[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemalże zdeptała robótkę, gdy siępoderwała i złapała Reinę za ręce.- Nie pojedziesz sama! Jadę z tobą, czy możesz mi tego zabronić? Nie pozwolić, bymjeszcze raz ujrzała królewskie miasto, zanim zmienię się w starą babę? - Roześmiała sięwymuszenie.- Nie smuć się, Reino, jeszcze się tam zabawimy! Przyda ci się ktoś, kto będziecię trzymał za rękę.- Moja matka.- Pojedziemy więc we trzy!Reinie serce zamarło w piersi.Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż sobieumyśliła.Nie mogła podarować Aurorze naszyjnika, skoro przyjaciółka tak jasno i dobitnieoznajmiła, że za nic w świecie nie chce mieć dziecka.Pochyliła się i odwzajemniła uścisk Aurory.Ale w piersi tak ciężko jej waliło.To przerażające, że przyjaciółka gotowa jest ponieść podobną ofiarę.Chciała wszak ryzykować życie, byle tylko zapewnić mężowi spokój ducha.Od naszyjnika w kieszeni fartucha bił lodowaty chłód.Reina czuła go poprzez trzywarstwy materiału.Wszystko ułożyło się na opak.Aurora go nie chciała, teraz stało się to już jasne.Aurora nie chciała mieć córek, którym mogłaby go przekazać.Co też się z nim stanie?Reina usiłowała znalezć odpowiedz na to nieistotne pytanie, aż wreszcie dotarł do niejgłos zaniepokojonej Aurory:- Reino? Reino, dlaczego milczysz?ROZDZIAA VII- Nie wolno nam do tego dopuścić! Jak Johanna może na to pozwolić?Emmi pokręciła głową i patrzyła, że ten jej ruch powtarzany jest przez wszystkiekobiety siedzące przy stole.Wpatrywały się w nią z pytającym wyrazem twarzy.- Usiłowałam przemówić Johannie do rozsądku, ale nic właściwie nie mogłampowiedzieć.Przecież to ona mimo wszystko jest matką Reiny.- Johanna nazywa cię siostrą - przypomniała Emmi.- Musisz wywrzeć na nią większynacisk!Astrid ciężko przełknęła ślinę.- Nie wiem - odrzekła w końcu.- Jest jeszcze coś, o czym powinnyście wiedzieć.Aurora także chce jechać wraz z Reiną.Ona również zamierza poddać się operacji.Zgromadzone jęknęły.- Co takiego? Aurora? Ale przecież ona wychodzi za mąż, wszystko jest jużzaplanowane?Astrid kiwnęła głową.- Właśnie dlatego.Właśnie to rozdzieliło ich na te długie lata.Benjamin nie chciałroznosić dalej rodzinnej choroby.Nie chciał się żenić z kobietą zdolną do rodzenia dzieci.- Przecież on ją kocha, i to bardzo! To Lovise broniła Benjamina.Astrid znówpokiwała głową.- Owszem, kocha ją, w pewnym sensie podjął już decyzję.Wie, że musi zapomnieć odręczącym go od dawna strachu przed spłodzeniem chorych dzieci, ale.moja Aurora dobrzego zna, czuje, że on wciąż się boi.A przy tych nowych prawach.Pomyślcie, co będzie, jeśliich małżeństwo zostanie siłą rozwiązane? Co będzie, jeśli urodzą im się chore dzieci, a potemjeszcze dodatkowo zostaną za to ukarani?Emmi pokręciła głową.- Tak się nie stanie - mruknęła.Ale Diana zamyśliła się.- To jest jakieś wyjście.Dopóki nie będą mieli dzieci, nic złego ich nie spotka, ale.Taka operacja jest przecież straszna! Czy my nie możemy.chodzi mi o to.możliweprzecież.- Nie!Astrid uderzyła pięścią w stół.- Nie mogę dawać mojej własnej córce takich rad! W dodatku to dla niej szkodliwe,bardziej szkodliwe niż sama operacja.Lekarze wytną macicę, nacięcie nie będzie większe niżprzy usuwaniu kamieni.Większość kobiet już teraz przeżywa taki zabieg, pan Strudense samprzecież powiedział.Lovise Mortensen mocno przytuliła do siebie maleńkie dziecko i zamknęła oczy.Tęskniła za mężem, ale przecież już niedługo miał przyjechać i zabrać ją stąd.Nic na świecie nie miało dla niej większej wartości niż dzieci i on.Obie te miłościbyły nierozerwalne, on i to dziecko, śpiące teraz w jej ramionach.Chłopca, który był terazjuż dorosły, zawsze nazywała bratem, i stał się jej bratem, ale to maleństwo.Nigdy niebyłaby w stanie wybrać między dzieckiem a mężem.- Choroba Reiny nie tkwi wcale w macicy.Ona ma ją w sercu i w mózgu! Czy wobectego utną jej głowę? Wyrwą serce z piersi? Nigdy w życiu nie słyszałam o równie diabelskiejkuracji!Emmi przytaknęła, słysząc wybuch Dorte.Stara baronowa siedziała w milczeniu, nieodezwała się ani słowem.Lovise westchnęła:- Ach, gdybyż była wśród nas Thilla - szepnęła.- Albo Marja.- Same musimy sobie z tym poradzić - oświadczyła Astrid.- Nawet gdybyśmymusiały powstrzymać ją przed tym siłą.- To niemożliwe i ty dobrze o tym wiesz - odparła Emmi.- Ale coś musimy zrobić! Ona niszczy swoje życie, naraża je na ogromne ryzyko, i tow dodatku w imię jakichś naukowych bzdur.Równie dobrze można by grać w kości o życiekobiet.Myślisz, że lekarze zgodziliby się uciąć męskość mężczyznie, żeby pojaśniało mu wgłowie? O, nie, taki dzień nigdy nie nadejdzie, mówię wam!Wybuch Diany poniósł się po pokoju przenikliwym echem.Oddychała gwałtownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niemalże zdeptała robótkę, gdy siępoderwała i złapała Reinę za ręce.- Nie pojedziesz sama! Jadę z tobą, czy możesz mi tego zabronić? Nie pozwolić, bymjeszcze raz ujrzała królewskie miasto, zanim zmienię się w starą babę? - Roześmiała sięwymuszenie.- Nie smuć się, Reino, jeszcze się tam zabawimy! Przyda ci się ktoś, kto będziecię trzymał za rękę.- Moja matka.- Pojedziemy więc we trzy!Reinie serce zamarło w piersi.Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż sobieumyśliła.Nie mogła podarować Aurorze naszyjnika, skoro przyjaciółka tak jasno i dobitnieoznajmiła, że za nic w świecie nie chce mieć dziecka.Pochyliła się i odwzajemniła uścisk Aurory.Ale w piersi tak ciężko jej waliło.To przerażające, że przyjaciółka gotowa jest ponieść podobną ofiarę.Chciała wszak ryzykować życie, byle tylko zapewnić mężowi spokój ducha.Od naszyjnika w kieszeni fartucha bił lodowaty chłód.Reina czuła go poprzez trzywarstwy materiału.Wszystko ułożyło się na opak.Aurora go nie chciała, teraz stało się to już jasne.Aurora nie chciała mieć córek, którym mogłaby go przekazać.Co też się z nim stanie?Reina usiłowała znalezć odpowiedz na to nieistotne pytanie, aż wreszcie dotarł do niejgłos zaniepokojonej Aurory:- Reino? Reino, dlaczego milczysz?ROZDZIAA VII- Nie wolno nam do tego dopuścić! Jak Johanna może na to pozwolić?Emmi pokręciła głową i patrzyła, że ten jej ruch powtarzany jest przez wszystkiekobiety siedzące przy stole.Wpatrywały się w nią z pytającym wyrazem twarzy.