[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okaza³o siê, ¿e po awanturze b³¹ka³ siê razem z koleg¹ po okolicy.Poniewa¿ zaczê³o zmierzchaæ, postanowili jednak coS zrobiæ i udali siêna posterunek milicji.Na milicji by³ ubaw, wiêc milicja kaza³a przyjSærano.Wolnym kroczkiem wrócili wiêc do miejsca zbrodni i&W ciemnoSciach nagle pojawi³y siê ostre Swiat³a.Us³yszeliSmy chrobotopon po ¿u¿lu, hamowanie& Nadchodzi odsiecz! us³yszeliSmy. Jak w amerykañskim filmie pomySla³em.Póxniej okaza³o siê, ¿einni te¿ tak pomySleli.Wszyscy te¿ pomySleli jeszcze jedno: Tylko dla kogo ta odsiecz?Okaza³o siê, ¿e dla nas.Milicja. JesteSmy! Zaraz wam pomo¿emy!PowiedzieliSmy, ¿e ju¿ nie trzeba.Zdziwili siê bardzo. Oddacie im te plecaki?!! Mamy je. Ja kto macie ? Normalnie, o! tu s¹. Jak to? Normalnie, ten pan za³atwi³ pokaza³ na mnie pierwszy ex-golas.By³o ciemno, wiêc nie widzia³em spojrzeñ milicjantów Paaanie! My pana zatrudnimy! Tylko do nich! Paaanie! Oni wszy-scy to wariaci! Ca³a rodzina ma ¿Ã³³te papiery ! Paaanie! Oni do nasz wid³ami wychodz¹! Albo z kos¹! Paaanie! Z nimi jeszcze nikt niczegonie za³atwi³! Paaanie!&Zrobi³o mi siê nieco ciep³o, gdy pomySla³em z kim to gawêdzi³em. Paaanie! Jak ten górol do nas przyszed³, to mySleliSmy, ¿e znowuchce nam jakiS numer wyr¿n¹æ.A potem przyszed³ ten m³ody, toSmypomySleli, ¿e do rana mo¿e poczekaæ wódeczka styg³a! Ale jak potemkomendant skojarzy³, ¿e to bêdzie ta sama sprawa, toSmy buty gubili, takiby³ bieg do samochodu! Paaanie! Nie ¿artujemy, dla nas to by³ naprawdêstrach!By³ to rok szczególnego kryzysu, co objawia³o siê te¿ w braku papie-rosów.Z tej wielkiej radoSci, ¿e w ich terenie nie bêdzie nieboszczyka sami tak powiedzieli milicjanci oddali naszym pal¹cym wszystkie pa-pierosy, jakie mieli przy sobie i w samochodzie.Poklepali nas wszystkich po plecach, mnie chyba szczególnie, zapro-ponowali pomoc w ka¿dej sprawie i pojechali. Cholera! powiedzia³em Ale numer&Komendant rok czy dwa potem zgin¹³ w katastrofie helikoptera.Nieopowie wiêc, jak to by³o, co czuli, gdy zostali bez papierosów, ale za toz kompletem ¿ywych na swoim terenie.237Survival po polskuPRZYGODA VWRESZCIE SPOKOJNIE ZJEMY OBIAD&Obiad w Zagórzu.Tak postanowiliSmy.By³ to nasz odwrót z Biesz-czadów.Pogoda doprowadzi³a nas do takiej decyzji zrejterowaliSmy.Po wielu dniach dygotania w namiotach uznaliSmy, ¿e wêdrówka nie uda-³a nam siê.Przesiadka na stacji w Zagórzu pobudzi³a w nas mySl, by dokonaæ78konsumpcji w ciepe³ku, w miejscowej restauracji mieszcz¹cej siê w po-bli¿u dworca.WeszliSmy do Srodka.Lokal by³ podzielony na dwie czêSci,posiada³ salê dla tubylców oraz salê dla turystów bezalkoholow¹.Tutaj oczywiScie siedliSmy.Pani kelnerka podesz³a, przyjê³a zamówienie.By³o pusto, obok sie-dzia³o tylko dwóch ch³opaków przy herbacie.Minê³o kilka minut i salazaroi³a siê od