[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy Marcin należał do tych, którzy w ostatniej chwili zerwali się do walki zporywaczami? Nie sposób tego dociec.Jednak mimo tych wszystkich kontaktów i znajomości zwykle Konradpozostawał sam.Nie żałował tego miał więcej czasu na myślenie.Na starość, wraz z poczuciem nieuchronnego zbliżania się kresu dni, corazbardziej interesował się rzeczami ostatecznymi, czytał świętych doktorów Kościołai filozofów dwudziestowiecznych Mouniera i Kołakowskiego.Kiedy ukazał sięTryptyk rzymski Jana Pawła II, nauczył się go na pamięć.Różaniec, który otrzymał od młodego księdza w Lublinie, towarzyszył mu wewszystkich podróżach.Raz, gdy zostawił go na lotnisku w Paryżu z bagażempodręcznym, udał zasłabnięcie, a kiedy samolot zawrócił na lotnisko i przybyła poniego karetka, uciekł pielęgniarzom i odnalazł zgubę.Czy oznacza to, że on ateista uwierzył w Boga? Trudno udzielićjednoznacznej odpowiedzi.Raz wierzył, raz nie wierzył.Bywało, że chodził naskwerek koło kościoła Zwiętego Stanisława Kostki.Stawał w bramce, czasem parękroków dalej.Nigdy jednak nie wszedł do świątyni.Czyżby bał się, że sklepieniekościoła przysypie bezbożnika?A może się wstydził.W rocznice uprowadzenia Popiełuszki i na Wszystkich Zwiętych zapalał zniczna grobie księdza Jerzego.Przede wszystkim interesował się jednak Janem PawłemII.I jego zdrowiem.Przyznawał, że jest w tym jakaś niepojęta niesprawiedliwość.On łotr ukończył osiemdziesiątkę i nadal był czerstwy i zdrowy, podczas gdy życie jego blizniaka przypominało coraz bardziej Drogę Krzyżową.Bolało go, gdy KarolWojtyła cierpiał.Wiele razy zastanawiał się, dlaczego jego Najwyższy Zwierzchnik mu tego nieoszczędził.Przecież mógł.Nie takich rzeczy dokonywał.Patrzył na coraz bardziejdrżącą rękę, na twarz obrzmiałą, w której tak trudno dawało się rozpoznać dawnedziarskie oblicze demiurga najnowszej historii.Płakał w tę tragiczną środę, gdypapież podszedł do okna, wziął mikrofon, ale nie zdołał wykrztusić ani słowa.Markiewicz nie wierzył w moc modlitwy, ale się modlił.Modlił się za papieża.I nie łączył już tego z własnymi losami.Zależało mu, żeby Jan Paweł II żył jaknajdłużej, ponieważ potrzebował go świat, Polska i on sam& Ale stan biskupaRzymu stale się pogarszał.Wreszcie generał nie wytrzymał.W Wielki Piątek pod wpływem impulsuwsiadł do pociągu i wyruszył do Wilna, a stamtąd pojechał taksówką do swegomiasteczka, gdzie wynajął pokój w zajezdzie.Nie odwiedzał tych stron odsześćdziesięciu pięciu lat.Ale uważał, że właśnie tam powinno zamknąć się kołojego żywota.Nie istniał jego dom, nie zostało ani śladu po drewnianej szkole& Nieżył już nikt, kto mógłby go pamiętać.Odnalazł za to na miejscowym cmentarzykuzarośnięty chwastami grób matki i brata.Wypielił go staranne.I czekał.Wszystkiesprawy doczesne uporządkował.Majątek, nie taki mały, zapisał Brygidzie, chociażsporą jego część przeznaczył na rozmaite organizacje charytatywne, a zwłaszcza Fundację %7łyć z chorobą Parkinsona.Otoczył opieką ludzi chorych i cierpiących.Sam nie brał już żadnych