[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziś wieczorem.- Dan wstaje.- Przylecą tu, jeśli me wrócę do czwartku, więcchyba pożegnam się na jakiś czas.- Nie zamierzałeś mnie uprzedzić o swoim wyjezdzie?-pytam.- Zadzwoniłbym,mała.- Czuję,że się wstydzi,ale i tak mnie zranił.- Już niejestem twoim ulubionym facetem - dodaje z uśmiechem.Nie zaprzeczę.Zawsze nimbył,nawet gdy spotykałam się z Mattem i Adamem,ale już nim nie jest.Mój ulubionyfacet podtrzymuje właśnie moje znużone ciało i masuje mi brzuch.- Dbaj o siebie.- Zmuszam się do uśmiechu,bo wziełam sobie do serca radęmatki,żeby nigdy nie rozstawi się w gniewie.- Mogę? - pyta Jessego Dan,robiąc krok naprzód i rozpościerając ramiona.- Jasne.- Dłoń Jessego niechętnie zsuwa mi się z brzucha,ale trzyma mnie,dopókiDan mnie nie obejmie.Nie chcę płakać, ale nie potrafię się powstrzymać,kilka łez wsiąka w marynarkęDana,gdy odwzajemniam je mocny uścisk.- Proszę,bądz ostrożny.- Nic mi nie będzie. Odsuwa mnie na długość ramienia.- Nie mogęuwierzyć,że twój mąż jest właścicielem seks klubu.- Uśmiecham się,gdy ociera mikciukiem łzy i całuje w czoło.- Opiekuj się nią.- Dan wyciąga dłoń do Jessego,która ściska ją,nawet nieprychając z niesmakiem na tę oburzającą prośbę.Kiwa tylko głową i przyciąga mniedo siebie,- Powiedz im, że pieniądze trafią na ich konto prze końcem tygodnia.Maszdowód.- Delikatnie przeczesuj mi włosy palcami,dodając ostrzegawczo:-I żadnychkłopotów przy wyjezdzie.Wiem, co to oznacza,ale nie wiem,o jaki dowód chodzi.Jestem zbyt otępiała,żebyo to zapytać,a zresztą wcale mnie to nie obchodzi.Patrzę,jak Dan kiwa głową,poczym wychodzi z gabinetu,nie oglądając się za siebie.Rozdział 11- Chcę ci coś pokazać - mówi Jesse,pomagając mi wysiąść z samochodu przedLusso.- Mam cię zanieść?- Nie wiem,po co w ogóle pyta,bo bierze mnie na ręcezanim mój bezużyteczny mózg w ogóle zarejestruje jego pytanie.- Co chcesz mi pokazać?- pytam,kładąc mu głowę na okrytym garnituremramieniu.To pierwsze słowa, jakie wypowiedziałam od chwili,gdy Dan opuściłgabinet Jessego,i wcale nie dlatego, że Jesse się do mnie nie odzywał.Nie byłamnawet w stanie zdobyć się na ostrzegawcze warknięcie,gdy mijaliśmy Sarah w holuwejściowym Rezydencji.Uśmiechnęła się ze skrępowaniem,zdołała utrzymać lepkieręce z dala od Jessego i odsunęła się,jak gdyby myślała,że wybuchnę.Była wyrazniezaskoczona,gdy zignorowałam jej obecność i po prostu ją minęłam,pozwalającJessemu porozmawiać z nią o interesach.I mam pewność,że rozmawiali i zawszebędą rozmawiać wyłącznie o tym.O interesach.- Zobaczysz.- Wkracza do holu Lusso,a ja uśmiecham się na dzwięk radosnegogłosu Clive a.Nie jest tak przystojny jak nasz nowy konsjerż,ale zawsze będę wolałapomarszczoną,wesołą twarz Clive a od przystojnej buzki Caseya.- Gratulacje!- woła.Nie jestem zaskoczona.Albo Jesse zdążył się jużpochwalić,albo Cathy się wygadała.- Wspaniałe wieści!- Jego głos jest coraz bliżej.-Ja to zrobię, panie Ward.- Zastępuje Jessemu drogę i wciska kod w windzie jadącejdo penthouse u.- Dziękuję,Clive.- Głos Jessego jest równie radosny,bo ktoś właśnie przypomniałmu o jego fasolkach.W drodze powrotnej nie był zbyt rozmowny,dzięki czemumogłam w spokoju rozmyślać o moim najnowszym odkryciu - że mój brat jestgłupi,a mój mąż stracił przez niego dwieście kawałków.- Doskonale,panie Ward,doskonale.Dbaj o siebie,Avo - mówi surowym tonem,aja uśmiecham się z sympatią,gdy jego poważna twarz znika za zasuwającymi siędrzwiami.- Pozwalasz,żeby Clive zwracał się do mnie po imieniu - zauważammimochodem.Jesse spogląda na mnie spod uniesionych ostrzegawczo brwi.- Do czego zmierzasz?- Tak tylko mówię.- Zmuszam mięśnie ust do ułozenia ich w uśmiech,zaborczośćmojego męża dodaje mi sił.- Nie zwracam na ciebie uwagi.- Walcząc z rozbawieniem,Jesse wpuszcza nas doapartamentu i kopniakiem zamyka za nami drzwi.- Wkrótce nie będziesz już mógł mnie nosić - marudzę, wczepiając się wniego.Będzie mi tego strasznie brakowało,ale gdy będę już pękać w szwach,dwa razygrubsza niż teraznie będzie w stanie nosić mnie z taką łatwością,jak gdybym była przedłużeniemjego ciała.- Nie martw się, moja droga.- Całuje mnie w czoło i popycha plecami drzwi dogabinetu.- Zwiększyłem ju obciążenie na siłowni.Ze zduszonym okrzykiem oburzenia szarpię go za włosy!- Hej!Stawia mnie na ziemi, ale nie puszczam.- Jesteś dzikuską,moja droga - śmieje się,pochylając głowę.- Puścisz wreszcie?- Powiedz przepraszam.- Przepraszam.- Nie przestaje się śmiać.- Przepraszam.Puść.To komiczne.Mógłby mnie powstrzymać w każdej chwili,ale pozwala mizachować władzę& do czasu.Puszczam go i zrzucam buty.- Bolą mnie nogi - narzekam,poruszając paluchami.-Co robimy w gabinecie?- Chciałem ci coś pokazać.- Zdjęcie Jake a? - pytam z nadzieją w głosie,chyba zbyt ochoczo.Naprawdęchciałabym wiedzieć,jak wyglądał brat blizniak Jessego.- Nie.- Na jego czole pojawia się zmarszczka.- Więc co? - pytam,zaintrygowana.Jesse wygląda naglie jak skrępowany chłopiec.- Co jest grane?- Odwróć się - rozkazuje miękko, wkładając ręce do kieszeni.Nie jestem pewna,czy tego chcę.Spoglądam na niego pytająco,ale milczy,a jegoczoło wciąż przecina zmarszczka.Denerwuje się więc i mnie udziela się jegonerwowość,ale zżera mnie też ciekawość.Obracam się powoli,mam ochotę zamknąćoczy,ale jestem zbyt zaintrygowana.Moim oczom powoli ukazuje sięściana.Wstrzymuję oddech.Z rozdziawionych ust wyrywa mi się zduszonyokrzyk,robię krok w tył i przyciskam się do piersi Jessego.A może to on zrobił krokdo przodu,żeby mnie podtrzymać.Nie jestem pewna.Nie jestem w stanie ogarnąćtego wszystkiego.Wodzę wzrokiem wzdłuż szerokiej ściany biegnącej przez całąszerokość gabinetu.Zciana jest w całości pokryta& mną.Każdy centymetr kwadratowy przedstawia mnie.Nie są to oprawione zdjęcia aniobrazy.To tapeta,choć trudno się tego domyślić Aączenia są zupełnieniewidoczne,tak że wygląda jak jedno ogromne dzieło sztuki:hołd dlamnie.Największe zdjęcie,to w samym środku,przedstawia mnie rozpostartą nakrzyżu w naszym pokoju w Rezydencji.Jestem naga, mam przymknięte powieki irozchylone usta.Burza lśniących loków okala moją podnieconą twarz,a zmysłowośćbijąca z tego ujęcia jest niemalże namacalna.Prawie ją czuję.Przesuwam wzrokiem po ścianie,usiłując ogarnąć to wszystko.Jest ich zbytwiele.Znów wzdycham głośno na widok zdjęcia moich pleców,gdy zbiegam poschodach Rezydencji.Nie byłoby w tym ujęciu nic dziwnego,gdyby nie to,że widzęwyraznie kwiat kalli Poznaję też sukienkę.To moja granatowa ołówkowasukienka.Sukienka, którą miałam na sobie podczas pierwszego spotkania z pnemJessem Wardem.- To pierwsze zdjęcie,jakie zrobiłem - mruczy Jesse.Potem przerodziło się to wobsesję.- Mówi cicho,jakby niepewnie.Obracam się, wciąż z rozdziawioną buzią,niemogę wydobyć z siebie głosu.Przeszkadza mi w tym gula w gardle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Dziś wieczorem.- Dan wstaje.- Przylecą tu, jeśli me wrócę do czwartku, więcchyba pożegnam się na jakiś czas.- Nie zamierzałeś mnie uprzedzić o swoim wyjezdzie?-pytam.- Zadzwoniłbym,mała.- Czuję,że się wstydzi,ale i tak mnie zranił.- Już niejestem twoim ulubionym facetem - dodaje z uśmiechem.Nie zaprzeczę.Zawsze nimbył,nawet gdy spotykałam się z Mattem i Adamem,ale już nim nie jest.Mój ulubionyfacet podtrzymuje właśnie moje znużone ciało i masuje mi brzuch.- Dbaj o siebie.- Zmuszam się do uśmiechu,bo wziełam sobie do serca radęmatki,żeby nigdy nie rozstawi się w gniewie.- Mogę? - pyta Jessego Dan,robiąc krok naprzód i rozpościerając ramiona.- Jasne.- Dłoń Jessego niechętnie zsuwa mi się z brzucha,ale trzyma mnie,dopókiDan mnie nie obejmie.Nie chcę płakać, ale nie potrafię się powstrzymać,kilka łez wsiąka w marynarkęDana,gdy odwzajemniam je mocny uścisk.- Proszę,bądz ostrożny.- Nic mi nie będzie. Odsuwa mnie na długość ramienia.- Nie mogęuwierzyć,że twój mąż jest właścicielem seks klubu.- Uśmiecham się,gdy ociera mikciukiem łzy i całuje w czoło.- Opiekuj się nią.- Dan wyciąga dłoń do Jessego,która ściska ją,nawet nieprychając z niesmakiem na tę oburzającą prośbę.Kiwa tylko głową i przyciąga mniedo siebie,- Powiedz im, że pieniądze trafią na ich konto prze końcem tygodnia.Maszdowód.- Delikatnie przeczesuj mi włosy palcami,dodając ostrzegawczo:-I żadnychkłopotów przy wyjezdzie.Wiem, co to oznacza,ale nie wiem,o jaki dowód chodzi.Jestem zbyt otępiała,żebyo to zapytać,a zresztą wcale mnie to nie obchodzi.Patrzę,jak Dan kiwa głową,poczym wychodzi z gabinetu,nie oglądając się za siebie.Rozdział 11- Chcę ci coś pokazać - mówi Jesse,pomagając mi wysiąść z samochodu przedLusso.- Mam cię zanieść?- Nie wiem,po co w ogóle pyta,bo bierze mnie na ręcezanim mój bezużyteczny mózg w ogóle zarejestruje jego pytanie.- Co chcesz mi pokazać?- pytam,kładąc mu głowę na okrytym garnituremramieniu.To pierwsze słowa, jakie wypowiedziałam od chwili,gdy Dan opuściłgabinet Jessego,i wcale nie dlatego, że Jesse się do mnie nie odzywał.Nie byłamnawet w stanie zdobyć się na ostrzegawcze warknięcie,gdy mijaliśmy Sarah w holuwejściowym Rezydencji.Uśmiechnęła się ze skrępowaniem,zdołała utrzymać lepkieręce z dala od Jessego i odsunęła się,jak gdyby myślała,że wybuchnę.Była wyrazniezaskoczona,gdy zignorowałam jej obecność i po prostu ją minęłam,pozwalającJessemu porozmawiać z nią o interesach.I mam pewność,że rozmawiali i zawszebędą rozmawiać wyłącznie o tym.O interesach.- Zobaczysz.- Wkracza do holu Lusso,a ja uśmiecham się na dzwięk radosnegogłosu Clive a.Nie jest tak przystojny jak nasz nowy konsjerż,ale zawsze będę wolałapomarszczoną,wesołą twarz Clive a od przystojnej buzki Caseya.- Gratulacje!- woła.Nie jestem zaskoczona.Albo Jesse zdążył się jużpochwalić,albo Cathy się wygadała.- Wspaniałe wieści!- Jego głos jest coraz bliżej.-Ja to zrobię, panie Ward.- Zastępuje Jessemu drogę i wciska kod w windzie jadącejdo penthouse u.- Dziękuję,Clive.- Głos Jessego jest równie radosny,bo ktoś właśnie przypomniałmu o jego fasolkach.W drodze powrotnej nie był zbyt rozmowny,dzięki czemumogłam w spokoju rozmyślać o moim najnowszym odkryciu - że mój brat jestgłupi,a mój mąż stracił przez niego dwieście kawałków.- Doskonale,panie Ward,doskonale.Dbaj o siebie,Avo - mówi surowym tonem,aja uśmiecham się z sympatią,gdy jego poważna twarz znika za zasuwającymi siędrzwiami.