[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bastien go zabił, Bastien, z którym kilka godzin wcześniejuprawiała chory seks w kącie swojego pokoju na zabytkowejsofie.To też z chęcią wymazałaby z pamięci, nazwała jakośinaczej, ale był to seks, inaczej nie sposób określić ćwiczeńfizjologicznych, którym się oddawali.A już najbardziej hanieb-ne było to, że miała najpotężniejszy orgazm, jakiego doświad-204 czyła kiedykolwiek w swoim dotychczasowym życiu.Pocieszała się, że z czasem zapomni o tych kilku chwilachostrego seksu.Powoli nawet zwłoki Sylvii zaczynały tracić swójrzeczywisty, upiorny wymiar.Prędzej czy pózniej wszystkoodpłynie w niebyt, utknie gdzieś na dnie świadomości, a onabędzie żyła swoim dawnym, przed-paryskim życiem.O niczymnie będzie musiała myśleć, niczego się lękać.Znów będzie bez-pieczna i szczęśliwa.Być może tak właśnie ludzie radzą sobie z traumatycz-nymi doświadczeniami.Dziewiętnaście godzin spędzonych wsmolistych mrokach kopalni to była dziecinna, w przenośni idosłownie, igraszka w porównaniu z tym, co przydarzyło jej sięostatnio.Tam nikt nie zginął, nikomu nie stała się krzywda, wnikim nie obudziła się obrzydliwa, chora fascynacja.Nie, dość tego, lepiej zrobi, gdy nie podąży ani kroku dalejza tokiem swych myśli, które już od dobrej chwili toczyły sięsamopas w zgoła niepożądanym kierunku.Próbowała odsunąć się trochę od Bastiena, ale on tylkoprzygarnął ją mocniej do siebie.- Leż spokojnie - mruknął sennym głosem.Odnosiła wrażenie, a każdy by to poczuł w takim czułymuścisku, że Toussaint jest podniecony, co oczywiście nie mo-gło być prawdą, bo przecież nie interesował się nią wcale, aona nim aż za bardzo.Syndrom sztokholmski, tak to się nazywa.Z syndromemsztokholmskim mamy do czynienia, gdy w osobniku uprowa-dzonym (w tym wypadku to ona) budzi się z gruntu niezdrowe,wręcz obsesyjne zainteresowanie osobnikiem (w tym wypadku205 to on) uprowadzającym.W sytuacjach ekstremalnych takareakcja jest z psychologicznego punktu widzenia jak najbar-dziej zrozumiała.A Bastien, ratując jej życie, związał ją ze so-bą, niechcący ma się rozumieć, wręcz nierozerwalnym węzłem.Sytuacja tym bardziej skomplikowana, że Chloe uprawiała znim seks, jeszcze zanim dowiedziała się, z jak niebezpiecznymtypem ma do czynienia.Na litość boską, dlaczego ona ciągle rozmyśla o tym sek-sie?Ponieważ leżała przy Bastienie, czuła tuż obok jego silneciało i równie silną erekcję.Silne ciało, jedyna tarcza, jedynazapora, która odgradzała ją od wiszącej nad nią śmierci.Pragnęła Toussainta.Jednak on jej nie pragnął.Jak to ujął? Po prostu  wyko-nywał swoje zadanie.Trzeba powiedzieć, że wykonał je bardzodobrze.Dobrze też, że zaraz potem stracił zainteresowanie jejskromną osobą.Chciał, żeby wyszła cało z opresji i czym prę-dzej wróciła do domu - jeszcze lepiej.Obudziła się w niej niezdrowa fascynacja, właściwie niema się czemu dziwić.Kiedy wróci do domu, kiedy trochęochłonie, spojrzy na wszystko z dystansu, zobaczy sprawy wewłaściwym świetle.Bastien miał rację, łóżko było zdecydowanie za wąskie.Nie mogła się odsunąć ani o centymetr.Zdołała jedynie od-wrócić głowę i spojrzeć na jego twarz.Bastien spał.Niewiarygodne, ale tak właśnie było.Nieobudziło go nawet wiercenie się Chloe.Ledwie go widziała wciemnościach, w końcu dała sobie spokój, przestała wykręcać206 szyję.Słyszała teraz tylko jego oddech, czuła bicie jego serca.Miał jednak serce, a już była bliska zwątpienia.Miał ser-ce.Był osobnikiem rodzaju ludzkiego i z jakichś sobie tylkowiadomych powodów postanowił uratować jej życie, choćby podrodze przyszło mu położyć trupem kilku prześladowców.Czegóż więcej można chcieć od faceta?207 ROZDZIAA PITNASTYStraszna kobieta, myślał Bastien.Wreszcie się uspokoiła,przestała wiercić i zasnęła.Była gotowa kłócić się o wszystko,słowo za słowo, ale wystarczyło jedno spojrzenie tych wielkichbrązowych oczu, by w Bastienie budziło się poczucie winy,coś, czego nie doświadczał od lat, co było mu zupełnie obce.Nie powinien był przyjmować zaproszenia i kłaść się obokniej.Oczywiście tak było cieplej, poza tym lepiej jest spać nacienkim nawet materacu niż na twardej podłodze, mając zaposłanie cieniutki koc.Co gorsza dobrze było czuć Chloe takblisko.Pasowali do siebie niczym dwie połówki i to go wysoceniepokoiło.Miał ochotę przewrócić Chloe na plecy, zerwać zniej dżinsy i dokończyć, co ledwie zaczął dwa dni wcześniej.Nie był pewien, czy zanim zasnęła, wyczuła jego podnie-cenie.Raczej nie.Wydawało się, że jest zupełnie nieświadoma,jakie wrażenie na nim wywiera.Na szczęście.Nie chciał, żeby itak już zagmatwana sytuacja zagmatwała się jeszcze bardziej,a tak by się stało, gdyby kochał się z Chloe.Już się z nią przespał, właściwie należałoby powiedzieć przeleciał ją.I na tym należało poprzestać.Zareagował zu-pełnie normalnie.Odezwał się popęd, to wszystko.W sytu-acjach krytycznych takie rzeczy się zdarzają, a jego sytuacjekrytyczne zawsze podniecały, lubił ten dreszczyk emocji towa-rzyszący każdemu niebezpieczeństwu.Może to wstrętne, aleprawdziwe.Perspektywa śmierci zaostrzała apetyt na życie, chciał je208 smakować w jego najbardziej pierwotnych aspektach.Chciałuprawiać seks.Może budził się w nim instynkt jaskiniowca,jakaś zapomniana i zdegenerowana potrzeba przedłużaniagatunku, a może była to fascynacja seksem i śmiercią, tajem-niczym związkiem między tymi sferami życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl