[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Idz, kochanie - zwracała się do mnie z udawaną czułością.-Bawcie się dobrze.W obecności Billa nigdy nie obchodziła się ze mną szorstko.Często się uśmiechała, była chodzącą słodyczą.Wprostpromieniała.Mimo to nawet wtedy mnie nie słuchała, a jawiedziałam, że nie ma sensu się z nią spierać.Gdy miałam sie-dem lat, spróbowałam, a potem przez kolejne kilka miesięcy niedawała mi żyć.Kilkukrotnie próbowałam sprzeciwić się wujkowi Billowi i niedopuścić do tego, co chciał mi zrobić, ale on za każdym razemtwierdził, że ma do tego prawo.Jakie prawo? Kto mu je dał? Czywszyscy mężczyzni mają prawo zmuszać małe dziewczynki,żeby trzymały ich zabawki"? Czy wszyscy mają prawo wkładaćim ręce w majtki?- Wiem, że to lubisz.To się czuje.Mężczyzni zawsze towyczuwają - wmawiał mi.Mylił się.Ja tego nienawidziłam.Była to najgorsza rzecz, jakaspotkała mnie w życiu.I przytrafiała mi się tydzień po tygodniu,przez cały rok.Nieustannie wynajdywałam nowe zajęcia, byletylko uniknąć jego towarzystwa.Nadeszły moje jedenaste urodziny, a wraz z nimi zbliżały sięegzaminy końcowe, których wynik miał zadecydować o tym, czybędę uczyć się w szkole grammar, czy secondary modern*.Mojejmatce oczywiście bardzo zależało na tym, abym dostała się do tejpierwszej, po której mogłabym pójść na uniwersytet.Chodziło omożliwość pochwalenia się przed sąsiadkami, a nie o mojąprzyszłość.To pozytywnie wpłynęłoby na jej pozycję wśródlokalnej społeczności.Tom nie popisał się tym przypadku,ponieważ nigdy nie przykładał się do nauki, ale mama i tak długosię na niego nie złościła, bo był jej pupilkiem.Teraz* W Wielkiej Brytanii, w zależności od rodzaju szkoły,którą się ukończy, można kontynuować naukę na uczelniachwyższych (przyp.tłum.).na mnie ciążyła wielka odpowiedzialność.Od mojego sukcesuedukacyjnego zależała pozycja mamy w społeczności.Przynaj-mniej ona tak uważała.Jak na złość, z powodu moich przeżyć i nieustannego poczuciazagrożenia, zaczęłam mieć coraz gorsze stopnie.Nigdy nie czu-łam się bezpieczna i trudno mi było komukolwiek zaufać.Pró-bowałam się uczyć do egzaminów, ale myślami nieustannie krą-żyłam gdzie indziej.Ciągle denerwowałam się, że mama zagonimnie do pracy i każe wypełniać jakieś obowiązki domowe albo żeBill zabierze mnie na kolejną przejażdżkę.Nie mogłam się skupićna nauce.Przeszłam pierwszy etap egzaminów, ale tuż przed drugim sięprzeziębiłam.Czułam się fatalnie.Męczył mnie okropny kaszel ibolało gardło, w nocy nie mogłam spać, a w ciągu dnia niemiałam apetytu.Mimo to poszłam na egzamin.Kiedy usiadłam wswojej ławce i spojrzałam na kartę egzaminacyjną, zrobiło mi sięsłabo i zakręciło się w głowie.A potem dopadł mnie atak kaszlu,nad którym nie mogłam zapanować.Jeden z nauczycieli podszedłdo mnie, aby pomóc mi wyjść z sali, żebym mogła się napićwody, ale gdy tylko wstałam, zrobiło mi się ciemno przed oczamii zemdlałam.Moja wychowawczyni zabrała mnie do domu.Gdy zbadał mnielekarz, okazało się, że mam zapalenie płuc.Doktor zalecił leżeniew łóżku przez kilka tygodni i przyjmowanie antybiotyków.Stwierdził, że jeśli mój stan się pogorszy, będę musiała pojechaćdo szpitala.Kiedy mama to usłyszała, dostała szału.Dopóki lekarz był wdomu, udało jej się zachować kamienną twarz i doskonaleodegrać rolę zatroskanej marki, ale gdy tylko zamknęły się zanim drzwi, zaczęła wrzeszczeć.- No jak zwykle! Jakbym nie miała wystarczająco dużo nagłowie! Jeszcze się muszę tobą opiekować! - A chwilę pózniejdorzuciła: - To, co się stało, jak rozumiem, jest jednoznaczne zoblaniem przez ciebie egzaminów, a więc nie pójdziesz do szkołygrammar.Zrobiłaś to specjalnie, żeby mnie zranić, prawda?Jesteś taka samolubna.Nie zrozumiałam, o co jej chodziło.Dlaczego uważała, żezapalenie płuc to moja wina? Z całą pewnością nie zależało mi natym, żeby zachorować na wiele tygodni i zdać się na jej opiekę.Nie będę mogła wyrwać się z domu - pójść na spacer z psem czywybrać się do kościoła na próbę chóru.Przez kilka tygodni będęzdana wyłącznie na jej łaskę.Codziennie.Czułam się jednak zbytsłaba, żeby się tym przejmować.Ciągle męczyły mnie atakikaszlu, byłam odwodniona i wycieńczona.Wszystko zdawało misię zadaniem ponad moje siły, nawet oddychanie.A potem, kiedy już myślałam, że nic gorszego nie może sięwydarzyć, odwiedził nas wujek Bill.- Musisz trochę odpocząć, Kath - powiedział do mamy.-Widzę,jak się dla niej poświęcasz, ale jeśli chcesz wyskoczyć na zakupyalbo do fryzjera, to mogę z nią posiedzieć.Szczerze mówiąc,będzie to dla mnie wielka przyjemność - dodał i puścił do mnieoko.- Nie, mamo, nie idz! - protestowałam.- No proszę, co za przywiązanie - odpowiedziała mama,uśmiechając się do Billa i unosząc brwi.- Nie bądz niemądra,kochanie.Wujek wspaniale się tobą zajmie.Wszystko będzie wporządku.Za chwilę już jej nie było.Usłyszałam tylko stukot obcasówprzed domem.Bill usiadł na brzegu łóżka i położył mi rękę na rozpalonymczole.Oczy mu błyszczały.- Teraz możemy się rrochę pobawić - powiedział z uśmiechem.- Tęskniłem za moją małą Cassie.Kiedy włożył ręce pod kołdrę i podciągnął mi koszulę nocną,próbowałam się odsunąć, ale miałam za mało siły.Potem wspiąłsię na mnie, ale zaczęłam rzęzić i kasłać.- Proszę, nie - wycharczałam.- Nie mogę oddychać.Pomyślałam, że to może go powstrzyma, i odetchnęłamz ulgą, gdy zszedł ze mnie.- No dobrze.W takim razie spróbujemy czegoś innego-powiedział po chwili.Był cały czerwony i wyglądał tak, jakby mu się spieszyło.Rozpiął spodnie, wyciągnął mnie z łóżka i próbował usadowićmnie przed sobą na kolanach, ale przelewałam mu się przez ręce.- Na miłość boską, podnieś głowę i po prostu wez go do buzi.Tylko nie to.Boże, proszę, nie.- Nie mogę - jęknęłam, żałośnie kręcąc głową.- Proszę.Niemogę.On jednak nie ustępował.Na siłę otworzył mi usta i wepchnąłswoją zabawkę" do środka.Nie mogłam oddychać.Ona była takwielka, że miałam wrażenie, że zaraz pękną mi usta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Idz, kochanie - zwracała się do mnie z udawaną czułością.-Bawcie się dobrze.W obecności Billa nigdy nie obchodziła się ze mną szorstko.Często się uśmiechała, była chodzącą słodyczą.Wprostpromieniała.Mimo to nawet wtedy mnie nie słuchała, a jawiedziałam, że nie ma sensu się z nią spierać.Gdy miałam sie-dem lat, spróbowałam, a potem przez kolejne kilka miesięcy niedawała mi żyć.Kilkukrotnie próbowałam sprzeciwić się wujkowi Billowi i niedopuścić do tego, co chciał mi zrobić, ale on za każdym razemtwierdził, że ma do tego prawo.Jakie prawo? Kto mu je dał? Czywszyscy mężczyzni mają prawo zmuszać małe dziewczynki,żeby trzymały ich zabawki"? Czy wszyscy mają prawo wkładaćim ręce w majtki?- Wiem, że to lubisz.To się czuje.Mężczyzni zawsze towyczuwają - wmawiał mi.Mylił się.Ja tego nienawidziłam.Była to najgorsza rzecz, jakaspotkała mnie w życiu.I przytrafiała mi się tydzień po tygodniu,przez cały rok.Nieustannie wynajdywałam nowe zajęcia, byletylko uniknąć jego towarzystwa.Nadeszły moje jedenaste urodziny, a wraz z nimi zbliżały sięegzaminy końcowe, których wynik miał zadecydować o tym, czybędę uczyć się w szkole grammar, czy secondary modern*.Mojejmatce oczywiście bardzo zależało na tym, abym dostała się do tejpierwszej, po której mogłabym pójść na uniwersytet.Chodziło omożliwość pochwalenia się przed sąsiadkami, a nie o mojąprzyszłość.To pozytywnie wpłynęłoby na jej pozycję wśródlokalnej społeczności.Tom nie popisał się tym przypadku,ponieważ nigdy nie przykładał się do nauki, ale mama i tak długosię na niego nie złościła, bo był jej pupilkiem.Teraz* W Wielkiej Brytanii, w zależności od rodzaju szkoły,którą się ukończy, można kontynuować naukę na uczelniachwyższych (przyp.tłum.).na mnie ciążyła wielka odpowiedzialność.Od mojego sukcesuedukacyjnego zależała pozycja mamy w społeczności.Przynaj-mniej ona tak uważała.Jak na złość, z powodu moich przeżyć i nieustannego poczuciazagrożenia, zaczęłam