[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A widząc, z jakim zapałem dziewczyna przygotowuje legowisko dla omdlałej, jak dzwoni po lekarza iosobiście pędzi do apteki, doświadczył niemiłego skurczu serca.- Zmieszne, jestem zazdrosny o maciorę! - usiłował strofować się w duchu - inna sprawa, czy dlamnie, gdybym miał podobny wypadek, Anna byłaby podobnie troskliwa?Następnego dnia zadzwonił rano.Przed wizytą w sądzie miał zamiarodbyć z Anną lekcję.- Nie mam czasu - brzmiała odpowiedz uczennicy.To samo usłyszał nazajutrz.- Co się dzieje?! - wybuchnął trzeciego dnia - przestała cię nagle interesować muzyka, Anno.Fascynuje cię coś innego?- Tak, Tom - zwariowałam na punkcie porozumienia ze zwierzęciem.Tego było Butlerowi za wiele.Do łaciatej poczuł głęboką odrazę ju\w pierwszej chwili.Teraz niechęć zdwoiła się.- Czy ty nigdy nie byłaś w cyrku, kochanie? - zapytał.- Przecie\ to jasne, \e bydlę jest tresowane.Zwiało z jakiejś trupy i to wszystko.- Niemo\liwe!- A liczące psy, konie, które mówią, foki grające w serso, niedzwiedzie w polo.- Ale \adne nie będzie przedstawiało swego popisowego numeru w momencie największegozagro\enia.Butler był innego zdania:- Co my wiemy o stresach i nerwicach u zwierząt - powiedział.- A poza tym uwa\am, \e powinnaśjak najprędzej pozbyć się tegopaskudztwa.- Coś ty powiedział?- Mówię tym razem jako twój adwokat - popełniasz przestępstwo przywłaszczając sobie cudząwłasność.Panna Montini, zazwyczaj sam wzór dobrego wychowania, wzburzona cisnęła słuchawkę nawidełki.Zwinia obudziła się, wypiła przygotowane mleko, zorientowała się, \e nic jej nie grozi i ponowniezapadła w sen.Postawa Anny sprawiła, \e63wszyscy w domu chodzili na paluszkach, nie wyłączając ciotki, która jednak nie ukrywała swegorozdra\nienia.- Nierozsądnie czynisz, Aneczko, nierozsądnie - gderała.- Po conam ten kłopot.- Nie oddam tego inteligentnego zwierzęcia rzeznikom - brzmiałaodpowiedz.- Ale\ ona jest za du\a jak na świnkę morską.Wez to pod uwagę,kto będzie po niej sprzątał.Kucharka się buntuje.- Ale\ ciociu.sama słyszałam, jak maciorka korzystała z łazienki.Spuściła nawet wodę.Starsza pani uniosła oczy do góry.- Taki sam był twój ojciec, taki sam.Bez przerwy tylko sprowadzał do domu \ółwie, aligatory,chomiki.A\ w końcu umarł.- Nie widzę tu \adnego związku - zaprotestowała dziewczyna.- To jeszcze zobaczysz, zobaczysz - powiedziała ciotka.Bezszelestnie otworzyły się drzwi i dosalonu zajrzał ryj docenta Holdinga.Wyświe\ony, uśmiechnięty.Holding wracał do sił.Po ponownymprzebudzeniu zjadł śniadanie, udał się do łazienki, wziął na przemian zimny i gorący prysznic;prezentował się ju\ całkiem, całkiem.- Hello, grubasko! - zawołała młoda gospodyni.Holding poczuł do niej zaufanie od pierwszej chwili.W ogóle bardzo odpowiadała mu atmosferatego domku pełnego antyków i ksią\ek ustawionych w dwóch a często i trzech rzędach na dębowychregałach, wypełniających większość ścian i wnęk.Zawsze marzył, \eby mieć takie mieszkanie.Nigdyjednak nie miał dość czasu, by swe plany zrealizować.Zresztą Lucy nie cierpiała bibliotek.Terazgnębił go inny problem.Mimo największych wysiłków nie udało mu się dosięgnąć do najwy\szejpółki w łazience, gdzie znajdował się dezodorant o nazwie Brutal".- Hej, mała, jak się miewasz? - spytała Anna.Docent przyglądał jej się uwa\nie.Było dość wcześnie, Annę spowijał przewiewny szlafroczek,spod którego wysuwały się nogi o najszczuplej-szych kostkach, jakie kiedykolwiek widział w swejdługoletniej praktyceszpitalnej.- Pozwolisz, \e się będę przy tobie przebierała, prawda? Nie mam powodu się krępować, w końcumy, baby.- zaśmiała się, a pysk świnkioblał się pąsem.Po\erała ją wzrokiem.Dziewczyna zachowywała się najzupełniej naturalnie, swobodnie, a ka\dy ruch nacechowany byłniewysłowioną gracją.Mo\e zresztą wyglądało to tak tylko ze świńskiej perspektywy.Z ryja wyrwało się głębokie westchnienie.