[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cudzoziemcy, których sporo liczyło się w szwedzkich szeregach,poczęli wymykać się z obozu i przechodzić do pana Czarnieckiego.Tylko niezłomny duch Karola Gustawa utrzymywał resztę gasną-cych sił w całej armii.Bo nie tylko za armią szedł nieprzyjaciel; rozmaite partie podnieznanymi wodzami i kupy chłopskie zabiegały jej ustawiczniedrogę.Oddziały te, niesforne i niezbyt liczne, nie mogły wpraw-dzie uderzyć na nią wstępnym bojem, ale nużyły śmiertelnie.%7łe zaś chcąc wpoić w Szwedów przekonanie, iż Tatarzy przybylijuż z pomocą, wszystkie polskie wojska wydawały tatarski okrzyk,więc  ałła! ałła! rozlegało się dniem i nocą, bez chwili przerwy.Nie mógł żołnierz szwedzki odetchnąć, broni na moment w kozłyzłożyć.Nieraz kilkunastu ludzi alarmowało całą armię.Koniepadały dziesiątkami i zjadano je natychmiast, bo sprowadzanieprowiantów stało się niepodobieństwem.Od czasu do czasu pol-scy jezdzcy znajdowali straszliwie poszarpane trupy szwedzkie,po których poznawali natychmiast chłopską rękę.Większa część wsiw klinie między Sanem i Wisłą należała do pana marszałka i do jegokrewnych.Owóż wszyscy chłopi jak jeden mąż w nich powstali, panmarszałek bowiem nie żałując własnej fortuny ogłosił, iż ten, któryza oręż chwyci, z poddaństwa zostanie uwolniony.Ledwo wieśćo tym rozbiegła się po ziemiach, wszystkie kosy osadzono sztorcem74 Potop t.3i poczęto co dzień znosić głowy szwedzkie do obozu, aż pan mar-szałek musiał tego zwyczaju, jako niechrześcijańskiego zakazać.Wówczas poczęto znosić rękawice i rajtarskie ostrogi.Szwedzi,przywiedzeni do desperacji, łupili ze skóry tych, którzy im w rękęwpadli, i wojna stawała się co dzień straszliwszą.Nieco wojskapolskiego jeszcze trzymało się Szwedów, ale trzymano ich tylkopostrachem.W drodze do Leżajska zbiegło ich wielu, pozostali wsz-czynali co dzień takie tumulty w obozie, iż Karol Gustaw rozkazałw samym Leżajsku rozstrzelać kilku towarzystwa.Było to hasłemogólnej ucieczki, której dokonano z szablą w ręku.Nikt prawie niepozostał, jeno Czarniecki, wzmocniony, począł następować corazpotężniej.Pan marszałek pomagał mu bardzo szczerze.Być może, iż szla-chetniejsze strony jego natury wzięły na ów czas, zresztą krótki;górę nad pychą i miłością własną, więc nie szczędził ni trudów, ninawet życia, i własną osobą prowadził nieraz chorągwie, nie dałodetchnąć nieprzyjacielowi, a że był żołnierz dobry, więc znacznepołożył zasługi.Te, przyłożone do pózniejszych, chwalebną by muzapewniły pamięć w narodzie, gdyby nie ów bunt bezecny, którypod koniec swego zawodu podniósł, aby naprawie Rzeczypospolitejprzeszkodzić.Lecz czasu tego wszystko czynił, by chwałę zyskać, i okrył się niąjak płaszczem.Chodził z nim o lepszą pan Witkowski, kasztelansandomierski, stary i doświadczony żołnierz; ten Czarnieckiemusamemu chciał dorównać, lecz nie zdołał, bo mu Bóg wielkościodmówił.Wszyscy trzej gnębili coraz potężniej Szwedów.Aż przyszłodo tego, że te pułki piechotne i rajtarskie, którym wypadło iśćtylną strażą w odwodzie, w takim szły przerażeniu, iż popłochwszczynał się między nimi z lada powodu.Wówczas sam KarolGustaw postanowił zawsze iść z tylną strażą, by ducha obecnościąswą dodawać.75 Henryk SienkiewiczLecz zaraz w początkach o mało życiem tego nie przypłacił.Zdarzyło się, że mając przy sobie pułk lejbgwardii, najtęższy zewszystkich pułków, bo żołnierzy do niego z całego narodu skan-dynawskiego wybierano, zatrzymał się król dla odpoczynku wewsi Rudniku.Tam zjadłszy u plebana obiad, postanowił zażyćnieco spoczynku, albowiem poprzedniej nocy oka nie zmrużył.Lejbgwardziści otoczyli dom, by nad bezpieczeństwem królewskimczuwać.Tymczasem księży pacholik od koni wymknął się chyłkiemze wsi i dopadłszy stadninki chodzącej po gródzi, skoczył na zreba-ka i popędził do pana Czarnieckiego.Lecz pan Czarniecki znajdował się tym razem o dwie miledrogi, zaś przednia straż, złożona z pułku księcia DymitraWiśniowieckiego, szła pod panem porucznikiem Szandarowskimnie dalej jak pół mili za Szwedami.Pan Szandarowski rozmawiałwłaśnie z Rochem Kowalskim, który z rozkazami od kasztelanaprzyjechał, gdy nagle obaj ujrzeli nadlatującego co koń wyskoczypacholika.- Co to za diabeł tak pędzi? - rzekł Szandarowski - i jeszcze nazrebaku?- Chłopak wiejski - odrzekł Kowalski.Tymczasem pacholę przyleciało przed sam szereg i zatrzymałosię dopiero wówczas, gdy zrebak, przestraszony widokiem konii ludzi, stanął dęba i zarył kopytami w ziemię.Pacholik zeskoczyłi trzymajac go za grzywę skłonił się panom rycerzom.- A co powiesz? - spytał zbliżywszy się Szandarowski.- Szwedy u nas w plebanii! gadają, że sam król między nimi! -rzekł pachołek z iskrzącym wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl