[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skinął głową, rozciągając wąskie usta w uśmiechu zadowo-lenia. A może miał kłopoty finansowe? zapytał Barnaby. Czy kiedykolwiekprosił o podwyżkę? Albo o pożyczkę? Dostawał podwyżkę co roku odparła Ann. Podobnie jak Hetty.Nigdynie wspominał o kłopotach finansowych.RLT Czy ktokolwiek, może ktoś obcy, kiedykolwiek przychodził tu pytać o nie-go? Albo dzwonił? Nie, nigdy. Lionel Lawrence stał się podejrzliwy. Słuchajcie pano-wie, wszystkie te pytania są bezcelowe, tracimy tylko czas.Leathers został poprostu zaatakowany przez jakąś biedną, zagubioną duszę, która być może tylkoczeka, by znów coś zbroić, jeżeli nie pójdziecie stąd i jej nie znajdziecie.W tym momencie, wyczuwając chyba rozdrażnienie obu śledczych, pani La-wrence wstała i nieco niezręcznie podążyła w stronę drzwi, wskazując ruchemszczupłej dłoni, że powinni pójść za nią.W chwilę pózniej znalezli się na scho-dach przed frontowymi drzwiami, znów w bliskim kontakcie z wino-bluszczemokalającym wejście. Coś zbroić!" wysapał Troy. Jezu Chryste.Tak mówi o.auu!Jego ramię znalazło się w stalowym uścisku. Nigdy więcej tego nie rób! Cholerni dobroczyńcy.Chce mi się rzygać. Nasze uczucia nie są ważne podczas przesłuchania.Jeżeli zdenerwujeszrozmówcę, nie uzyskasz od niego informacji zapamiętaj to sobie. Powinniśmy pokazać im jakieś zdjęcia ofiary. Troy z bólem uwolnił sięz uścisku. Albo kilka razy przegonić ich po kostnicy.Mógł sobie wyobrazić reakcję na posterunku na poglądy pastora.Poparcie dlakary śmierci było tam bardzo silne, a temat ten często pojawiał się w kantynie.Ulubioną rozrywką było układanie listy pięciu nazwisk, zbieranej i aktualizowa-nej w tęsknym oczekiwaniu na przywrócenie tej trafnej praktyki.W zeszłym ty-godniu jakiś żartowniś dopisał lorda Longforda*3 i doszło do długiej i całkiempoważnej kłótni, zanim niechętnie wykreślono go z listy.3* Frank Pakenhara (1905-2001) zwany lordem Longfordem, wybitny polityk Partii Pracy, znany zkontrowersyjnej działalności w organizacji zajmującej się integracją byłych więzniów ze społeczeństwem(przyp.red.).RLTKiedy Barnaby odchodził z Troyem, ponuro kroczącym tuż za nim, jegouwagę przykuł jakiś ruch przy garażu.Mężczyzna mył samochód marki Humber.Nadinspektor nie pomyślał o tym, by zapytać Lawrence'ów, czy mają jakiś innypersonel.I, co interesujące, oni nie pomyśleli, by powiedzieć o tym policjantom. Szofer rzekł Troy z głęboką pogardą. Ha! A myślałem, że duchownyżyje bardzo skromnie. Już ci mówiłem, Lawrence nie jest czynnym duchownym.Porzucił to latatemu. Załatwił sobie wygodne gniazdko mruknął Troy. Myśli pan, że paniL.ma pieniądze? Nie, jeśli sądzić po stanie tego miejsca.Samochód wyglądał jak eksponat muzealny.Humber Hawk, na tablicach re-jestracyjnych cztery cyfry, trzy litery.Niemal czterdziestoletni, ciężki, czarny jakokładka Biblii, ta-picerka z zużytej skóry w kolorze orzecha i ciemnobrązowegosztruksu.Był to dokładnie taki samochód, jakim, w powszechnej opinii, starszywiejski duchowny przemieszcza się po drogach.Barnaby nie mógł powstrzymaćuśmiechu.Były tam nawet małe srebrne wazoniki na kwiaty w kształcie wafli dolodów.Chociaż mężczyzna musiał być świadom, że się zbliżają, nie spojrzał w górę.Nadal równo i delikatnie polerował maskę ściereczką, po czym spryskiwał jąjeszcze raz aerozolem.Miał na sobie ciasną białą koszulkę i jeszcze ciaśniejszedżinsy, które wyglądały na autentycznie zniszczone, a nie modnie rozjaśnione.Był bardzo zgrabny i przystojny.Sierżant Troy, już w złym humorze, wpatrywałsię w niego ze złością. Dzień dobry rzekł Barnaby i się przedstawił.Mężczyzna popatrzył muprosto w oczy pełnym sztucznej serdeczności wzrokiem.Uśmiechnął się szerokoi wyciągnął rękę.Barnaby wyjął legitymację, nie zauważając, jak się wydawało, wyciągniętejku niemu dłoni.Jego nozdrza wyczuły delikatny zapach hipokryzji.Nie kupiłbyod tego człowieka tacki frytek, nie mówiąc już o filecie rybnym.RLT Witam panów. W miarę pogłębiania się jego uśmiechu, z oczu odpły-wała serdeczność.Po prostu miał za mały talent aktorski, by utrzymać i jedno, idrugie. Co mogę dla panów zrobić? Nazwisko? zapytał sierżant. Jax.Troy starannie zapisał: Jacks". Imię? Nie mam imienia.A tak przy okazji, to pisze się J-a-x. Naprawdę? zdziwił się Troy. Prowadzimy śledztwo w związku ze śmiercią Charliego Leathersa ode-zwał się nadinspektor. Pewnie go znałeś. Oh, tak.Biedny stary facio.Mieliśmy świetne układy. Jesteś zatem wyjątkiem skomentował sierżant. Zwierzał ci się? zapytał Barnaby. Trochę.Był strasznie zmartwiony, to mogę wam powiedzieć. Czym? Hazard, nie wiecie? Trochę grał i popadł w tarapaty. Jaki hazard? Konie? Nigdy nie powiedział.Ale trochę się bał. Czego? chciał wiedzieć Troy. Pewnego wieczoru w zeszłym tygodniu przysięgał, że jakiś facet tam się naniego zaczaił. Jax kiwnął głową w kierunku ciemnej grupy drzew. Posze-dłem i rzuciłem okiem.Nikogo tam nie było. Więc uważasz, że ubzdurał to sobie. Uważałem, aż do dziś.Teraz nie jestem już taki pewny.RLT Czy rozmawialiście o czymś jeszcze? odezwał się Barnaby. Możemiał jakieś plany? Może mówił o swojej rodzinie? Albo przyjaciołach? Charlie nie miał przyjaciół. Ale z tobą się świetnie dogadywał? sierżant Troy był uosobieniem nie-dowierzania. Taki jestem. Jax po raz ostatni rzucił krytycznym okiem na maskę i za-czął pakować swoje narzędzia pracy irchę, aerozol i ściereczki do przezro-czystego pojemnika zapinanego na zamek. Gdzie byłeś pomiędzy dziesiątą a dwunastą w przedwczorajszą noc, Jax? Wszystkich o to pytacie? mężczyzna twardo wpatrywał się w Barnaby-'ego. Czy też zostałem specjalnie wybrany? Po prostu odpowiedz rzucił Troy. W mieszkaniu wskazał kciukiem w kierunku dachu garażu. Tammieszkam. Być może będziemy musieli znów z tobą porozmawiać rzekł Barnaby. Nie wyjeżdżaj nigdzie bez powiadomienia nas.Mężczyzna podniósł swoją torbę i odwrócił się, potem, po chwili wahania,znów zwrócił się do policjantów: Słuchajcie, i tak się tego dowiecie.Miałem trochę drobnych kłopotów, aleLionel dał mi drugą szansę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Skinął głową, rozciągając wąskie usta w uśmiechu zadowo-lenia. A może miał kłopoty finansowe? zapytał Barnaby. Czy kiedykolwiekprosił o podwyżkę? Albo o pożyczkę? Dostawał podwyżkę co roku odparła Ann. Podobnie jak Hetty.Nigdynie wspominał o kłopotach finansowych.RLT Czy ktokolwiek, może ktoś obcy, kiedykolwiek przychodził tu pytać o nie-go? Albo dzwonił? Nie, nigdy. Lionel Lawrence stał się podejrzliwy. Słuchajcie pano-wie, wszystkie te pytania są bezcelowe, tracimy tylko czas.Leathers został poprostu zaatakowany przez jakąś biedną, zagubioną duszę, która być może tylkoczeka, by znów coś zbroić, jeżeli nie pójdziecie stąd i jej nie znajdziecie.W tym momencie, wyczuwając chyba rozdrażnienie obu śledczych, pani La-wrence wstała i nieco niezręcznie podążyła w stronę drzwi, wskazując ruchemszczupłej dłoni, że powinni pójść za nią.W chwilę pózniej znalezli się na scho-dach przed frontowymi drzwiami, znów w bliskim kontakcie z wino-bluszczemokalającym wejście. Coś zbroić!" wysapał Troy. Jezu Chryste.Tak mówi o.auu!Jego ramię znalazło się w stalowym uścisku. Nigdy więcej tego nie rób! Cholerni dobroczyńcy.Chce mi się rzygać. Nasze uczucia nie są ważne podczas przesłuchania.Jeżeli zdenerwujeszrozmówcę, nie uzyskasz od niego informacji zapamiętaj to sobie. Powinniśmy pokazać im jakieś zdjęcia ofiary. Troy z bólem uwolnił sięz uścisku. Albo kilka razy przegonić ich po kostnicy.Mógł sobie wyobrazić reakcję na posterunku na poglądy pastora.Poparcie dlakary śmierci było tam bardzo silne, a temat ten