[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Komisarzwręczył jej butelkę wina. Dziękuję, Kuba, nie musiałeś.Dawno cię u nas nie było. Byłem zajęty. Ciekawe, czym? rzucił Kochan i trącił kolegę łok-ciem. %7łony już nie masz, dzieciaków w domu też nie.Pewnie panienki obracasz, co, Kubuś?Mortka chciał coś odpowiedzieć, ale w pokoju obok za-częło płakać dziecko.Ania uśmiechnęła się przepraszająco. Janek się obudził.Pójdzcie do pokoju, chłopcy, uspo-koję go, a potem podam wam zupę.181 Tylko szybko.Jestem głodny jak wilk powiedziałKochan. Dobrze.Ania zniknęła w pokoju dziecinnym, a Kochan popro-wadził Mortkę do salonu, który pełnił również funkcjęsypialni.W skromnym, dwupokojowym mieszkaniu jed-no pomieszczenie przeznaczono dla dziecka, drugie zaj-mowali Kochanowie.Na niewielkiej przestrzeni zmieścilirozkładany tapczan, stół z krzesłami, fotel, meblościankęi duży, czterdziestocalowy telewizor.Wszystko to nakła-dało się na siebie, tak że trudno było w coś nie uderzyć,kiedy człowiek się po prostu obracał. Siadaj, Kuba.Czego się napijesz?Kochan otworzył barek i zaczął przeglądać etykiety.Mortka przez jego ramię dojrzał butelkę czerwonego john-nie walkera, ginu Seagram s i metaxy.Każda z nich byłaprzynajmniej do połowy pusta. Herbaty. Nie wygłupiaj się obruszył się podkomisarz. Niebędziemy dzisiaj pić herbaty.Coś bezalkoholowego dosta-niesz najwyżej jako popitę. Nie wiem, czy powinniśmy, Darek.Jutro mamy ro-botę. Wyluzuj.Przecież nie mówię, że mamy się upić jakświnie, ale kilka kolejek sobie strzelimy.No bo kiedy ostat-nio mogliśmy po prostu posiedzieć i pogadać? Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Tuż po twoim rozwodzie odpowiedział mu Kochan. Ania wyjechała do matki, a my siedzieliśmy wtedy całąnoc i oglądaliśmy reklamy sekstelefonów w niemieckiejtelewizji.Pamiętasz?Komisarz przypomniał sobie, jak naśmiewali się z od-głosów wydawanych przez niemieckie aktorki, ze słów Ruf mich an wypowiadanych drżącym, chrapliwym gło-sem.Przypomniał sobie też ogromnego kaca, jakiego miałdzień pózniej.I to, że musiał w połowie drogi, na moście182Siekierkowskim, zatrzymać samochód i wysiąść, żeby zwy-miotować do płynącej w dole Wisły. Może piwo na początek? spytał niepewnie. Jasne.Piwo jest dobre.Ania! Mamy piwo!? krzyknął. Tak! odkrzyknęła mu żona. To przynieś nam! Już idę.Ania zamknęła drzwi od pokoju dziecinnego, w którymwciąż płakał jej syn, i popędziła do kuchni.Zaraz przynio-sła im dwie puszki wojaka mocnego, a pózniej dwa talerzez rosołem. Nie jesz z nami? zapytał Mortka. Nie.Długo was nie było.Zjadłam wcześniej. Szkoda. E tam szkoda.Nic nie szkodzi.To ma być męski wie-czór.Bierz się za zupę powiedział Kochan.Rosół był naprawdę dobry.Mocny, aromatyczny, sycący,z drobnymi nitkami domowego makaronu i kawałkamimarchewki.Po nim na stole pojawiły się talerze z kotle-tem schabowym, ziemniakami i kapustą.Gdzieś międzypierwszym a drugim daniem synek Kochana uspokoił sięi przestał płakać.Jedli w milczeniu i popijali piwem.Kiedyskończyli, Ania posprzątała, a potem wróciła do pokojudziecinnego.Kochan w tym czasie wstał od stołu, poszedł do kuch-ni, skąd wrócił z butelką wódki, którą pokrywała cienkawarstwa szronu.Wyciągnął z barku dwa kieliszki.Położyłje na stole i rozlał alkohol. A gdzie popita? zapytał Mortka. Przecież masz jeszcze piwo.Mortka potrząsnął puszką, która na szczęście była jużpusta.Kochan wstał od stołu i z miną cierpiętnika poszedłpo raz kolejny do kuchni.Wrócił ze szklanką i kartonemnektaru pomarańczowego.Położył je przed komisarzem. Powiedz mi, Kuba rozpoczął Kochan przygrucha-łeś sobie już jakąś panienkę?183 Nie. A powinieneś.Tyle od rozwodu.Jesteś młody& hy-draulika ci działa, co? Działa odpowiedział niechętnie.Nie lubił rozmawiać na takie tematy. A zle wyglądasz, Kuba, zle wyglądasz.Chodziszw brudnych ciuchach& Ty jesteś takim facetem, Kuba,który potrzebuje baby, wiesz? Takiej, która ci ugotuje,która ci upierze, która się tobą zajmie.Mortka miał wrażenie, że Kochan był już lekko pijany.A wypili tylko jedno piwo. Pewnie tak. Wypijmy, żebyś znalazł swoją panią, Kuba.Stuknęli się kieliszkami.Wódka była niesmaczna.Mort-ka odwykł od mocnego alkoholu.Szybko popił napojempomarańczowym. Trzymasz się w ogóle po tym rozwodzie? Po co pytasz? Jeśli nie chcesz o tym gadać, to nie.Kochan sięgnął po butelkę. Trzymam się.Ale jest ciężko, Darek.Ciężko jest& zawahał się.Lubił Kochana, ale nie chciał się z nim dzie-lić wszystkim. Ciężko jest ułożyć sobie życie, a do tegozachować się przyzwoicie.Rozumiesz? Chyba tak.Nie rozumie.Trudno pomyślał Mortka. Mówiłeś o kobiecie, Darek.Wiesz, że oddaję prawiepołowę pensji na dzieciaki? Jaka baba zechce mnie, poli-cjanta z połową pensji? Przecież to jest śmieszne. Bogata.Podkomisarz roześmiał się chrapliwie i rozlał wódkę. Bogate biorą sobie młodszych.Studentów.Jakichśpieprzonych kulturystów.A mi brzuch rośnie.Podniósł swój kieliszek.Stuknęli się szybko i wypili.Tym razem wódka smakowała komisarzowi już bardzieji poczuł przyjemne ciepło w ciele.184Kochan znów napełnił kieliszki.Siedzieli w milczeniu.Każdy zatopiony we własnych myślach. A co u was? zapytał Mortka. Dobrze.Janek rośnie i potrzebujemy na niego corazwięcej pieniędzy.Ubranka, książeczki, kredki, sretki. Znam to.My mieliśmy łatwiej, bo wtedy Ola dużozarabiała.Ale i tak& Czasami zastanawiam się, czy tego nie rzucić w cho-lerę.Mortka zmarszczył brwi. Policję, nie rodzinę wytłumaczył Kochan i wybuch-nął śmiechem. Wiesz, obaj jesteśmy jeszcze młodzi.Możetrzeba założyć własną firmę.Znamy ludzi& Jakich ludzi? Mafiosów i zabójców. Nie takich.Wiesz, o co mi chodzi.Włóczyliśmy się totu, to tam.Może by jakąś agencję ochroniarską założyć.Albo detektywistyczną.Mortka skrzywił się.Detektywów nie lubił jeszcze bar-dziej niż psychologów.Niewielki był z nich pożytek, a prze-szkadzali, jak się tylko dało.Z kilkoma miał dobre lubbardzo dobre kontakty, ale i tak był zdania, że świat byłbylepszym miejscem bez nich. Nie wiem powiedział. To może jakiś specjalista od spraw bezpieczeństwa.Te rzeczy. Może&Wypili kolejkę.Kochan zabrał się do nalewania na-stępnej. Nie zaprotestował Mortka i beknął, zasłaniającusta. Chyba wystarczy.Kochan spojrzał na butelkę. Chyba tak przyznał. Ale już rozlałem.Mortka kiwnął głową. Dobra.Wypijemy i tę postanowił.Ponarzekali jeszcze na pracę, a pózniej przeszli do piłkinożnej oraz piłki ręcznej.Szczególnie długo rozmawiali185o tej drugiej, co było wyjątkowo dziwne, zwłaszcza żeMortka o szczypiorniaku wiedział akurat tyle, ile wyczy-tał w internecie w pracy.W trakcie rozmowy wypili kilkadalszych kolejek.Pożegnali się chyba dobrze po dwudziestej trzeciej.Zgodnie z obietnicą Anna odwiozła Mortkę do domu.Rozmawiali o czymś, ale komisarz nie pamiętał dokład-nie o czym.Mówiła zdaje się, że Darek bardzo go szanuje,ale jest przepracowany.%7łe stres, że powinien odpuścić, żecoś jeszcze.Może by pogadał, tak od serca? Mortka obie-cał jej, że tak, na pewno z nim porozmawia, a wtedy onapodziękowała mu i uśmiechnęła się z ulgą, jakby kamieńspadł jej z serca.Długo walczył z kluczami i zamkiem, ale w końcu udałomu się dostać do mieszkania.W pokoju Piotrka i Agnieszkibyło już ciemno.Chciał do nich wejść, porozmawiać o tym,co się wydarzyło.Razem na pewno wymyśliliby, jak wy-brnąć z tej sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Komisarzwręczył jej butelkę wina. Dziękuję, Kuba, nie musiałeś.Dawno cię u nas nie było. Byłem zajęty. Ciekawe, czym? rzucił Kochan i trącił kolegę łok-ciem. %7łony już nie masz, dzieciaków w domu też nie.Pewnie panienki obracasz, co, Kubuś?Mortka chciał coś odpowiedzieć, ale w pokoju obok za-częło płakać dziecko.Ania uśmiechnęła się przepraszająco. Janek się obudził.Pójdzcie do pokoju, chłopcy, uspo-koję go, a potem podam wam zupę.181 Tylko szybko.Jestem głodny jak wilk powiedziałKochan. Dobrze.Ania zniknęła w pokoju dziecinnym, a Kochan popro-wadził Mortkę do salonu, który pełnił również funkcjęsypialni.W skromnym, dwupokojowym mieszkaniu jed-no pomieszczenie przeznaczono dla dziecka, drugie zaj-mowali Kochanowie.Na niewielkiej przestrzeni zmieścilirozkładany tapczan, stół z krzesłami, fotel, meblościankęi duży, czterdziestocalowy telewizor.Wszystko to nakła-dało się na siebie, tak że trudno było w coś nie uderzyć,kiedy człowiek się po prostu obracał. Siadaj, Kuba.Czego się napijesz?Kochan otworzył barek i zaczął przeglądać etykiety.Mortka przez jego ramię dojrzał butelkę czerwonego john-nie walkera, ginu Seagram s i metaxy.Każda z nich byłaprzynajmniej do połowy pusta. Herbaty. Nie wygłupiaj się obruszył się podkomisarz. Niebędziemy dzisiaj pić herbaty.Coś bezalkoholowego dosta-niesz najwyżej jako popitę. Nie wiem, czy powinniśmy, Darek.Jutro mamy ro-botę. Wyluzuj.Przecież nie mówię, że mamy się upić jakświnie, ale kilka kolejek sobie strzelimy.No bo kiedy ostat-nio mogliśmy po prostu posiedzieć i pogadać? Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Tuż po twoim rozwodzie odpowiedział mu Kochan. Ania wyjechała do matki, a my siedzieliśmy wtedy całąnoc i oglądaliśmy reklamy sekstelefonów w niemieckiejtelewizji.Pamiętasz?Komisarz przypomniał sobie, jak naśmiewali się z od-głosów wydawanych przez niemieckie aktorki, ze słów Ruf mich an wypowiadanych drżącym, chrapliwym gło-sem.Przypomniał sobie też ogromnego kaca, jakiego miałdzień pózniej.I to, że musiał w połowie drogi, na moście182Siekierkowskim, zatrzymać samochód i wysiąść, żeby zwy-miotować do płynącej w dole Wisły. Może piwo na początek? spytał niepewnie. Jasne.Piwo jest dobre.Ania! Mamy piwo!? krzyknął. Tak! odkrzyknęła mu żona. To przynieś nam! Już idę.Ania zamknęła drzwi od pokoju dziecinnego, w którymwciąż płakał jej syn, i popędziła do kuchni.Zaraz przynio-sła im dwie puszki wojaka mocnego, a pózniej dwa talerzez rosołem. Nie jesz z nami? zapytał Mortka. Nie.Długo was nie było.Zjadłam wcześniej. Szkoda. E tam szkoda.Nic nie szkodzi.To ma być męski wie-czór.Bierz się za zupę powiedział Kochan.Rosół był naprawdę dobry.Mocny, aromatyczny, sycący,z drobnymi nitkami domowego makaronu i kawałkamimarchewki.Po nim na stole pojawiły się talerze z kotle-tem schabowym, ziemniakami i kapustą.Gdzieś międzypierwszym a drugim daniem synek Kochana uspokoił sięi przestał płakać.Jedli w milczeniu i popijali piwem.Kiedyskończyli, Ania posprzątała, a potem wróciła do pokojudziecinnego.Kochan w tym czasie wstał od stołu, poszedł do kuch-ni, skąd wrócił z butelką wódki, którą pokrywała cienkawarstwa szronu.Wyciągnął z barku dwa kieliszki.Położyłje na stole i rozlał alkohol. A gdzie popita? zapytał Mortka. Przecież masz jeszcze piwo.Mortka potrząsnął puszką, która na szczęście była jużpusta.Kochan wstał od stołu i z miną cierpiętnika poszedłpo raz kolejny do kuchni.Wrócił ze szklanką i kartonemnektaru pomarańczowego.Położył je przed komisarzem. Powiedz mi, Kuba rozpoczął Kochan przygrucha-łeś sobie już jakąś panienkę?183 Nie. A powinieneś.Tyle od rozwodu.Jesteś młody& hy-draulika ci działa, co? Działa odpowiedział niechętnie.Nie lubił rozmawiać na takie tematy. A zle wyglądasz, Kuba, zle wyglądasz.Chodziszw brudnych ciuchach& Ty jesteś takim facetem, Kuba,który potrzebuje baby, wiesz? Takiej, która ci ugotuje,która ci upierze, która się tobą zajmie.Mortka miał wrażenie, że Kochan był już lekko pijany.A wypili tylko jedno piwo. Pewnie tak. Wypijmy, żebyś znalazł swoją panią, Kuba.Stuknęli się kieliszkami.Wódka była niesmaczna.Mort-ka odwykł od mocnego alkoholu.Szybko popił napojempomarańczowym. Trzymasz się w ogóle po tym rozwodzie? Po co pytasz? Jeśli nie chcesz o tym gadać, to nie.Kochan sięgnął po butelkę. Trzymam się.Ale jest ciężko, Darek.Ciężko jest& zawahał się.Lubił Kochana, ale nie chciał się z nim dzie-lić wszystkim. Ciężko jest ułożyć sobie życie, a do tegozachować się przyzwoicie.Rozumiesz? Chyba tak.Nie rozumie.Trudno pomyślał Mortka. Mówiłeś o kobiecie, Darek.Wiesz, że oddaję prawiepołowę pensji na dzieciaki? Jaka baba zechce mnie, poli-cjanta z połową pensji? Przecież to jest śmieszne. Bogata.Podkomisarz roześmiał się chrapliwie i rozlał wódkę. Bogate biorą sobie młodszych.Studentów.Jakichśpieprzonych kulturystów.A mi brzuch rośnie.Podniósł swój kieliszek.Stuknęli się szybko i wypili.Tym razem wódka smakowała komisarzowi już bardzieji poczuł przyjemne ciepło w ciele.184Kochan znów napełnił kieliszki.Siedzieli w milczeniu.Każdy zatopiony we własnych myślach. A co u was? zapytał Mortka. Dobrze.Janek rośnie i potrzebujemy na niego corazwięcej pieniędzy.Ubranka, książeczki, kredki, sretki. Znam to.My mieliśmy łatwiej, bo wtedy Ola dużozarabiała.Ale i tak& Czasami zastanawiam się, czy tego nie rzucić w cho-lerę.Mortka zmarszczył brwi. Policję, nie rodzinę wytłumaczył Kochan i wybuch-nął śmiechem. Wiesz, obaj jesteśmy jeszcze młodzi.Możetrzeba założyć własną firmę.Znamy ludzi& Jakich ludzi? Mafiosów i zabójców. Nie takich.Wiesz, o co mi chodzi.Włóczyliśmy się totu, to tam.Może by jakąś agencję ochroniarską założyć.Albo detektywistyczną.Mortka skrzywił się.Detektywów nie lubił jeszcze bar-dziej niż psychologów.Niewielki był z nich pożytek, a prze-szkadzali, jak się tylko dało.Z kilkoma miał dobre lubbardzo dobre kontakty, ale i tak był zdania, że świat byłbylepszym miejscem bez nich. Nie wiem powiedział. To może jakiś specjalista od spraw bezpieczeństwa.Te rzeczy. Może&Wypili kolejkę.Kochan zabrał się do nalewania na-stępnej. Nie zaprotestował Mortka i beknął, zasłaniającusta. Chyba wystarczy.Kochan spojrzał na butelkę. Chyba tak przyznał. Ale już rozlałem.Mortka kiwnął głową. Dobra.Wypijemy i tę postanowił.Ponarzekali jeszcze na pracę, a pózniej przeszli do piłkinożnej oraz piłki ręcznej.Szczególnie długo rozmawiali185o tej drugiej, co było wyjątkowo dziwne, zwłaszcza żeMortka o szczypiorniaku wiedział akurat tyle, ile wyczy-tał w internecie w pracy.W trakcie rozmowy wypili kilkadalszych kolejek.Pożegnali się chyba dobrze po dwudziestej trzeciej.Zgodnie z obietnicą Anna odwiozła Mortkę do domu.Rozmawiali o czymś, ale komisarz nie pamiętał dokład-nie o czym.Mówiła zdaje się, że Darek bardzo go szanuje,ale jest przepracowany.%7łe stres, że powinien odpuścić, żecoś jeszcze.Może by pogadał, tak od serca? Mortka obie-cał jej, że tak, na pewno z nim porozmawia, a wtedy onapodziękowała mu i uśmiechnęła się z ulgą, jakby kamieńspadł jej z serca.Długo walczył z kluczami i zamkiem, ale w końcu udałomu się dostać do mieszkania.W pokoju Piotrka i Agnieszkibyło już ciemno.Chciał do nich wejść, porozmawiać o tym,co się wydarzyło.Razem na pewno wymyśliliby, jak wy-brnąć z tej sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]