[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drugiejjednak strony nie wiedział, kto ich zaatakował ani w jakiej liczbie.Było jeszcze ciemno, więcżaden z Turków na pewno ich nie rozpoznał.Konrad łudził się, że pościg, widząc opróżnioneskrzynie, dojdzie do wniosku, że atakujący wzięli ze sobą tyle koni, by móc wywiezć skarby.To może się udać, pod warunkiem że pozbędzie się skrzyń.Dokonał tego, wyłamując wieka tych, które nie zostały uszkodzone podczas wywrotki,i rąbiąc je potem bułatem.Szczątki zaniósł do innej groty.Gdy skończył, zatarł śladyprowadzące w stronę wzgórza gałęziami uschniętych krzewów.Teraz mogli ruszyć dalej.- Będziesz umiała znalezć to miejsce? - zapytał.Majsun rozejrzała się, zapamiętując wszystkie punkty orientacyjne, dzięki którymbędzie mogła tu trafić.Jej wzrok spoczął na odległym kopczyku, pod którym spoczywał jejojciec.- Nie martw się - zapewniła go.- Nie zapomnę tego miejsca.W każdym razie nie takszybko.Pomógł jej wsiąść na konia, po czym usadowił się za jej plecami.- Dokąd teraz? - zapytał.Potrzebowali jedzenia, schronienia i koni albo wielbłądów, czy choćby mułów.Każdego środka lokomocji, jaki pozwalał na odzyskanie skarbu i dotarcie z nim dozakładanego pierwotnie celu.Co - zważywszy na śmierć Hektora i Miguela - nie wydawałosię już takie pewne.Wskazała głową przed siebie i rzekła:- Na północ.Są tam chrześcijańskie społeczności, niewielkie wioski i monastyrywykute w skałach.Tam nas przyjmą jak swoich.- Konrad obrzucił ją powątpiewającymspojrzeniem.- Nie musimy im mowie,Tessa rozłożyła ręce i spojrzała na nią pytająco.Kobieta skrzywiła się, jakby ją coś zabolało.- Odejdzcie, proszę.Ton jej głosu sprawił, że Tessa nagle oprzytomniała.Przemówiła znacznie łagodniejszym tonem, przysuwając się do staruszki.- Wie pani coś o tych księgach?- Ależ skąd.Tak szybkie zaprzeczenie musiało być nieszczere. 378 ~~- Proszę - nalegała Tessa.- Maszę panią ostrzec.Ktoś jeszcze szuka tych ksiąg.Morderca.Zabił już wiele osób, próbując je znalezć.On także do pani trafi, skoro nam się toudało.Jeśli więc wie pani coś, cokolwiek, musi nam pani powiedzieć.Grozi wam wielkieniebezpieczeństwo.Staruszka wpatrywała się w twarz stojącej przed nią kobiety, zaciskając mocno wargi istrasząc brwi.Dłonie drżały jej zauważalnie mimo panującego wciąż upału.Sądząc pospojrzeniu, biła się z własnymi myślami.- Mówię prawdę - dodała Tessa.- Musi mi pani zaufać.Proszę.Kolejne sekundy ciągnęły się niemiłosiernie, w końcu jednak zapadł długowyczekiwany werdykt.- Chodzcie - mruknęła staruszka niechętnie, odwracając się, by zniknąć w mrokualejki.Sklep okazał się wolno stojącym domem z kamienia, na piętrze nad salą wystawowąmieściło się skromne mieszkanie.Tessa i Reilly weszli za staruszką po zewnętrznychschodach, które prowadziły do pomieszczeń zajmowanych przez właściciela, i zatrzymały sięprzed starymi dębowymi drzwiami osadzonymi w tylnej ścianie budynku.Starowinkaotworzyła je po kilku nieudanych próbach dopasowania klucza i zaprosiła gości do środka.Idąc za nią, minęli krótki korytarz wiodący do obszernej izby, gdzie matka właścicielazapaliła już lampę stojącą na podłodze.Amerykanie trafili do czegoś na kształt salonu, zaktórego rozsuwanymi drzwiami można było trafić na balkonik od strony podwórza.Zapełniały go pamiątki zebrane podczas długiego i bogatego w wydarzenia życia.Półkiuginały się pod ciężarem książek, oprawionych w ramki zdjęć i waz.Wokół niskiego stolikado kawy ustawiono sofę i dwa głębokie fotele z poręczami.Trudno było powiedzieć, w jakimsą stanie, ponieważ przykrywały je szczelnie sterty kilimów i haftowanych poduszek, naścianach natomiast roiło się od małych obrazów i starych, czarnobiałych fotografiirodzinnych.- Zaparzę kawy - zaproponowała kobieta.- Wiem, że nam się przyda.Wykuśtykała z pokoju.Chwilę pózniej usłyszeli bulgotanie wody nalewanej dogarnka, głośny trzask pocieranej o draskę zapałki i cichy syk gazu na palniku.Tessa podeszłado ściany, chcąc przyjrzeć się uważniej wiszącym na niej fotografiom.Rozpoznała na nichmłodszą wersję nieprzychylnej gospodyni, stojącej obok wielu obco wyglądających osób.Tobyło świadectwo innych czasów.Kilkadziesiąt zdjęć tworzyło swoistą wystawę ciągnącą sięod ściany do ściany.Na widok jednego z nich poczuła ucisk w gardle.Zatrzymała się i zdjęłafotografię ze ściany.Dziewczynka obok starszego mężczyzny.Klasyczne ujęcie ojca z córką.W de za nimi było widać jakąś wielką drewnianą machinę.Jeśli wzrok jej nie mylił, to były krosna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Z drugiejjednak strony nie wiedział, kto ich zaatakował ani w jakiej liczbie.Było jeszcze ciemno, więcżaden z Turków na pewno ich nie rozpoznał.Konrad łudził się, że pościg, widząc opróżnioneskrzynie, dojdzie do wniosku, że atakujący wzięli ze sobą tyle koni, by móc wywiezć skarby.To może się udać, pod warunkiem że pozbędzie się skrzyń.Dokonał tego, wyłamując wieka tych, które nie zostały uszkodzone podczas wywrotki,i rąbiąc je potem bułatem.Szczątki zaniósł do innej groty.Gdy skończył, zatarł śladyprowadzące w stronę wzgórza gałęziami uschniętych krzewów.Teraz mogli ruszyć dalej.- Będziesz umiała znalezć to miejsce? - zapytał.Majsun rozejrzała się, zapamiętując wszystkie punkty orientacyjne, dzięki którymbędzie mogła tu trafić.Jej wzrok spoczął na odległym kopczyku, pod którym spoczywał jejojciec.- Nie martw się - zapewniła go.- Nie zapomnę tego miejsca.W każdym razie nie takszybko.Pomógł jej wsiąść na konia, po czym usadowił się za jej plecami.- Dokąd teraz? - zapytał.Potrzebowali jedzenia, schronienia i koni albo wielbłądów, czy choćby mułów.Każdego środka lokomocji, jaki pozwalał na odzyskanie skarbu i dotarcie z nim dozakładanego pierwotnie celu.Co - zważywszy na śmierć Hektora i Miguela - nie wydawałosię już takie pewne.Wskazała głową przed siebie i rzekła:- Na północ.Są tam chrześcijańskie społeczności, niewielkie wioski i monastyrywykute w skałach.Tam nas przyjmą jak swoich.- Konrad obrzucił ją powątpiewającymspojrzeniem.- Nie musimy im mowie,Tessa rozłożyła ręce i spojrzała na nią pytająco.Kobieta skrzywiła się, jakby ją coś zabolało.- Odejdzcie, proszę.Ton jej głosu sprawił, że Tessa nagle oprzytomniała.Przemówiła znacznie łagodniejszym tonem, przysuwając się do staruszki.- Wie pani coś o tych księgach?- Ależ skąd.Tak szybkie zaprzeczenie musiało być nieszczere. 378 ~~- Proszę - nalegała Tessa.- Maszę panią ostrzec.Ktoś jeszcze szuka tych ksiąg.Morderca.Zabił już wiele osób, próbując je znalezć.On także do pani trafi, skoro nam się toudało.Jeśli więc wie pani coś, cokolwiek, musi nam pani powiedzieć.Grozi wam wielkieniebezpieczeństwo.Staruszka wpatrywała się w twarz stojącej przed nią kobiety, zaciskając mocno wargi istrasząc brwi.Dłonie drżały jej zauważalnie mimo panującego wciąż upału.Sądząc pospojrzeniu, biła się z własnymi myślami.- Mówię prawdę - dodała Tessa.- Musi mi pani zaufać.Proszę.Kolejne sekundy ciągnęły się niemiłosiernie, w końcu jednak zapadł długowyczekiwany werdykt.- Chodzcie - mruknęła staruszka niechętnie, odwracając się, by zniknąć w mrokualejki.Sklep okazał się wolno stojącym domem z kamienia, na piętrze nad salą wystawowąmieściło się skromne mieszkanie.Tessa i Reilly weszli za staruszką po zewnętrznychschodach, które prowadziły do pomieszczeń zajmowanych przez właściciela, i zatrzymały sięprzed starymi dębowymi drzwiami osadzonymi w tylnej ścianie budynku.Starowinkaotworzyła je po kilku nieudanych próbach dopasowania klucza i zaprosiła gości do środka.Idąc za nią, minęli krótki korytarz wiodący do obszernej izby, gdzie matka właścicielazapaliła już lampę stojącą na podłodze.Amerykanie trafili do czegoś na kształt salonu, zaktórego rozsuwanymi drzwiami można było trafić na balkonik od strony podwórza.Zapełniały go pamiątki zebrane podczas długiego i bogatego w wydarzenia życia.Półkiuginały się pod ciężarem książek, oprawionych w ramki zdjęć i waz.Wokół niskiego stolikado kawy ustawiono sofę i dwa głębokie fotele z poręczami.Trudno było powiedzieć, w jakimsą stanie, ponieważ przykrywały je szczelnie sterty kilimów i haftowanych poduszek, naścianach natomiast roiło się od małych obrazów i starych, czarnobiałych fotografiirodzinnych.- Zaparzę kawy - zaproponowała kobieta.- Wiem, że nam się przyda.Wykuśtykała z pokoju.Chwilę pózniej usłyszeli bulgotanie wody nalewanej dogarnka, głośny trzask pocieranej o draskę zapałki i cichy syk gazu na palniku.Tessa podeszłado ściany, chcąc przyjrzeć się uważniej wiszącym na niej fotografiom.Rozpoznała na nichmłodszą wersję nieprzychylnej gospodyni, stojącej obok wielu obco wyglądających osób.Tobyło świadectwo innych czasów.Kilkadziesiąt zdjęć tworzyło swoistą wystawę ciągnącą sięod ściany do ściany.Na widok jednego z nich poczuła ucisk w gardle.Zatrzymała się i zdjęłafotografię ze ściany.Dziewczynka obok starszego mężczyzny.Klasyczne ujęcie ojca z córką.W de za nimi było widać jakąś wielką drewnianą machinę.Jeśli wzrok jej nie mylił, to były krosna [ Pobierz całość w formacie PDF ]