[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W Hornlandzie nie ma dwóch takich samych domów" pomyślał Jeremy, zatrzymując sięprzed dwupiętrowym budynkiem z jasnobrązowym dachem i okiennicami w podobnej tonacji.Kamienna ścieżka otoczona była klombami jaskrawych forsycji, a z ogrodu dobiegałyśmiechy dzieci grających w piłkę.Gdzieś pluskała cicho woda.Okiennice na parterze rozwarły się nagle.Dziennikarz ujrzał wysoką, jasnowłosą kobietę wbłękitnej sukni z wąskim, ostrym dekoltem zgodnym z ostatnimi kanonami miejscowej mody.Oparła dłonie o parapet i zmierzyła Baldwina nieprzychylnym spojrzeniem.Młot Thora na jejszyi błysnął w blasku słońca.Jeremy odwrócił spojrzenie i ruszył wolno przed siebie, przygryzając wargę. No tak pomyślał, przypominając sobie celnika celowo kaleczącego angielskie słowa imilczącego wzgardliwie właściciela hotelu. Ten raj należy przecież do nich i skorzystają zkażdej okazji, by o tym przypomnieć.Zwłaszcza Anglikowi".Tym razem jego uwagę przyciągnęła ulica, oczywiście szeroka i wygodna.Zauważył kilkaobrazków typowych dla Afryki, jak choćby ubogi handlarz na obwieszonym sakwami osiołkuczy postawny Arab w galabii prowadzący kilka dromaderów, lecz pieszy nie zalewali tu całejulicy, ale chodzili po chodnikach.Nie było się czemu dziwić samochody, wciąż stosunkoworzadkie nawet w najbogatszych koloniach angielskich, tutaj mijały dziennikarza co chwila,wzniecając chmury pyłu.Widział przede wszystkim ciężarówki, jak pękate thursy orazmasywne sześciokołowe jotuny przystosowane do podróży przez pustynię, ale mignęło murównież kilka luksusowych magnusów.Wysoko nad zabudowaniami miasta wzbijał sięsamolot, inny kołował, znacząc bladoniebieskie niebo smugami kondensacyjnymi. Baldwin znów zacisnął wargi.Jego zachwyt powoli ustępował miejsca powracającejniechęci.Poprawił plecak i skręcił w stronę dzielnicy targowisk, gdzie miał nadziejępochwycić pierwszy trop.* * *Jak głosił napis na wysokim głazie ułożonym przy drzwiach, knajpa nazywała się Bilskirnir" na cześć mitycznego pałacu Thora.Wymyślając ją, Ulvgrim zapewne liczył na to,że przyciągnie ona przede wszystkim jego rodaków, Vinlandczykow, którzy uznawali bogapiorunów Thora za swego patrona.Tymczasem w cieniu jego rzezby wykonanej z czarnegohebanu zarówno rozważali kolejną transakcję lub dogadywali szczegóły następnej wyprawyprzedsiębiorczy kupcy, jak i wznosili toasty marynarze, dziękując bogom za udany rejs.Tamteż weselili się żołnierze oraz najemnicy ze wszystkich krajów Braterstwa, tam swe opowieścisnuli myśliwi i odkrywcy Tam też Jeremy Baldwin poznał kiedyś Vinlandczyka UlvgrimaNarfisona, najbardziej tajemniczego człowieka na ziemi.Knajpa nie zmieniła się wcale.W powietrzu wisiała ta sama przebogata mieszaninazapachów mocnej kawy, rozmaitych rodzajów tytoniu oraz ciemnego piwa, pod sufitem nadalpowoli obracał się wiatrak, którego łopaty wydawały się grzęznąć w dusznym powietrzu, a ustóp wielkiej rzezby Thora żarzyły się węgliki.Kilku gości, nielicznych ze względu nawczesną porę, odwróciło się ku wchodzącemu dziennikarzowi, aż zaskrzypiały wiklinowefotele.Pomimo panującego we wnętrzu półmroku natychmiast rozpoznał jedną z twarzy. Na rogi capów Thora! wykrzyknął Ulvgrim po dańsku, podrywając się z fotela inatychmiast zapominając o swoich towarzyszach, z którymi grał w karty. Jeremy! JeremyArthurson Baldwin! Czy to naprawdę ty? Tak, to ja uśmiechnął się korespondent i wyciągnął rękę.Gospodarz pochwycił go zanadgarstek i uścisnął mocno, Anglik odpowiedział tym samym posłuszny lokalnemuzwyczajowi. To ja, choć sam w to nie wierzę. Zaiste pomieszało ci się we łbie. Nie ty pierwszy to mówisz.Będziemy tak stać, czy może uraczysz swego gościa zzaświatów filiżanką tureckiej kawy? Ależ oczywiście, bez dwóch zdań! zawołał Ulvgrim. Tippu! Tippu!Sznury z koralami zagradzające wejście na zaplecze zakołysały się nagle i wyjrzałaspomiędzy nich kędzierzawa głowa młodego Murzyna, który z zainteresowaniem spojrzał nagospodarza. Dwie filiżanki najlepszej kawy dla mojego przyjaciela z Anglii! zawołał. Naszykujteż fajkę wodną, a potem zastąp mnie przy barze.Usiądziemy w moim gabinecie.Murzyn kiwnął głową i zniknął, a Ulvgrim wskazał gościowi drogę na zaplecze. Thrall? spytał z przekąsem Jeremy. Nie ma już thralldomu, [niewolnictwa] Jeremy synu Arthura.Od konferencji PojednaniaNarodów w Amsterdamie, czyli od jakichś piętnastu lat, o ile się nie mylę mruknął Ulvgrim. Kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć najlepiej. Moja ostatnia wizyta w Hornlandzie udowodniła, że jest zupełnie inaczej.Nawiasemmówiąc, Ulvgrim, czy możemy na razie rozmawiać po angielsku? Odwykłem od twojegojęzyka.* * *Ponad wszelką wątpliwość Ulvgrim do wszystkiego, co posiadał, doszedł ciężką pracąwłasnych rąk.Wszelkie pozostałe kwestie na jego temat pozostawały w sferze domysłów.Podobno walczył jako najemnik w szeregach storhirdów [[(dań.) wielki hird; tu: dywizja]swiońskich podczas tłumienia rewolucji rosyjskiej i przeciwko wojskom Wolnego PaństwaKongo na południowych rubieżach Hornlandu.Wedle niepotwierdzonych plotek parał sięrównież prowadzeniem wypraw myśliwskich, a byli tacy, którzy twierdzili, że odnalazłlegendarne cmentarzysko słoni.Różnie też tłumaczono głębokie blizny na jego piersi iprzedramieniu najciekawsza legenda głosiła, że własnymi rękami udusił lwicę, którazaatakowała syna konunga [króla] Nordveghr podczas jego inicjacji myśliwskiej.DlaJeremy'ego najważniejsze jednak było to, że serca Ulvgrima nie zatruły tradycyjneuprzedzenia jego ludu i znalazło się w nim wiele ciepła dla przybysza ze znienawidzonejAnglii.Co więcej, Baldwin zawdzięczał mu życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. W Hornlandzie nie ma dwóch takich samych domów" pomyślał Jeremy, zatrzymując sięprzed dwupiętrowym budynkiem z jasnobrązowym dachem i okiennicami w podobnej tonacji.Kamienna ścieżka otoczona była klombami jaskrawych forsycji, a z ogrodu dobiegałyśmiechy dzieci grających w piłkę.Gdzieś pluskała cicho woda.Okiennice na parterze rozwarły się nagle.Dziennikarz ujrzał wysoką, jasnowłosą kobietę wbłękitnej sukni z wąskim, ostrym dekoltem zgodnym z ostatnimi kanonami miejscowej mody.Oparła dłonie o parapet i zmierzyła Baldwina nieprzychylnym spojrzeniem.Młot Thora na jejszyi błysnął w blasku słońca.Jeremy odwrócił spojrzenie i ruszył wolno przed siebie, przygryzając wargę. No tak pomyślał, przypominając sobie celnika celowo kaleczącego angielskie słowa imilczącego wzgardliwie właściciela hotelu. Ten raj należy przecież do nich i skorzystają zkażdej okazji, by o tym przypomnieć.Zwłaszcza Anglikowi".Tym razem jego uwagę przyciągnęła ulica, oczywiście szeroka i wygodna.Zauważył kilkaobrazków typowych dla Afryki, jak choćby ubogi handlarz na obwieszonym sakwami osiołkuczy postawny Arab w galabii prowadzący kilka dromaderów, lecz pieszy nie zalewali tu całejulicy, ale chodzili po chodnikach.Nie było się czemu dziwić samochody, wciąż stosunkoworzadkie nawet w najbogatszych koloniach angielskich, tutaj mijały dziennikarza co chwila,wzniecając chmury pyłu.Widział przede wszystkim ciężarówki, jak pękate thursy orazmasywne sześciokołowe jotuny przystosowane do podróży przez pustynię, ale mignęło murównież kilka luksusowych magnusów.Wysoko nad zabudowaniami miasta wzbijał sięsamolot, inny kołował, znacząc bladoniebieskie niebo smugami kondensacyjnymi. Baldwin znów zacisnął wargi.Jego zachwyt powoli ustępował miejsca powracającejniechęci.Poprawił plecak i skręcił w stronę dzielnicy targowisk, gdzie miał nadziejępochwycić pierwszy trop.* * *Jak głosił napis na wysokim głazie ułożonym przy drzwiach, knajpa nazywała się Bilskirnir" na cześć mitycznego pałacu Thora.Wymyślając ją, Ulvgrim zapewne liczył na to,że przyciągnie ona przede wszystkim jego rodaków, Vinlandczykow, którzy uznawali bogapiorunów Thora za swego patrona.Tymczasem w cieniu jego rzezby wykonanej z czarnegohebanu zarówno rozważali kolejną transakcję lub dogadywali szczegóły następnej wyprawyprzedsiębiorczy kupcy, jak i wznosili toasty marynarze, dziękując bogom za udany rejs.Tamteż weselili się żołnierze oraz najemnicy ze wszystkich krajów Braterstwa, tam swe opowieścisnuli myśliwi i odkrywcy Tam też Jeremy Baldwin poznał kiedyś Vinlandczyka UlvgrimaNarfisona, najbardziej tajemniczego człowieka na ziemi.Knajpa nie zmieniła się wcale.W powietrzu wisiała ta sama przebogata mieszaninazapachów mocnej kawy, rozmaitych rodzajów tytoniu oraz ciemnego piwa, pod sufitem nadalpowoli obracał się wiatrak, którego łopaty wydawały się grzęznąć w dusznym powietrzu, a ustóp wielkiej rzezby Thora żarzyły się węgliki.Kilku gości, nielicznych ze względu nawczesną porę, odwróciło się ku wchodzącemu dziennikarzowi, aż zaskrzypiały wiklinowefotele.Pomimo panującego we wnętrzu półmroku natychmiast rozpoznał jedną z twarzy. Na rogi capów Thora! wykrzyknął Ulvgrim po dańsku, podrywając się z fotela inatychmiast zapominając o swoich towarzyszach, z którymi grał w karty. Jeremy! JeremyArthurson Baldwin! Czy to naprawdę ty? Tak, to ja uśmiechnął się korespondent i wyciągnął rękę.Gospodarz pochwycił go zanadgarstek i uścisnął mocno, Anglik odpowiedział tym samym posłuszny lokalnemuzwyczajowi. To ja, choć sam w to nie wierzę. Zaiste pomieszało ci się we łbie. Nie ty pierwszy to mówisz.Będziemy tak stać, czy może uraczysz swego gościa zzaświatów filiżanką tureckiej kawy? Ależ oczywiście, bez dwóch zdań! zawołał Ulvgrim. Tippu! Tippu!Sznury z koralami zagradzające wejście na zaplecze zakołysały się nagle i wyjrzałaspomiędzy nich kędzierzawa głowa młodego Murzyna, który z zainteresowaniem spojrzał nagospodarza. Dwie filiżanki najlepszej kawy dla mojego przyjaciela z Anglii! zawołał. Naszykujteż fajkę wodną, a potem zastąp mnie przy barze.Usiądziemy w moim gabinecie.Murzyn kiwnął głową i zniknął, a Ulvgrim wskazał gościowi drogę na zaplecze. Thrall? spytał z przekąsem Jeremy. Nie ma już thralldomu, [niewolnictwa] Jeremy synu Arthura.Od konferencji PojednaniaNarodów w Amsterdamie, czyli od jakichś piętnastu lat, o ile się nie mylę mruknął Ulvgrim. Kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć najlepiej. Moja ostatnia wizyta w Hornlandzie udowodniła, że jest zupełnie inaczej.Nawiasemmówiąc, Ulvgrim, czy możemy na razie rozmawiać po angielsku? Odwykłem od twojegojęzyka.* * *Ponad wszelką wątpliwość Ulvgrim do wszystkiego, co posiadał, doszedł ciężką pracąwłasnych rąk.Wszelkie pozostałe kwestie na jego temat pozostawały w sferze domysłów.Podobno walczył jako najemnik w szeregach storhirdów [[(dań.) wielki hird; tu: dywizja]swiońskich podczas tłumienia rewolucji rosyjskiej i przeciwko wojskom Wolnego PaństwaKongo na południowych rubieżach Hornlandu.Wedle niepotwierdzonych plotek parał sięrównież prowadzeniem wypraw myśliwskich, a byli tacy, którzy twierdzili, że odnalazłlegendarne cmentarzysko słoni.Różnie też tłumaczono głębokie blizny na jego piersi iprzedramieniu najciekawsza legenda głosiła, że własnymi rękami udusił lwicę, którazaatakowała syna konunga [króla] Nordveghr podczas jego inicjacji myśliwskiej.DlaJeremy'ego najważniejsze jednak było to, że serca Ulvgrima nie zatruły tradycyjneuprzedzenia jego ludu i znalazło się w nim wiele ciepła dla przybysza ze znienawidzonejAnglii.Co więcej, Baldwin zawdzięczał mu życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]