[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paru ćwiczących zaczęło się śmiać z jego pecha, ale nie byłopomiędzy nimi Valko ani Seeletha.Podnosząc wzrok na śmiejących się młodychwojowników, Hirea powiedział:- Był słaby.Nie tak słaby jednak, by poprosić o uzdrawiacza! - Opuściłspojrzenie.- Nie ma w tym nic śmiesznego.Nie ma powodu do żalu, ale nie mateż powodu do radości.Wolną ręką nakazał uprzątnięcie trupa, na co dwóch stojących w pobliżupomniejszych rzuciło się podnieść zwłoki i dostarczyć je do Komnaty Zmierci,gdzie pomocnicy rozbiorą ciało na czynniki pierwsze i wykorzystają to, co byłodo wykorzystania.Reszta miała trafić do karmy zwierząt hodowlanych.Choć wten sposób zabity mógł nadal służyć.- Czy żaden z was niczego nie zrozumiał? Odpowiedziało mu milczenie.Rzekł więc:- Można zadawać pytania.Niczego się nie nauczycie, zachowując ciszę.Pierwszy odezwał się wojownik stojący po przeciwnej stronie areny.- Hireo, co byś uczynił, gdyby poprosił o uzdrawiacza? Hirea uniósł miecz.- Patrzyłbym, jak powoli wykrwawia się na śmierć.Jego cierpienie byłobyodkupieniem słabości.- To by dopiero były zabawne.- Seeleth mruknął cicho.Hirea jednakdosłyszał jego słowa. - To prawda - potwierdził.Zaśmiał się raz, szczekliwie, po czym krzyknął:- Wracać na miejsca! - Zwrócił się do przeciwnika zabitego.- Będę w twojejparze, dopóki nie zginie następny.Wtedy ten, który wygra, zostanie twoimnowym bratem.- Zatrzymał się tuż przed młodzieńcem, który właśnie raniłśmiertelnie swego pierwszego brata, i pochwalił:  Brawo.Młody wojownik skinął głową bez uśmiechu.Jego nerwowa minaświadczyła, że nie ma pewności, czy dożyje końca dzisiejszego szkolenia.Młodzi wojownicy zostali zerwani z łóżek w środku nocy.Pomniejsibudzili wojowników ostrożnie, wchodząc do każdego pokoju i szepcząc pocichu, a następnie szybko się odsuwając, na wypadek gdyby któryś zwojowników zechciał dać upust gniewowi, wyżywając się na tym, kto akurat byłpod ręką.W końcu wieść się rozniosła: Hirea nakazał, aby wszyscy byli gotowido jazdy.Wojownicy sypiali z bronią na podorędziu, choć kładli się do łóżek wciemnych nocnych koszulach skrojonych na modłę Dasatich.Służący szybkopomogli im się przebrać.Na ziemię opadły nocne stroje, zastąpione przez prosteprzepaski biodrowe, bransoletki na kostki i nadgarstki oraz narzucone na wierzchlekkie koszule.Dalej pojawiły się pikowane spodnie i kubraki, a dopiero na samwierzch - zbroje.Każdy wojownik, który przetrwał szkolenie, wracał do domu,gdzie czekały nań różne stroje na wszystkie możliwe okazje, jednakże tutaj miałdo dyspozycji wyłącznie strój bojowy i nocny.Wojownicy nosili zbroje nawetpodczas zajęć z efektorami i facyliatorami.Młodzi wojownicy udali się śpiesznie do stajni, gdzie służący już osiodłaliczekające w pogotowiu varniny.Wierzchowce szarpały kopytami ściółkę iprychały z podniecenia przed polowaniem.Valko zbliżył się do swegowierzchowca - młodej samicy, która jeszcze nie miała młodych - i poklepał jąmocno po szyi, zanim wskoczył na siodło.Wielki łeb poruszył się na boki, gdyzwierzę przyjmowało do wiadomości, że jezdziec siedzi na jego grzbiecie, a zpyska dobyło się głośniejsze prychnięcie, gdy Valko, ująwszy wodze, szarpnąłraz a silnie, aby pokazać klaczy, kto tu rządzi.Varniny nie należały donajbystrzejszych zwierzaków i trzeba było im dość często przypominać, kto jestgórą.Doświadczeni wojownicy dosiadali samców, ceniąc ich agresywność,jednakże tutaj większość siedziała na wałachach lub młodych klaczach.Valko czekał cierpliwie, podczas gdy reszta wojowników dosiadałaswoich wierzchowców - zostało ich dziesięciu z pierwotnej liczby szesnastu.Valko wiedział, że szóstka, która nie przetrwała, zasługiwała na swój los, ale śmierć ostatniego z tego półtuzina, młodzika imieniem Malko, nie dawałamu spokoju.Walczył właśnie z Seelethem i odniósł pomniejszą ranę, zaledwiedraśnięcie w umięśnione przedramię, tak że nawet nie wypuścił miecza z ręki.Wwypadku takich obrażeń była możliwa przerwa na założenie opatrunku.Valkowidział więc z boku, jak Malko daje Seelethowi znak, by zaczekał, i to, jakSeeleth zgodnie odstąpił o krok.Seeleth czekał bez ruchu, gdy ranny zacząłprzekładać miecz z prawej ręki do lewej, ale w chwili gdy Malko był całkowiciebezbronny, uderzył nań, wymierzając pojedynczy cios, który pozbawiłprzeciwnika życia na miejscu.Nie padło ani jedno słowo.Valko nie wierzył, aby Hirea nie widziałwszystkiego, gdyż nic nigdy nie uchodziło uwagi starego wojownika.A mimo tonie zareagował tym razem.Valko spodziewał się, że Seeleth zostanie potępiony,może nawet zabity przez nauczyciela za złamanie zasad walki, jednakże Hireanajzwyczajniej w świecie odwrócił się, jakby niczego nie zauważył.Valko czuł niepokój, nie tak wielki jednak, by o to zapytać.Pytania zadanew niewłaściwym momencie były niebezpieczne.Zbyt wiele pytań znaczyło, żewojownik nie czuje pewności siebie.Brak pewności siebie był słabością.Słabośćoznaczała śmierć.A jednak niepokój go nie opuszczał.Złamano zasady, nie wymierzonokary.Jaka płynie z tego lekcja? - zastanawiał się Valko.Ze przy zwycięstwiezasady się nie liczą?Hirea stanął w strzemionach na grzbiecie starego ogiera, równiedoświadczonego w boju i pokancerowanego jak jezdziec.Na jego znakwojownicy opuścili dziedziniec stajenny, kierując się do portalu bramy.TamHirea podniósł dłoń, aby uciszyć młodych wojowników, i przemówił:- Prawdziwy wojownik jest gotów odpowiedzieć na wezwanie o każdejporze dnia i nocy.Za mną!Jezdzcy ruszyli za swym instruktorem, który poprowadził ich długą krętądrogą biegnącą ze starej fortecy, ich siedziby podczas szkolenia.Wzamierzchłych czasach forteca należała do wodza starożytnego plemienia,którego imię znali obecnie wyłącznie kronikarze.Ruchome piaski systemuspołecznego Dasatich połknęły jeszcze jeden ród.Być może kilkusprzymierzonych lordów zmieniło stronę, porzucając ten jeden ród na pastwęlosu, gdyż zależało im na znalezieniu silniejszego patrona.Być może to patronzostał opuszczony przez wasali, którym marzyła się większa władza zyskanadzięki nowemu sojuszowi.Valko uświadomił sobie, że nigdy nie pozna prawdy, jeśli nie zawezmie się w sobie i nie znajdzie kronikarza, na co miał tyle samo czasu, coochoty.Pozwolił, by zmysły zjednoczyły się z otaczającą nocą.Lubił noc, wolałją od dnia: brak widzialnego światła był kompensowany przez jego zdolność dowidzenia ciepła i - tylko w nieco mniejszym stopniu - wyczuwania ruchu.Jakwiększość przedstawicieli jego rasy był w stanie zaadaptować się do każdychwarunków - nawet głębokich zimnych tuneli i jaskiń.Jako że większość czasuUkrycia spędził w takich właśnie miejscach, rozwinęła się u niego niezwykławprost umiejętność oceniania odległości i kształtów, nieważne jak słabych, zapomocą echa.Podczas jazdy napawał się krajobrazem - pustą, lekko pofałdowanąokolicą z ledwie zarysowanymi w oddali wzgórzami, odcinającymi się od niebaciemniejszym odcieniem szarości.Nie było w nim jednak zbyt wiele życia zwyjątkiem nielicznych punktów ciepła, wskazujących na obecność nocnychgryzoni i polujących na nie drapieżników.Gdzieś daleko stado zarkisów ścigałorączą zwierzynę łowną, lopera albo dartera.Stado, grozne dla pojedynczegojezdzca, wolało ominąć grupę szeroki łukiem.Lata polowań uskutecznianychprzez Dasatich nauczyły zarkisy moresu przed wierzchowcami i dosiadającymi jepostaciami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl