[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież Romb był pewien, żezapłacę.Ale za co?! Jak poszło? zapytał porucznik i siorbnął gorącejherbaty z żelaznego kubka. Pół na pół odparłem wymijająco. Dzięki zapomoc, pójdę już. Idz, tylko bądz ostrożny rzucił czarownik bawiącysię różdżką z kości owiniętą srebrnym paskiem.Margotmówiła, że dwa domy dalej zebrały się jakieś męty.AlboNocni Aowcy, albo Krzyżowcy. Margot? Przecież nie wypuszczacie nikogo z Getta? Margot nie obejmuje kwarantanna przeciągnął sięsiedzący na łóżku polowym inspektor sanitarny. Jestczłonkiem personelu. Aha.Trzymajcie się, może będzie jeszcze okazjapogadać. Powodzenia.Wyszedłem z bunkra, skierowałem się z powrotem kuporzuconej bazie transportowej.Na rogu zburzonegowybuchem domu pięciu Krzyżowców paliło w kręgujointa.Na mój widok ożywili się, ale widok sterczącejspod pachy kabury ostudził ich zapał do zawieraniabliższej znajomości.Przed powrotem do Przystani postanowiłem jednakodwiedzić Kruka, ażeby to zrobić nie powinienem iść wstronę Czerwonego Prospektu, ale skierować się napołudnie zaraz po przejściu całego terenu kontrolowanegoprzez Krzyżowców.Czasu, co prawda, musiało tokosztować sporo, ale rozmowa z Krukiem była absolutnąkoniecznością.Chciałem wiedzieć, dlaczegóż tomianowicie towarzysz Sztoc wypłynął z niebytu i od razusię mną zainteresował.I dlaczego nie udał się doWietrickiego? Przestraszył się Chińczyków?Doszedłem do domu Chottabycza.Właściciel, ciemnytyp, udawał, że wynajmuje tutaj mieszkania.Kichnąłemparę razy.Bierze mnie, cholera, musiałem przemarznąć.Warto by się napić gorącej herbaty z miodem, zanimcałkiem mnie rozłoży.Co za życie.Zimą nigdy niechoruję, a niech tylko przyjdzie lato, przeziębienie rzucasię na mnie jak wściekły faszysta z bagnetem.O wilgoćmoże chodzi, czy jak?Obejrzałem długi trzypiętrowy budynek, po któregodachu łazili jacyś ludzie, może brygada remontowa.Zamyśliłem się.O tym, żeby szukać Kruka samemu,mogłem zapomnieć.W zakręconych labiryntach przejść,korytarzy i schodów zagubiłby się nawet starożytnyinżynier, specjalista od budowy piramid.A poza tym,wątpliwe, żeby poszukiwany stale tutaj przebywał.Ale,tak jak już przedtem zdecydowałem, mogę zostawić dlaniego u kogoś wiadomość.W większości dom zamieszkiwali zwykli ludzie, aleistniało tutaj też i drugie dno, które przynosiłogospodarzowi właściwy dochód.Nie można powiedzieć,żeby Chottabycz pozostawał w zażyłych stosunkach zeświatkiem przestępczym, jego działalność miała raczejzwiązek ze sferą usług: dziewczynki, hazard, alkohol,pokoje na godziny i na jedną noc, miejsca spotkań dlaosób wątpliwej proweniencji i wiele, wiele innych.Szczególną popularnością cieszyły się organizowane tutajnielegalne walki gladiatorów, o których wiedzieli wszyscyzainteresowani z wyjątkiem Drużyny.I prawidłowo czasem nieświadomość bywa cenniejsza od wiedzy.Co zrobić? Zupełnie nie orientowałem się w rozkładziepoziomów.Byłem w środku jeden jedyny raz, kiedy naprośbę Krzyża odbierałem wygraną z totalizatora.Wdodatku wchodziłem od tyłu.Poskrobałem się po brodzie.A może by spróbować odtylnego wejścia? Nic mnie to przecież nie kosztuje.Zajmie to nie więcej niż pół godziny, jeśli wszystkodobrze zaplanuję.Co tam, raz kozie śmierć! Wy do kogo? warknął na mój widok rozwalony namiękkiej kanapie ochroniarz.A to bażant! Poprawiłem pistolet pod pachą, dając mudo zrozumienia, że nie jestem zwykłym odwiedzającym. Kruk tutaj mieszka? Zatrzymałem się pośrodkukorytarza. To nazwisko? zaczął rżnąć głupa cerber, próbującsię domyślić, kim jestem. Nazwisko Woroncow.Dla przyjaciół po prostu Kruk. Zanim zdążył zadać następne pytanie, powiedziałem: Jestem Sopel.Przychodzę od Obrębka. O ile mi wiadomo, nie ma u nas lokatora o takimnazwisku. Fagas przywołał na twarz wyraz zawodu, apotem nie wytrzymał i dodał: O panu Obrębku teżsłyszę pierwszy raz.Tak, z tym bykiem sobie nie pogadam.Szef powiedziałmu, że nie ma takiego dla nikogo, więc choćby z niegopasy drzeć, słowa nie piśnie.Niech cię diabli, przejdę doplanu B. A ty co, wszystkich gości na pamięć znasz? Pokazałem mu blachę.Wstał z legowiska. ZawołajKruka. Nie ma takiego, panie naczelniku uśmiechnęła sięjadowicie chamska morda. Już przecież mówiłem. Przekaż Krukowi, żeby tu na mnie czekał.Wrócę zapół godziny i jeśli go nie zastanę, urządzę wam takieświęto z fajerwerkami, że żyć wam się wszystkimodechce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.A przecież Romb był pewien, żezapłacę.Ale za co?! Jak poszło? zapytał porucznik i siorbnął gorącejherbaty z żelaznego kubka. Pół na pół odparłem wymijająco. Dzięki zapomoc, pójdę już. Idz, tylko bądz ostrożny rzucił czarownik bawiącysię różdżką z kości owiniętą srebrnym paskiem.Margotmówiła, że dwa domy dalej zebrały się jakieś męty.AlboNocni Aowcy, albo Krzyżowcy. Margot? Przecież nie wypuszczacie nikogo z Getta? Margot nie obejmuje kwarantanna przeciągnął sięsiedzący na łóżku polowym inspektor sanitarny. Jestczłonkiem personelu. Aha.Trzymajcie się, może będzie jeszcze okazjapogadać. Powodzenia.Wyszedłem z bunkra, skierowałem się z powrotem kuporzuconej bazie transportowej.Na rogu zburzonegowybuchem domu pięciu Krzyżowców paliło w kręgujointa.Na mój widok ożywili się, ale widok sterczącejspod pachy kabury ostudził ich zapał do zawieraniabliższej znajomości.Przed powrotem do Przystani postanowiłem jednakodwiedzić Kruka, ażeby to zrobić nie powinienem iść wstronę Czerwonego Prospektu, ale skierować się napołudnie zaraz po przejściu całego terenu kontrolowanegoprzez Krzyżowców.Czasu, co prawda, musiało tokosztować sporo, ale rozmowa z Krukiem była absolutnąkoniecznością.Chciałem wiedzieć, dlaczegóż tomianowicie towarzysz Sztoc wypłynął z niebytu i od razusię mną zainteresował.I dlaczego nie udał się doWietrickiego? Przestraszył się Chińczyków?Doszedłem do domu Chottabycza.Właściciel, ciemnytyp, udawał, że wynajmuje tutaj mieszkania.Kichnąłemparę razy.Bierze mnie, cholera, musiałem przemarznąć.Warto by się napić gorącej herbaty z miodem, zanimcałkiem mnie rozłoży.Co za życie.Zimą nigdy niechoruję, a niech tylko przyjdzie lato, przeziębienie rzucasię na mnie jak wściekły faszysta z bagnetem.O wilgoćmoże chodzi, czy jak?Obejrzałem długi trzypiętrowy budynek, po któregodachu łazili jacyś ludzie, może brygada remontowa.Zamyśliłem się.O tym, żeby szukać Kruka samemu,mogłem zapomnieć.W zakręconych labiryntach przejść,korytarzy i schodów zagubiłby się nawet starożytnyinżynier, specjalista od budowy piramid.A poza tym,wątpliwe, żeby poszukiwany stale tutaj przebywał.Ale,tak jak już przedtem zdecydowałem, mogę zostawić dlaniego u kogoś wiadomość.W większości dom zamieszkiwali zwykli ludzie, aleistniało tutaj też i drugie dno, które przynosiłogospodarzowi właściwy dochód.Nie można powiedzieć,żeby Chottabycz pozostawał w zażyłych stosunkach zeświatkiem przestępczym, jego działalność miała raczejzwiązek ze sferą usług: dziewczynki, hazard, alkohol,pokoje na godziny i na jedną noc, miejsca spotkań dlaosób wątpliwej proweniencji i wiele, wiele innych.Szczególną popularnością cieszyły się organizowane tutajnielegalne walki gladiatorów, o których wiedzieli wszyscyzainteresowani z wyjątkiem Drużyny.I prawidłowo czasem nieświadomość bywa cenniejsza od wiedzy.Co zrobić? Zupełnie nie orientowałem się w rozkładziepoziomów.Byłem w środku jeden jedyny raz, kiedy naprośbę Krzyża odbierałem wygraną z totalizatora.Wdodatku wchodziłem od tyłu.Poskrobałem się po brodzie.A może by spróbować odtylnego wejścia? Nic mnie to przecież nie kosztuje.Zajmie to nie więcej niż pół godziny, jeśli wszystkodobrze zaplanuję.Co tam, raz kozie śmierć! Wy do kogo? warknął na mój widok rozwalony namiękkiej kanapie ochroniarz.A to bażant! Poprawiłem pistolet pod pachą, dając mudo zrozumienia, że nie jestem zwykłym odwiedzającym. Kruk tutaj mieszka? Zatrzymałem się pośrodkukorytarza. To nazwisko? zaczął rżnąć głupa cerber, próbującsię domyślić, kim jestem. Nazwisko Woroncow.Dla przyjaciół po prostu Kruk. Zanim zdążył zadać następne pytanie, powiedziałem: Jestem Sopel.Przychodzę od Obrębka. O ile mi wiadomo, nie ma u nas lokatora o takimnazwisku. Fagas przywołał na twarz wyraz zawodu, apotem nie wytrzymał i dodał: O panu Obrębku teżsłyszę pierwszy raz.Tak, z tym bykiem sobie nie pogadam.Szef powiedziałmu, że nie ma takiego dla nikogo, więc choćby z niegopasy drzeć, słowa nie piśnie.Niech cię diabli, przejdę doplanu B. A ty co, wszystkich gości na pamięć znasz? Pokazałem mu blachę.Wstał z legowiska. ZawołajKruka. Nie ma takiego, panie naczelniku uśmiechnęła sięjadowicie chamska morda. Już przecież mówiłem. Przekaż Krukowi, żeby tu na mnie czekał.Wrócę zapół godziny i jeśli go nie zastanę, urządzę wam takieświęto z fajerwerkami, że żyć wam się wszystkimodechce [ Pobierz całość w formacie PDF ]