[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Petra znów siada na krześle Mikołaja z kubkiem gorącej kawy w dłoniach, a Helena odchodzi na bok, żeby zadzwonić na komendę i sprawdzić, czy są jakieś wiadomości o ojcu dziewczynki.Ale nawet nie musi dzwonić.Jej koledzy zaczynają coś do siebie wykrzykiwać i choć nie słyszy, co mówią, domyśla się wszystkiego z ich tonu i gestów.Potem jeden z policjantów, Stefan, podchodzi do niej, trzymając w ramionach dziecko.Uśmiecha się do Heleny i ona też się rozpromienia.Teraz wszyscy się uśmiechają, zbierają się wokół Stefana, słychać oklaski.Mrok zdaje się cofać.Może jeszcze nie byli tak naprawdę przerażeni, lecz teraz cieszą się w sposób, jakiego trudno było się spodziewać.Znalazł dziewczynkę niecałe dziesięć metrów od miejsca, gdzie siedzi jej matka, ukrytą głęboko pod prowizoryczną sceną.Musiał się do niej czołgać, przyświecając sobie latarką, jeszcze trudniej było mu się stamtąd wydostać, jednak się udało, wyciągnął też Emmę.Zasnęła, jej kombinezon czuć moczem.Obudził ją, ale się nie rozpłakała.Helena czuje ucisk w gardle.Potem się śmieje, woła po imieniu Petrę.— Teraz pójdziemy do mamy — szepcze do Emmy.— Mama na ciebie czeka.Kiedy Stefan wchodzi na scenę, rozpromieniony, niosąc swoją cenną zdobycz, Petra wstaje z krzesła.Nie podchodzi jednak do niego, tylko oplata się ramionami.Przecież widzi, że policjant trzyma jej córkę.Nie pyta o nic, czy małej coś się stało, czy jest ranna, czy w ogóle żyje.Nic.— Zasnęła — wyjaśnia Stefan.— Ale wszystko z nią w porządku.Po prostu się schowała.Teraz Emma odwraca się i spogląda na matkę.Jednak nie wyciąga do niej rąk, tylko chowa twarz, przyciska nos do piersi Stefana.On próbuje ją zagadywać, czy nie chce do mamy? Najwyraźniej nie chce.Chude ramionka otaczają szyję obcego mężczyzny, a uśmiech Heleny powoli zamiera.Przecież to nic dziwnego, myśli.To normalne, że jest wystraszona, dopiero co się obudziła, wszystko jest obce, a ona taka malutka.To nic dziwnego.Petra nie próbuje jej pomóc.— Cholerny bachor — syczy tylko.Jej oczy ciemnieją.Ale przynajmniej bierze ją od Stefana.Emma zaczyna płakać.Zaciska dłoń w piąstkę i wkłada do buzi, nie słychać płaczu, tylko same łzy spływają jej po policzkach.— Zsikałaś się? — pyta Petra, kiedy czuje pod palcami mokry kombinezon.— Nie chciałam, mamusiu — odpowiada szeptem jej córeczka.— Naprawdę nie chciałam.— Chodźmy stąd — mówi Stefan, biorąc Petrę za ramię.Helena Svensson się zgadza.To przecież nic dziwnego, że dziewczynka jest wystraszona.Najpierw ktoś świeci latarką do jej kryjówki, potem nagle otacza ją tylu dorosłych obcych ludzi i wszyscy na nią patrzą; to musiało być ciężkie przeżycie.A Petra jest w szoku, jasne, że to tylko szok.Ludzie różnie reagują pod wpływem ekstremalnego stresu.Helena uczyła się o tym w szkole.Tutaj też nie dzieje się nic szczególnie odbiegającego od normy.Nic niepokojącego, wszystko jest w porządku.Petra zaraz się uspokoi.Lecz teraz i chłopiec zaczyna płakać.Płacze bardzo głośno, ale to dobrze, że płaczą.Rzadko kiedy okazuje się, że dzieci, które krzyczą i płaczą, zostały poważnie skrzywdzone, należy się raczej martwić o te ciche.— Zsikałaś się? — powtarza Petra, prawie krzyczy, a Emma płacze teraz jeszcze bardziej.Muszą wreszcie stąd iść, wrócić do ciepłego mieszkania, dzieci powinny dostać coś do jedzenia, suche ubrania, bo znów zaczęło padać, leje całkiem solidnie.Helena czuje, jak jej puls przyśpiesza, dłonie zaczynają się pocić.Czy będzie w stanie uspokoić się w tym zamieszaniu? Jeśli ona się tak przejmuje, to chyba nic dziwnego, że matka nie umie się opanować? Dla niej to musi być sto razy gorsze.To było męczące popołudnie, myśli Helena, wszyscy najedli się strachu.— Chodźmy do mojego wozu — mówi wreszcie aspirantka.— Podrzucę was do domu.Matka jednak nie wygląda na ucieszoną, woli jechać autobusem.— Po co ma mnie pani odwozić? — pyta.— Sama sobie poradzę.Myśli pani, że sobie nie poradzę? Każdemu może się zdarzyć, że dziecko się na chwilę zgubi.Już się znalazło, nie musi mnie pani kontrolować.Dam sobie radę, zawsze sobie daję radę.Policjantka jednak nalega.Kiedy dochodzą do samochodu, okazuje się, że ktoś wezwał karetkę.Stoi obok radiowozu, Helena musi prosić, żeby wyłączyli niebiesko migającego koguta.Jeden z sanitariuszy ogląda Emmę i nie stwierdza żadnych obrażeń, dziewczynka nie potrzebuje pomocy.Ma otarte kolano i kilka siniaków na klatce piersiowej i ramionach.Żadnych złamań.Raczej nie została pobita.Dziewczynka sama mówi, że nic ją nie boli.Petra jest obok podczas oględzin córki.— Musiała się uderzyć, kiedy wchodziła pod scenę — mówi, spoglądając na siniaki.Potem zwraca się do Heleny.— Choćbym nie wiem ile razy powtarzała, ona mnie nigdy nie słucha.Jest taka niezdarna.Przewraca się, obija o wszystko.Gdyby tylko słuchała…Na piersiach skóra już przebarwia się na żółto, to już nawet nie jest siniak.To nie są świeże urazy, myśli Helena.Nie powstały dzisiaj.Ukradkiem zerka na sanitariusza.Ten dłonią gładzi pokryte delikatnymi włoskami plecy dziewczynki i obciąga koszulkę.Potem poklepuje małą po policzku.Badanie skończone.Dzieci ciągle się o coś obijają, myśli Helena, zawsze.Na przykład w przedszkolu.Chyba mogła się potłuc w przedszkolu.— Pomogę pani się ogarnąć — mówi Helena do Petry.— Pomoc może się teraz przydać.— I nie rozumiejąc do końca, dlaczego to robi, mówi dalej, żeby Petra nie mogła zaprotestować: — Muszę pani zadać jeszcze kilka pytań, są potrzebne do sporządzenia raportu.Możemy to zrobić u was w domu, wtedy nie będzie pani musiała przychodzić na policję.Niestety, to konieczne.Rozumiem, że wolałaby pani mieć teraz spokój, ale takie są przepisy.Petra tylko kiwa głową.Wygląda na zmęczoną, wyczerpaną.Samochód prowadzi kolega Heleny.Petra z dziećmi siedzą z tyłu.Potem kierowca czeka pod domem, kiedy policjantka wchodzi z nimi do środka.Mieszkanie jest niewielkie, lecz schludne.Z przedpokoju można zajrzeć do wszystkich pomieszczeń.Na kuchennym blacie leży zapomniana kostka masła, ale łóżka są pościelone, na podłodze w salonie nie walają się zabawki.Dzieci, uwolnione z kurtek i butów, biegną do swoich spraw.— Wykąpię ją, jak pani wyjdzie — mówi Petra już spokojniejszym tonem.Odkłada kombinezon Emmy do kosza z brudnymi rzeczami, który stoi przy drzwiach.— Ściągnij spodnie i majtki! — woła za córką.Helena kiwa głową.Mieszkanie jest zadbane.Ciepłe.Zwyczajne.Policjantka drepcze w miejscu.Niepewnie zadaje kilka pytań, Petra odpowiada.Nie zaprasza dalej.Sama wchodzi do salonu.Helena słyszy odgłos włączanego telewizora.Zastanawia się, czy iść za Petrą, jednak rezygnuje.— Jestem głodna, mamo! — woła Emma z sofy przed telewizorem, na co Petra zaraz wychodzi do kuchni.Helena staje w progu, patrzy, jak Petra kładzie na patelnię mrożone klopsiki.Aspirantka nie wie, co jeszcze mogłaby powiedzieć, więc wycofuje się do przedpokoju.Umawiają się na telefon jutro w ciągu dnia.Na wszelki wypadek.— Do widzenia! — woła Helena do dzieci.— Do widzenia — odpowiadają.Słyszy, jak matka zatrzaskuje za nią patentowy zamek.Wsuwa w szparę końcówkę łańcucha.Policjantka schodzi po schodach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl