[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze takrobiłem, pomyślał.Zawsze wypełniałem rozkazy Valeriana.- Naprawdę jestem tylko pustym naczyniem? - zapytał cicho.Valerian kiwnął głową.- Jesteś tylko naczyniem i wypełniłeś swoje zadanie.Stworzono cię dlamnie.Jestem twoją jedyną rodziną i twoja rodzina cię potrzebuje.- Nie! - krzyknął Chłopiec.- Nie jesteś moją rodziną.Muszę mieć ojca imatkę! Wszyscy mają.- Nie ty, Chłopcze.Ty nie masz nawet imienia.- Mogłeś mi nadać imię.Dlaczego nie nadałeś?Czerń za ich plecami zawirowała gniewnie, wylewając z siebie ohydne barwy.Ponownie odezwał się głos:- Ju\ czas! Wystąp!- Mogłeś mi nadać imię, jeśli ci w ogóle na mnie zale\ało! - krzyczałChłopiec.- Ale nigdy ci nie zale\ało! Tylko mnie biłeś i krzyczałeś, \e jestemgłupi, kopałeś mnie i poniewierałeś mną! Przez całe \ycie biegałem po Mieście,po wszystkich ciemnych dziurach, po zakazanych uliczkach, a tobie nigdy niezale\ało! Nigdy!- Chłopcze.- zaczął Valerian.- Nie nazywaj mnie tak! Chcę mieć prawdziwe imię! Chcę wiedzieć, kimjestem! Muszę mieć prawdziwe \ycie.Muszę! To nie mo\e być wszystko, comnie czeka!Valerian spojrzał na Chłopca.Zdawało się, \e chciał coś powiedzieć, alezmilczał i odwrócił się w stronę wzbierającej nicości, która groziła, \epochłonie cały pokój.187A potem rozległ się inny dzwięk.Stukanie do drzwi wie\y.Valerian go nieusłyszał.Całą uwagę skupił na atramentowym ośrodku wiru.Stukanie powtórzyło się znowu, tylko głośniej, a potem Kepler i Willowwpadli do pokoju.Drzwi z rozmachem zatoczyły półokrąg na starych zawiasach,drzazgi z rozbitego zamka posypały się na podłogę.Przybysze w jednej chwilipojęli grozę sytuacji.- Nie! - krzyknął Kepler.- Nie!Valerian obejrzał się na niego.- Ty! - cisnął mu w twarz.- Ty! Jakie masz prawo mi mówić, co mamrobić?- Valerianie! Nie, nie, nie! Nie wolno ci zabić Chłopca! Nie wolno!Willow podbiegła do Chłopca i oboje przywarli do siebie, kuląc się naupiornym wietrze.Inne, mniej dokładne zegary w całym domu kolejno wybiłypółnoc.- Nie mo\esz go zabić - powtórzył Kepler.- A to dlaczego? - prychnął szyderczo Valerian.- Powiedz mi, dlaczego! Onjest mój, zawsze był mój i zrobię z nim, co zechcę!- Tak, on jest twój - jęknął błagalnie Kepler, wytrzeszczając oczy z rozpaczy.- On jest moim niewolnikiem i.- Nie, Valerianie! Nie! On jest twoim synem.- Kepler zrobił krok wstronę Valeriana.- Nie bądz.- Powiedziałem, \e jest twoim synem! - krzyknął Kepler, wznoszącpięść nad Valerianem.Valerian drgnął jak od fizycznego ciosu.Nie odpowiedział.- Zobaczyłem to w księdze! To prawda! Przypomnij sobie, w jakim on jestwieku! Jego wiek, Valerianie!Chłopiec z wysiłkiem dzwignął się na nogi.Valerian spojrzał mu głęboko w oczy.Chłopiec poczuł, \e Valerian znowu doniego przychodzi jak tyle razy przedtem, poprzez oczy sięga do jego duszy, aletym razem inaczej.Nie rozkazywał, nie kontrolował, tylko szukał, badał.Chłopiec czuł, \e umysł Valeriana ogląda jego umysł, jakby po raz pierwszynaprawdę poznawał jego zawartość, jakby wreszcie zrozumiał \ycie Chłopca.Lata, które spędził na niegościnnych ulicach Miasta, zdany tylko na siebie188i własny spryt.A potem.odnaleziony przez Valeriana, spodziewał się takwiele, lecz otrzymał tak mało.Valerian odkrył nagle, \e jego własny ból nie liczy się w porównaniu zcierpieniem Chłopca.Odsunął się krok do tyłu, ale wcią\ wpatrywał się w oczy Chłopca.Zrobił kolejny krok do tyłu w stronę wirującej otchłani, i jeszcze jeden krok,a\ wpadł w ciemność, ju\ martwy.Wymówił jeszcze jedno, ostatnie słowo.- Chłopcze!Chłopiec stał odrętwiały.Dziura, światło, wiatr znikły szybciej, ni\ się pojawiły i Chłopiec wpatrywał sięw pustą przestrzeń.Pozostała tylko cienka smu\ka \ółtego dymu wisząca wpowietrzu i ostry fetor dra\niący nozdrza.Valerian zniknął.Willow podbiegła do Chłopca i trzymała go w ramionach, kiedy wrzeszczał doutraty tchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zawsze takrobiłem, pomyślał.Zawsze wypełniałem rozkazy Valeriana.