[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zejdę ze służby, pani porucznik, żeby zostawić panią samą w terenie, kiedy Palmer jestna wolności i obrał sobie panią za cel.Z całym szacunkiem, pani porucznik.- Uważasz, że nie dam sobie rady z jakimś umysłowo niedorozwiniętym dupkiem?- Uważam, że za bardzo chce pani się nim zająć.- Peabody wzięła głęboki oddech.- Zostaję ztobą, Dallas.Eve zmrużyła oczy.- Rozmawiałaś z Roarkiem? - Eve zobaczyła, jak jej partnerce drgnęła powieka, i zaklęła podnosem.- Cholera.- Ma rację, a pani się myli.Pani porucznik.- Przygotowała się na reprymendę i byłazdecydowana dzielnie ją znieść, dlatego aż wybałuszyła oczy, zaskoczona reakcją Eve.- Być może - powiedziała jedynie, ruszając od krawężnika.Peabody postanowiła wykorzystaćokazję i rzuciła jej spojrzenie z ukosa.- Przez cały dzień nic nie jadłaś.Nawet nie zabrałaś mi jednej frytki.Może byś coś przekąsiła.- Dobrze już, dobrze.Chryste, Roarke ma twój numer, prawda?- Chciałabym.- Zamknij się, Peabody.Wrzucimy coś na ruszt, a potem zabierzemy się do sprawdzaniawynajętych lokali.- Z największą chęcią się zamknę, pani porucznik.ROZDZIAA 8Koło północy zaczął sypać śnieg; płatki były grube, zimne, o zmrożonych krawędziach.Patrzącna nie przez przednią szybę samochodu, Eve powiedziała sobie, że pora przerwać pracę.Nic więcejnie mogły zrobić.- Trzyma wszystkie asy - mruknęła.- Masz całkiem dobre karty, Dallas.- Peabody poprawiła się na fotelu, zadowolona, że wsamochodzie jest tak ciepło.Przemarzła do szpiku kości.- Nieważne, co mam.- Eve ruszyła sprzed ostatniego domu do wynajęcia, który sprawdziły.-Nie dziś w nocy.Wiem, kim jest, wiem, kogo zamierza zabić.Wiem, jak to zrobi, i wiem, dlaczego.A dziś wieczorem nie ma to najmniejszego znaczenia.Prawdopodobnie już załatwił Carla.Rzadko się widziało, żeby Eve była zniechęcona.Wściekła owszem, pomyślała Peabody zlekkim niepokojem.I zdeterminowana.Ale nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniejsłyszała w głosie Dallas rezygnację.- Zrobiłaś wszystko, co należało zrobić.Podjęłaś wszystkie konieczne kroki.- Dla Carla nie ma to zbytniego znaczenia.A gdybym zrobiła wszystko, co należy, miałabymtego sukinsyna.Więc czegoś nie dopilnowałam.Wymyka mi się, ponieważ nie potrafię czegośdostrzec.- Prowadzisz tę sprawę zaledwie od trzech dni.- Nie.Prowadzę ją od trzech lat.- Kiedy zatrzymała się na światłach, zabrzęczało jej łącze.-Dallas.- Pani porucznik, mówi detektyw Dalrymple, przydzielony do obserwowania mieszkaniapaństwa Polinsky.Mamy mężczyznę dwudziestokilkuletniego, przeciętnego wzrostu i budowy ciała.Jest pieszo, ma przy sobie mały worek marynarski.Chyba posłużył się kluczem, by dostać się dodomu.Jest teraz w środku.- Jestem trzy przecznice od was na wschód.Zaraz tam będę.- Już zawróciła na skrzyżowaniu.- Zablokować wszystkie wyjścia, wezwać posiłki.To nie trzyma się kupy - mruknęła do Peabody,kiedy pędziły wzdłuż Madison.- Tak otwarcie? %7łeby wpaść prosto w nasze ręce? To się nie trzymakupy.Z piskiem opon zatrzymała się w połowie kwartału.Kiedy znalazła się na chodniku, jużtrzymała w ręku broń.- Peabody, mieszkanie Polinsky jest na czwartym piętrze po południowej stronie.Idz od tyłupo schodach pożarowych.Jeśli wyjdzie tamtędy, zatrzymaj go.Eve weszła do budynku drzwiami frontowymi i zbyt niecierpliwa, by zaczekać na windę,wbiegła po schodach.Na czwartym piętrze zobaczyła Dalrymple'a, czekał pod drzwiami,wyciągnąwszy broń.- Pani porucznik.- Skinął jej krótko głową.- Mój partner jest z drugiej strony budynku.Podejrzany jest w mieszkaniu od niespełna pięciu minut.Posiłki w drodze.- Dobrze.- Uważnie przyjrzała się Dalrymple'owi.- Nie będziemy na nie czekać.Wejdę tam -dodała, wyciągając klucz uniwersalny.Odblokowała zamki.- Nie mam nic przeciwko temu.- Był gotów na jej rozkazy.- Na trzy.Raz, dwa.- Otworzyli drzwi i wpadli do środka.Stojąc tyłem do siebie, zatoczylikoło bronią.Słychać było muzykę, prymitywne dudnienie perkusji towarzyszyło głośnym akordom nagitarze.W schludnym pokoju dziennym ekrany nastawione były na głęboką czerwień i błękit,przenikające się nawzajem.Dała znak Dalrymple'owi, by poszedł w lewo, sama zrobiła dwa kroki w prawo, kiedy z kuchniwyszedł nagi mężczyzna, niosąc butelkę wina i czerwoną różę.Krzyknął i upuścił butelkę.Wino wylało się na dywan.Mężczyzna przykucnął, zasłaniając sięróżą.- Nie strzelajcie! Jezu, nie strzelajcie.Wezcie wszystko, co chcecie.Wszystko.To nie moje.- Policja nowojorska - warknęła do niego Eve.- Na podłogę, twarzą do ziemi, ręce za głowę.Już!- Tak jest, pani władzo! Tak jest, pani władzo! - Padł plackiem na dywan.- Nic nie zrobiłem.-Skrzywił się, kiedy Eve złapała go za ręce i założyła mu kajdanki.- Chciałem się tylko zobaczyć zSunny.Powiedziała, że mogę przyjść.- Kim jesteś, do jasnej cholery?- Nazywam się Jimmy.Jimmy Ripsky.Chodzę z Sunny na uczelnię.Mamy teraz ferie zimowe.Zawiadomiła mnie, że jej rodzice na kilka dni wyjechali z miasta, więc mamy wolną chatę.Eve z niesmakiem wsunęła broń z powrotem do kabury.Chłopak trząsł się jak osika.- Przynieś mu koc, Dalrymple.To nie ten, którego szukamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Nie zejdę ze służby, pani porucznik, żeby zostawić panią samą w terenie, kiedy Palmer jestna wolności i obrał sobie panią za cel.Z całym szacunkiem, pani porucznik.- Uważasz, że nie dam sobie rady z jakimś umysłowo niedorozwiniętym dupkiem?- Uważam, że za bardzo chce pani się nim zająć.- Peabody wzięła głęboki oddech.- Zostaję ztobą, Dallas.Eve zmrużyła oczy.- Rozmawiałaś z Roarkiem? - Eve zobaczyła, jak jej partnerce drgnęła powieka, i zaklęła podnosem.- Cholera.- Ma rację, a pani się myli.Pani porucznik.- Przygotowała się na reprymendę i byłazdecydowana dzielnie ją znieść, dlatego aż wybałuszyła oczy, zaskoczona reakcją Eve.- Być może - powiedziała jedynie, ruszając od krawężnika.Peabody postanowiła wykorzystaćokazję i rzuciła jej spojrzenie z ukosa.- Przez cały dzień nic nie jadłaś.Nawet nie zabrałaś mi jednej frytki.Może byś coś przekąsiła.- Dobrze już, dobrze.Chryste, Roarke ma twój numer, prawda?- Chciałabym.- Zamknij się, Peabody.Wrzucimy coś na ruszt, a potem zabierzemy się do sprawdzaniawynajętych lokali.- Z największą chęcią się zamknę, pani porucznik.ROZDZIAA 8Koło północy zaczął sypać śnieg; płatki były grube, zimne, o zmrożonych krawędziach.Patrzącna nie przez przednią szybę samochodu, Eve powiedziała sobie, że pora przerwać pracę.Nic więcejnie mogły zrobić.- Trzyma wszystkie asy - mruknęła.- Masz całkiem dobre karty, Dallas.- Peabody poprawiła się na fotelu, zadowolona, że wsamochodzie jest tak ciepło.Przemarzła do szpiku kości.- Nieważne, co mam.- Eve ruszyła sprzed ostatniego domu do wynajęcia, który sprawdziły.