m³odzie¿y.To wesz³a grupa licealistów z profesorem.Zasiedli przy stolikach i tak, jak my, zaczêli oczekiwaæ na posi³ek.Oczekiwanie zosta³o zak³Ã³cone awantur¹.Pan profesor wielce oburzo-nym tonem zwróci³ uwagê ch³opcom tym od herbaty by nie wa¿ylisiê zaczepiaæ dziewcz¹t bêd¹cych pod jego opiek¹.Czerwony na twa-rzy d³ugo indyczy³ siê jeszcze przy swoim stoliku, choæ obaj winowajcydopili herbatê i zabrali siê z restauracji razem ze swymi plecakami.Zapad³a cisza.Próbowa³em rozmawiaæ ze wspó³towarzyszami, aleatmosfera by³a zbyt senna i mnie te¿ oczy zaczê³y siê prawie zamykaæ.Wtedy w³aSnie pojawi³ siê Mizerny.Wszed³ dosyæ raxnym krokiem, jakna kogoS, kto spêdzi³ przedpo³udnie na sali dla tubylców.Mizerny szed³ przez salê w³aSciwie bez celu, tote¿ rozgl¹da³ siê zaczymS, co by uzasadni³o jego przemarsz.Zobaczy³.Czknê³o mu siêradoSnie i ponios³o go do stolika, przy którym siedzia³a czwórka ch³op-ców.Jeden z nich mia³ d³ugie w³osy i to wzbudzi³o w Mizernym jakieSspecyficzne odczucia.Pochyli³ siê nad ch³opakiem i zacz¹³ mu wyzna-waæ zamiary.By³y one tak szlachetne, jak tylko pozwala³ stan zdrowiaMizernego.Ch³opak by³ zawstydzony i przera¿ony.Oczy mu siê stopniowo po-wiêksza³y i jak znam ¿ycie tê¿a³y mu struny g³osowe.Siedz¹cyobok koledzy mieli nieco odwagi, by t³umaczyæ Mizernemu jego pomy³kê.Potem ich ton robi³ siê wrêcz prosz¹cy, potem b³agalny, by da³ im spokój [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Okaza³o siê, ¿e po awanturze b³¹ka³ siê razem z koleg¹ po okolicy.Poniewa¿ zaczê³o zmierzchaæ, postanowili jednak coS zrobiæ i udali siêna posterunek milicji.Na milicji by³ ubaw, wiêc milicja kaza³a przyjSærano.Wolnym kroczkiem wrócili wiêc do miejsca zbrodni i&W ciemnoSciach nagle pojawi³y siê ostre Swiat³a.Us³yszeliSmy chrobotopon po ¿u¿lu, hamowanie& Nadchodzi odsiecz! us³yszeliSmy. Jak w amerykañskim filmie pomySla³em.Póxniej okaza³o siê, ¿einni te¿ tak pomySleli.Wszyscy te¿ pomySleli jeszcze jedno: Tylko dla kogo ta odsiecz?Okaza³o siê, ¿e dla nas.Milicja. JesteSmy! Zaraz wam pomo¿emy!PowiedzieliSmy, ¿e ju¿ nie trzeba.Zdziwili siê bardzo. Oddacie im te plecaki?!! Mamy je. Ja kto macie ? Normalnie, o! tu s¹. Jak to? Normalnie, ten pan za³atwi³ pokaza³ na mnie pierwszy ex-golas.By³o ciemno, wiêc nie widzia³em spojrzeñ milicjantów Paaanie! My pana zatrudnimy! Tylko do nich! Paaanie! Oni wszy-scy to wariaci! Ca³a rodzina ma ¿Ã³³te papiery ! Paaanie! Oni do nasz wid³ami wychodz¹! Albo z kos¹! Paaanie! Z nimi jeszcze nikt niczegonie za³atwi³! Paaanie!