[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ladies first!Ale czy najlepsze nawet szorowanie może zabić lata skumulowanego odoru? Z chusteczkÄ… umoczonÄ… w perfumachprzy nosie wlazÅ‚am do Å›rodka.Nie pomogÅ‚o, fetor byÅ‚ takporażajÄ…cy, że upadÅ‚am na coÅ› w rodzaju materaca wyÅ›cieÅ‚ajÄ…cego dno.Tymczasem zamkniÄ™to klapkÄ™ i ogarnÄ…Å‚ nasabsolutny mrok i fetor.CzuÅ‚o siÄ™ peÅ‚en bukiet smrodów zewszystkich epok ZwiÄ…zku Sowieckiego: krwawych fekaliówStalina, kukurydzianego Å‚ajna Chruszczowa, Breżniewow-skiego rozkÅ‚adu i metalicznej woni czamobylskiej pierie-strojki. Czasem trzeba trochÄ™ pocierpieć dla dobra sprawy nawijaÅ‚ Joséph Conrad. Nie uwierzycie, ale smródw beczce po mleku bywa jeszcze wiÄ™kszy. Najważniejsze, że operacja rozwija siÄ™ doskonale dodaÅ‚ Tim mieliÅ›my sygnaÅ‚, że MS Jekaterynburg zawinÄ…Å‚ już do WÅ‚adywostoku.WymacaÅ‚am mojÄ… komórkÄ™, a potem poszukaÅ‚am rÄ™kiNicka.Ale natrafiÅ‚am jedynie na kolano Sancheza, wiÄ™c baÅ‚am siÄ™ poszukiwać dalej.Może zresztÄ… zasnÄ…Å‚, bo zupeÅ‚niesiÄ™ nie odzywaÅ‚.Czas dÅ‚użyÅ‚ siÄ™.Szambiarka podskakiwaÅ‚a na wybojach,raz zatrzymaÅ‚ jÄ… chyba jakiÅ› patrol.Czujność sÅ‚użb byÅ‚a uzasadniona.JeÅ›li Rosjanie domyÅ›lali siÄ™ naszej operacji, to wiedzieli z pewnoÅ›ciÄ…, że nie odebraliÅ›my wiz w Harbinie ani niewykupiliÅ›my zarezerwowanych biletów na kolej transsyberyjskÄ…, a o brak czujnoÅ›ci trudno byÅ‚oby ich podejrzewać.Kwadrans pózniej znów nas zatrzymano.Ale na krótko,odbyÅ‚a siÄ™ bÅ‚yskawiczna wymian zdaÅ„, kierowca musiaÅ‚ rzucić jakimÅ› fekalnym dowcipem, bo ktoÅ› zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ i walnÄ…Å‚kuÅ‚akiem w beczkÄ™.Droga, która byÅ‚a coraz bardziej wyboista, bo co rusz obijaliÅ›my siÄ™ o siebie lub upadaliÅ›my na oÅ›lizgÅ‚e Å›ciany cysterny, zdawaÅ‚a siÄ™ nie koÅ„czyć.Dziurawy asfalt zastÄ…piÅ‚a, sÄ…dzÄ…c po drobnych kamyczkach uderzajÄ…cychw pojazd, żwirówka.Jeszcze pózniej zaÅ‚omotaÅ‚y pod namibale jakiegoÅ› mostu i usÅ‚yszaÅ‚em gniewne sykniÄ™cie Tima. DokÄ…d oni nas wiozÄ…? Czy ten szambonurek z szoferkito pewny czÅ‚owiek? Z jego bratem robiÅ‚em niezÅ‚e interesy odpowiedziaÅ‚Chang. Nigdy mnie nie zawiódÅ‚.I znowu postój.Teraz do naszych uszu dotarÅ‚ zgrzyt, jakbyktoÅ› ciÄ…gnÄ…Å‚ po ziemi stare żelastwo.Do skÅ‚adnicy zÅ‚omu nasprzywiezli? Sanchez wyciÄ…gnÄ…Å‚ komórkÄ™ i podÅ›wietliÅ‚ ekran dochodziÅ‚a jedenasta. Wysiadamy? ożywiÅ‚am siÄ™.MiaÅ‚am stanowczo dośćduchoty ciemnoÅ›ci i klaustrofobicznego wnÄ™trza. Spokojnie! Czekamy na sygnaÅ‚ z zewnÄ…trz.Cysterna znowu ruszyÅ‚a, kolebiÄ…c siÄ™ na wertepach, alezaraz wjechaÅ‚a na równiejszÄ… drogÄ™, ani chybi beton, by pokilkudziesiÄ™ciu metrach definitywnie stanąć.OtworzyÅ‚ siÄ™wÅ‚az. Panie majÄ… pierwszeÅ„stwo powiedziaÅ‚ Chang. No to podsadzcie mnie.W pierwszej chwili oÅ›lepiÅ‚o mnie sÅ‚oÅ„ce, które ponad koronami drzew oÅ›wietlaÅ‚o dokÅ‚adnie nasz aromatyczny wehikuÅ‚.NastÄ™pnie czyjeÅ› silne rÄ™ce porwaÅ‚y mnie ze schodków,podaÅ‚y drugim, równie silnym, niczym lalkÄ™ i ustawiÅ‚y naziemi.ZamrugaÅ‚am powiekami.Niemożliwe! To musiaÅ‚ być sen.StaÅ‚am na niewielkim placyku pomiÄ™dzy jakimiÅ› pomalowanymi w maskownicze kolory barakami.Dalej ciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ jużtylko las i skaliste Å›ciany parowu.Znacznie bliżej co najmniejpiÄ™ciu umundurowanych w panterki Rosjan mierzyÅ‚o do nasz karabinów maszynowych. O żesz kurwa! usÅ‚yszaÅ‚am, jak po polsku zaklÄ…Å‚ Sanchez. MajÄ… nas!ZrobiÅ‚o mi siÄ™ sÅ‚abo.Ale nie upadÅ‚am.ZastanawiaÅ‚em siÄ™,jak ten okrzyk podziaÅ‚a na Sharffera, Changa i Darlingtona,czy przypadkiem nie zechcÄ… zabarykadować siÄ™ wewnÄ…trzszambiarki lub podjąć próby rozpaczliwej obrony?Jednak do żadnego oporu nie doszÅ‚o.Tim wprawdzie namoment zaklinowaÅ‚ siÄ™ w wÄ…skim otworze, ale wyciÄ…gniÄ™togo jak korek z butelki.KaÅ‚muk, szerszy niż wyższy, najwidoczniej dowodzÄ…cytym komitetem powitalnym, wspiÄ…Å‚ siÄ™ na beczkÄ™, zajrzaÅ‚ doÅ›rodka, potem wydobyÅ‚ latarkÄ™ i zajrzaÅ‚ raz jeszcze. MówiÅ‚eÅ›, czterech mężczyzn? zwróciÅ‚ siÄ™ do kudÅ‚atego kierowcy. No bo byÅ‚o czterech i ta baba odpowiadaÅ‚ przestraszony chÅ‚opina. Nie mam pojÄ™cia, co siÄ™ staÅ‚o.Cios w zÄ™by przerwaÅ‚ potok jego słów.W spojrzeniu Sharffera zobaczyÅ‚am bÅ‚ysk triumfu.JakimÅ› cudem DarlingtonowiudaÅ‚o siÄ™ uciec.Albo, co bardziej możliwe, przezornie w ogóle nie wsiadÅ‚ do szambiarki? Dobre i to.RozejrzaÅ‚am siÄ™ dokoÅ‚a.Gdzie byliÅ›my? Droga, którÄ…, sÄ…dzÄ…c po ustawieniu cysterny, przybyliÅ›my, prowadziÅ‚a od żelaznej, zamykanej wÅ‚aÅ›nie bramy.Obok staÅ‚a buda wartowników.Moja dezorientacja trwaÅ‚a tylko moment i zanim KaÅ‚muk pchnÄ…Å‚ mnie w kierunku rozsuwajÄ…cych siÄ™ stalowychdrzwi w przyroÅ›niÄ™tym do skalnej Å›ciany baraku pojęłam,gdzie jestem.ZupeÅ‚nie nieoczekiwanie znalezliÅ›my siÄ™ u celupodróży, w tajnym oÅ›rodku numer 1347.Czy i nas czekaÅ‚atutaj czarna Å›mierć ?SzÅ‚am półprzytomna, kiedy z tyÅ‚u usÅ‚yszaÅ‚am mocnyokrzyk Sancheza. Nigdzie nie pójdÄ™, parszywe dranie! Jestem wolnymobywatelem amerykaÅ„skim.Cios w zÄ™by przerwaÅ‚ tÄ™ wypowiedz.KaÅ‚muk poprawiÅ‚paÅ‚Ä…, która nie wiadomo skÄ…d pojawiÅ‚a siÄ™ w jego rÄ™kach.RównoczeÅ›nie lufy automatów zbliżyÅ‚y siÄ™ do piersi Timai Changa.Dwóch żoÅ‚nierzy rzuciÅ‚o siÄ™, by wziąć KubaÅ„czy-ka pod fleki, dowódca jednak powstrzymaÅ‚ ich sÅ‚owami: Nawszystko przyjdzie czas.Zaraz za pancernymi drzwiami, co najmniej półmetrowejgruboÅ›ci, rozpoczynaÅ‚ siÄ™ korytarz wiodÄ…cy w gÅ‚Ä…b góry.Narozwidleniu chodników skierowano nas schodkami prowadzÄ…cymi w dół.Sancheza, dwóch funkcjonariuszy pociÄ…gnęło w górÄ™.Czy tam znajdowaÅ‚y siÄ™ gabinety tortur? Trzymaj siÄ™, Raul! zawoÅ‚aÅ‚am. Milczeć huknÄ…Å‚ KaÅ‚muk.ZamilkÅ‚am wiÄ™c.Na schodach usÅ‚yszaÅ‚am wprost do uchaszept Tima. To zdrajca.W pierwszej chwili nie zrozumiaÅ‚am.Zerknęłam na Sharf-fera.Po murzyÅ„sku wywinÄ…Å‚ wargi, upodabniajÄ…c siÄ™ do czarnoskórego KubaÅ„czyka. SkÄ…d wiesz? zapytaÅ‚am bezgÅ‚oÅ›nie.PokazaÅ‚ na gÅ‚owÄ™.A potem zakolebaÅ‚ siÄ™.Najwyrazniej w cysternie Raul na moment utraciÅ‚ kontrolÄ™nad swymi myÅ›lami, a Tim je przejrzaÅ‚.ByÅ‚o jednak za pózno, by zrobić cokolwiek.Informacja, że najwierniejszy czÅ‚owiek dziadka, traktowany przez nas jak przyjaciel, okazaÅ‚ siÄ™ konfidentem wroga,byÅ‚ ciosem równie bolesnym, jak nasze uwiÄ™zienie.Narazwszystko staÅ‚o siÄ™ jasne Å›mierć poprzedniego wywiadowcy, porwanie Adama na Boracay, dziecinna Å‚atwość, z jakÄ…wpadliÅ›my w puÅ‚apkÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ladies first!Ale czy najlepsze nawet szorowanie może zabić lata skumulowanego odoru? Z chusteczkÄ… umoczonÄ… w perfumachprzy nosie wlazÅ‚am do Å›rodka.Nie pomogÅ‚o, fetor byÅ‚ takporażajÄ…cy, że upadÅ‚am na coÅ› w rodzaju materaca wyÅ›cieÅ‚ajÄ…cego dno.Tymczasem zamkniÄ™to klapkÄ™ i ogarnÄ…Å‚ nasabsolutny mrok i fetor.CzuÅ‚o siÄ™ peÅ‚en bukiet smrodów zewszystkich epok ZwiÄ…zku Sowieckiego: krwawych fekaliówStalina, kukurydzianego Å‚ajna Chruszczowa, Breżniewow-skiego rozkÅ‚adu i metalicznej woni czamobylskiej pierie-strojki. Czasem trzeba trochÄ™ pocierpieć dla dobra sprawy nawijaÅ‚ Joséph Conrad. Nie uwierzycie, ale smródw beczce po mleku bywa jeszcze wiÄ™kszy. Najważniejsze, że operacja rozwija siÄ™ doskonale dodaÅ‚ Tim mieliÅ›my sygnaÅ‚, że MS Jekaterynburg zawinÄ…Å‚ już do WÅ‚adywostoku.WymacaÅ‚am mojÄ… komórkÄ™, a potem poszukaÅ‚am rÄ™kiNicka.Ale natrafiÅ‚am jedynie na kolano Sancheza, wiÄ™c baÅ‚am siÄ™ poszukiwać dalej.Może zresztÄ… zasnÄ…Å‚, bo zupeÅ‚niesiÄ™ nie odzywaÅ‚.Czas dÅ‚użyÅ‚ siÄ™.Szambiarka podskakiwaÅ‚a na wybojach,raz zatrzymaÅ‚ jÄ… chyba jakiÅ› patrol.Czujność sÅ‚użb byÅ‚a uzasadniona.JeÅ›li Rosjanie domyÅ›lali siÄ™ naszej operacji, to wiedzieli z pewnoÅ›ciÄ…, że nie odebraliÅ›my wiz w Harbinie ani niewykupiliÅ›my zarezerwowanych biletów na kolej transsyberyjskÄ…, a o brak czujnoÅ›ci trudno byÅ‚oby ich podejrzewać.Kwadrans pózniej znów nas zatrzymano.Ale na krótko,odbyÅ‚a siÄ™ bÅ‚yskawiczna wymian zdaÅ„, kierowca musiaÅ‚ rzucić jakimÅ› fekalnym dowcipem, bo ktoÅ› zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ i walnÄ…Å‚kuÅ‚akiem w beczkÄ™.Droga, która byÅ‚a coraz bardziej wyboista, bo co rusz obijaliÅ›my siÄ™ o siebie lub upadaliÅ›my na oÅ›lizgÅ‚e Å›ciany cysterny, zdawaÅ‚a siÄ™ nie koÅ„czyć.Dziurawy asfalt zastÄ…piÅ‚a, sÄ…dzÄ…c po drobnych kamyczkach uderzajÄ…cychw pojazd, żwirówka.Jeszcze pózniej zaÅ‚omotaÅ‚y pod namibale jakiegoÅ› mostu i usÅ‚yszaÅ‚em gniewne sykniÄ™cie Tima. DokÄ…d oni nas wiozÄ…? Czy ten szambonurek z szoferkito pewny czÅ‚owiek? Z jego bratem robiÅ‚em niezÅ‚e interesy odpowiedziaÅ‚Chang. Nigdy mnie nie zawiódÅ‚.I znowu postój.Teraz do naszych uszu dotarÅ‚ zgrzyt, jakbyktoÅ› ciÄ…gnÄ…Å‚ po ziemi stare żelastwo.Do skÅ‚adnicy zÅ‚omu nasprzywiezli? Sanchez wyciÄ…gnÄ…Å‚ komórkÄ™ i podÅ›wietliÅ‚ ekran dochodziÅ‚a jedenasta. Wysiadamy? ożywiÅ‚am siÄ™.MiaÅ‚am stanowczo dośćduchoty ciemnoÅ›ci i klaustrofobicznego wnÄ™trza. Spokojnie! Czekamy na sygnaÅ‚ z zewnÄ…trz.Cysterna znowu ruszyÅ‚a, kolebiÄ…c siÄ™ na wertepach, alezaraz wjechaÅ‚a na równiejszÄ… drogÄ™, ani chybi beton, by pokilkudziesiÄ™ciu metrach definitywnie stanąć.OtworzyÅ‚ siÄ™wÅ‚az. Panie majÄ… pierwszeÅ„stwo powiedziaÅ‚ Chang. No to podsadzcie mnie.W pierwszej chwili oÅ›lepiÅ‚o mnie sÅ‚oÅ„ce, które ponad koronami drzew oÅ›wietlaÅ‚o dokÅ‚adnie nasz aromatyczny wehikuÅ‚.NastÄ™pnie czyjeÅ› silne rÄ™ce porwaÅ‚y mnie ze schodków,podaÅ‚y drugim, równie silnym, niczym lalkÄ™ i ustawiÅ‚y naziemi.ZamrugaÅ‚am powiekami.Niemożliwe! To musiaÅ‚ być sen.StaÅ‚am na niewielkim placyku pomiÄ™dzy jakimiÅ› pomalowanymi w maskownicze kolory barakami.Dalej ciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ jużtylko las i skaliste Å›ciany parowu.Znacznie bliżej co najmniejpiÄ™ciu umundurowanych w panterki Rosjan mierzyÅ‚o do nasz karabinów maszynowych. O żesz kurwa! usÅ‚yszaÅ‚am, jak po polsku zaklÄ…Å‚ Sanchez. MajÄ… nas!ZrobiÅ‚o mi siÄ™ sÅ‚abo.Ale nie upadÅ‚am.ZastanawiaÅ‚em siÄ™,jak ten okrzyk podziaÅ‚a na Sharffera, Changa i Darlingtona,czy przypadkiem nie zechcÄ… zabarykadować siÄ™ wewnÄ…trzszambiarki lub podjąć próby rozpaczliwej obrony?Jednak do żadnego oporu nie doszÅ‚o.Tim wprawdzie namoment zaklinowaÅ‚ siÄ™ w wÄ…skim otworze, ale wyciÄ…gniÄ™togo jak korek z butelki.KaÅ‚muk, szerszy niż wyższy, najwidoczniej dowodzÄ…cytym komitetem powitalnym, wspiÄ…Å‚ siÄ™ na beczkÄ™, zajrzaÅ‚ doÅ›rodka, potem wydobyÅ‚ latarkÄ™ i zajrzaÅ‚ raz jeszcze. MówiÅ‚eÅ›, czterech mężczyzn? zwróciÅ‚ siÄ™ do kudÅ‚atego kierowcy. No bo byÅ‚o czterech i ta baba odpowiadaÅ‚ przestraszony chÅ‚opina. Nie mam pojÄ™cia, co siÄ™ staÅ‚o.Cios w zÄ™by przerwaÅ‚ potok jego słów.W spojrzeniu Sharffera zobaczyÅ‚am bÅ‚ysk triumfu.JakimÅ› cudem DarlingtonowiudaÅ‚o siÄ™ uciec.Albo, co bardziej możliwe, przezornie w ogóle nie wsiadÅ‚ do szambiarki? Dobre i to.RozejrzaÅ‚am siÄ™ dokoÅ‚a.Gdzie byliÅ›my? Droga, którÄ…, sÄ…dzÄ…c po ustawieniu cysterny, przybyliÅ›my, prowadziÅ‚a od żelaznej, zamykanej wÅ‚aÅ›nie bramy.Obok staÅ‚a buda wartowników.Moja dezorientacja trwaÅ‚a tylko moment i zanim KaÅ‚muk pchnÄ…Å‚ mnie w kierunku rozsuwajÄ…cych siÄ™ stalowychdrzwi w przyroÅ›niÄ™tym do skalnej Å›ciany baraku pojęłam,gdzie jestem.ZupeÅ‚nie nieoczekiwanie znalezliÅ›my siÄ™ u celupodróży, w tajnym oÅ›rodku numer 1347.Czy i nas czekaÅ‚atutaj czarna Å›mierć ?SzÅ‚am półprzytomna, kiedy z tyÅ‚u usÅ‚yszaÅ‚am mocnyokrzyk Sancheza. Nigdzie nie pójdÄ™, parszywe dranie! Jestem wolnymobywatelem amerykaÅ„skim.Cios w zÄ™by przerwaÅ‚ tÄ™ wypowiedz.KaÅ‚muk poprawiÅ‚paÅ‚Ä…, która nie wiadomo skÄ…d pojawiÅ‚a siÄ™ w jego rÄ™kach.RównoczeÅ›nie lufy automatów zbliżyÅ‚y siÄ™ do piersi Timai Changa.Dwóch żoÅ‚nierzy rzuciÅ‚o siÄ™, by wziąć KubaÅ„czy-ka pod fleki, dowódca jednak powstrzymaÅ‚ ich sÅ‚owami: Nawszystko przyjdzie czas.Zaraz za pancernymi drzwiami, co najmniej półmetrowejgruboÅ›ci, rozpoczynaÅ‚ siÄ™ korytarz wiodÄ…cy w gÅ‚Ä…b góry.Narozwidleniu chodników skierowano nas schodkami prowadzÄ…cymi w dół.Sancheza, dwóch funkcjonariuszy pociÄ…gnęło w górÄ™.Czy tam znajdowaÅ‚y siÄ™ gabinety tortur? Trzymaj siÄ™, Raul! zawoÅ‚aÅ‚am. Milczeć huknÄ…Å‚ KaÅ‚muk.ZamilkÅ‚am wiÄ™c.Na schodach usÅ‚yszaÅ‚am wprost do uchaszept Tima. To zdrajca.W pierwszej chwili nie zrozumiaÅ‚am.Zerknęłam na Sharf-fera.Po murzyÅ„sku wywinÄ…Å‚ wargi, upodabniajÄ…c siÄ™ do czarnoskórego KubaÅ„czyka. SkÄ…d wiesz? zapytaÅ‚am bezgÅ‚oÅ›nie.PokazaÅ‚ na gÅ‚owÄ™.A potem zakolebaÅ‚ siÄ™.Najwyrazniej w cysternie Raul na moment utraciÅ‚ kontrolÄ™nad swymi myÅ›lami, a Tim je przejrzaÅ‚.ByÅ‚o jednak za pózno, by zrobić cokolwiek.Informacja, że najwierniejszy czÅ‚owiek dziadka, traktowany przez nas jak przyjaciel, okazaÅ‚ siÄ™ konfidentem wroga,byÅ‚ ciosem równie bolesnym, jak nasze uwiÄ™zienie.Narazwszystko staÅ‚o siÄ™ jasne Å›mierć poprzedniego wywiadowcy, porwanie Adama na Boracay, dziecinna Å‚atwość, z jakÄ…wpadliÅ›my w puÅ‚apkÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]