował mnie wzrokiem.Dobra.Nieważne.Wypchnął mnie przez tylne drzwi na niewielki parking za klubem.Stało tamkilka samochodów, głównie z drugiej ręki, prezentujących imponującą kolekcjęrozmaitych wgnieceo i zadrapao.Z przodu zauważyłam dwa długie, czarne lincolny.Wiedziałam już, że to ulubiony środek transportu Monalda.Z tyłu, w rogu, stał SUVRamireza.Zaprowadził mnie do niego, cały czas pchając przed sobą, otworzyłpilotem i wsadził mnie na tylne siedzenie.- Ty - warknął, celując we mnie palcem zostajesz.Skrzyżowałam ręce napiersi.- Nie jestem psem, wiesz? Znowu zmrużył oczy.- Nie, nie jesteś psem.Jesteś małym wrzodem na tyłku, który doprowadzamnie do szału.I, na wypadek gdybyś nie wiedziała, ryzykuje powrót za kratki zautrudnianie śledztwa, napad z użyciem niebezpiecznego narzędzia i wkurzaniefunkcjonariusza policji.- Wymyśliłeś ostatnie dwa zarzuty.Jego oczy zamieniły się w wąskie szparki.- Chcesz się przekonad?Przełknęłam ślinę.Nie chciałam.- Przepraszam -powiedziałam.Rozluznił mięśnie szczęki, spoglądając na mnie nieco łagodniej.- Doprowadzasz mnie do szaleostwa, wiesz o tym?- Wiem.I przepraszam - powtórzyłam.Pokręcił głową.Potem uśmiechnął się leciutko.Wyciągnął rękę i nawinąłsobie na palec kosmyk moich włosów.- Masz szczęście, że jesteś taka słodka.151Na ogół nie lubię, kiedy ktoś mówi, że jestem słodka.Słodkie są śliniące sięniemowlęta, pieski w sweterkach i animowane misie z tęczami na brzuszkach.Jawolę określenia takie jak: piękna", seksowna" czy wystrzałowa".Ale słowo słodka", wypowiedziane szorstkim, ochrypłym głosem Ramireza, w połączeniu zespojrzeniem jego ciemnych, niebezpiecznych oczu, sprawiło, że zrobiło mi sięgorąco.Nagle siedzenie z tyłu jego samochodu wcale nie wydawało się takie złe.Objął mnie w pasie, a jego usta powoli zbliżyły się do moich.Ciepłopromieniujące z jego ciała wywołało u mnie uderzenie gorąca godne menopauzy.Musnął językiem moją dolną wargę i jęknął.A może to ja jęknęłam? Nie byłampewna.Niczego nie byłam pewna, poza uczuciem napięcia w majtkach i tego, żejestem ostatnią idiotką że się z nim wczoraj nie przespałam.Odbiło mi czy co?Przesunął dłonie po moich rękach, po czym zamknął palce na moichnadgarstkach, powoli kreśląc kciukami małe kółeczka na skórze.Cało'wał mnienamiętnie i byłam tak skupiona na własnych odczuciach, że dopiero kiedyusłyszałam charakterystyczny szczęk metalu, zorientowałam się, że coś jest nie tak.- Co jest.?Przerwałam nasz pocałunek, czując na lewym nadgarstku zimne kółko.Spojrzałam.Ramirez przykuł moje obie ręce do zagłówka.Spiorunowałam go wzrokiem.Uczucie gorąca, które przed chwilą mnieogarnęło, nagle opadło.Byłam teraz zimna jak góra lodowa.- Co to ma znaczyd, do cholery? - wrzasnęłam, pobrzękującpięciocentymetrowym, metalowym łaocuszkiem łączącym moje nadgarstki.- To - odparł, wskazując kajdanki - jest dla pewności, że nadal tu będziesz,kiedy wrócę.Wyprostowałam się, oburzona.- Chcesz powiedzied, że mi nie ufasz?Ramirez spojrzał na mnie.- %7łartujesz, prawda?Wysiadł i trzasnął drzwiami.Usłyszałam kliknięcie, kiedy zamknął sięcentralny zamek.A potem odszedł.Super.Po prostu super!Przyznaję, że podczas samotnych tygodni, kiedy czekałam aż Ramirezzadzwoni, układałam w głowie różne scenariusze z nami i parą kajdanek w rolachgłównych.Ale żaden z nich nie kooczył się w taki sposób! Miałam dosyd.Chociażsama nie byłam pewna, co nas łączy, postanowiłam z tym skooczyd.Jeśli myślał, żemoże mnie tak traktowad, i spodziewał się, że mimo tego włożę dla niego seksownąbieliznę z Frederick's of Hollywood, był bardziej szalony niż pani Rosenblatt i jejduchowy przewodnik razem wzięci!Faceci! Same z nimi kłopoty.Zobaczcie, co mnie przez nieb spotkało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ramirez nic nie powiedział, tylko jeszcze raz spojrzał na mnie wściekle.Potem złapał mnie za rękę i poprowadził między stolikami na tyły klubu.- Co teraz? - zapytałam.Potknęłam się, próbując za nim nadążyd.- Hej, nie wszyscy mają takie długie nogi jak ty.