[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mógłmówić o Benie.Bo musiała przyznać ze smutkiem, że nie było znowutak trudno wyobrazić sobie, że Ben wrócił do dawnej działalności.Ale teraz mówił kompletne nonsensy.Ludzie, którzy zmieniająsię w zębate bestie? Atak rodem z horroru? Na takie rzeczy nie mamiejsca w prawdziwym życiu, nawet w najgorszym życiu.To poprostu nie jest możliwe.Czyżby?Stanęła przed niedokończoną rzezbą, nad którą pracowaławczoraj wieczorem.To była głowa Dantego.Schrzaniła ją, zrobiła cośnie tak z ustami.Nadała im taki dziwaczny grymas.Palce zaczęły jej mrowić, kiedy sięgnęła po kawałek płótna,którym przykryła rzezbę.Była zmieszana, czuła dziwny, niedający sięokreślić lęk, który ciążył jej na żołądku jak kamień, kiedy ściągałazasłonę z gliny.Oddech uwiązł jej w gardle, kiedy zobaczyła swojedzieło.Błąd, który popełniła, nadał Dantemu dziki, niemal zwierzęcywygląd.Ostre kły zmieniły jego uśmiech w dziki grymas.Dlaczego wymodelowała mu kły? Naprawdę się boję, Tess - dobiegł ją głos Bena z głośnikatelefonu.- Po prostu.bez względu na to, co zdecydujesz, trzymaj sięjak najdalej od tych gości".Dante chwycił swoje malebranche, po jednym w każdą dłoń.Stalzalśniła we fluorescencyjnym świetle sali treningowej kwatery.Odwrócił się z niewiarygodną szybkością i ciął manekinatreningowego, zadając mu dwie równoległe rany.Z rykiem odwróciłsię i ciął jeszcze raz.Potrzebował jakiegoś substytutu walki, bo gdyby usiadłspokojnie, choć na chwilę, zapewne kogoś by zamordował.Na- 169 -Szkarłat północyszczycie listy kandydatów znajdował się obecnie agent MrocznychPrzystani Sterling Chase.Na drugim miejscu plasował się BenSullivan.Najlepiej gdyby dorwał ich obu razem.Wściekał się od chwili, kiedy wrócił do kwatery i dowiedział się,że agent nie przywiózł tam dilera karmazynu.Lucan i pozostaliwojownicy chcieli dać Chase'owi przynajmniej szansę na wyjaśnieniesprawy, ale Dante wiedział, że Harvard z nieznanych powodówpostanowił oszukać Zakon.Zamierzał odkryć, co się stało, ale telefony, wezwania na pager ie-maile wysyłane do mieszkania agenta pozostawały bez odpowiedzi.Niestety, z osobistym przesłuchaniem trzeba było zaczekać dozachodu słońca.Czyli jeszcze dziesięć godzin.Na tę myśl Dante zadałmanekinowi kolejne śmiertelne cięcie.Czekanie było nie do zniesienia, ponieważ nie mógł siędodzwonić również do Tess.Z samego rana zadzwonił do niej dodomu, ale najwyrazniej już wyszła do pracy.Miał nadzieję, że jestbezpieczna.Jeśli Chase nie zabił Bena Sullivana, facet mógł biegaćwolno po ulicach i spotkać się z Tess.Dante nie sądził, żeby byłychłopak stanowił dla niej jakieś zagrożenie, ale naprawdę nie miałochoty ryzykować.Musiał sprowadzić ją tutaj, wyjaśnić jej, co się dzieje, powiedziećjej, kim, czym, jest w istocie.Wyznać jej, że wciągnął ją w samśrodek wojny ze Szkarłatnymi.Zamierzał zrobić to dziś w nocy.Już poczynił pewne kroki,zostawił jej wiadomość przy łóżku, ale teraz miał wrażenie, że czas gogoni.Chciał to mieć już za sobą, denerwował się, że aż do zmierzchunie będzie mógł być przy niej.Z rykiem ponownie rzucił się na manekina, jego ręce poruszałysię tak szybko, że sam ledwie rejestrował ich ruch.Usłyszał, jakotwierają się przeszklone drzwi, ale zbyt zatracił się w furii, byzważać na publiczność.Ciął dalej, masakrując cel, póki nie zacząłdyszeć ciężko, a czoła i nagiej piersi nie pokrył mu pot.Wreszcieprzerwał, zaskoczony głębią swojej wściekłości.Manekin był pociętyna kawałki, które walały się wokół jego stóp.- 170 -Szkarłat północy- Dobra robota - stwierdził Lucan z przeciwległej strony sali.-Masz coś osobiście przeciwko plastikowi czy to rozgrzewka przednocą?Dante zaklął pod nosem i wcisnął ostrza do pochew na biodrach.Odwrócił się w stronę przywódcy Zakonu, który opierał się o szafkę zbronią, a wyraz twarzy miał bardzo poważny.- Mamy wieści - powiedział Lucan.- Gideon właśnie włamał siędo bazy danych agencji Mrocznych Przystani.Okazuje się, że agentSterling Chase już dla nich nie pracuje.Zwolnili go w zeszłymmiesiącu po nienagannej dwudziestopięcioletniej służbie.- Został wylany? - Lucan kiwnął głową.- Za niesubordynację i rażące naruszenie zasad agencji.Takwynika z jego akt.Dante zaśmiał się ponuro i otarł pot ręcznikiem.- Czyli nie jest taki idealny, co? Cholera, wiedziałem od początku,że coś jest z tym gościem nie tak.Przez cały czas robił nas w pióro?Dlaczego? O co mu chodzi?Lucan wzruszył ramionami.- Może chciał z naszą pomocą odnalezć tego dilera? Bo dlaczegogo wczoraj nie przywiózł? Najwyrazniej ma coś do gościa prywatnie.- Może.Nie wiem, ale zamierzam się dowiedzieć.- Danteodchrząknął, nagle poczuł się niezręcznie w obecności starszegowampira, który od tak dawna był jego towarzyszem broni.- Słuchaj,ja ostatnio też nie pogrywałem czysto.Coś się stało tej nocy, kiedymało mnie nie załatwili Szkarłatni i skończyłem w rzece.Cholera.Schowałem się na tyłach lecznicy weterynaryjnej.Była tam kobieta,pracowała do pózna.Potrzebowałem krwi i to bardzo, a tylko ona byłapod ręką.Lucan zmarszczył ciemne brwi.- Zabiłeś ją?- Nie.Nie panowałem nad sobą, ale nie aż do tego stopnia.Chociaż może trochę.Nie zorientowałem się, co robię, zanim nie byłoza pózno.Kiedy zobaczyłem na jej dłoni znamię.- O rany, Dante.- Przyjaciel popatrzył na niego przenikliwymiszarymi oczami.- Wziąłeś krew Dawczyni %7łycia?- Tak.Ma na imię Tess [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Mógłmówić o Benie.Bo musiała przyznać ze smutkiem, że nie było znowutak trudno wyobrazić sobie, że Ben wrócił do dawnej działalności.Ale teraz mówił kompletne nonsensy.Ludzie, którzy zmieniająsię w zębate bestie? Atak rodem z horroru? Na takie rzeczy nie mamiejsca w prawdziwym życiu, nawet w najgorszym życiu.To poprostu nie jest możliwe.Czyżby?Stanęła przed niedokończoną rzezbą, nad którą pracowaławczoraj wieczorem.To była głowa Dantego.Schrzaniła ją, zrobiła cośnie tak z ustami.Nadała im taki dziwaczny grymas.Palce zaczęły jej mrowić, kiedy sięgnęła po kawałek płótna,którym przykryła rzezbę.Była zmieszana, czuła dziwny, niedający sięokreślić lęk, który ciążył jej na żołądku jak kamień, kiedy ściągałazasłonę z gliny.Oddech uwiązł jej w gardle, kiedy zobaczyła swojedzieło.Błąd, który popełniła, nadał Dantemu dziki, niemal zwierzęcywygląd.Ostre kły zmieniły jego uśmiech w dziki grymas.Dlaczego wymodelowała mu kły? Naprawdę się boję, Tess - dobiegł ją głos Bena z głośnikatelefonu.- Po prostu.bez względu na to, co zdecydujesz, trzymaj sięjak najdalej od tych gości".Dante chwycił swoje malebranche, po jednym w każdą dłoń.Stalzalśniła we fluorescencyjnym świetle sali treningowej kwatery.Odwrócił się z niewiarygodną szybkością i ciął manekinatreningowego, zadając mu dwie równoległe rany.Z rykiem odwróciłsię i ciął jeszcze raz.Potrzebował jakiegoś substytutu walki, bo gdyby usiadłspokojnie, choć na chwilę, zapewne kogoś by zamordował.Na- 169 -Szkarłat północyszczycie listy kandydatów znajdował się obecnie agent MrocznychPrzystani Sterling Chase.Na drugim miejscu plasował się BenSullivan.Najlepiej gdyby dorwał ich obu razem.Wściekał się od chwili, kiedy wrócił do kwatery i dowiedział się,że agent nie przywiózł tam dilera karmazynu.Lucan i pozostaliwojownicy chcieli dać Chase'owi przynajmniej szansę na wyjaśnieniesprawy, ale Dante wiedział, że Harvard z nieznanych powodówpostanowił oszukać Zakon.Zamierzał odkryć, co się stało, ale telefony, wezwania na pager ie-maile wysyłane do mieszkania agenta pozostawały bez odpowiedzi.Niestety, z osobistym przesłuchaniem trzeba było zaczekać dozachodu słońca.Czyli jeszcze dziesięć godzin.Na tę myśl Dante zadałmanekinowi kolejne śmiertelne cięcie.Czekanie było nie do zniesienia, ponieważ nie mógł siędodzwonić również do Tess.Z samego rana zadzwonił do niej dodomu, ale najwyrazniej już wyszła do pracy.Miał nadzieję, że jestbezpieczna.Jeśli Chase nie zabił Bena Sullivana, facet mógł biegaćwolno po ulicach i spotkać się z Tess.Dante nie sądził, żeby byłychłopak stanowił dla niej jakieś zagrożenie, ale naprawdę nie miałochoty ryzykować.Musiał sprowadzić ją tutaj, wyjaśnić jej, co się dzieje, powiedziećjej, kim, czym, jest w istocie.Wyznać jej, że wciągnął ją w samśrodek wojny ze Szkarłatnymi.Zamierzał zrobić to dziś w nocy.Już poczynił pewne kroki,zostawił jej wiadomość przy łóżku, ale teraz miał wrażenie, że czas gogoni.Chciał to mieć już za sobą, denerwował się, że aż do zmierzchunie będzie mógł być przy niej.Z rykiem ponownie rzucił się na manekina, jego ręce poruszałysię tak szybko, że sam ledwie rejestrował ich ruch.Usłyszał, jakotwierają się przeszklone drzwi, ale zbyt zatracił się w furii, byzważać na publiczność.Ciął dalej, masakrując cel, póki nie zacząłdyszeć ciężko, a czoła i nagiej piersi nie pokrył mu pot.Wreszcieprzerwał, zaskoczony głębią swojej wściekłości.Manekin był pociętyna kawałki, które walały się wokół jego stóp.- 170 -Szkarłat północy- Dobra robota - stwierdził Lucan z przeciwległej strony sali.-Masz coś osobiście przeciwko plastikowi czy to rozgrzewka przednocą?Dante zaklął pod nosem i wcisnął ostrza do pochew na biodrach.Odwrócił się w stronę przywódcy Zakonu, który opierał się o szafkę zbronią, a wyraz twarzy miał bardzo poważny.- Mamy wieści - powiedział Lucan.- Gideon właśnie włamał siędo bazy danych agencji Mrocznych Przystani.Okazuje się, że agentSterling Chase już dla nich nie pracuje.Zwolnili go w zeszłymmiesiącu po nienagannej dwudziestopięcioletniej służbie.- Został wylany? - Lucan kiwnął głową.- Za niesubordynację i rażące naruszenie zasad agencji.Takwynika z jego akt.Dante zaśmiał się ponuro i otarł pot ręcznikiem.- Czyli nie jest taki idealny, co? Cholera, wiedziałem od początku,że coś jest z tym gościem nie tak.Przez cały czas robił nas w pióro?Dlaczego? O co mu chodzi?Lucan wzruszył ramionami.- Może chciał z naszą pomocą odnalezć tego dilera? Bo dlaczegogo wczoraj nie przywiózł? Najwyrazniej ma coś do gościa prywatnie.- Może.Nie wiem, ale zamierzam się dowiedzieć.- Danteodchrząknął, nagle poczuł się niezręcznie w obecności starszegowampira, który od tak dawna był jego towarzyszem broni.- Słuchaj,ja ostatnio też nie pogrywałem czysto.Coś się stało tej nocy, kiedymało mnie nie załatwili Szkarłatni i skończyłem w rzece.Cholera.Schowałem się na tyłach lecznicy weterynaryjnej.Była tam kobieta,pracowała do pózna.Potrzebowałem krwi i to bardzo, a tylko ona byłapod ręką.Lucan zmarszczył ciemne brwi.- Zabiłeś ją?- Nie.Nie panowałem nad sobą, ale nie aż do tego stopnia.Chociaż może trochę.Nie zorientowałem się, co robię, zanim nie byłoza pózno.Kiedy zobaczyłem na jej dłoni znamię.- O rany, Dante.- Przyjaciel popatrzył na niego przenikliwymiszarymi oczami.- Wziąłeś krew Dawczyni %7łycia?- Tak.Ma na imię Tess [ Pobierz całość w formacie PDF ]