[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to najlepsza terapia.W chwilę potem wyszła z kąpieli zzarumienioną skórą i oczyszczonymi paznokciami u stóp.Było towstępne przygotowanie do tego, co miało nastąpić.Ubrana w szlafrok, przejrzała szafę, by znaleźć coś do ubrania.Może granatowe spodnie? Nie, nie nadawały się wcale.Zawszemogła liczyć na turkusową sukienkę, oczywiście, ale Steven już ją wniej widział.Kate powstrzymała się.Co ona próbuje zrobić, rzucić Stevena nakolana? Śmieszne! Lubiła ubierać się według swego gustuniezależnie od opinii mężczyzn.Mimo to, odrzuciła turkusowąsukienkę i powiesiła ją z powrotem na wieszaku.Wreszcie Kate wyjęła sukienkę, której dotąd nie nosiła.Miałakolor kości słoniowej i wąskie ramiączka oraz spódnicę, która ładnierozszerzała się ku dołowi.Zaczesała do tyłu część włosów, resztępozostawiła w nieładzie.Teraz tylko delikatne pociągnięciebłyszczkiem i odrobina tuszu do rzęs.Kate przeglądnęła się uważniew lustrze.Wyglądała nie najgorzej.Steven zjawił się punktualnie o siódmej.W ręce trzymał bukiecikfiołków dla Kate.Przyjęła je roześmiana i zachwycona.- O, dziękuję ci, Stevenie.Gdzie je kupiłeś? - zapytała.- Na rogu stał mężczyzna z drewnianym kubłem pełnymfiołków.Przypomniały mi ciebie.Wysypywały się wszędzie dokoła iwyglądały przepięknie.Kate bardzo wzruszyły te słowa.Przybliżyła policzek do fiołków.Potem pośpieszyła poszukać dla nich wazon, ale znalazła tylko pustesłoiki po dżemie.Fiołki w słoikach wyglądały bardzo ładnie.Steven podszedł do niej.- Teraz przypominasz mi muszelki - wyszeptał.Położył ręce naRSjej nagich ramionach.Bez namysłu uniosła twarz.Przylgnęła doniego, rozchylając wargi w odpowiedzi na jego czuły pocałunek.Kiedy oderwali się od siebie, oczy Stevena nagle pociemniały i przy-brały szarawy kolor.- Jeśli tak dalej pójdzie, nigdy nie dotrzemy do twojej matki -powiedział krzywiąc się.- Ona nas oczekuje.Kate przytaknęła.Chwiejnym krokiem podeszła do szafy wprzedpokoju i zaczęła szukać szala.Steven włożył ręce do kieszeni i zaczął przechadzać się po pokoju.- Wiesz, Kate, miałaś rację, gdy powiedziałaś mi, żepodświadomie szukam prawdziwego rodzinnego domu.Przez wielelat zajęty byłem wyłącznie karierą, zaniedbując prawie wszystko.Wszystkie kobiety, które znałem.one też takie były.Ty jesteś inna -wiesz, jak smakować życie.Ale także nie masz prawdziwego domu.Jesteś równie nieszczęśliwa jak ja.- To nieprawda - powiedziała oburzona.- Mieszkam tu od lat.Zadomowiłam się.- Wygląda, jakbyś się jeszcze nawet nie rozpakowała.- Podniósłkalendarz sprzed dwóch lat.- Zachowałam go celowo - powiedziała Kate, odbierając mukalendarz i wcisnęła go do rzeźbionego drewnianego stojaka naczasopisma.W porządku, nie miała tyle czasu, by zająć się własnymmieszkaniem.Wszystkie swoje siły zużyła na urządzanie domówinnych ludzi.Ale Steven się mylił.Ona już znalazła dom - dom naWzgórzu Mc Gary.Niestety, zarządzała tym miejscem tylko czasowo.Istniała możliwość, że Steven nie zostanie w San Francisco.Możeprzyjmie tę posadę w Los Angeles.Wtedy znajdzie sposób, by kupićten dom - albo wynajmie go od niego.Jednak myśl o tym, że Stevennie zostanie w San Francisco nie była dla niej przyjemna.Sięgnęła w głąb szafy i znalazła szal, wciśnięty pomiędzy kurtki iswetry.Utkany w delikatnym płowym odcieniu, doskonale pasowałdo wykonanych z pasków sandałów na wysokich obcasach.Stevenpomógł jej zarzucić szal na ramiona i uśmiechnął się do niej.Wyszlirazem.RSKate nie była przyzwyczajona do chodzenia na obcasach i musiałakorzystać z pomocy Stevena, gdy schodziła po stromych, wąskichschodach z drugiego piętra.- Te schody wykonano dla małych, zwinnych wiktoriańskichdżentelmenów - zauważył Steven.- Zastanawiam się, jak wspinałysię po nich wiktoriańskie damy w tych swoich długich spódnicach.Kate ucieszyła się, słysząc ten żartobliwy ton.- Dzięki Bogu czasy się zmieniły - powiedziała i o mało nieskręciła nogi w kostce.Popatrzyła z niechęcią na buty.- Teraz my, kobiety torturujemy się same z wyboru.To postęp -zakończyła filozoficznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Była to najlepsza terapia.W chwilę potem wyszła z kąpieli zzarumienioną skórą i oczyszczonymi paznokciami u stóp.Było towstępne przygotowanie do tego, co miało nastąpić.Ubrana w szlafrok, przejrzała szafę, by znaleźć coś do ubrania.Może granatowe spodnie? Nie, nie nadawały się wcale.Zawszemogła liczyć na turkusową sukienkę, oczywiście, ale Steven już ją wniej widział.Kate powstrzymała się.Co ona próbuje zrobić, rzucić Stevena nakolana? Śmieszne! Lubiła ubierać się według swego gustuniezależnie od opinii mężczyzn.Mimo to, odrzuciła turkusowąsukienkę i powiesiła ją z powrotem na wieszaku.Wreszcie Kate wyjęła sukienkę, której dotąd nie nosiła.Miałakolor kości słoniowej i wąskie ramiączka oraz spódnicę, która ładnierozszerzała się ku dołowi.Zaczesała do tyłu część włosów, resztępozostawiła w nieładzie.Teraz tylko delikatne pociągnięciebłyszczkiem i odrobina tuszu do rzęs.Kate przeglądnęła się uważniew lustrze.Wyglądała nie najgorzej.Steven zjawił się punktualnie o siódmej.W ręce trzymał bukiecikfiołków dla Kate.Przyjęła je roześmiana i zachwycona.- O, dziękuję ci, Stevenie.Gdzie je kupiłeś? - zapytała.- Na rogu stał mężczyzna z drewnianym kubłem pełnymfiołków.Przypomniały mi ciebie.Wysypywały się wszędzie dokoła iwyglądały przepięknie.Kate bardzo wzruszyły te słowa.Przybliżyła policzek do fiołków.Potem pośpieszyła poszukać dla nich wazon, ale znalazła tylko pustesłoiki po dżemie.Fiołki w słoikach wyglądały bardzo ładnie.Steven podszedł do niej.- Teraz przypominasz mi muszelki - wyszeptał.Położył ręce naRSjej nagich ramionach.Bez namysłu uniosła twarz.Przylgnęła doniego, rozchylając wargi w odpowiedzi na jego czuły pocałunek.Kiedy oderwali się od siebie, oczy Stevena nagle pociemniały i przy-brały szarawy kolor.- Jeśli tak dalej pójdzie, nigdy nie dotrzemy do twojej matki -powiedział krzywiąc się.- Ona nas oczekuje.Kate przytaknęła.Chwiejnym krokiem podeszła do szafy wprzedpokoju i zaczęła szukać szala.Steven włożył ręce do kieszeni i zaczął przechadzać się po pokoju.- Wiesz, Kate, miałaś rację, gdy powiedziałaś mi, żepodświadomie szukam prawdziwego rodzinnego domu.Przez wielelat zajęty byłem wyłącznie karierą, zaniedbując prawie wszystko.Wszystkie kobiety, które znałem.one też takie były.Ty jesteś inna -wiesz, jak smakować życie.Ale także nie masz prawdziwego domu.Jesteś równie nieszczęśliwa jak ja.- To nieprawda - powiedziała oburzona.- Mieszkam tu od lat.Zadomowiłam się.- Wygląda, jakbyś się jeszcze nawet nie rozpakowała.- Podniósłkalendarz sprzed dwóch lat.- Zachowałam go celowo - powiedziała Kate, odbierając mukalendarz i wcisnęła go do rzeźbionego drewnianego stojaka naczasopisma.W porządku, nie miała tyle czasu, by zająć się własnymmieszkaniem.Wszystkie swoje siły zużyła na urządzanie domówinnych ludzi.Ale Steven się mylił.Ona już znalazła dom - dom naWzgórzu Mc Gary.Niestety, zarządzała tym miejscem tylko czasowo.Istniała możliwość, że Steven nie zostanie w San Francisco.Możeprzyjmie tę posadę w Los Angeles.Wtedy znajdzie sposób, by kupićten dom - albo wynajmie go od niego.Jednak myśl o tym, że Stevennie zostanie w San Francisco nie była dla niej przyjemna.Sięgnęła w głąb szafy i znalazła szal, wciśnięty pomiędzy kurtki iswetry.Utkany w delikatnym płowym odcieniu, doskonale pasowałdo wykonanych z pasków sandałów na wysokich obcasach.Stevenpomógł jej zarzucić szal na ramiona i uśmiechnął się do niej.Wyszlirazem.RSKate nie była przyzwyczajona do chodzenia na obcasach i musiałakorzystać z pomocy Stevena, gdy schodziła po stromych, wąskichschodach z drugiego piętra.- Te schody wykonano dla małych, zwinnych wiktoriańskichdżentelmenów - zauważył Steven.- Zastanawiam się, jak wspinałysię po nich wiktoriańskie damy w tych swoich długich spódnicach.Kate ucieszyła się, słysząc ten żartobliwy ton.- Dzięki Bogu czasy się zmieniły - powiedziała i o mało nieskręciła nogi w kostce.Popatrzyła z niechęcią na buty.- Teraz my, kobiety torturujemy się same z wyboru.To postęp -zakończyła filozoficznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]