- Ech.dziewczyno, dziewczyno - myślał Holding - \ebyś ty wiedziała, jak mi się podobasz.JakLucy.Głupio mówię - tysiąc razy bardziej ni\ Lucy! śebym tak nie był świnią, i to w dodatkumaciorą.Po\eranie wzrokiem zwróciło wreszcie uwagę Anny.Nie wiadomo dlaczego, poczuła sięza\enowana i pośpiesznie zaczęła wkładać garderobę.- Nie patrz tak na mnie, bo mi się robi głupio.Lepiej powiedz mi,czy cieszysz się, \e jesteś u mnie?Kwiknął, ale nie wypadło to przekonująco.- Nie cieszysz się? - spytała.Kwiknął przecząco, ale wyszło to tak samo jak przy afirmacji.Niestety nie potrafił ró\nicowaćswych odezwań.Zawstydzony spuścił łeb.Przeszli do living-roomu.Pierwszą rzeczą, która wpadła Holdingowi w oczy, był stela\ z gazetami.Rzucił się łapczywie do przeglądania, z apetytem wygłodniałego intelektualisty.To nie mo\e być wytresowane - pomyślała panna Montini, a głośnorzekła:- Cieszę się, \e mamy podobne zainteresowania; muzyka, czasopisma.William opamiętał się i przestał wertować.Cały jego mózg zaczął pracować nad jednymzagadnieniem, jak się porozumieć? Oto znalazła się nareszcie osoba, chętna, sympatyczna, która machyba dość cierpliwości.Tylko jak? Podszedł do fortepianu.Być mo\e tu kryły się jakieś szansę.Uderzył kilka razy w ton A.Ten, od którego zawsze zaczyna się strojenie.- Czy chcesz mi coś powiedzieć? - spytała Anna.Raciczką klawisz po klawiszu wystukał motywrefrenu piosenki Zechciej mnie tylko zrozumieć, kochanie!"- Zechciej mnie tylko zrozumieć?" - wykrzyknęła panna Montini- ale\ to niezwykłe.Zagrał canto przeboju Wszystko jest dzisiaj mo\liwe".65- Chcesz ze mną rozmawiać za pośrednictwem muzyki? - spytała dziewczyna.- H! H! H! - zabrzmiało z fortepianu.Anna zamyśliła się.- H? - co to mo\e znaczyć? Jasne - roześmiała się po chwili.- H to przecie\ si [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.A widząc, z jakim zapałem dziewczyna przygotowuje legowisko dla omdlałej, jak dzwoni po lekarza iosobiście pędzi do apteki, doświadczył niemiłego skurczu serca.- Zmieszne, jestem zazdrosny o maciorę! - usiłował strofować się w duchu - inna sprawa, czy dlamnie, gdybym miał podobny wypadek, Anna byłaby podobnie troskliwa?Następnego dnia zadzwonił rano.Przed wizytą w sądzie miał zamiarodbyć z Anną lekcję.- Nie mam czasu - brzmiała odpowiedz uczennicy.To samo usłyszał nazajutrz.- Co się dzieje?! - wybuchnął trzeciego dnia - przestała cię nagle interesować muzyka, Anno.Fascynuje cię coś innego?- Tak, Tom - zwariowałam na punkcie porozumienia ze zwierzęciem.Tego było Butlerowi za wiele.Do łaciatej poczuł głęboką odrazę ju\w pierwszej chwili.Teraz niechęć zdwoiła się.- Czy ty nigdy nie byłaś w cyrku, kochanie? - zapytał.- Przecie\ to jasne, \e bydlę jest tresowane.Zwiało z jakiejś trupy i to wszystko.- Niemo\liwe!- A liczące psy, konie, które mówią, foki grające w serso, niedzwiedzie w polo.- Ale \adne nie będzie przedstawiało swego popisowego numeru w momencie największegozagro\enia.Butler był innego zdania:- Co my wiemy o stresach i nerwicach u zwierząt - powiedział.- A poza tym uwa\am, \e powinnaśjak najprędzej pozbyć się tegopaskudztwa.- Coś ty powiedział?- Mówię tym razem jako twój adwokat - popełniasz przestępstwo przywłaszczając sobie cudząwłasność.Panna Montini, zazwyczaj sam wzór dobrego wychowania, wzburzona cisnęła słuchawkę nawidełki.Zwinia obudziła się, wypiła przygotowane mleko, zorientowała się, \e nic jej nie grozi i ponowniezapadła w sen.Postawa Anny sprawiła, \e63wszyscy w domu chodzili na paluszkach, nie wyłączając ciotki, która jednak nie ukrywała swegorozdra\nienia.- Nierozsądnie czynisz, Aneczko, nierozsądnie - gderała.- Po conam ten kłopot.- Nie oddam tego inteligentnego zwierzęcia rzeznikom - brzmiałaodpowiedz.- Ale\ ona jest za du\a jak na świnkę morską.Wez to pod uwagę,kto będzie po niej sprzątał.Kucharka się buntuje.- Ale\ ciociu.sama słyszałam, jak maciorka korzystała z łazienki.Spuściła nawet wodę.Starsza pani uniosła oczy do góry.- Taki sam był twój ojciec, taki sam.Bez przerwy tylko sprowadzał do domu \ółwie, aligatory,chomiki.A\ w końcu umarł.- Nie widzę tu \adnego związku - zaprotestowała dziewczyna.- To jeszcze zobaczysz, zobaczysz - powiedziała ciotka.Bezszelestnie otworzyły się drzwi i dosalonu zajrzał ryj docenta Holdinga.Wyświe\ony, uśmiechnięty.Holding wracał do sił.Po ponownymprzebudzeniu zjadł śniadanie, udał się do łazienki, wziął na przemian zimny i gorący prysznic;prezentował się ju\ całkiem, całkiem.- Hello, grubasko! - zawołała młoda gospodyni.Holding poczuł do niej zaufanie od pierwszej chwili.W ogóle bardzo odpowiadała mu atmosferatego domku pełnego antyków i ksią\ek ustawionych w dwóch a często i trzech rzędach na dębowychregałach, wypełniających większość ścian i wnęk.Zawsze marzył, \eby mieć takie mieszkanie.Nigdyjednak nie miał dość czasu, by swe plany zrealizować.Zresztą Lucy nie cierpiała bibliotek.Terazgnębił go inny problem.Mimo największych wysiłków nie udało mu się dosięgnąć do najwy\szejpółki w łazience, gdzie znajdował się dezodorant o nazwie Brutal".- Hej, mała, jak się miewasz? - spytała Anna.Docent przyglądał jej się uwa\nie.Było dość wcześnie, Annę spowijał przewiewny szlafroczek,spod którego wysuwały się nogi o najszczuplej-szych kostkach, jakie kiedykolwiek widział w swejdługoletniej praktyceszpitalnej.- Pozwolisz, \e się będę przy tobie przebierała, prawda? Nie mam powodu się krępować, w końcumy, baby.- zaśmiała się, a pysk świnkioblał się pąsem.Po\erała ją wzrokiem.Dziewczyna zachowywała się najzupełniej naturalnie, swobodnie, a ka\dy ruch nacechowany byłniewysłowioną gracją.Mo\e zresztą wyglądało to tak tylko ze świńskiej perspektywy.Z ryja wyrwało się głębokie westchnienie.- Ech.dziewczyno, dziewczyno - myślał Holding - \ebyś ty wiedziała, jak mi się podobasz.JakLucy.Głupio mówię - tysiąc razy bardziej ni\ Lucy! śebym tak nie był świnią, i to w dodatkumaciorą.Po\eranie wzrokiem zwróciło wreszcie uwagę Anny.Nie wiadomo dlaczego, poczuła sięza\enowana i pośpiesznie zaczęła wkładać garderobę.- Nie patrz tak na mnie, bo mi się robi głupio.Lepiej powiedz mi,czy cieszysz się, \e jesteś u mnie?Kwiknął, ale nie wypadło to przekonująco.- Nie cieszysz się? - spytała.Kwiknął przecząco, ale wyszło to tak samo jak przy afirmacji.Niestety nie potrafił ró\nicowaćswych odezwań.Zawstydzony spuścił łeb.Przeszli do living-roomu.Pierwszą rzeczą, która wpadła Holdingowi w oczy, był stela\ z gazetami.Rzucił się łapczywie do przeglądania, z apetytem wygłodniałego intelektualisty.To nie mo\e być wytresowane - pomyślała panna Montini, a głośnorzekła:- Cieszę się, \e mamy podobne zainteresowania; muzyka, czasopisma.William opamiętał się i przestał wertować.Cały jego mózg zaczął pracować nad jednymzagadnieniem, jak się porozumieć? Oto znalazła się nareszcie osoba, chętna, sympatyczna, która machyba dość cierpliwości.Tylko jak? Podszedł do fortepianu.Być mo\e tu kryły się jakieś szansę.Uderzył kilka razy w ton A.Ten, od którego zawsze zaczyna się strojenie.- Czy chcesz mi coś powiedzieć? - spytała Anna.Raciczką klawisz po klawiszu wystukał motywrefrenu piosenki Zechciej mnie tylko zrozumieć, kochanie!"- Zechciej mnie tylko zrozumieć?" - wykrzyknęła panna Montini- ale\ to niezwykłe.Zagrał canto przeboju Wszystko jest dzisiaj mo\liwe".65- Chcesz ze mną rozmawiać za pośrednictwem muzyki? - spytała dziewczyna.- H! H! H! - zabrzmiało z fortepianu.Anna zamyśliła się.- H? - co to mo\e znaczyć? Jasne - roześmiała się po chwili.- H to przecie\ si [ Pobierz całość w formacie PDF ]