&Zrobi³o mi siê nieco ciep³o, gdy pomySla³em z kim to gawêdzi³em. Paaanie! Jak ten górol do nas przyszed³, to mySleliSmy, ¿e znowuchce nam jakiS numer wyr¿n¹æ.A potem przyszed³ ten m³ody, toSmypomySleli, ¿e do rana mo¿e poczekaæ wódeczka styg³a! Ale jak potemkomendant skojarzy³, ¿e to bêdzie ta sama sprawa, toSmy buty gubili, takiby³ bieg do samochodu! Paaanie! Nie ¿artujemy, dla nas to by³ naprawdêstrach!By³ to rok szczególnego kryzysu, co objawia³o siê te¿ w braku papie-rosów.Z tej wielkiej radoSci, ¿e w ich terenie nie bêdzie nieboszczyka sami tak powiedzieli milicjanci oddali naszym pal¹cym wszystkie pa-pierosy, jakie mieli przy sobie i w samochodzie.Poklepali nas wszystkich po plecach, mnie chyba szczególnie, zapro-ponowali pomoc w ka¿dej sprawie i pojechali. Cholera! powiedzia³em Ale numer&Komendant rok czy dwa potem zgin¹³ w katastrofie helikoptera.Nieopowie wiêc, jak to by³o, co czuli, gdy zostali bez papierosów, ale za toz kompletem ¿ywych na swoim terenie.237Survival po polskuPRZYGODA VWRESZCIE SPOKOJNIE ZJEMY OBIAD&Obiad w Zagórzu.Tak postanowiliSmy.By³ to nasz odwrót z Biesz-czadów.Pogoda doprowadzi³a nas do takiej decyzji zrejterowaliSmy.Po wielu dniach dygotania w namiotach uznaliSmy, ¿e wêdrówka nie uda-³a nam siê.Przesiadka na stacji w Zagórzu pobudzi³a w nas mySl, by dokonaæ78konsumpcji w ciepe³ku, w miejscowej restauracji mieszcz¹cej siê w po-bli¿u dworca.WeszliSmy do Srodka.Lokal by³ podzielony na dwie czêSci,posiada³ salê dla tubylców oraz salê dla turystów bezalkoholow¹.Tutaj oczywiScie siedliSmy.Pani kelnerka podesz³a, przyjê³a zamówienie.By³o pusto, obok sie-dzia³o tylko dwóch ch³opaków przy herbacie.Minê³o kilka minut i salazaroi³a siê od m³odzie¿y.To wesz³a grupa licealistów z profesorem.Zasiedli przy stolikach i tak, jak my, zaczêli oczekiwaæ na posi³ek.Oczekiwanie zosta³o zak³Ã³cone awantur¹.Pan profesor wielce oburzo-nym tonem zwróci³ uwagê ch³opcom tym od herbaty by nie wa¿ylisiê zaczepiaæ dziewcz¹t bêd¹cych pod jego opiek¹.Czerwony na twa-rzy d³ugo indyczy³ siê jeszcze przy swoim stoliku, choæ obaj winowajcydopili herbatê i zabrali siê z restauracji razem ze swymi plecakami.Zapad³a cisza.Próbowa³em rozmawiaæ ze wspó³towarzyszami, aleatmosfera by³a zbyt senna i mnie te¿ oczy zaczê³y siê prawie zamykaæ.Wtedy w³aSnie pojawi³ siê Mizerny.Wszed³ dosyæ raxnym krokiem, jakna kogoS, kto spêdzi³ przedpo³udnie na sali dla tubylców.Mizerny szed³ przez salê w³aSciwie bez celu, tote¿ rozgl¹da³ siê zaczymS, co by uzasadni³o jego przemarsz.Zobaczy³.Czknê³o mu siêradoSnie i ponios³o go do stolika, przy którym siedzia³a czwórka ch³op-ców.Jeden z nich mia³ d³ugie w³osy i to wzbudzi³o w Mizernym jakieSspecyficzne odczucia.Pochyli³ siê nad ch³opakiem i zacz¹³ mu wyzna-waæ zamiary.By³y one tak szlachetne, jak tylko pozwala³ stan zdrowiaMizernego.Ch³opak by³ zawstydzony i przera¿ony.Oczy mu siê stopniowo po-wiêksza³y i jak znam ¿ycie tê¿a³y mu struny g³osowe.Siedz¹cyobok koledzy mieli nieco odwagi, by t³umaczyæ Mizernemu jego pomy³kê.Potem ich ton robi³ siê wrêcz prosz¹cy, potem b³agalny, by da³ im spokój [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]