- Pozwalasz,żeby Clive zwracał się do mnie po imieniu - zauważammimochodem.Jesse spogląda na mnie spod uniesionych ostrzegawczo brwi.- Do czego zmierzasz?- Tak tylko mówię.- Zmuszam mięśnie ust do ułozenia ich w uśmiech,zaborczośćmojego męża dodaje mi sił.- Nie zwracam na ciebie uwagi.- Walcząc z rozbawieniem,Jesse wpuszcza nas doapartamentu i kopniakiem zamyka za nami drzwi.- Wkrótce nie będziesz już mógł mnie nosić - marudzę, wczepiając się wniego.Będzie mi tego strasznie brakowało,ale gdy będę już pękać w szwach,dwa razygrubsza niż teraznie będzie w stanie nosić mnie z taką łatwością,jak gdybym była przedłużeniemjego ciała.- Nie martw się, moja droga.- Całuje mnie w czoło i popycha plecami drzwi dogabinetu.- Zwiększyłem ju obciążenie na siłowni.Ze zduszonym okrzykiem oburzenia szarpię go za włosy!- Hej!Stawia mnie na ziemi, ale nie puszczam.- Jesteś dzikuską,moja droga - śmieje się,pochylając głowę.- Puścisz wreszcie?- Powiedz przepraszam.- Przepraszam.- Nie przestaje się śmiać.- Przepraszam.Puść.To komiczne.Mógłby mnie powstrzymać w każdej chwili,ale pozwala mizachować władzę& do czasu.Puszczam go i zrzucam buty.- Bolą mnie nogi - narzekam,poruszając paluchami.-Co robimy w gabinecie?- Chciałem ci coś pokazać.- Zdjęcie Jake a? - pytam z nadzieją w głosie,chyba zbyt ochoczo.Naprawdęchciałabym wiedzieć,jak wyglądał brat blizniak Jessego.- Nie.- Na jego czole pojawia się zmarszczka.- Więc co? - pytam,zaintrygowana.Jesse wygląda naglie jak skrępowany chłopiec.- Co jest grane?- Odwróć się - rozkazuje miękko, wkładając ręce do kieszeni.Nie jestem pewna,czy tego chcę.Spoglądam na niego pytająco,ale milczy,a jegoczoło wciąż przecina zmarszczka.Denerwuje się więc i mnie udziela się jegonerwowość,ale zżera mnie też ciekawość.Obracam się powoli,mam ochotę zamknąćoczy,ale jestem zbyt zaintrygowana.Moim oczom powoli ukazuje sięściana.Wstrzymuję oddech.Z rozdziawionych ust wyrywa mi się zduszonyokrzyk,robię krok w tył i przyciskam się do piersi Jessego.A może to on zrobił krokdo przodu,żeby mnie podtrzymać.Nie jestem pewna.Nie jestem w stanie ogarnąćtego wszystkiego.Wodzę wzrokiem wzdłuż szerokiej ściany biegnącej przez całąszerokość gabinetu.Zciana jest w całości pokryta& mną.Każdy centymetr kwadratowy przedstawia mnie.Nie są to oprawione zdjęcia aniobrazy.To tapeta,choć trudno się tego domyślić Aączenia są zupełnieniewidoczne,tak że wygląda jak jedno ogromne dzieło sztuki:hołd dlamnie.Największe zdjęcie,to w samym środku,przedstawia mnie rozpostartą nakrzyżu w naszym pokoju w Rezydencji.Jestem naga, mam przymknięte powieki irozchylone usta.Burza lśniących loków okala moją podnieconą twarz,a zmysłowośćbijąca z tego ujęcia jest niemalże namacalna.Prawie ją czuję.Przesuwam wzrokiem po ścianie,usiłując ogarnąć to wszystko.Jest ich zbytwiele.Znów wzdycham głośno na widok zdjęcia moich pleców,gdy zbiegam poschodach Rezydencji.Nie byłoby w tym ujęciu nic dziwnego,gdyby nie to,że widzęwyraznie kwiat kalli Poznaję też sukienkę.To moja granatowa ołówkowasukienka.Sukienka, którą miałam na sobie podczas pierwszego spotkania z pnemJessem Wardem.- To pierwsze zdjęcie,jakie zrobiłem - mruczy Jesse.Potem przerodziło się to wobsesję.- Mówi cicho,jakby niepewnie.Obracam się, wciąż z rozdziawioną buzią,niemogę wydobyć z siebie głosu.Przeszkadza mi w tym gula w gardle [ Pobierz całość w formacie PDF ]