-Nie dziś w nocy.Wiem, kim jest, wiem, kogo zamierza zabić.Wiem, jak to zrobi, i wiem, dlaczego.A dziś wieczorem nie ma to najmniejszego znaczenia.Prawdopodobnie już załatwił Carla.Rzadko się widziało, żeby Eve była zniechęcona.Wściekła owszem, pomyślała Peabody zlekkim niepokojem.I zdeterminowana.Ale nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniejsłyszała w głosie Dallas rezygnację.- Zrobiłaś wszystko, co należało zrobić.Podjęłaś wszystkie konieczne kroki.- Dla Carla nie ma to zbytniego znaczenia.A gdybym zrobiła wszystko, co należy, miałabymtego sukinsyna.Więc czegoś nie dopilnowałam.Wymyka mi się, ponieważ nie potrafię czegośdostrzec.- Prowadzisz tę sprawę zaledwie od trzech dni.- Nie.Prowadzę ją od trzech lat.- Kiedy zatrzymała się na światłach, zabrzęczało jej łącze.-Dallas.- Pani porucznik, mówi detektyw Dalrymple, przydzielony do obserwowania mieszkaniapaństwa Polinsky.Mamy mężczyznę dwudziestokilkuletniego, przeciętnego wzrostu i budowy ciała.Jest pieszo, ma przy sobie mały worek marynarski.Chyba posłużył się kluczem, by dostać się dodomu.Jest teraz w środku.- Jestem trzy przecznice od was na wschód.Zaraz tam będę.- Już zawróciła na skrzyżowaniu.- Zablokować wszystkie wyjścia, wezwać posiłki.To nie trzyma się kupy - mruknęła do Peabody,kiedy pędziły wzdłuż Madison.- Tak otwarcie? %7łeby wpaść prosto w nasze ręce? To się nie trzymakupy.Z piskiem opon zatrzymała się w połowie kwartału.Kiedy znalazła się na chodniku, jużtrzymała w ręku broń.- Peabody, mieszkanie Polinsky jest na czwartym piętrze po południowej stronie.Idz od tyłupo schodach pożarowych.Jeśli wyjdzie tamtędy, zatrzymaj go.Eve weszła do budynku drzwiami frontowymi i zbyt niecierpliwa, by zaczekać na windę,wbiegła po schodach.Na czwartym piętrze zobaczyła Dalrymple'a, czekał pod drzwiami,wyciągnąwszy broń.- Pani porucznik.- Skinął jej krótko głową.- Mój partner jest z drugiej strony budynku.Podejrzany jest w mieszkaniu od niespełna pięciu minut.Posiłki w drodze.- Dobrze.- Uważnie przyjrzała się Dalrymple'owi.- Nie będziemy na nie czekać.Wejdę tam -dodała, wyciągając klucz uniwersalny.Odblokowała zamki.- Nie mam nic przeciwko temu.- Był gotów na jej rozkazy.- Na trzy.Raz, dwa.- Otworzyli drzwi i wpadli do środka.Stojąc tyłem do siebie, zatoczylikoło bronią.Słychać było muzykę, prymitywne dudnienie perkusji towarzyszyło głośnym akordom nagitarze.W schludnym pokoju dziennym ekrany nastawione były na głęboką czerwień i błękit,przenikające się nawzajem.Dała znak Dalrymple'owi, by poszedł w lewo, sama zrobiła dwa kroki w prawo, kiedy z kuchniwyszedł nagi mężczyzna, niosąc butelkę wina i czerwoną różę.Krzyknął i upuścił butelkę.Wino wylało się na dywan.Mężczyzna przykucnął, zasłaniając sięróżą.- Nie strzelajcie! Jezu, nie strzelajcie.Wezcie wszystko, co chcecie.Wszystko.To nie moje.- Policja nowojorska - warknęła do niego Eve.- Na podłogę, twarzą do ziemi, ręce za głowę.Już!- Tak jest, pani władzo! Tak jest, pani władzo! - Padł plackiem na dywan.- Nic nie zrobiłem.-Skrzywił się, kiedy Eve złapała go za ręce i założyła mu kajdanki.- Chciałem się tylko zobaczyć zSunny.Powiedziała, że mogę przyjść.- Kim jesteś, do jasnej cholery?- Nazywam się Jimmy.Jimmy Ripsky.Chodzę z Sunny na uczelnię.Mamy teraz ferie zimowe.Zawiadomiła mnie, że jej rodzice na kilka dni wyjechali z miasta, więc mamy wolną chatę.Eve z niesmakiem wsunęła broń z powrotem do kabury.Chłopak trząsł się jak osika.- Przynieś mu koc, Dalrymple.To nie ten, którego szukamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]