[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gad obrzucił go zimnym, martwym wzrokiem, a potem zanurzył się wwodzie.Wyciągnął się na całą długość, wystawiając grzbiet na tyle nadpowierzchnię zbiornika, że dało się po nim przejść na drugą stronę.Zmodlitwą na ustach Tris zrobił pierwszy krok po głowie gada,spodziewając się, że bestia zaraz się obróci i spróbuje capnąć gozębiskami.Jednak ku jego uldze potwór pozostał nieruchomy i pozwoliłmu przejść na drugi brzeg.Kiedy Tris stanął na ścieżce po drugiej stronie wody, gadzi strażnikbezszelestnie zanurzył się pod wodę. Tris popatrzył w zamyśleniu na nieruchomą taflę.Droga była długa imęcząca.Był tak zmęczony i obolały, jakby odbył tę podróż w swoimśmiertelnym ciele, a teraz jeszcze patrząc na wodę, poczuł straszliwepragnienie.Z wysiłkiem przypomniał sobie ostrzeżenie, aby niczego niejeść ani nie pić i zmusił się do dalszego podążania ścieżką.Jaskinia zwężała się do tunelu na tyle wąskiego, że mało cobrakowało, aby Tris musiał iść bokiem.Kilka razy zaczepił czołem oniski skalny występ i po jego czole spływała teraz krew zmieszana zpotem, zalewając mu oczy.Kiedy tunel wreszcie się rozszerzył, Trisznalazł się w pomieszczeniu z trzema wyjściami.Pośrodku stała starakobieta.Pochodnie w kinkietach dawały wrażenie gry światła i cienia.Starucha podniosła głowę, pokazując jedno oko zakryte bielmem i jedenpusty oczodół.- Kto tam? Kto idzie?- Wędrowiec - odparł Tris ostrożnie.- %7ływy, martwy czy nieumarły?- %7ładen z tych trzech.- Zcieżka rozgałęzia się na trzy w zależności od tego, kim jesteś.- Mam dar przejścia, podarunek dla strażnika.Czy ty jesteśstrażnikiem?Starucha parsknęła śmiechem pozbawionym wesołości.- Och, tak, jestem strażnikiem.Ale nie potrzebuję darów.Nigdzie niechodzę, nic nie jem i nikogo nie widzę.Tris wyciągnął z torby przedostatni podarunek.Poza sercem został mujuż tylko pierścień z onyksem.- Jeśli pozwolisz mi przejść i powrócić, podarunek będzie twój.- Trisostrożnie zbliżył się do wiedzmy, prawą dłoń trzymając na rękojeścimiecza, a w lewej podając jej pierścień.Zbliżył się na tyle, żeby położyćklejnot na jej powykręcanej dłoni. Wiedzma wzięła pierścień i pogładziła go palcami.Uśmiechnęła sięszeroko, pokazując rząd połamanych i zepsutych zębów.- Dobry dar mi przyniosłeś.Bardzo dobry.- Mówiąc te słowawykręciła onyks z oprawy i wbiła go sobie w pusty oczodół.Kiedycofnęła dłoń, w oczodole lśniło czarne oko.Obejrzała Trisa dokładnie.- %7ływy, martwy czy nieumarły? - zapytała ponownie.- Wszyscy i żaden jednocześnie.Szukam Konost.Pozwól mi przejść ipowrócić.Wiedzma jeszcze raz zmierzyła go długim spojrzeniem, po czymodsunęła się i wskazała na środkowy tunel.- Mam nadzieję, że masz w tej torbie jeszcze jeden podarunek.Tamczeka kolejny strażnik, który nie jest tak piękny jak ja - dodała, śmiejącsię chrapliwie.- Ale ty też, kiedy spędzisz tutaj trochę czasu, przestanieszbyć śliczny.- Uśmiechnęła się szyderczo.- Idz.Zrodkowa ścieżka opadała stromo, a im niżej, tym robiło się zimniej.Tris wyczuwał obok duchy zmarłych; ich szepty tworzyły szum tuż pozagranicą słuchu.Zcieżka była wąska i czasami musiał przeciskać siębokiem, a ostre skały drapały mu skórę.Ból był prawdziwy, pomimoprzybrania duchowej formy bytu.Stopniowo ścieżka zaczęła się rozszerzać.Tris wszedł do dużejkomnaty przypominającej pieczarę.Wzdłuż ścian znajdowały się stosykości i czaszek, które wmurowano także w sklepienie jaskini.Niektóre znich ułożono na podobieństwo tableau: szeregi szkieletów trzymały się zaręce jak w tańcu wiosny albo przedstawiały sceny z codziennego życia:siedziały przy stole, odpoczywały na pikniku czy uprawiały sporty.Winnych miejscach kości tworzyły abstrakcyjne wzory, runy lubpowtarzały motyw symbolu Ukrytych składającego się z trzech kości.Natylnej ścianie jaskini znajdował się ozdobny mural.Trzy postaci - Peyhta, Konost i Shanthadura - zostały wyryte wskale, jedyne przedstawienia w całej jaskini, którego nie wykonano zkości.Trzy zawoalowane istoty przyjmowały hołd od długiego szereguszkieletów ofiarników, które stały, czołgały się, pozwalały się nieśćinnym lub jechały na szkieletach koni i mułów.Pod muralem znajdował się duży biały budynek, również zbudowanyz kości.Dziesiątki tysięcy ludzkich piszczeli tworzyło filary i nadproża, azamiast dachówki wykorzystano płaskie kości łopatek.Czaszki imiednice zdobiły ściany w przerażających kombinacjach, a mniejszekości paliczków układały się u szczytu ścian jak wstęga.Między Trisem akościaną świątynią płynęła rzeka, przez którą wiódł tylko jeden most.Podobnie jak świątynia most też został zbudowany z kości niezliczonychmężczyzn, kobiet i dzieci.Jego konstrukcję nad ciemną rzeką podpierałakratownica z długich kości, zawieszona na łukach z setek ludzkichkręgosłupów.Gdy Tris podszedł bliżej mostu, nasilił się smród rozkładu.Wejścia namost strzegła niezdarna postać, której gnijące ciało odchodziło płatami zrozpadającego się szkieletu.Tris podchodził ostrożnie.Mimo, że istotachwiała się na swoim posterunku, Tris nie miał najmniejszej ochotydowiedzieć się, jak szybko może się poruszać, jeśli wyczuje ofiarę.Tris rozciągnął swoją magię.Trup strażnika był bardzo stary, ale silnamagia powstrzymywała rozpadanie się na proch.Tris poczuł złość.Czujący duch był uwięziony w wiecznie gnijącym więzieniu cuchnącychzwłok.%7ładen mag światła nie mógłby ożywić zmarłego poprzezzmuszanie duszy wbrew jej woli, aby wróciła do gnijącego ciała.Najwyrazniej Konost miała własne zasady.Tris ostrożnie sięgnął do torby po ostatni dar przejścia: ludzkie serce.Ono również zostało zatrzymane w stadium częścio- wego rozkładu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl