[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnie się, chociaż zawsze była niezmiernie samotna w życiu, z któregooddała wszystko najlepsze innym.a ani okruszyny słodyczy nie wzięła dla siebie.Bardzo jestjuż zmęczona ta niby zwalista, ta grubokoścista, szara i zgrzebna panna Katarzyna.Ech, cotam! Uśmiechnie się i tym uśmiechem pocieszy swój dziwny smutek, o którym nikt nie wie,smutek utkany z takich samych wiotkich, srebrzystych pajęczyn, które snuje pracowity pająk:serce.Panna Katarzyna uśmiecha się z niewysłowioną tkliwością.Ach, cóż za diabelskie igraszki!Panna Katarzyna uśmiecha się, a jej szare oczy napełniły się łzami.Ociera jezdumiona, a one płyną i płyną, wielkie, gorące i czyste.Zamglił się niebieski lazur, pogasłyzłote błyski na liściach, poczerniało srebro pajęczyn.Tak się uśmiecha panna Katarzyna&Tak się uśmiecha przepracowana samotność, siedem tysięcy smutków i siedem tysięcyzatajonych zgryzot.Tak się uśmiecha wymęczone serce, które nie zaznało słodyczy.Zakryła rękami twarz, aby nikt nie dojrzał tego uśmiechu, co się zamienia w łzy.Niktnie powinien dojrzeć tej smutnej tajemnicy, która ją samą napełniła lękiem.Nie poznaje samasiebie.Sama siebie nie może zrozumieć.Przesiedziała w tym zakątku przez długie godziny, biedna, ach, jakże biedna, starapanna Katarzyna.Nagle otrząsnęła się, jak gdyby chciała z siebie zrzucić jakiś ciężar,spojrzała przytomnie i z trudem się podniosła.- Głupia jestem! - powiedziała głośno.Tego mi jeszcze było potrzeba&Zatrzasnęła otwarte serce jak szkatułkę, w której się ukrywa diamenty łez, i wyszłasprężystym krokiem, już znowu szanowna panna Katarzyna.Spotkana po chwili pani Zofia spojrzała na nią uważnie.- Czy ci się wydarzyło coś złego? - zapytała serdecznie.- Nigdy w życiu nie wydarzyło mi się nic złego! - zełgała ze wspaniałą wzniosłością.- Ale twoje oczy&- Przesiedziałam kilka godzin na strychu odpowiedziała szybko - pośród rupieci ikurzu.Cóż tam pan Mościrzecki?- Pan Mościrzecki złagodniał.- Skruszał!- Można i tak.Bardzo jest dla mnie dobry.- Miód w butelkach też był bardzo dobry, a została tylko woda.Może jednak coś goodmieniło, co daj, Panie Boże! Bardzo cię zamęczą?- Nie bardzo.Trochę się zżymał, kiedy przejęłam rządy nad kucharzem, ale i to jużprzeszło.Teraz wciąż dopytuje się o chłopców.- Chłopcy lada chwila powrócą i znowu się zacznie.Patrz.patrz, co Dziurawiecwyprawia!Widok był zgoła rozczulający, bo pan Dziurawiec, zadyszany, obnosił Maciusia naramionach, wspaniale udając konia.Maciuś śmiał się głośno i pokrzykiwał wesoło, ogromnieszczęśliwy.Ale Dziurawiec był jeszcze szczęśliwszy.Czarny kundel ujadał z obłąkanej radości, jak gdyby wszystkie pchły rzuciły mu się namózg.- Trzymaj się mocno - zarżał rumak bo teraz będę skakał!Chłopczyna wparł obie piąstki w bujną czuprynę Dziurawca i oczekiwał skoku.PannaKatarzyna spojrzała bystrze: przed kilku godzinami Maciuś nie mógłby dokazać tej sztuki,aby wplątać palce w namaszczoną fryzurę.Ha! Kiedy ona dumała we wnęce okna, dzielnyDziurawiec dokonywał pracowitych zabiegów i z pastwiska swojej głowy spędził siedemkrów tłustych.Wspanialej niż tym porównaniem wyrazić tego nie można! Może dlatego byłtaki szczęśliwy i rozigrany i z takim mistrzostwem udawał grzywiastego rumaka.Nawiasempowiedziawszy był to jedyny ognisty bachmat w Przypłociu!Pani Zofia rzekła niepewnie:- Czy mi się zdaje.czy też pan Dziurawiec jest istotnie jakiś odmieniony?- Pozbył się oleju z głowy! - zaśmiała się ciocia Kasia.- Oleju z głowy? Nie rozumiem& - mówiła pani Zofia, najzacniejsza, lecz małoskrzydlata.- Bo to trudno zrozumieć.Panie Adamie!Dość już, dość, bo pan pogubi podkowy!Dziurawiec zadyszany, lecz radosny, oddał Maciusia pani Zofii, a potem obiemarękami począł grabić włosy, straszliwie rozmierzwione.Uczynił to z takim wdziękiem, jakgdyby zawsze miał taką niesforną czuprynę.Pani Zofia teraz dopiero zrozumiawszy dowcip ooleju, uśmiechnęła się życzliwie.- Pan od wczoraj bardzo wyprzystojniał! rzekła z uznaniem.- To dopiero początek, szanowna pani, to dopiero początek! - odpowiedział z dumnymzadowoleniem i usiłował spojrzeć porozumiewawczo wprost w oczy panny Katarzyny.Omalże mu się to udało!Pani Zofia, która przynosiła panu Wojciechowi wieści ze świata , nie omieszkała muopowiedzieć o metamorfozie jego pełnomocnego ministra.- Czemu on to zrobił? - zdumiał się pan Wojciech.- Od dwudziestu lat kleił włosyjakąś szatańską pomadą, którą wyłącznie dla niego sporządzał golibroda w miasteczku, i takiebiły od niego zapachy, że ludzie w pociągu wychodzili z przedziału.Bez powodu tego nieuczynił.Wie pani, co ja podejrzewam? - mówił ściszonym głosem.- To jest niewątpliwiesprawka tej& tej panny Katarzyny!- A cóż ją może obchodzić fryzura pana Dziurawca?On przymknął znacząco jedno oko.- Widziałem przez to okno, jak ten pomyleniec ofiarował jej kwiaty.Zaraz, zaraz!Pojęcia pani nie ma, jak stawał w jej obronie, kiedy ja zacząłem dworować na jej temat.Niechpani doda jedno do drugiego, a będziemy bliscy prawdy.Proszę tego nikomu nie mówić, aleja jestem przekonany, niezbicie przekonany, że ten stary muł hiszpański zakochał się wpannie Katarzynie!- A ona? - zawołała z najwyższym zdumieniem.- Mądry byłby ten, kto by dociekł, co ona myśli lub zamierza.Krótko ją znam, aleznam wystarczająco.Trzech diabłów i siedmiu adwokatów nie dałoby jej rady!- Niech pan nic złego o niej nie mówi, gdyż ją bardzo kocham!- Słusznie, słusznie& I bynajmniej się nie dziwię& O, panna Katarzyna umiezdobywać i ludzi, i serca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Uśmiechnie się, chociaż zawsze była niezmiernie samotna w życiu, z któregooddała wszystko najlepsze innym.a ani okruszyny słodyczy nie wzięła dla siebie.Bardzo jestjuż zmęczona ta niby zwalista, ta grubokoścista, szara i zgrzebna panna Katarzyna.Ech, cotam! Uśmiechnie się i tym uśmiechem pocieszy swój dziwny smutek, o którym nikt nie wie,smutek utkany z takich samych wiotkich, srebrzystych pajęczyn, które snuje pracowity pająk:serce.Panna Katarzyna uśmiecha się z niewysłowioną tkliwością.Ach, cóż za diabelskie igraszki!Panna Katarzyna uśmiecha się, a jej szare oczy napełniły się łzami.Ociera jezdumiona, a one płyną i płyną, wielkie, gorące i czyste.Zamglił się niebieski lazur, pogasłyzłote błyski na liściach, poczerniało srebro pajęczyn.Tak się uśmiecha panna Katarzyna&Tak się uśmiecha przepracowana samotność, siedem tysięcy smutków i siedem tysięcyzatajonych zgryzot.Tak się uśmiecha wymęczone serce, które nie zaznało słodyczy.Zakryła rękami twarz, aby nikt nie dojrzał tego uśmiechu, co się zamienia w łzy.Niktnie powinien dojrzeć tej smutnej tajemnicy, która ją samą napełniła lękiem.Nie poznaje samasiebie.Sama siebie nie może zrozumieć.Przesiedziała w tym zakątku przez długie godziny, biedna, ach, jakże biedna, starapanna Katarzyna.Nagle otrząsnęła się, jak gdyby chciała z siebie zrzucić jakiś ciężar,spojrzała przytomnie i z trudem się podniosła.- Głupia jestem! - powiedziała głośno.Tego mi jeszcze było potrzeba&Zatrzasnęła otwarte serce jak szkatułkę, w której się ukrywa diamenty łez, i wyszłasprężystym krokiem, już znowu szanowna panna Katarzyna.Spotkana po chwili pani Zofia spojrzała na nią uważnie.- Czy ci się wydarzyło coś złego? - zapytała serdecznie.- Nigdy w życiu nie wydarzyło mi się nic złego! - zełgała ze wspaniałą wzniosłością.- Ale twoje oczy&- Przesiedziałam kilka godzin na strychu odpowiedziała szybko - pośród rupieci ikurzu.Cóż tam pan Mościrzecki?- Pan Mościrzecki złagodniał.- Skruszał!- Można i tak.Bardzo jest dla mnie dobry.- Miód w butelkach też był bardzo dobry, a została tylko woda.Może jednak coś goodmieniło, co daj, Panie Boże! Bardzo cię zamęczą?- Nie bardzo.Trochę się zżymał, kiedy przejęłam rządy nad kucharzem, ale i to jużprzeszło.Teraz wciąż dopytuje się o chłopców.- Chłopcy lada chwila powrócą i znowu się zacznie.Patrz.patrz, co Dziurawiecwyprawia!Widok był zgoła rozczulający, bo pan Dziurawiec, zadyszany, obnosił Maciusia naramionach, wspaniale udając konia.Maciuś śmiał się głośno i pokrzykiwał wesoło, ogromnieszczęśliwy.Ale Dziurawiec był jeszcze szczęśliwszy.Czarny kundel ujadał z obłąkanej radości, jak gdyby wszystkie pchły rzuciły mu się namózg.- Trzymaj się mocno - zarżał rumak bo teraz będę skakał!Chłopczyna wparł obie piąstki w bujną czuprynę Dziurawca i oczekiwał skoku.PannaKatarzyna spojrzała bystrze: przed kilku godzinami Maciuś nie mógłby dokazać tej sztuki,aby wplątać palce w namaszczoną fryzurę.Ha! Kiedy ona dumała we wnęce okna, dzielnyDziurawiec dokonywał pracowitych zabiegów i z pastwiska swojej głowy spędził siedemkrów tłustych.Wspanialej niż tym porównaniem wyrazić tego nie można! Może dlatego byłtaki szczęśliwy i rozigrany i z takim mistrzostwem udawał grzywiastego rumaka.Nawiasempowiedziawszy był to jedyny ognisty bachmat w Przypłociu!Pani Zofia rzekła niepewnie:- Czy mi się zdaje.czy też pan Dziurawiec jest istotnie jakiś odmieniony?- Pozbył się oleju z głowy! - zaśmiała się ciocia Kasia.- Oleju z głowy? Nie rozumiem& - mówiła pani Zofia, najzacniejsza, lecz małoskrzydlata.- Bo to trudno zrozumieć.Panie Adamie!Dość już, dość, bo pan pogubi podkowy!Dziurawiec zadyszany, lecz radosny, oddał Maciusia pani Zofii, a potem obiemarękami począł grabić włosy, straszliwie rozmierzwione.Uczynił to z takim wdziękiem, jakgdyby zawsze miał taką niesforną czuprynę.Pani Zofia teraz dopiero zrozumiawszy dowcip ooleju, uśmiechnęła się życzliwie.- Pan od wczoraj bardzo wyprzystojniał! rzekła z uznaniem.- To dopiero początek, szanowna pani, to dopiero początek! - odpowiedział z dumnymzadowoleniem i usiłował spojrzeć porozumiewawczo wprost w oczy panny Katarzyny.Omalże mu się to udało!Pani Zofia, która przynosiła panu Wojciechowi wieści ze świata , nie omieszkała muopowiedzieć o metamorfozie jego pełnomocnego ministra.- Czemu on to zrobił? - zdumiał się pan Wojciech.- Od dwudziestu lat kleił włosyjakąś szatańską pomadą, którą wyłącznie dla niego sporządzał golibroda w miasteczku, i takiebiły od niego zapachy, że ludzie w pociągu wychodzili z przedziału.Bez powodu tego nieuczynił.Wie pani, co ja podejrzewam? - mówił ściszonym głosem.- To jest niewątpliwiesprawka tej& tej panny Katarzyny!- A cóż ją może obchodzić fryzura pana Dziurawca?On przymknął znacząco jedno oko.- Widziałem przez to okno, jak ten pomyleniec ofiarował jej kwiaty.Zaraz, zaraz!Pojęcia pani nie ma, jak stawał w jej obronie, kiedy ja zacząłem dworować na jej temat.Niechpani doda jedno do drugiego, a będziemy bliscy prawdy.Proszę tego nikomu nie mówić, aleja jestem przekonany, niezbicie przekonany, że ten stary muł hiszpański zakochał się wpannie Katarzynie!- A ona? - zawołała z najwyższym zdumieniem.- Mądry byłby ten, kto by dociekł, co ona myśli lub zamierza.Krótko ją znam, aleznam wystarczająco.Trzech diabłów i siedmiu adwokatów nie dałoby jej rady!- Niech pan nic złego o niej nie mówi, gdyż ją bardzo kocham!- Słusznie, słusznie& I bynajmniej się nie dziwię& O, panna Katarzyna umiezdobywać i ludzi, i serca [ Pobierz całość w formacie PDF ]