[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilku słu\ących spacerowało lub podpierało ściany; jeden albodwóch sączyło herbatę, pozostali rozkoszowali się prostą frajdą nicnierobienia.Locke otaksował ich spojrzeniem, wybrał takiego, który najbardziejprzypominał go z figury i podszedł do niego. Chciałbym, \ebyś mi pomógł powiedział. Zajmie ci to chwilę, amo\esz zarobić pięć koron. A coś ty za jeden, do diabła?Locke sięgnął w dół, złapał go za rękę i wcisnął mu w dłoń koronę.Słu\ącygwałtownie cofnął rękę i spojrzał na nią podejrzliwie.Jego oczy całkiemwiarygodnie udały, \e chcą wyjść z orbit. Wyjdzmy dodał Locke. Pogadamy. Na Dwunastkę, pewnie, \e pogadamy zgodził się kelner.Miał nie coponad trzydzieści lat i twarz buldoga.Wyszli tylnym wyjściem i oddalili się na czterdzieści stóp od pilnującegoich wartownika, \eby na pewno ich nie usłyszał. Pracuję dla księcia zaczął Locke. Mam wiadomość dla Meraggio, alenie mogę wejść do środka w tym stroju.Muszę się jakoś przebrać.Sprawa jest.skomplikowana.Pomachał zwiniętym w rulon niezapisanym pergaminem. Mogę to dostarczyć zamiast ciebie zaproponował kelner. Mam swoje rozkazy: dostarczyć list osobiście, do rąk własnych.Muszędostać się na galerię, tylko dyskretnie.Zajmie mi to najwy\ej pięć minut, zaktóre zapłacę ci tak, jak powiedziałem: pięć koron.Czyste białe \elazo, z rączkido rączki, jeszcze dziś.Tylko muszę się przebrać za kelnera. Kurczę.Normalnie mamy zapasowe ciuchy pod ręką.No wiesz, czarnąmarynarkę, spodnie, fartuch; coś byś sobie wybrał.Ale dziś jest pranie.Wcałym kantorze nie uświadczysz ani sztuki ubrania. To wiem.Ale ty masz na sobie dokładnie to, czego mi potrzeba. Nie.no, zaraz.Tak nie mo\na.Locke znów chwycił go za rękę i wsunął mu w dłoń pozostałe czterykorony. Miałeś kiedyś w garści ryle forsy na raz? Na bogów, nie. odparł kelner szeptem.Oblizał wargi, chwilę patrzył naLockea, wa\ąc coś w myślach, po czym skinął głową. Co mam robić? Chodz ze mną.To nie potrwa długo. Mam dwadzieścia minut, potem muszę wracać do galerii. Kiedy załatwię, co mam do załatwienia, to ju\ nie będzie takie istotne.Powiem Meraggio, \e pomogłeś nam obu.Nikt się ciebie nie będzie czepiał. No dobrze.Dokąd idziemy? Niedaleko.Do gospody. Przyjemny cień" znajdował się blisko Meraggio, dosłownie za rogiem.Byłw miarę czysty, tani i pozbawiony luksusów; chętnie zatrzymywali się w nimkurierzy, skrybowie, naukowcy, asystenci kupców i pomniejsi funkcjonariuszewładz; kupcy i inni zamo\niejsi klienci wybierali lepsze zajazdy.Piętrowagospoda była zbudowana na planie kwadratu, z otwartym patio w środku, czymprzypominała klasyczną willę z czasów Monarchii Therińskiej.Na środkudziedzińca rosło wysokie drzewo oliwne, którego liście szeleściły łagodnie wsłońcu. Pokój z oknem proszę powiedział Locke, kładąc pieniądze na kontuarze. Na jeden dzień.Właściciel wziął klucze i pospiesznie zaprowadził ich do pokoju na piętrze.Na drzwiach wisiał numerek 9.W środku znajdowały się dwa składane łó\ka,okno zasłonięte natłuszczonym papierem, mała szafa i nic poza tym.Właścicielukłonił się i wyszedł bez słowa; podobnie jak większość camorryjskichkarczmarzy, on równie\ na widok srebra zapominał o cisnących się mu na ustapytaniach. Jak się nazywasz? spytał Locke.Zamknął drzwi na zasuwkę. Benjavier.Jesteś pewien.? Uda się? Tak jak zaplanowałeś?Locke wręczył mu sakiewkę. Tu są jeszcze dwie korony ekstra, oraz trochę złota i srebra.Ja zawszedotrzymuję słowa.Mo\esz zatrzymać sakiewkę do mojego powrotu.Będzieszmiał gwarancję, \e wrócę. Bogowie.Jakie to wszystko.dziwne.Zastanawiam się, co takiegozrobiłem, \eby zasłu\yć na taki fart? Ludzie zwykle nie robią nic szczególnego, \eby zasłu\yć na los, jakizsyłają im bogowie.Mo\e byśmy tak przeszli do rzeczy? Tak, oczywiście.Benjavier rozwiązał fartuch i rzucił go Lockeowi, po czym zaczął rozpinaćmarynarkę i spodnie.Locke zdjął myckę. Rany, siwe włosy.Nie wyglądasz na swoje lata.To znaczy, tak z twarzy. Zawsze miałem szczęście do młodzieńczych rysów.Co zresztą przydajemi się w słu\bie księcia.Muszę te\ wziąć buty; moje kiepsko by wyglądały przytak eleganckim stroju.Pospiesznie rozebrali się, po czym Locke przywdział kompletny strójkelnera Meraggio, włącznie z zawiązanym w pasie fartuchem.BenjavierWyciągnął się na sienniku w przepasce biodrowej i koszulce.Przerzucałsakiewkę z ręki do ręki. I co? Jak wyglądam? Bardzo elegancko.Nikt się nie przyczepi. To dobrze.Ty za to wyglądasz teraz jak prawdziwy bogacz.Czekaj tu namnie, nie otwieraj nikomu.Niedługo wrócę.Zapukam pięć razy, kapewu? Jak chcesz.Locke zamknął za sobą drzwi, zbiegł po schodach i wyszedł na ulicę.Wróciłpod Meraggio okrę\ną drogą, by wejść od frontu i uniknąć spotkania zestra\nikiem w zaułku. Nie wolno wam tędy wchodzić upomniał go stra\nik przy wejściu, kiedyLocke wpadł przez drzwi zdyszany, spocony i czerwony na twarzy. Wiem, przepraszam. Pokazał zrolowany pergamin. Jeden z prawnikówkazał mi to przynieść.Z prywatnej galerii. A, to przepraszam.Idz, nie ka\ mu czekać.Trzeci raz Locke zagłębił się w tłumek zaludniający galerię publicznąMeraggio.Ucieszył się, widząc, jak niewiele spojrzeń ściąga, i przyspieszyłkroku.Zwinnie przemykał między eleganckimi mę\czyznami i kobietami iuskakiwał z drogi kelnerom, niosącym srebrne tace z pokrywami.Słu\ącychwitał przyjaznym skinieniem głowy.Wkrótce znalazł to, czego szukał: dwóchstra\ników podpierających ścianę w głębi pomieszczenia.Stali z pochylonymiku sobie głowami, pogrą\eni w rozmowie. Panowie, więcej \ycia powiedział Locke, stając przed nimi.Ka\dy byłod niego cię\szy o dobre siedemdziesiąt funtów. Znacie niejakiegoBenjaviera? To kelner, tak jak ja. Znam go z widzenia przytaknął jeden ze stra\ników. No więc wpadł w gówno po uszy.Siedzi w Przyjemnym cieniu", właśnieuwalił jedną z zarządzonych przez Meraggio prób.Idę po niego i mam wziąćwas dwóch do pomocy. Próba zarządzona przez Meraggio? No wiecie.jak z Willą. A, z nią.Pracowała w publicznej galerii.Benjavier, powiadasz? Cotakiego przeskrobał? Sprzedał się.Meraggio nie będzie zachwycony.Powinniśmy siępospieszyć. Eee.Jasne.Chodzmy. Tylnym wyjściem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Kilku słu\ących spacerowało lub podpierało ściany; jeden albodwóch sączyło herbatę, pozostali rozkoszowali się prostą frajdą nicnierobienia.Locke otaksował ich spojrzeniem, wybrał takiego, który najbardziejprzypominał go z figury i podszedł do niego. Chciałbym, \ebyś mi pomógł powiedział. Zajmie ci to chwilę, amo\esz zarobić pięć koron. A coś ty za jeden, do diabła?Locke sięgnął w dół, złapał go za rękę i wcisnął mu w dłoń koronę.Słu\ącygwałtownie cofnął rękę i spojrzał na nią podejrzliwie.Jego oczy całkiemwiarygodnie udały, \e chcą wyjść z orbit. Wyjdzmy dodał Locke. Pogadamy. Na Dwunastkę, pewnie, \e pogadamy zgodził się kelner.Miał nie coponad trzydzieści lat i twarz buldoga.Wyszli tylnym wyjściem i oddalili się na czterdzieści stóp od pilnującegoich wartownika, \eby na pewno ich nie usłyszał. Pracuję dla księcia zaczął Locke. Mam wiadomość dla Meraggio, alenie mogę wejść do środka w tym stroju.Muszę się jakoś przebrać.Sprawa jest.skomplikowana.Pomachał zwiniętym w rulon niezapisanym pergaminem. Mogę to dostarczyć zamiast ciebie zaproponował kelner. Mam swoje rozkazy: dostarczyć list osobiście, do rąk własnych.Muszędostać się na galerię, tylko dyskretnie.Zajmie mi to najwy\ej pięć minut, zaktóre zapłacę ci tak, jak powiedziałem: pięć koron.Czyste białe \elazo, z rączkido rączki, jeszcze dziś.Tylko muszę się przebrać za kelnera. Kurczę.Normalnie mamy zapasowe ciuchy pod ręką.No wiesz, czarnąmarynarkę, spodnie, fartuch; coś byś sobie wybrał.Ale dziś jest pranie.Wcałym kantorze nie uświadczysz ani sztuki ubrania. To wiem.Ale ty masz na sobie dokładnie to, czego mi potrzeba. Nie.no, zaraz.Tak nie mo\na.Locke znów chwycił go za rękę i wsunął mu w dłoń pozostałe czterykorony. Miałeś kiedyś w garści ryle forsy na raz? Na bogów, nie. odparł kelner szeptem.Oblizał wargi, chwilę patrzył naLockea, wa\ąc coś w myślach, po czym skinął głową. Co mam robić? Chodz ze mną.To nie potrwa długo. Mam dwadzieścia minut, potem muszę wracać do galerii. Kiedy załatwię, co mam do załatwienia, to ju\ nie będzie takie istotne.Powiem Meraggio, \e pomogłeś nam obu.Nikt się ciebie nie będzie czepiał. No dobrze.Dokąd idziemy? Niedaleko.Do gospody. Przyjemny cień" znajdował się blisko Meraggio, dosłownie za rogiem.Byłw miarę czysty, tani i pozbawiony luksusów; chętnie zatrzymywali się w nimkurierzy, skrybowie, naukowcy, asystenci kupców i pomniejsi funkcjonariuszewładz; kupcy i inni zamo\niejsi klienci wybierali lepsze zajazdy.Piętrowagospoda była zbudowana na planie kwadratu, z otwartym patio w środku, czymprzypominała klasyczną willę z czasów Monarchii Therińskiej.Na środkudziedzińca rosło wysokie drzewo oliwne, którego liście szeleściły łagodnie wsłońcu. Pokój z oknem proszę powiedział Locke, kładąc pieniądze na kontuarze. Na jeden dzień.Właściciel wziął klucze i pospiesznie zaprowadził ich do pokoju na piętrze.Na drzwiach wisiał numerek 9.W środku znajdowały się dwa składane łó\ka,okno zasłonięte natłuszczonym papierem, mała szafa i nic poza tym.Właścicielukłonił się i