[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja logika owocowała najczęściej całą serią dziwacznychwniosków. Uważam, że raczej ją zahipnotyzowano stwierdziłem. Nie oznacza to, że nie wierzę w demony,lecz istnieje o wiele więcej udokumentowanych przypadków hipnozy niż opętania przez złe moce.Pozatym, na myśl o demonach dostaję gęsiej skórki.Profesor Qualt uśmiechnął się. W porządku.Przyjmijmy, że została zahipnotyzowana.Kto to zrobił i dlaczego? Z tego, co mi wiadomo odezwała się Anna w Winter Sails było jeszcze dwoje ludzi.PannaJohnson i dziwna postad w kapturze. Postad w kapturze, o której nic nie wiemy wtrącił profesor. Wiemy natomiast co nieco o pannieJohnson.Czy ktoś ma jakiś pomysł, dlaczego zahipnotyzowała panią Greaves, zakładając oczywiście, że byław stanie to zrobid?Zastanawialiśmy się właśnie nad tym, gdy ktoś zapukał do drzwi.Doktor Jarvis powiedział Proszęwejśd i zjawiła się w nich pani Jarvis.Była to niska, ubrana w kwiecistą sukienkę kobieta o jasnej twarzy,otoczonej aureolą białych włosów. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam rzuciła od progu ale zacięły się drzwi. Jakie drzwi? zapytał doktor Jarvis. Czyżby znowu drzwi do piwnicy? Nie, kochanie, do twego gabinetu.Chciałam zmierzyd tętno i temperaturę Marjorie, ale nie mogłamtam wejśd. Gabinet nie jest zamknięty zdziwił się doktor Jarvis. Nigdy nie zamykam go przed nocą. W takim razie chodz i sam zobacz powiedziała pani Jands. Próbowałam ciągnąd, pchad,wszystko na próżno.Anna uśmiechnęła się lekko. Jesteś silnym mężczyzną, Harry.Może tobie się uda. Silny? rzuciłem z powątpiewaniem. W szkole wołali na mnie Pitek, ponieważ byłem podobnydo przedpotopowego człowieka, jakiego można było oglądad na reklamach atlasu Charlesa.Kiedyzamierzam przedrzed na pół książkę telefoniczną, muszę to robid strona po stronie.Pomimo narzekania podążyłem korytarzem za panią Jarvis i wkrótce stanąłem przed białymi drzwiamigabinetu.Nacisnąłem klamkę i przyznałem rację pani domu.Drzwi były zamknięte.Naparłem na nieramieniem.Nawet nie drgnęły.Trzymały tak mocno, jakby zamknięto je na oba zamki.Zagrzechotałemklamką i zawołałem: Marjorie! Jesteś tam?Czekaliśmy przez chwilę, ale nie było odpowiedzi.Zawołałem jeszcze raz: Marjorie, czy to ty zamknęłaś drzwi? Zbudz się, Marjorie!Cisza. Wszystkie okna są pozamykane odezwała się pani Jarvis więc tamtędy również pan nie wejdzie. Ale chyba można przez nie zajrzed? Zaprzeczyła ruchem głowy. Okna są do połowy zamalowane, żeby przechodnie nie zaglądali do środka. Czy ma pani klucz? Podała mi go na otwartej dłoni. Już próbowałam.Chyba popsuł się zamek.Włożyłem klucz w dziurkę i usiłowałem go przekręcid.Jestem pewien, że gdy tak majstrowałem, usłyszałem dobiegające z gabinetu słabe dzwięki.Przestałemchrobotad kluczem i przyłożyłem ucho do drzwi, lecz niczego nie usłyszałem.Ponownie nacisnąłem klucz;dzwięki powtórzyły się.Był to miękki, łopoczący odgłos, przypominający trzepot suchych skrzydeł.Wytężyłem słuch, ale za drzwiami na powrót zapanowała niczym nie zmącona cisza. Wygląda na to, że będziemy musieli wyważyd te drzwi zwróciłem się do pani Jarvis. Czy mapani coś przeciwko temu? No cóż, jak trzeba, to trzeba.Gdzieś pod schodami powinien byd łom.Otworzyła mi schowek.Grzebiąc wśród starych nagród golfowych i połamanych rani obrazów,natrafiłem pod tylną ścianką na zardzewiały łom.Odkurzyłem go z grubsza i zabrałem ze sobą.Na wszelkiwypadek jeszcze raz nacisnąłem klamkę, próbując użyd klucza.Niestety, bezskutecznie. Wsunąłem łom w szczelinę pomiędzy drzwiami a ościeżnicą i pociągnąłem za drugi koniec.Stare,miękkie drewno ustępowało niemal bez oporu, toteż wkrótce drzwi zaczęły się poddawad.Nastąpiłkoocowy trzask, po którym droga do gabinetu stanęła przed nami otworem.Omiotłem pokój szybkim spojrzeniem.W środku było ciemno, chod wychodząc zostawiliśmy zapaloneświatło.Marjorie leżała tak jak przedtem na kanapie.Widziałem jej stopy w pooczochach, wystające spodkoca.Włączyłem światło i podszedłem bliżej, chcąc sprawdzid, czy nic się jej nie stało. O Boże powiedziałem.I było to wszystko, na co w tym momencie potrafiłem się zdobyd.Marjorie nie żyła.Na jej ciele nie spostrzegłem żadnych widocznych śladów.Ręce miała mocnoprzyciśnięte do piersi, jakby usiłowała się przed czymś zasłonid.Szeroko otwarte oczy patrzyły nieruchomo,a usta wykrzywiały się w przerażającym, bezgłośnym krzyku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Moja logika owocowała najczęściej całą serią dziwacznychwniosków. Uważam, że raczej ją zahipnotyzowano stwierdziłem. Nie oznacza to, że nie wierzę w demony,lecz istnieje o wiele więcej udokumentowanych przypadków hipnozy niż opętania przez złe moce.Pozatym, na myśl o demonach dostaję gęsiej skórki.Profesor Qualt uśmiechnął się. W porządku.Przyjmijmy, że została zahipnotyzowana.Kto to zrobił i dlaczego? Z tego, co mi wiadomo odezwała się Anna w Winter Sails było jeszcze dwoje ludzi.PannaJohnson i dziwna postad w kapturze. Postad w kapturze, o której nic nie wiemy wtrącił profesor. Wiemy natomiast co nieco o pannieJohnson.Czy ktoś ma jakiś pomysł, dlaczego zahipnotyzowała panią Greaves, zakładając oczywiście, że byław stanie to zrobid?Zastanawialiśmy się właśnie nad tym, gdy ktoś zapukał do drzwi.Doktor Jarvis powiedział Proszęwejśd i zjawiła się w nich pani Jarvis.Była to niska, ubrana w kwiecistą sukienkę kobieta o jasnej twarzy,otoczonej aureolą białych włosów. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam rzuciła od progu ale zacięły się drzwi. Jakie drzwi? zapytał doktor Jarvis. Czyżby znowu drzwi do piwnicy? Nie, kochanie, do twego gabinetu.Chciałam zmierzyd tętno i temperaturę Marjorie, ale nie mogłamtam wejśd. Gabinet nie jest zamknięty zdziwił się doktor Jarvis. Nigdy nie zamykam go przed nocą. W takim razie chodz i sam zobacz powiedziała pani Jands. Próbowałam ciągnąd, pchad,wszystko na próżno.Anna uśmiechnęła się lekko. Jesteś silnym mężczyzną, Harry.Może tobie się uda. Silny? rzuciłem z powątpiewaniem. W szkole wołali na mnie Pitek, ponieważ byłem podobnydo przedpotopowego człowieka, jakiego można było oglądad na reklamach atlasu Charlesa.Kiedyzamierzam przedrzed na pół książkę telefoniczną, muszę to robid strona po stronie.Pomimo narzekania podążyłem korytarzem za panią Jarvis i wkrótce stanąłem przed białymi drzwiamigabinetu.Nacisnąłem klamkę i przyznałem rację pani domu.Drzwi były zamknięte.Naparłem na nieramieniem.Nawet nie drgnęły.Trzymały tak mocno, jakby zamknięto je na oba zamki.Zagrzechotałemklamką i zawołałem: Marjorie! Jesteś tam?Czekaliśmy przez chwilę, ale nie było odpowiedzi.Zawołałem jeszcze raz: Marjorie, czy to ty zamknęłaś drzwi? Zbudz się, Marjorie!Cisza. Wszystkie okna są pozamykane odezwała się pani Jarvis więc tamtędy również pan nie wejdzie. Ale chyba można przez nie zajrzed? Zaprzeczyła ruchem głowy. Okna są do połowy zamalowane, żeby przechodnie nie zaglądali do środka. Czy ma pani klucz? Podała mi go na otwartej dłoni. Już próbowałam.Chyba popsuł się zamek.Włożyłem klucz w dziurkę i usiłowałem go przekręcid.Jestem pewien, że gdy tak majstrowałem, usłyszałem dobiegające z gabinetu słabe dzwięki.Przestałemchrobotad kluczem i przyłożyłem ucho do drzwi, lecz niczego nie usłyszałem.Ponownie nacisnąłem klucz;dzwięki powtórzyły się.Był to miękki, łopoczący odgłos, przypominający trzepot suchych skrzydeł.Wytężyłem słuch, ale za drzwiami na powrót zapanowała niczym nie zmącona cisza. Wygląda na to, że będziemy musieli wyważyd te drzwi zwróciłem się do pani Jarvis. Czy mapani coś przeciwko temu? No cóż, jak trzeba, to trzeba.Gdzieś pod schodami powinien byd łom.Otworzyła mi schowek.Grzebiąc wśród starych nagród golfowych i połamanych rani obrazów,natrafiłem pod tylną ścianką na zardzewiały łom.Odkurzyłem go z grubsza i zabrałem ze sobą.Na wszelkiwypadek jeszcze raz nacisnąłem klamkę, próbując użyd klucza.Niestety, bezskutecznie. Wsunąłem łom w szczelinę pomiędzy drzwiami a ościeżnicą i pociągnąłem za drugi koniec.Stare,miękkie drewno ustępowało niemal bez oporu, toteż wkrótce drzwi zaczęły się poddawad.Nastąpiłkoocowy trzask, po którym droga do gabinetu stanęła przed nami otworem.Omiotłem pokój szybkim spojrzeniem.W środku było ciemno, chod wychodząc zostawiliśmy zapaloneświatło.Marjorie leżała tak jak przedtem na kanapie.Widziałem jej stopy w pooczochach, wystające spodkoca.Włączyłem światło i podszedłem bliżej, chcąc sprawdzid, czy nic się jej nie stało. O Boże powiedziałem.I było to wszystko, na co w tym momencie potrafiłem się zdobyd.Marjorie nie żyła.Na jej ciele nie spostrzegłem żadnych widocznych śladów.Ręce miała mocnoprzyciśnięte do piersi, jakby usiłowała się przed czymś zasłonid.Szeroko otwarte oczy patrzyły nieruchomo,a usta wykrzywiały się w przerażającym, bezgłośnym krzyku [ Pobierz całość w formacie PDF ]