- Spróbuję przekonad Monalda, że wcale nie został porażony paralizatoremprzez mamuśkę wścibskiej blondynki - powiedział, nie zwalniając kroku.- A ty namnie zaczekasz.Potem zawiozę cię na lotnisko i osobiście wsadzę do pierwszegosamolotu do Los Angeles.Rozumiemy się?- Ale co z Hankiem, Bobbim i Lar.Zamilkłam, bo Ramirez znowu spiorunował mnie wzrokiem.Dobra.Nieważne.Wypchnął mnie przez tylne drzwi na niewielki parking za klubem.Stało tamkilka samochodów, głównie z drugiej ręki, prezentujących imponującą kolekcjęrozmaitych wgnieceo i zadrapao.Z przodu zauważyłam dwa długie, czarne lincolny.Wiedziałam już, że to ulubiony środek transportu Monalda.Z tyłu, w rogu, stał SUVRamireza.Zaprowadził mnie do niego, cały czas pchając przed sobą, otworzyłpilotem i wsadził mnie na tylne siedzenie.- Ty - warknął, celując we mnie palcem zostajesz.Skrzyżowałam ręce napiersi.- Nie jestem psem, wiesz? Znowu zmrużył oczy.- Nie, nie jesteś psem.Jesteś małym wrzodem na tyłku, który doprowadzamnie do szału.I, na wypadek gdybyś nie wiedziała, ryzykuje powrót za kratki zautrudnianie śledztwa, napad z użyciem niebezpiecznego narzędzia i wkurzaniefunkcjonariusza policji.- Wymyśliłeś ostatnie dwa zarzuty.Jego oczy zamieniły się w wąskie szparki.- Chcesz się przekonad?Przełknęłam ślinę.Nie chciałam.- Przepraszam -powiedziałam.Rozluznił mięśnie szczęki, spoglądając na mnie nieco łagodniej.- Doprowadzasz mnie do szaleostwa, wiesz o tym?- Wiem.I przepraszam - powtórzyłam.Pokręcił głową.Potem uśmiechnął się leciutko.Wyciągnął rękę i nawinąłsobie na palec kosmyk moich włosów.- Masz szczęście, że jesteś taka słodka.151Na ogół nie lubię, kiedy ktoś mówi, że jestem słodka.Słodkie są śliniące sięniemowlęta, pieski w sweterkach i animowane misie z tęczami na brzuszkach.Jawolę określenia takie jak: piękna", seksowna" czy wystrzałowa".Ale słowo słodka", wypowiedziane szorstkim, ochrypłym głosem Ramireza, w połączeniu zespojrzeniem jego ciemnych, niebezpiecznych oczu, sprawiło, że zrobiło mi sięgorąco.Nagle siedzenie z tyłu jego samochodu wcale nie wydawało się takie złe.Objął mnie w pasie, a jego usta powoli zbliżyły się do moich.Ciepłopromieniujące z jego ciała wywołało u mnie uderzenie gorąca godne menopauzy.Musnął językiem moją dolną wargę i jęknął.A może to ja jęknęłam? Nie byłampewna.Niczego nie byłam pewna, poza uczuciem napięcia w majtkach i tego, żejestem ostatnią idiotką że się z nim wczoraj nie przespałam.Odbiło mi czy co?Przesunął dłonie po moich rękach, po czym zamknął palce na moichnadgarstkach, powoli kreśląc kciukami małe kółeczka na skórze.Cało'wał mnienamiętnie i byłam tak skupiona na własnych odczuciach, że dopiero kiedyusłyszałam charakterystyczny szczęk metalu, zorientowałam się, że coś jest nie tak.- Co jest.?Przerwałam nasz pocałunek, czując na lewym nadgarstku zimne kółko.Spojrzałam.Ramirez przykuł moje obie ręce do zagłówka.Spiorunowałam go wzrokiem.Uczucie gorąca, które przed chwilą mnieogarnęło, nagle opadło.Byłam teraz zimna jak góra lodowa.- Co to ma znaczyd, do cholery? - wrzasnęłam, pobrzękującpięciocentymetrowym, metalowym łaocuszkiem łączącym moje nadgarstki.- To - odparł, wskazując kajdanki - jest dla pewności, że nadal tu będziesz,kiedy wrócę.Wyprostowałam się, oburzona.- Chcesz powiedzied, że mi nie ufasz?Ramirez spojrzał na mnie.- %7łartujesz, prawda?Wysiadł i trzasnął drzwiami.Usłyszałam kliknięcie, kiedy zamknął sięcentralny zamek.A potem odszedł.Super.Po prostu super!Przyznaję, że podczas samotnych tygodni, kiedy czekałam aż Ramirezzadzwoni, układałam w głowie różne scenariusze z nami i parą kajdanek w rolachgłównych.Ale żaden z nich nie kooczył się w taki sposób! Miałam dosyd.Chociażsama nie byłam pewna, co nas łączy, postanowiłam z tym skooczyd.Jeśli myślał, żemoże mnie tak traktowad, i spodziewał się, że mimo tego włożę dla niego seksownąbieliznę z Frederick's of Hollywood, był bardziej szalony niż pani Rosenblatt i jejduchowy przewodnik razem wzięci!Faceci! Same z nimi kłopoty.Zobaczcie, co mnie przez nieb spotkało [ Pobierz całość w formacie PDF ]