mieć coraz gorsze stopnie.Nigdy nie czu-łam się bezpieczna i trudno mi było komukolwiek zaufać.Pró-bowałam się uczyć do egzaminów, ale myślami nieustannie krą-żyłam gdzie indziej.Ciągle denerwowałam się, że mama zagonimnie do pracy i każe wypełniać jakieś obowiązki domowe albo żeBill zabierze mnie na kolejną przejażdżkę.Nie mogłam się skupićna nauce.Przeszłam pierwszy etap egzaminów, ale tuż przed drugim sięprzeziębiłam.Czułam się fatalnie.Męczył mnie okropny kaszel ibolało gardło, w nocy nie mogłam spać, a w ciągu dnia niemiałam apetytu.Mimo to poszłam na egzamin.Kiedy usiadłam wswojej ławce i spojrzałam na kartę egzaminacyjną, zrobiło mi sięsłabo i zakręciło się w głowie.A potem dopadł mnie atak kaszlu,nad którym nie mogłam zapanować.Jeden z nauczycieli podszedłdo mnie, aby pomóc mi wyjść z sali, żebym mogła się napićwody, ale gdy tylko wstałam, zrobiło mi się ciemno przed oczamii zemdlałam.Moja wychowawczyni zabrała mnie do domu.Gdy zbadał mnielekarz, okazało się, że mam zapalenie płuc.Doktor zalecił leżeniew łóżku przez kilka tygodni i przyjmowanie antybiotyków.Stwierdził, że jeśli mój stan się pogorszy, będę musiała pojechaćdo szpitala.Kiedy mama to usłyszała, dostała szału.Dopóki lekarz był wdomu, udało jej się zachować kamienną twarz i doskonaleodegrać rolę zatroskanej marki, ale gdy tylko zamknęły się zanim drzwi, zaczęła wrzeszczeć.- No jak zwykle! Jakbym nie miała wystarczająco dużo nagłowie! Jeszcze się muszę tobą opiekować! - A chwilę pózniejdorzuciła: - To, co się stało, jak rozumiem, jest jednoznaczne zoblaniem przez ciebie egzaminów, a więc nie pójdziesz do szkołygrammar.Zrobiłaś to specjalnie, żeby mnie zranić, prawda?Jesteś taka samolubna.Nie zrozumiałam, o co jej chodziło.Dlaczego uważała, żezapalenie płuc to moja wina? Z całą pewnością nie zależało mi natym, żeby zachorować na wiele tygodni i zdać się na jej opiekę.Nie będę mogła wyrwać się z domu - pójść na spacer z psem czywybrać się do kościoła na próbę chóru.Przez kilka tygodni będęzdana wyłącznie na jej łaskę.Codziennie.Czułam się jednak zbytsłaba, żeby się tym przejmować.Ciągle męczyły mnie atakikaszlu, byłam odwodniona i wycieńczona.Wszystko zdawało misię zadaniem ponad moje siły, nawet oddychanie.A potem, kiedy już myślałam, że nic gorszego nie może sięwydarzyć, odwiedził nas wujek Bill.- Musisz trochę odpocząć, Kath - powiedział do mamy.-Widzę,jak się dla niej poświęcasz, ale jeśli chcesz wyskoczyć na zakupyalbo do fryzjera, to mogę z nią posiedzieć.Szczerze mówiąc,będzie to dla mnie wielka przyjemność - dodał i puścił do mnieoko.- Nie, mamo, nie idz! - protestowałam.- No proszę, co za przywiązanie - odpowiedziała mama,uśmiechając się do Billa i unosząc brwi.- Nie bądz niemądra,kochanie.Wujek wspaniale się tobą zajmie.Wszystko będzie wporządku.Za chwilę już jej nie było.Usłyszałam tylko stukot obcasówprzed domem.Bill usiadł na brzegu łóżka i położył mi rękę na rozpalonymczole.Oczy mu błyszczały.- Teraz możemy się rrochę pobawić - powiedział z uśmiechem.- Tęskniłem za moją małą Cassie.Kiedy włożył ręce pod kołdrę i podciągnął mi koszulę nocną,próbowałam się odsunąć, ale miałam za mało siły.Potem wspiąłsię na mnie, ale zaczęłam rzęzić i kasłać.- Proszę, nie - wycharczałam.- Nie mogę oddychać.Pomyślałam, że to może go powstrzyma, i odetchnęłamz ulgą, gdy zszedł ze mnie.- No dobrze.W takim razie spróbujemy czegoś innego-powiedział po chwili.Był cały czerwony i wyglądał tak, jakby mu się spieszyło.Rozpiął spodnie, wyciągnął mnie z łóżka i próbował usadowićmnie przed sobą na kolanach, ale przelewałam mu się przez ręce.- Na miłość boską, podnieś głowę i po prostu wez go do buzi.Tylko nie to.Boże, proszę, nie.- Nie mogę - jęknęłam, żałośnie kręcąc głową.- Proszę.Niemogę.On jednak nie ustępował.Na siłę otworzył mi usta i wepchnąłswoją zabawkę" do środka.Nie mogłam oddychać.Ona była takwielka, że miałam wrażenie, że zaraz pękną mi usta [ Pobierz całość w formacie PDF ]