- Naprawdę jestem tylko pustym naczyniem? - zapytał cicho.Valerian kiwnął głową.- Jesteś tylko naczyniem i wypełniłeś swoje zadanie.Stworzono cię dlamnie.Jestem twoją jedyną rodziną i twoja rodzina cię potrzebuje.- Nie! - krzyknął Chłopiec.- Nie jesteś moją rodziną.Muszę mieć ojca imatkę! Wszyscy mają.- Nie ty, Chłopcze.Ty nie masz nawet imienia.- Mogłeś mi nadać imię.Dlaczego nie nadałeś?Czerń za ich plecami zawirowała gniewnie, wylewając z siebie ohydne barwy.Ponownie odezwał się głos:- Ju\ czas! Wystąp!- Mogłeś mi nadać imię, jeśli ci w ogóle na mnie zale\ało! - krzyczałChłopiec.- Ale nigdy ci nie zale\ało! Tylko mnie biłeś i krzyczałeś, \e jestemgłupi, kopałeś mnie i poniewierałeś mną! Przez całe \ycie biegałem po Mieście,po wszystkich ciemnych dziurach, po zakazanych uliczkach, a tobie nigdy niezale\ało! Nigdy!- Chłopcze.- zaczął Valerian.- Nie nazywaj mnie tak! Chcę mieć prawdziwe imię! Chcę wiedzieć, kimjestem! Muszę mieć prawdziwe \ycie.Muszę! To nie mo\e być wszystko, comnie czeka!Valerian spojrzał na Chłopca.Zdawało się, \e chciał coś powiedzieć, alezmilczał i odwrócił się w stronę wzbierającej nicości, która groziła, \epochłonie cały pokój.187A potem rozległ się inny dzwięk.Stukanie do drzwi wie\y.Valerian go nieusłyszał.Całą uwagę skupił na atramentowym ośrodku wiru.Stukanie powtórzyło się znowu, tylko głośniej, a potem Kepler i Willowwpadli do pokoju.Drzwi z rozmachem zatoczyły półokrąg na starych zawiasach,drzazgi z rozbitego zamka posypały się na podłogę.Przybysze w jednej chwilipojęli grozę sytuacji.- Nie! - krzyknął Kepler.- Nie!Valerian obejrzał się na niego.- Ty! - cisnął mu w twarz.- Ty! Jakie masz prawo mi mówić, co mamrobić?- Valerianie! Nie, nie, nie! Nie wolno ci zabić Chłopca! Nie wolno!Willow podbiegła do Chłopca i oboje przywarli do siebie, kuląc się naupiornym wietrze.Inne, mniej dokładne zegary w całym domu kolejno wybiłypółnoc.- Nie mo\esz go zabić - powtórzył Kepler.- A to dlaczego? - prychnął szyderczo Valerian.- Powiedz mi, dlaczego! Onjest mój, zawsze był mój i zrobię z nim, co zechcę!- Tak, on jest twój - jęknął błagalnie Kepler, wytrzeszczając oczy z rozpaczy.- On jest moim niewolnikiem i.- Nie, Valerianie! Nie! On jest twoim synem.- Kepler zrobił krok wstronę Valeriana.- Nie bądz.- Powiedziałem, \e jest twoim synem! - krzyknął Kepler, wznoszącpięść nad Valerianem.Valerian drgnął jak od fizycznego ciosu.Nie odpowiedział.- Zobaczyłem to w księdze! To prawda! Przypomnij sobie, w jakim on jestwieku! Jego wiek, Valerianie!Chłopiec z wysiłkiem dzwignął się na nogi.Valerian spojrzał mu głęboko w oczy.Chłopiec poczuł, \e Valerian znowu doniego przychodzi jak tyle razy przedtem, poprzez oczy sięga do jego duszy, aletym razem inaczej.Nie rozkazywał, nie kontrolował, tylko szukał, badał.Chłopiec czuł, \e umysł Valeriana ogląda jego umysł, jakby po raz pierwszynaprawdę poznawał jego zawartość, jakby wreszcie zrozumiał \ycie Chłopca.Lata, które spędził na niegościnnych ulicach Miasta, zdany tylko na siebie188i własny spryt.A potem.odnaleziony przez Valeriana, spodziewał się takwiele, lecz otrzymał tak mało.Valerian odkrył nagle, \e jego własny ból nie liczy się w porównaniu zcierpieniem Chłopca.Odsunął się krok do tyłu, ale wcią\ wpatrywał się w oczy Chłopca.Zrobił kolejny krok do tyłu w stronę wirującej otchłani, i jeszcze jeden krok,a\ wpadł w ciemność, ju\ martwy.Wymówił jeszcze jedno, ostatnie słowo.- Chłopcze!Chłopiec stał odrętwiały.Dziura, światło, wiatr znikły szybciej, ni\ się pojawiły i Chłopiec wpatrywał sięw pustą przestrzeń.Pozostała tylko cienka smu\ka \ółtego dymu wisząca wpowietrzu i ostry fetor dra\niący nozdrza.Valerian zniknął.Willow podbiegła do Chłopca i trzymała go w ramionach, kiedy wrzeszczał doutraty tchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]