[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo chciała.Milik za to nagle poczuł, że ma dwa wyjścia: okazać się albotchórzem, albo bohaterem.Jednak nawet ojciec nie chciał mupomóc w wyborze drogi.Siedział w ciemnościachotumanionego umysłu i nie wychylał głowy.Tchórzem byłemprzez całe życie – pomyślał Bartek.Bohaterem mogę byćbardzo krótko.Ale może warto się przekonać? Możliwośćzrobienia supermateriału dziennikarskiego na każdegopismaka powinna działać motywująco.W końcu dlaczegojeżdżą na te wszystkie wojny?Tyle że ja się nie pchałem na żadną wojnę.Jestemdziennikarzem ekonomicznym, a nie korespondentemwojennym.Sońko jakby wyczytał te myśli z jego oczu.– Problemem jest drugie żądanie porywacza – rzekł – bo niemogę nakazać panu Milikowi wzięcia udziału w naszej akcji i wzasadzie powinienem się temu sprzeciwić.Jest pan cywilem,panie Milik, prawda?Milik zadrżał.No, panie bohaterze, decyzja przed panem.– Powiedział pan „w zasadzie”?– W końcu jest pan dziennikarzem, a czasem zezwalamydziennikarzom na udział w akcjach, więc możemy tu zrobićwyjątek.Co wy na to?– Przecież mówię wam wszystkim, że to pułapka! – wrzasnąłGreg, waląc pięścią w stół.– Być może – odparł spokojnie Sońko.– Ale musimyspróbować ciągnąć tę grę.Będziecie cały czas pod obserwacją.41Porywacz, o dziwo, nie miał nic przeciwko obecności Gregaprzy Marcie i Miliku.Polecił, by wsiedli do taksówki i pojechaliWisłostradą w kierunku wyjazdu na Gdańsk.Porozumiewali sięprzez komórkę, którą dostali od Sońki.Dziesięć minut później przyszedł SMS.Nadawca nakazywałzapłacić za taksówkę i wysiąść.Zostali na ulicy, rozglądając sięza śledzącymi ich agentami, ale nikogo nie zobaczyli.Wkrótcezatrzymała się przy nich inna taksówka.Młody wesołykierowca krzyknął przez otwartą szybę: – To wy zamawialiściekurs do Gdańska?!Gdy wsiedli, pogłośnił dudniącą muzę i oznajmił: – Trzebamieć fantazję, by tak nagle wymyślić sobie wyjazd nad morze, ito taksówką.Macie kasę?Nie odpowiedzieli, więc szybko stracił animusz.Greg chrząknął, wyjął legitymację i szepnął:– Nie gadaj za dużo, tylko rób, co mówimy.Bierzesz udział wakcji specjalnej, kolego.Polacy nauczyli się już, że papier, dokument czy inna ściemagówno może im zrobić.– W dupie mam.– zaczął taksiarz, pokazując im drzwi.Nie dokończył, bo miejsce legitymacji zajął sig-sauer.– Nie chcę ci go przystawiać do głowy, chłopcze.Zachowujmy się w sposób cywilizowany.Kilka kilometrów dalej sytuacja ze zmianą taksówki siępowtórzyła.Tym razem jednak porywacz kazał im zostawićwszystkie telefony w opuszczanej taksówce.– A pierdol się! – powiedział Greg i nie chciał oddać telefonu.– Na razie wykonujemy polecenia – upomniała go Marta.–Nie martw się, chłopaki Sońki odbiorą nasze rzeczy i nas niezgubią.Greg rozejrzał się niespokojnie.– Nie byłbym taki pewny.Dlaczego nigdzie ich nie widać?Marta odpowiedziała drwiącym uśmieszkiem.– Na tym to polega, by nie było ich widać.Nie martw się.Jednak, prawdę mówiąc, i ona była zaniepokojona.Coś tunie grało.W kolejnej taksówce na tylnym siedzeniu czekała teczka.– Jakaś babka kazała mi wam ją oddać.W środku był tablet z uruchomionym komunikatorem.Był tojakiś dziwny program, prawdopodobnie zaszyfrowany i nie donamierzenia.– napisałporywacz.– To zabij – mruknął Milik.Ale i on był ciekaw rozwiązania.Bandzior całkiem nieźle towszystko sobie wymyślił.Tylko jak chce się pozbyć agentówABW, którzy – jak obiecywał Sońko – na pewno ich śledzili?Nie mogli się urwać.Nie było na to sposobu.Na dobrą sprawępewnie gdzieś z powietrza śledzi ich śmigłowiec albo innysprzęt latający.Może jakieś drony.Czy ABW ma dronyszpiegowskie, takie jakich CBA używała do śledzeniabiznesmenów i ministrów zamieszanych w aferę gruntową?Taksówka wyjechała z terenów zabudowanych i nagleskręciła w lewo, na pola prowadzące do lasu.Nikt nie skręcił zanimi.Nie widzieli żadnego helikoptera ani samolotu.– Macie jakieś bezzałogowe gówna od Amerykanów? –zapytał Milik.– A może pożyczyliście satelitę na czas operacji.– Nie wiem, co jest grane – mruknęła tylko Marta.Taksiarz sprawdził na GPS, że dotarł do celu, i wysadził ich wśrodku lasu.Nie odpowiedzieli.„Zaraz” trwało na tyle długo, że zdążylinieźle zmarznąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Bardzo chciała.Milik za to nagle poczuł, że ma dwa wyjścia: okazać się albotchórzem, albo bohaterem.Jednak nawet ojciec nie chciał mupomóc w wyborze drogi.Siedział w ciemnościachotumanionego umysłu i nie wychylał głowy.Tchórzem byłemprzez całe życie – pomyślał Bartek.Bohaterem mogę byćbardzo krótko.Ale może warto się przekonać? Możliwośćzrobienia supermateriału dziennikarskiego na każdegopismaka powinna działać motywująco.W końcu dlaczegojeżdżą na te wszystkie wojny?Tyle że ja się nie pchałem na żadną wojnę.Jestemdziennikarzem ekonomicznym, a nie korespondentemwojennym.Sońko jakby wyczytał te myśli z jego oczu.– Problemem jest drugie żądanie porywacza – rzekł – bo niemogę nakazać panu Milikowi wzięcia udziału w naszej akcji i wzasadzie powinienem się temu sprzeciwić.Jest pan cywilem,panie Milik, prawda?Milik zadrżał.No, panie bohaterze, decyzja przed panem.– Powiedział pan „w zasadzie”?– W końcu jest pan dziennikarzem, a czasem zezwalamydziennikarzom na udział w akcjach, więc możemy tu zrobićwyjątek.Co wy na to?– Przecież mówię wam wszystkim, że to pułapka! – wrzasnąłGreg, waląc pięścią w stół.– Być może – odparł spokojnie Sońko.– Ale musimyspróbować ciągnąć tę grę.Będziecie cały czas pod obserwacją.41Porywacz, o dziwo, nie miał nic przeciwko obecności Gregaprzy Marcie i Miliku.Polecił, by wsiedli do taksówki i pojechaliWisłostradą w kierunku wyjazdu na Gdańsk.Porozumiewali sięprzez komórkę, którą dostali od Sońki.Dziesięć minut później przyszedł SMS.Nadawca nakazywałzapłacić za taksówkę i wysiąść.Zostali na ulicy, rozglądając sięza śledzącymi ich agentami, ale nikogo nie zobaczyli.Wkrótcezatrzymała się przy nich inna taksówka.Młody wesołykierowca krzyknął przez otwartą szybę: – To wy zamawialiściekurs do Gdańska?!Gdy wsiedli, pogłośnił dudniącą muzę i oznajmił: – Trzebamieć fantazję, by tak nagle wymyślić sobie wyjazd nad morze, ito taksówką.Macie kasę?Nie odpowiedzieli, więc szybko stracił animusz.Greg chrząknął, wyjął legitymację i szepnął:– Nie gadaj za dużo, tylko rób, co mówimy.Bierzesz udział wakcji specjalnej, kolego.Polacy nauczyli się już, że papier, dokument czy inna ściemagówno może im zrobić.– W dupie mam.– zaczął taksiarz, pokazując im drzwi.Nie dokończył, bo miejsce legitymacji zajął sig-sauer.– Nie chcę ci go przystawiać do głowy, chłopcze.Zachowujmy się w sposób cywilizowany.Kilka kilometrów dalej sytuacja ze zmianą taksówki siępowtórzyła.Tym razem jednak porywacz kazał im zostawićwszystkie telefony w opuszczanej taksówce.– A pierdol się! – powiedział Greg i nie chciał oddać telefonu.– Na razie wykonujemy polecenia – upomniała go Marta.–Nie martw się, chłopaki Sońki odbiorą nasze rzeczy i nas niezgubią.Greg rozejrzał się niespokojnie.– Nie byłbym taki pewny.Dlaczego nigdzie ich nie widać?Marta odpowiedziała drwiącym uśmieszkiem.– Na tym to polega, by nie było ich widać.Nie martw się.Jednak, prawdę mówiąc, i ona była zaniepokojona.Coś tunie grało.W kolejnej taksówce na tylnym siedzeniu czekała teczka.– Jakaś babka kazała mi wam ją oddać.W środku był tablet z uruchomionym komunikatorem.Był tojakiś dziwny program, prawdopodobnie zaszyfrowany i nie donamierzenia.– napisałporywacz.– To zabij – mruknął Milik.Ale i on był ciekaw rozwiązania.Bandzior całkiem nieźle towszystko sobie wymyślił.Tylko jak chce się pozbyć agentówABW, którzy – jak obiecywał Sońko – na pewno ich śledzili?Nie mogli się urwać.Nie było na to sposobu.Na dobrą sprawępewnie gdzieś z powietrza śledzi ich śmigłowiec albo innysprzęt latający.Może jakieś drony.Czy ABW ma dronyszpiegowskie, takie jakich CBA używała do śledzeniabiznesmenów i ministrów zamieszanych w aferę gruntową?Taksówka wyjechała z terenów zabudowanych i nagleskręciła w lewo, na pola prowadzące do lasu.Nikt nie skręcił zanimi.Nie widzieli żadnego helikoptera ani samolotu.– Macie jakieś bezzałogowe gówna od Amerykanów? –zapytał Milik.– A może pożyczyliście satelitę na czas operacji.– Nie wiem, co jest grane – mruknęła tylko Marta.Taksiarz sprawdził na GPS, że dotarł do celu, i wysadził ich wśrodku lasu.Nie odpowiedzieli.„Zaraz” trwało na tyle długo, że zdążylinieźle zmarznąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]