[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tam jest trawa… – powiedział trochę niepewnie, zły na siebie, że nie pomyślał o tym.– Zresztą teraz i tak za późno.Ja sam stałem w tym miejscu dosyć długo i jeżeli nawet coś było, zadeptałbym każdy ślad.Że też nie przyszło mi to do głowy! Ale to nonsens, Halinko! Wyobraźnia zaczyna nas zjadać.Weźmy się do roboty.Im prędzej to będzie załatwione, tym lepiej.A później, nawet żeby tu było sto kościotrupów, musimy iść spać! Jutro w południe pogrzeb i będziemy zupełnie nieprzytomni, jeżeli nie odpoczniemy trochę.Idę do kuchni zrobić tę zaprawę.A potem tylko poukładamy cegły, otynkujemy jako tako i koniec.Pochylił się i wziął donicę.Po godzinie skończyli pracę.Mroczek spojrzał krytycznie na ścianę, która wyglądała nieco chropowato i miała niewielkie nierówności, ale w sumie przedstawiała się nawet lepiej, niż przewidywał.Zawiesili kilim, przesunęli biurko i fotele, Halina wymyła dokładnie i zapastowała podłogę.– Druga! – powiedział Tadeusz spojrzawszy na zegarek.– Zaraz zacznie się robić jasno.Chyba wszystko już? Weźmy na górę te donice.Nie chcę wychodzić do ogrodu.I tak za wiele szumu robimy tu po nocy.Ruszyli po skrzypiących schodkach do sypialni, a po kwadransie Halina spała już jak kamień.Mroczek wyciągnął się na łóżku i przymknął na chwilę oczy.Potem sięgnął ku nocnej lampce, żeby ją zgasić.Pamiętnik stryja leżał na stoliku.Ręka młodego lekarza zawisła w powietrzu.Później wziął kilka kartek i zaczął czytać.Sen nie nadchodził.Za oknem robiło się już jasno.Nad morzem wstawał bezchmurny świt.Ani śladu po wczorajszej burzy.W popielniczce przybywało niedopałków.Halina spała, oddychając miarowo, z rękami założonymi nad głową.Budzik cykał głośno.Tadeusz ziewnął.Miarowo przesuwał oczyma po linijkach maszynowego pisma.Nagle uniósł się na łokciu.Po raz drugi odczytał ostatnie słowa tekstu.Odwrócił szybko głowę i położył rękę na ramieniu żony.– Halina!… – powiedział cicho.– Halina!Drgnęła przez sen i potrząsnęła głową, jak gdyby na znak, że nie chce i nie może się zbudzić.– Halina! Obudź się!– Co? – Usiadła gwałtownie na łóżku, przecierając oczy.– Co się stało? – Rozejrzała się z przestrachem.Widać było, że nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie się znajduje.Potem spojrzała przytomniej.– Przestraszyłeś mnie.– Posłuchaj… – powiedział, nie zwracając uwagi na jej słowa.– Oprzytomniałaś już?Potwierdziła skinieniem głowy.– No to uważaj! Stryj w tym pamiętniku pisze tak:…Ktokolwiek spojrzy teraz na Porębą Morską, kiedy znajdzie się tu po raz pierwszy, nie będzie mógł sobie nawet wyobrazić, jak wyglądało to śliczne nadmorskie miasteczko w kilka miesięcy po wyzwoleniu.Wszystko leżało w gruzach, a ludzie, którzy przybyli tu za pierwszymi oddziałami wojska, żeby objąć ziemię w posiadanie, nie wszyscy byli, niestety, tymi, na których czekała ona od wieków.Pośród uczciwych osiedleńców roiło się od bandytów, dezerterów, chuliganów i rozmaitych innych mętów społecznych, które przybyły na krótko, żeby obłowić się i zniknąć w chaosie, jaki panował na terenie Ziem Odzyskanych.Pośród nich byli nawet ci najgorsi z najgorszych: ukrywający się po klęsce agenci gestapo, volksdeutsche i kaci z obozów koncentracyjnych, liczący na to, że przy wielkich wędrówkach bezimiennych mas ludzkich na tym terenie, gdzie sytuacja ułożyła się ze zrozumiałych względów tak, że niemal każdy pochodził z innej okolicy kraju, będą mogli zniknąć w tłumie i przeczekać.Jeśli chodzi o naszą Porębę, to trzeba przyznać, że od razu znalazła się tu grupa ofiarnych obywateli, którzy nie pozwolili szumowinom rozproszyć się i rozgrabić tego, co jeszcze zachowało się pośród ruin i zniszczeń wojennych.Ale wśród tej właśnie grupy dobrych obywateli znalazł się jeden zbrodniarz.Umiał on tak dobrze zamaskować swoje prawdziwe oblicze, że został jednogłośnie wybrany burmistrzem naszego miasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.– Tam jest trawa… – powiedział trochę niepewnie, zły na siebie, że nie pomyślał o tym.– Zresztą teraz i tak za późno.Ja sam stałem w tym miejscu dosyć długo i jeżeli nawet coś było, zadeptałbym każdy ślad.Że też nie przyszło mi to do głowy! Ale to nonsens, Halinko! Wyobraźnia zaczyna nas zjadać.Weźmy się do roboty.Im prędzej to będzie załatwione, tym lepiej.A później, nawet żeby tu było sto kościotrupów, musimy iść spać! Jutro w południe pogrzeb i będziemy zupełnie nieprzytomni, jeżeli nie odpoczniemy trochę.Idę do kuchni zrobić tę zaprawę.A potem tylko poukładamy cegły, otynkujemy jako tako i koniec.Pochylił się i wziął donicę.Po godzinie skończyli pracę.Mroczek spojrzał krytycznie na ścianę, która wyglądała nieco chropowato i miała niewielkie nierówności, ale w sumie przedstawiała się nawet lepiej, niż przewidywał.Zawiesili kilim, przesunęli biurko i fotele, Halina wymyła dokładnie i zapastowała podłogę.– Druga! – powiedział Tadeusz spojrzawszy na zegarek.– Zaraz zacznie się robić jasno.Chyba wszystko już? Weźmy na górę te donice.Nie chcę wychodzić do ogrodu.I tak za wiele szumu robimy tu po nocy.Ruszyli po skrzypiących schodkach do sypialni, a po kwadransie Halina spała już jak kamień.Mroczek wyciągnął się na łóżku i przymknął na chwilę oczy.Potem sięgnął ku nocnej lampce, żeby ją zgasić.Pamiętnik stryja leżał na stoliku.Ręka młodego lekarza zawisła w powietrzu.Później wziął kilka kartek i zaczął czytać.Sen nie nadchodził.Za oknem robiło się już jasno.Nad morzem wstawał bezchmurny świt.Ani śladu po wczorajszej burzy.W popielniczce przybywało niedopałków.Halina spała, oddychając miarowo, z rękami założonymi nad głową.Budzik cykał głośno.Tadeusz ziewnął.Miarowo przesuwał oczyma po linijkach maszynowego pisma.Nagle uniósł się na łokciu.Po raz drugi odczytał ostatnie słowa tekstu.Odwrócił szybko głowę i położył rękę na ramieniu żony.– Halina!… – powiedział cicho.– Halina!Drgnęła przez sen i potrząsnęła głową, jak gdyby na znak, że nie chce i nie może się zbudzić.– Halina! Obudź się!– Co? – Usiadła gwałtownie na łóżku, przecierając oczy.– Co się stało? – Rozejrzała się z przestrachem.Widać było, że nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie się znajduje.Potem spojrzała przytomniej.– Przestraszyłeś mnie.– Posłuchaj… – powiedział, nie zwracając uwagi na jej słowa.– Oprzytomniałaś już?Potwierdziła skinieniem głowy.– No to uważaj! Stryj w tym pamiętniku pisze tak:…Ktokolwiek spojrzy teraz na Porębą Morską, kiedy znajdzie się tu po raz pierwszy, nie będzie mógł sobie nawet wyobrazić, jak wyglądało to śliczne nadmorskie miasteczko w kilka miesięcy po wyzwoleniu.Wszystko leżało w gruzach, a ludzie, którzy przybyli tu za pierwszymi oddziałami wojska, żeby objąć ziemię w posiadanie, nie wszyscy byli, niestety, tymi, na których czekała ona od wieków.Pośród uczciwych osiedleńców roiło się od bandytów, dezerterów, chuliganów i rozmaitych innych mętów społecznych, które przybyły na krótko, żeby obłowić się i zniknąć w chaosie, jaki panował na terenie Ziem Odzyskanych.Pośród nich byli nawet ci najgorsi z najgorszych: ukrywający się po klęsce agenci gestapo, volksdeutsche i kaci z obozów koncentracyjnych, liczący na to, że przy wielkich wędrówkach bezimiennych mas ludzkich na tym terenie, gdzie sytuacja ułożyła się ze zrozumiałych względów tak, że niemal każdy pochodził z innej okolicy kraju, będą mogli zniknąć w tłumie i przeczekać.Jeśli chodzi o naszą Porębę, to trzeba przyznać, że od razu znalazła się tu grupa ofiarnych obywateli, którzy nie pozwolili szumowinom rozproszyć się i rozgrabić tego, co jeszcze zachowało się pośród ruin i zniszczeń wojennych.Ale wśród tej właśnie grupy dobrych obywateli znalazł się jeden zbrodniarz.Umiał on tak dobrze zamaskować swoje prawdziwe oblicze, że został jednogłośnie wybrany burmistrzem naszego miasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]