[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstrzymałem oddech.Trzy kroki,liczyłem, cisza, pięć kroków, stuknięcie, jakby ktoś oparł się o jeden z regałów.Może to tylkopracownik archiwum przyniósł jakieś akta, uspokajałem się w myśli.Daleko przed sobą,między rzędami szaf zobaczyłem cień, który w chwilę pózniej poruszył się i znikł.Znowurozległy się kroki, które milkły, gdy tajemniczy gość przystawał i nasłuchiwał.Zebrałem dokumenty i wstałem, jak tylko mogłem najciszej.Nie byłem pewny, czy chcęszukać towarzystwa w tym labiryncie.W gardle czułem suchość, a w głowie pustkę.Bałem się,że to mój wyimaginowany prześladowca przyjechał za mną z Kolitz aż tutaj.Postanowiłemuciekać.Spośród kartek, które trzymałem w dłoniach, wypadł niewielki skrawek papieru, naktórym zapisano zdanie, a właściwie pytanie, po łacinie: Ut accedat umbra decem lineis an utrevertatur totidem gradibus? (Czy cień ma się posunąć o dziesięć stopni, czy też ma się cofnąćo dziesięć stopni?).Znaczenie tekstu było niejasne.Nie było żadnego podpisu ani komentarza.Kiedy szedłem w kierunku wyjścia z archiwum, na swojej drodze nie spotkałem nikogo.Niepokojący cień znikł, jakby był wytworem mojej rozgorączkowanej wyobrazni.Zapomnia-łem o nim zaraz za drzwiami, wspiąłem się po schodach i po chwili byłem już w słonecznympokoju Steina.Coś pan znalazł? - spytał.Niestety nic, z wyjątkiem tego, pokazałem mu cytat.Ach ten, zastanowił się, wydaje mi się, że pochodzi ze sklepienia krużganków przypołudniowej ścianie kościoła, z czasów, gdy jeszcze istniały.Może zapisał go ktoś, kto kiero-wał pracami przy ich rozbieraniu.Jest pan pewien, że to były właśnie te krużganki? -spytałem jeszcze, ale Stein pokręcił głową.Nie jestem pewien niczego, ale wydaje mi się, żekiedyś o tym słyszałem.Pamięta pan od kogo? Niestety.Przykro mi, że nie mogę pomóc.W ten sposób wróciłem do Kolitz z dziwnym cytatem nieznanego pochodzenia wkieszeni.Grubość południowej ściany kościoła znowu nabrała znaczenia.I jak zwykle nie byłoosoby, która mogłaby potwierdzić moje przypuszczenia.71 Na schodach spotkałem pastora.Jak poszukiwania? - zapytał z zainteresowaniem, więci jemu pokazałem tajemnicze pytanie.Czy to z Biblii? - spytałem, mając w pamięci cytat naodwrocie antaby.Proszę, niech pan pójdzie ze mną, powiedział i zaprowadził mnie doswojego gabinetu.Podał mi Biblię otwartą na Drugiej Księdze Królewskiej.Chceszże, żebycień postąpił na dziesięć stopni, albo żeby się na wstecz wrócił na dziesięć stopni? - przeczy-tałem.Właściwie przetłumaczyłem to dość podobnie.Ten przekład w niczym mi nie pomógłani niczego nie wyjaśnił.Zwróciłem książkę pastorowi i zszedłem do ogrodu.Dzień miał się ku końcowi i od drzew ciągnął miły chłód.Kiedy wszedłem w gąszczliści, zobaczyłem Marię, która obrywała porzeczki do niewielkiej misy.Trzymała ją jedną dło-nią, a drugą sięgała po owoce.Zbliżyłem się do niej cicho i gdy mnie zobaczyła, wystraszyłasię.Mario, czy wybaczyła mi już pani moją śmiałość? - spytałem, stając po drugiej stronieniewielkiego krzewu, tak by móc na nią patrzeć.Zarumieniła się i przygryzła wargę.Mario,proszę panią, powtórzyłem, nie powinienem tego robić.Pomyślałem, utknąłem niezręczniewpół zdania, dotykając kieszeni spodni, pomyślałem, że mógłbym przekonać panią o mojejskrusze i dlatego chciałbym podarować pani to.Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem z niejbłękitną wstążkę, którą tego dnia kupiłem w Stettin.Wyciągnąłem dłoń ze wstążką przedsiebie.Dziewczyna milczała, przypatrując mi się w jakimś szczególnym zmieszaniu, którezresztą podzielałem.W końcu po nieskończenie długiej chwili postawiła misę na ziemi i wzięławstążkę czystą dłonią.Dziękuję panu, Otto.Po raz pierwszy użyła mojego imienia, głos jejzadrżał i uśmiechnęła się do mnie.Nie gniewam się na pana, dodała i mocniejszy rumienieczabarwił jej policzki, nie mogłabym.W ciszy, która zapadła między nami, słyszałembrzęczenie ostatnich pszczół wracających do uli i nasze przyspieszone oddechy.Poczułem sięnagle bardzo szczęśliwy.Pojechałaby pani ze mną do Berlina, Mario? - spytałem.A może panzostałby tutaj - odpowiedziała szeptem.Mario, rozległo się wołanie mojej gospodyni, Mario!Zerwała się spłoszona.To mama, muszę iść, powiedziała.Proszę tu być jutro o tej samejporze, spojrzała na mnie prosząco i poszła ku domowi, zostawiając mnie samego w pełnymniedowierzania oszołomieniu.9 lipca 1884 roku.Hans, główny inżynier nadzorujący prace remontowe, okazał siębardzo miłym człowiekiem.Spędziłem z nim dzisiaj blisko dwie godziny, rozmawiając oklasztorze, a także o jego rodzinie.Wyznałem, że sam nie mam nikogo, i opowiedziałem mupokrótce swoją historię.Oczywiście nie wspominając o tym, że mój ojciec był w Kolitz, i niemówiąc ani słowa o planie.Kiedy powiedziałem, że nie mam żony, pomyślałem o Marii inaszej wczorajszej rozmowie i musiałem się uśmiechnąć, bo Hans to zauważył.Widzę, że tosię niedługo zmieni, powiedział, chyba już masz kogoś na myśli, Otto? Pokiwałem głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl