[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy przed chwilą zauważył, żejestem zmartwiona, moim przykrym obowiązkiem byłowyjawić mu powód mego zmartwienia, i szczerze przyznaję,panno Halcombe, że to uczyniłam.Oczekiwałam, że to usłyszę, a jednak jej słowa zmroziły mniezupełnie.- Błagam panią, madame Fosco, błagam hrabiego, byzechcieli państwo wziąć pod uwagę smutną sytuację, w jakiejznajduje się moja siostra.Gdy rozmawiała ze mną, piekły ją dożywego obelgi i niesprawiedliwości, doznane od męża, i niebyła sobą, kiedy porywczo powiedziała te słowa.Czy mogę miećnadzieję, że przez wzgląd na to zostaną wspaniałomyślniewybaczone?- Z całą pewnością - usłyszałam za sobą spokojny głoshrabiego, który swym cichym krokiem wyszedł do nas zbiblioteki, trzymając w ręku książkę.- Kiedy lady Glyde w gniewie powiedziała te słowa - ciągnął -wyrządziła mi krzywdę, nad którą boleję i którą wybaczam.Niewracajmy już więcej do tego tematu, panno Halcombe.Postarajmy się wszyscy zapomnieć o tym od tej chwili.- Jest pan bardzo szlachetny - odparłam.- Sprawił mi panniewypowiedzianą ulgę.Próbowałam coś dalej mówić, ale jego oczy utkwione były wemnie, a uśmiech, który skrywać mógł wszystko, rozlał się pojego szerokiej, gładkiej twarzy i zastygł na niej nieruchomo.Myśl o tym, jak jest nieskończenie fałszywy, i jak ja sięponiżam, starając się ułagodzić jego i jego żonę, tak mniedręczyła i niepokoiła, że słowa zamarły mi na ustach i stałammilcząc.- Błagam panią na klęczkach, niech pani nie mówi już nicwięcej.Jest mi niezmiernie przykro, że uważała pani zakonieczne powiedzieć aż tyle.Po tych uprzejmych słowach ujął moją rękę.Och, jakżegardzę samą sobą! Jaką słabą pociechą jest świadomość, żezniosłam to ze względu na Laurę! Ujął mą rękę i podniósł doswych zatrutych warg.Aż do tego momentu nie zdawałamsobie sprawy, jak wielki wstręt we mnie budzi! Ta niewinnapoufałość wzburzyła moją krew niczym najgorsza zniewaga,jaką mógłby mi wyrządzić mężczyzna.A jednak ukryłam przednim swą odrazę, próbowałam się uśmiechnąć.Ja, która kiedyśbezlitośnie potępiałam obłudę u innych kobiet, teraz byłam takfałszywa, jak najgorsza z nich, tak fałszywa, jak ów judasz,którego wargi dotknęły mojej dłoni.Nie mogłabym jednak dłużej zachować tego poniżającegomnie opanowania.tylko to ratuje moją własną opinię wobecsamej siebie, iż wiem, że nie mogłabym.gdyby nadal niespuszczał wzroku z mojej twarzy.Ale skoro tylko ujął mojąrękę, na ratunek mi przyszła zazdrość tygrysicy, zazdrość jegożony, zmuszając go do odwrócenia ode mnie uwagi.W jejzimnych niebieskich oczach zamigotały błyski, na bladepoliczki wytrysnął rumieniec, w jednej chwili wydała sięmłodsza o wiele lat.- Hrabio! - powiedziała.- Angielki nie rozumieją twoichcudzoziemskich form grzeczności.- Wybacz, mój aniele! Najlepsza i najdroższa ze wszystkichAngielek świata rozumie je!Z tymi słowami wypuścił moją rękę, zamiast niej ujął dłońżony i spokojnie podniósł ją do ust.Wbiegłam na schody szukając schronienia w moim własnympokoju.Gdybym miała wolną chwilę, to teraz, gdy zostałamsama, opadłyby mnie bolesne myśli.Ale nie było na to czasu.Szczęśliwie ze względu na mój spokój i odwagę miałam tyle doroboty, że nie starczało, już czasu na myślenie.Trzeba byłowysłać list do prawnika i do pana Fairlie, więc natychmiastzabrałam się do pisania.Nie sprawiała mnie bynajmniej kłopotu mnogość sposobówratunku.Po pierwsze, nie miałam absolutnie nikogo, na kimmogłabym polegać - prócz samej siebie.Sir Parsival nie miał wokolicy krewnych ani przyjaciół, o których wstawiennictwomogłabym się starać.Pozostawał w bardzo chłodnychstosunkach - w niektórych wypadkach w bardzo złychstosunkach - z mieszkającymi w pobliżu rodzinami równychmu godnością i pozycją.A my nie miałyśmy brata ani swata,który mógłby zjawić się w tym domu i ująć się za nami.Niebyło więc innego wyjścia, musiałam napisać te listy, choćpowątpiewałam w ich skuteczność, albo postawić Laurę i siebiew fałszywej sytuacji i uniemożliwić wszelkie pokojowenegocjacje na przyszłość, uciekając z Blackwater Park.Tegokroku nie mogłoby usprawiedliwić nic prócz niechybnej grozbyosobistego niebezpieczeństwa.Należało najpierw spróbować,co osiągną listy.Napisałam je.Nie wspomniałam nic prawnikowi o Annie Catherick,ponieważ, jak tłumaczyłam to Laurze, ten temat związany był ztajemnicą, której nie potrafiłybyśmy na razie wyjaśnić, więcpisanie o tym do człowieka jego zawodu nie zdałoby się na nic.Niegodne zachowanie sir Parsivala mógł - jeśli tak by mu sięspodobało - przypisać nowym nieporozumieniom na tematypieniężne.Ja tylko zasięgałam jego rady co do możliwościposłużenia się środkami prawnymi dla obrony Laury, gdybymąż odmówił jej pozwolenia na opuszczenie na jakiś czasBlackwater Park i udanie się wraz ze mną do Limmeridge.Odsyłałam go do pana Fairlie po dalsze informacje w sprawienaszego ewentualnego wyjazdu, zapewniałam go, że piszę zupoważnienia Laury, i zakończyłam usilną prośbą, aby działałw jej imieniu w jak najszerszym zakresie, jaki mu przyznajeprawo, i z możliwie najmniejszą stratą czasu.Następnie zajęłam się listem do pana Fairlie.Apelowałam doniego w sposób, który, jak już nadmieniłam Laurze, najpewniejmógł go zmusić do działania.Załączyłam kopię listu doprawnika, żeby przekonać pana Fairlie o powadze chwili, itłumaczyłam, że dręcząca i niebezpieczna sytuacja Laury musinieuchronnie i to już w niedalekiej przyszłości wywrzeć wpływnie tylko na jej, ale również i na jego losy, i że wyjazd nasz doLimmeridge jest jedynym kompromisowym wyjściem, któremoże temu zapobiec.Kiedy napisałam listy, zaadresowałam koperty i przyłożyłamdo nich pieczęcie, poszłam je pokazać Laurze.- Czy nikt cię nie niepokoił? spytałam, gdy otworzyła midrzwi.- Nikt nie pukał - odparła.- Ale słyszałam, że ktoś chodził poprzedpokoju.- Mężczyzna czy kobieta?- Kobieta.Dobiegł mnie szelest jej sukni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Kiedy przed chwilą zauważył, żejestem zmartwiona, moim przykrym obowiązkiem byłowyjawić mu powód mego zmartwienia, i szczerze przyznaję,panno Halcombe, że to uczyniłam.Oczekiwałam, że to usłyszę, a jednak jej słowa zmroziły mniezupełnie.- Błagam panią, madame Fosco, błagam hrabiego, byzechcieli państwo wziąć pod uwagę smutną sytuację, w jakiejznajduje się moja siostra.Gdy rozmawiała ze mną, piekły ją dożywego obelgi i niesprawiedliwości, doznane od męża, i niebyła sobą, kiedy porywczo powiedziała te słowa.Czy mogę miećnadzieję, że przez wzgląd na to zostaną wspaniałomyślniewybaczone?- Z całą pewnością - usłyszałam za sobą spokojny głoshrabiego, który swym cichym krokiem wyszedł do nas zbiblioteki, trzymając w ręku książkę.- Kiedy lady Glyde w gniewie powiedziała te słowa - ciągnął -wyrządziła mi krzywdę, nad którą boleję i którą wybaczam.Niewracajmy już więcej do tego tematu, panno Halcombe.Postarajmy się wszyscy zapomnieć o tym od tej chwili.- Jest pan bardzo szlachetny - odparłam.- Sprawił mi panniewypowiedzianą ulgę.Próbowałam coś dalej mówić, ale jego oczy utkwione były wemnie, a uśmiech, który skrywać mógł wszystko, rozlał się pojego szerokiej, gładkiej twarzy i zastygł na niej nieruchomo.Myśl o tym, jak jest nieskończenie fałszywy, i jak ja sięponiżam, starając się ułagodzić jego i jego żonę, tak mniedręczyła i niepokoiła, że słowa zamarły mi na ustach i stałammilcząc.- Błagam panią na klęczkach, niech pani nie mówi już nicwięcej.Jest mi niezmiernie przykro, że uważała pani zakonieczne powiedzieć aż tyle.Po tych uprzejmych słowach ujął moją rękę.Och, jakżegardzę samą sobą! Jaką słabą pociechą jest świadomość, żezniosłam to ze względu na Laurę! Ujął mą rękę i podniósł doswych zatrutych warg.Aż do tego momentu nie zdawałamsobie sprawy, jak wielki wstręt we mnie budzi! Ta niewinnapoufałość wzburzyła moją krew niczym najgorsza zniewaga,jaką mógłby mi wyrządzić mężczyzna.A jednak ukryłam przednim swą odrazę, próbowałam się uśmiechnąć.Ja, która kiedyśbezlitośnie potępiałam obłudę u innych kobiet, teraz byłam takfałszywa, jak najgorsza z nich, tak fałszywa, jak ów judasz,którego wargi dotknęły mojej dłoni.Nie mogłabym jednak dłużej zachować tego poniżającegomnie opanowania.tylko to ratuje moją własną opinię wobecsamej siebie, iż wiem, że nie mogłabym.gdyby nadal niespuszczał wzroku z mojej twarzy.Ale skoro tylko ujął mojąrękę, na ratunek mi przyszła zazdrość tygrysicy, zazdrość jegożony, zmuszając go do odwrócenia ode mnie uwagi.W jejzimnych niebieskich oczach zamigotały błyski, na bladepoliczki wytrysnął rumieniec, w jednej chwili wydała sięmłodsza o wiele lat.- Hrabio! - powiedziała.- Angielki nie rozumieją twoichcudzoziemskich form grzeczności.- Wybacz, mój aniele! Najlepsza i najdroższa ze wszystkichAngielek świata rozumie je!Z tymi słowami wypuścił moją rękę, zamiast niej ujął dłońżony i spokojnie podniósł ją do ust.Wbiegłam na schody szukając schronienia w moim własnympokoju.Gdybym miała wolną chwilę, to teraz, gdy zostałamsama, opadłyby mnie bolesne myśli.Ale nie było na to czasu.Szczęśliwie ze względu na mój spokój i odwagę miałam tyle doroboty, że nie starczało, już czasu na myślenie.Trzeba byłowysłać list do prawnika i do pana Fairlie, więc natychmiastzabrałam się do pisania.Nie sprawiała mnie bynajmniej kłopotu mnogość sposobówratunku.Po pierwsze, nie miałam absolutnie nikogo, na kimmogłabym polegać - prócz samej siebie.Sir Parsival nie miał wokolicy krewnych ani przyjaciół, o których wstawiennictwomogłabym się starać.Pozostawał w bardzo chłodnychstosunkach - w niektórych wypadkach w bardzo złychstosunkach - z mieszkającymi w pobliżu rodzinami równychmu godnością i pozycją.A my nie miałyśmy brata ani swata,który mógłby zjawić się w tym domu i ująć się za nami.Niebyło więc innego wyjścia, musiałam napisać te listy, choćpowątpiewałam w ich skuteczność, albo postawić Laurę i siebiew fałszywej sytuacji i uniemożliwić wszelkie pokojowenegocjacje na przyszłość, uciekając z Blackwater Park.Tegokroku nie mogłoby usprawiedliwić nic prócz niechybnej grozbyosobistego niebezpieczeństwa.Należało najpierw spróbować,co osiągną listy.Napisałam je.Nie wspomniałam nic prawnikowi o Annie Catherick,ponieważ, jak tłumaczyłam to Laurze, ten temat związany był ztajemnicą, której nie potrafiłybyśmy na razie wyjaśnić, więcpisanie o tym do człowieka jego zawodu nie zdałoby się na nic.Niegodne zachowanie sir Parsivala mógł - jeśli tak by mu sięspodobało - przypisać nowym nieporozumieniom na tematypieniężne.Ja tylko zasięgałam jego rady co do możliwościposłużenia się środkami prawnymi dla obrony Laury, gdybymąż odmówił jej pozwolenia na opuszczenie na jakiś czasBlackwater Park i udanie się wraz ze mną do Limmeridge.Odsyłałam go do pana Fairlie po dalsze informacje w sprawienaszego ewentualnego wyjazdu, zapewniałam go, że piszę zupoważnienia Laury, i zakończyłam usilną prośbą, aby działałw jej imieniu w jak najszerszym zakresie, jaki mu przyznajeprawo, i z możliwie najmniejszą stratą czasu.Następnie zajęłam się listem do pana Fairlie.Apelowałam doniego w sposób, który, jak już nadmieniłam Laurze, najpewniejmógł go zmusić do działania.Załączyłam kopię listu doprawnika, żeby przekonać pana Fairlie o powadze chwili, itłumaczyłam, że dręcząca i niebezpieczna sytuacja Laury musinieuchronnie i to już w niedalekiej przyszłości wywrzeć wpływnie tylko na jej, ale również i na jego losy, i że wyjazd nasz doLimmeridge jest jedynym kompromisowym wyjściem, któremoże temu zapobiec.Kiedy napisałam listy, zaadresowałam koperty i przyłożyłamdo nich pieczęcie, poszłam je pokazać Laurze.- Czy nikt cię nie niepokoił? spytałam, gdy otworzyła midrzwi.- Nikt nie pukał - odparła.- Ale słyszałam, że ktoś chodził poprzedpokoju.- Mężczyzna czy kobieta?- Kobieta.Dobiegł mnie szelest jej sukni [ Pobierz całość w formacie PDF ]