- Usiłowałam przemówić Johannie do rozsądku, ale nic właściwie nie mogłampowiedzieć.Przecież to ona mimo wszystko jest matką Reiny.- Johanna nazywa cię siostrą - przypomniała Emmi.- Musisz wywrzeć na nią większynacisk!Astrid ciężko przełknęła ślinę.- Nie wiem - odrzekła w końcu.- Jest jeszcze coś, o czym powinnyście wiedzieć.Aurora także chce jechać wraz z Reiną.Ona również zamierza poddać się operacji.Zgromadzone jęknęły.- Co takiego? Aurora? Ale przecież ona wychodzi za mąż, wszystko jest jużzaplanowane?Astrid kiwnęła głową.- Właśnie dlatego.Właśnie to rozdzieliło ich na te długie lata.Benjamin nie chciałroznosić dalej rodzinnej choroby.Nie chciał się żenić z kobietą zdolną do rodzenia dzieci.- Przecież on ją kocha, i to bardzo! To Lovise broniła Benjamina.Astrid znówpokiwała głową.- Owszem, kocha ją, w pewnym sensie podjął już decyzję.Wie, że musi zapomnieć odręczącym go od dawna strachu przed spłodzeniem chorych dzieci, ale.moja Aurora dobrzego zna, czuje, że on wciąż się boi.A przy tych nowych prawach.Pomyślcie, co będzie, jeśliich małżeństwo zostanie siłą rozwiązane? Co będzie, jeśli urodzą im się chore dzieci, a potemjeszcze dodatkowo zostaną za to ukarani?Emmi pokręciła głową.- Tak się nie stanie - mruknęła.Ale Diana zamyśliła się.- To jest jakieś wyjście.Dopóki nie będą mieli dzieci, nic złego ich nie spotka, ale.Taka operacja jest przecież straszna! Czy my nie możemy.chodzi mi o to.możliweprzecież.- Nie!Astrid uderzyła pięścią w stół.- Nie mogę dawać mojej własnej córce takich rad! W dodatku to dla niej szkodliwe,bardziej szkodliwe niż sama operacja.Lekarze wytną macicę, nacięcie nie będzie większe niżprzy usuwaniu kamieni.Większość kobiet już teraz przeżywa taki zabieg, pan Strudense samprzecież powiedział.Lovise Mortensen mocno przytuliła do siebie maleńkie dziecko i zamknęła oczy.Tęskniła za mężem, ale przecież już niedługo miał przyjechać i zabrać ją stąd.Nic na świecie nie miało dla niej większej wartości niż dzieci i on.Obie te miłościbyły nierozerwalne, on i to dziecko, śpiące teraz w jej ramionach.Chłopca, który był terazjuż dorosły, zawsze nazywała bratem, i stał się jej bratem, ale to maleństwo.Nigdy niebyłaby w stanie wybrać między dzieckiem a mężem.- Choroba Reiny nie tkwi wcale w macicy.Ona ma ją w sercu i w mózgu! Czy wobectego utną jej głowę? Wyrwą serce z piersi? Nigdy w życiu nie słyszałam o równie diabelskiejkuracji!Emmi przytaknęła, słysząc wybuch Dorte.Stara baronowa siedziała w milczeniu, nieodezwała się ani słowem.Lovise westchnęła:- Ach, gdybyż była wśród nas Thilla - szepnęła.- Albo Marja.- Same musimy sobie z tym poradzić - oświadczyła Astrid.- Nawet gdybyśmymusiały powstrzymać ją przed tym siłą.- To niemożliwe i ty dobrze o tym wiesz - odparła Emmi.- Ale coś musimy zrobić! Ona niszczy swoje życie, naraża je na ogromne ryzyko, i tow dodatku w imię jakichś naukowych bzdur.Równie dobrze można by grać w kości o życiekobiet.Myślisz, że lekarze zgodziliby się uciąć męskość mężczyznie, żeby pojaśniało mu wgłowie? O, nie, taki dzień nigdy nie nadejdzie, mówię wam!Wybuch Diany poniósł się po pokoju przenikliwym echem.Oddychała gwałtownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]