leków i jedynie czekał.W motelowym pokoju miał telewizor, który odbierał Program 1 TVPWieczorem 2 kwietnia oglądał Pana Tadeusza w reżyserii Andrzeja Wajdy, ale niepotrafił się skupić.Może dlatego, że wcześniej widział ten film w kinie.Projekcję przerwano o 21.37.Nie musieli podawać komunikatu.Lodowata dłoń ścisnęła jego serce.Papież odszedł do Domu Ojca.Konrad padł na kolana i trwał z zalaną łzami twarzą przed niewielkim ekranemtelewizora jak przed Najświętszym Sakramentem. Moja kolej! pomyślał.Po pięciu minutach zorientował się jednak, że ciągle żyje.Nic mu nie dolega.Z niewiadomego powodu reguła działająca od narodzin ich obu przestałaobowiązywać.Zaczęły bić dzwony.Wybiegł na ulicę i dołączył do grupki ludzi śpieszącychdo kościoła.Drzwi świątyni zastali zamknięte.Pukali i zapewne wywaliliby je zzawiasami, gdyby nie pojawił się młody wikary, najwyrazniej wyrwany ze snu.Potem modlono się, a młody ksiądz na życzenie zgromadzonych odprawił mszę.Nawet nie wiedział, czy dobrze robi, ale taka była wola ludu bożego Polaków,Litwinów, Białorusinów, tworzących współczesną populację miasteczka.Gdy nabożeństwo dobiegło końca, Markiewicz podszedł do kapłana. Chciałbym się wyspowiadać.Wikary popatrzył na niego jak na wariata. Proszę przyjść jutro, będzie ksiądz proboszcz odparł kiepską polszczyzną. Ja muszę wyspowiadać się dzisiaj! Dlaczego? Bo dzisiejszej nocy umrę!Ksiądz popatrzył głębiej w oczy staremu człowiekowi i ujrzał w nich takądeterminację, że aż się przeraził. Ale ja jest Litwinem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Czy Marcin należał do tych, którzy w ostatniej chwili zerwali się do walki zporywaczami? Nie sposób tego dociec.Jednak mimo tych wszystkich kontaktów i znajomości zwykle Konradpozostawał sam.Nie żałował tego miał więcej czasu na myślenie.Na starość, wraz z poczuciem nieuchronnego zbliżania się kresu dni, corazbardziej interesował się rzeczami ostatecznymi, czytał świętych doktorów Kościołai filozofów dwudziestowiecznych Mouniera i Kołakowskiego.Kiedy ukazał sięTryptyk rzymski Jana Pawła II, nauczył się go na pamięć.Różaniec, który otrzymał od młodego księdza w Lublinie, towarzyszył mu wewszystkich podróżach.Raz, gdy zostawił go na lotnisku w Paryżu z bagażempodręcznym, udał zasłabnięcie, a kiedy samolot zawrócił na lotnisko i przybyła poniego karetka, uciekł pielęgniarzom i odnalazł zgubę.Czy oznacza to, że on ateista uwierzył w Boga? Trudno udzielićjednoznacznej odpowiedzi.Raz wierzył, raz nie wierzył.Bywało, że chodził naskwerek koło kościoła Zwiętego Stanisława Kostki.Stawał w bramce, czasem parękroków dalej.Nigdy jednak nie wszedł do świątyni.Czyżby bał się, że sklepieniekościoła przysypie bezbożnika?A może się wstydził.W rocznice uprowadzenia Popiełuszki i na Wszystkich Zwiętych zapalał zniczna grobie księdza Jerzego.Przede wszystkim interesował się jednak Janem PawłemII.I jego zdrowiem.Przyznawał, że jest w tym jakaś niepojęta niesprawiedliwość.On łotr ukończył osiemdziesiątkę i nadal był czerstwy i zdrowy, podczas gdy życie jego blizniaka przypominało coraz bardziej Drogę Krzyżową.Bolało go, gdy KarolWojtyła cierpiał.Wiele razy zastanawiał się, dlaczego jego Najwyższy Zwierzchnik mu tego nieoszczędził.Przecież mógł.Nie takich rzeczy dokonywał.Patrzył na coraz bardziejdrżącą rękę, na twarz obrzmiałą, w której tak trudno dawało się rozpoznać dawnedziarskie oblicze demiurga najnowszej historii.Płakał w tę tragiczną środę, gdypapież podszedł do okna, wziął mikrofon, ale nie zdołał wykrztusić ani słowa.Markiewicz nie wierzył w moc modlitwy, ale się modlił.Modlił się za papieża.I nie łączył już tego z własnymi losami.Zależało mu, żeby Jan Paweł II żył jaknajdłużej, ponieważ potrzebował go świat, Polska i on sam& Ale stan biskupaRzymu stale się pogarszał.Wreszcie generał nie wytrzymał.W Wielki Piątek pod wpływem impulsuwsiadł do pociągu i wyruszył do Wilna, a stamtąd pojechał taksówką do swegomiasteczka, gdzie wynajął pokój w zajezdzie.Nie odwiedzał tych stron odsześćdziesięciu pięciu lat.Ale uważał, że właśnie tam powinno zamknąć się kołojego żywota.Nie istniał jego dom, nie zostało ani śladu po drewnianej szkole& Nieżył już nikt, kto mógłby go pamiętać.Odnalazł za to na miejscowym cmentarzykuzarośnięty chwastami grób matki i brata.Wypielił go staranne.I czekał.Wszystkiesprawy doczesne uporządkował.Majątek, nie taki mały, zapisał Brygidzie, chociażsporą jego część przeznaczył na rozmaite organizacje charytatywne, a zwłaszcza Fundację %7łyć z chorobą Parkinsona.Otoczył opieką ludzi chorych i cierpiących.Sam nie brał już żadnych leków i jedynie czekał.W motelowym pokoju miał telewizor, który odbierał Program 1 TVPWieczorem 2 kwietnia oglądał Pana Tadeusza w reżyserii Andrzeja Wajdy, ale niepotrafił się skupić.Może dlatego, że wcześniej widział ten film w kinie.Projekcję przerwano o 21.37.Nie musieli podawać komunikatu.Lodowata dłoń ścisnęła jego serce.Papież odszedł do Domu Ojca.Konrad padł na kolana i trwał z zalaną łzami twarzą przed niewielkim ekranemtelewizora jak przed Najświętszym Sakramentem. Moja kolej! pomyślał.Po pięciu minutach zorientował się jednak, że ciągle żyje.Nic mu nie dolega.Z niewiadomego powodu reguła działająca od narodzin ich obu przestałaobowiązywać.Zaczęły bić dzwony.Wybiegł na ulicę i dołączył do grupki ludzi śpieszącychdo kościoła.Drzwi świątyni zastali zamknięte.Pukali i zapewne wywaliliby je zzawiasami, gdyby nie pojawił się młody wikary, najwyrazniej wyrwany ze snu.Potem modlono się, a młody ksiądz na życzenie zgromadzonych odprawił mszę.Nawet nie wiedział, czy dobrze robi, ale taka była wola ludu bożego Polaków,Litwinów, Białorusinów, tworzących współczesną populację miasteczka.Gdy nabożeństwo dobiegło końca, Markiewicz podszedł do kapłana. Chciałbym się wyspowiadać.Wikary popatrzył na niego jak na wariata. Proszę przyjść jutro, będzie ksiądz proboszcz odparł kiepską polszczyzną. Ja muszę wyspowiadać się dzisiaj! Dlaczego? Bo dzisiejszej nocy umrę!Ksiądz popatrzył głębiej w oczy staremu człowiekowi i ujrzał w nich takądeterminację, że aż się przeraził. Ale ja jest Litwinem [ Pobierz całość w formacie PDF ]