wyszedł bez słowa; podobnie jak większość camorryjskichkarczmarzy, on równie\ na widok srebra zapominał o cisnących się mu na ustapytaniach. Jak się nazywasz? spytał Locke.Zamknął drzwi na zasuwkę. Benjavier.Jesteś pewien.? Uda się? Tak jak zaplanowałeś?Locke wręczył mu sakiewkę. Tu są jeszcze dwie korony ekstra, oraz trochę złota i srebra.Ja zawszedotrzymuję słowa.Mo\esz zatrzymać sakiewkę do mojego powrotu.Będzieszmiał gwarancję, \e wrócę. Bogowie.Jakie to wszystko.dziwne.Zastanawiam się, co takiegozrobiłem, \eby zasłu\yć na taki fart? Ludzie zwykle nie robią nic szczególnego, \eby zasłu\yć na los, jakizsyłają im bogowie.Mo\e byśmy tak przeszli do rzeczy? Tak, oczywiście.Benjavier rozwiązał fartuch i rzucił go Lockeowi, po czym zaczął rozpinaćmarynarkę i spodnie.Locke zdjął myckę. Rany, siwe włosy.Nie wyglądasz na swoje lata.To znaczy, tak z twarzy. Zawsze miałem szczęście do młodzieńczych rysów.Co zresztą przydajemi się w słu\bie księcia.Muszę te\ wziąć buty; moje kiepsko by wyglądały przytak eleganckim stroju.Pospiesznie rozebrali się, po czym Locke przywdział kompletny strójkelnera Meraggio, włącznie z zawiązanym w pasie fartuchem.BenjavierWyciągnął się na sienniku w przepasce biodrowej i koszulce.Przerzucałsakiewkę z ręki do ręki. I co? Jak wyglądam? Bardzo elegancko.Nikt się nie przyczepi. To dobrze.Ty za to wyglądasz teraz jak prawdziwy bogacz.Czekaj tu namnie, nie otwieraj nikomu.Niedługo wrócę.Zapukam pięć razy, kapewu? Jak chcesz.Locke zamknął za sobą drzwi, zbiegł po schodach i wyszedł na ulicę.Wróciłpod Meraggio okrę\ną drogą, by wejść od frontu i uniknąć spotkania zestra\nikiem w zaułku. Nie wolno wam tędy wchodzić upomniał go stra\nik przy wejściu, kiedyLocke wpadł przez drzwi zdyszany, spocony i czerwony na twarzy. Wiem, przepraszam. Pokazał zrolowany pergamin. Jeden z prawnikówkazał mi to przynieść.Z prywatnej galerii. A, to przepraszam.Idz, nie ka\ mu czekać.Trzeci raz Locke zagłębił się w tłumek zaludniający galerię publicznąMeraggio.Ucieszył się, widząc, jak niewiele spojrzeń ściąga, i przyspieszyłkroku.Zwinnie przemykał między eleganckimi mę\czyznami i kobietami iuskakiwał z drogi kelnerom, niosącym srebrne tace z pokrywami.Słu\ącychwitał przyjaznym skinieniem głowy.Wkrótce znalazł to, czego szukał: dwóchstra\ników podpierających ścianę w głębi pomieszczenia.Stali z pochylonymiku sobie głowami, pogrą\eni w rozmowie. Panowie, więcej \ycia powiedział Locke, stając przed nimi.Ka\dy byłod niego cię\szy o dobre siedemdziesiąt funtów. Znacie niejakiegoBenjaviera? To kelner, tak jak ja. Znam go z widzenia przytaknął jeden ze stra\ników. No więc wpadł w gówno po uszy.Siedzi w Przyjemnym cieniu", właśnieuwalił jedną z zarządzonych przez Meraggio prób.Idę po niego i mam wziąćwas dwóch do pomocy. Próba zarządzona przez Meraggio? No wiecie.jak z Willą. A, z nią.Pracowała w publicznej galerii.Benjavier, powiadasz? Cotakiego przeskrobał? Sprzedał się.Meraggio nie będzie zachwycony.Powinniśmy siępospieszyć. Eee.Jasne.Chodzmy. Tylnym wyjściem [ Pobierz całość w formacie PDF ]