często pojawiał się w kantynie.Ulubioną rozrywką było układanie listy pięciu nazwisk, zbieranej i aktualizowa-nej w tęsknym oczekiwaniu na przywrócenie tej trafnej praktyki.W zeszłym ty-godniu jakiś żartowniś dopisał lorda Longforda*3 i doszło do długiej i całkiempoważnej kłótni, zanim niechętnie wykreślono go z listy.3* Frank Pakenhara (1905-2001) zwany lordem Longfordem, wybitny polityk Partii Pracy, znany zkontrowersyjnej działalności w organizacji zajmującej się integracją byłych więzniów ze społeczeństwem(przyp.red.).RLTKiedy Barnaby odchodził z Troyem, ponuro kroczącym tuż za nim, jegouwagę przykuł jakiś ruch przy garażu.Mężczyzna mył samochód marki Humber.Nadinspektor nie pomyślał o tym, by zapytać Lawrence'ów, czy mają jakiś innypersonel.I, co interesujące, oni nie pomyśleli, by powiedzieć o tym policjantom. Szofer rzekł Troy z głęboką pogardą. Ha! A myślałem, że duchownyżyje bardzo skromnie. Już ci mówiłem, Lawrence nie jest czynnym duchownym.Porzucił to latatemu. Załatwił sobie wygodne gniazdko mruknął Troy. Myśli pan, że paniL.ma pieniądze? Nie, jeśli sądzić po stanie tego miejsca.Samochód wyglądał jak eksponat muzealny.Humber Hawk, na tablicach re-jestracyjnych cztery cyfry, trzy litery.Niemal czterdziestoletni, ciężki, czarny jakokładka Biblii, ta-picerka z zużytej skóry w kolorze orzecha i ciemnobrązowegosztruksu.Był to dokładnie taki samochód, jakim, w powszechnej opinii, starszywiejski duchowny przemieszcza się po drogach.Barnaby nie mógł powstrzymaćuśmiechu.Były tam nawet małe srebrne wazoniki na kwiaty w kształcie wafli dolodów.Chociaż mężczyzna musiał być świadom, że się zbliżają, nie spojrzał w górę.Nadal równo i delikatnie polerował maskę ściereczką, po czym spryskiwał jąjeszcze raz aerozolem.Miał na sobie ciasną białą koszulkę i jeszcze ciaśniejszedżinsy, które wyglądały na autentycznie zniszczone, a nie modnie rozjaśnione.Był bardzo zgrabny i przystojny.Sierżant Troy, już w złym humorze, wpatrywałsię w niego ze złością. Dzień dobry rzekł Barnaby i się przedstawił.Mężczyzna popatrzył muprosto w oczy pełnym sztucznej serdeczności wzrokiem.Uśmiechnął się szerokoi wyciągnął rękę.Barnaby wyjął legitymację, nie zauważając, jak się wydawało, wyciągniętejku niemu dłoni.Jego nozdrza wyczuły delikatny zapach hipokryzji.Nie kupiłbyod tego człowieka tacki frytek, nie mówiąc już o filecie rybnym.RLT Witam panów. W miarę pogłębiania się jego uśmiechu, z oczu odpły-wała serdeczność.Po prostu miał za mały talent aktorski, by utrzymać i jedno, idrugie. Co mogę dla panów zrobić? Nazwisko? zapytał sierżant. Jax.Troy starannie zapisał: Jacks". Imię? Nie mam imienia.A tak przy okazji, to pisze się J-a-x. Naprawdę? zdziwił się Troy. Prowadzimy śledztwo w związku ze śmiercią Charliego Leathersa ode-zwał się nadinspektor. Pewnie go znałeś. Oh, tak.Biedny stary facio.Mieliśmy świetne układy. Jesteś zatem wyjątkiem skomentował sierżant. Zwierzał ci się? zapytał Barnaby. Trochę.Był strasznie zmartwiony, to mogę wam powiedzieć. Czym? Hazard, nie wiecie? Trochę grał i popadł w tarapaty. Jaki hazard? Konie? Nigdy nie powiedział.Ale trochę się bał. Czego? chciał wiedzieć Troy. Pewnego wieczoru w zeszłym tygodniu przysięgał, że jakiś facet tam się naniego zaczaił. Jax kiwnął głową w kierunku ciemnej grupy drzew. Posze-dłem i rzuciłem okiem.Nikogo tam nie było. Więc uważasz, że ubzdurał to sobie. Uważałem, aż do dziś.Teraz nie jestem już taki pewny.RLT Czy rozmawialiście o czymś jeszcze? odezwał się Barnaby. Możemiał jakieś plany? Może mówił o swojej rodzinie? Albo przyjaciołach? Charlie nie miał przyjaciół. Ale z tobą się świetnie dogadywał? sierżant Troy był uosobieniem nie-dowierzania. Taki jestem. Jax po raz ostatni rzucił krytycznym okiem na maskę i za-czął pakować swoje narzędzia pracy irchę, aerozol i ściereczki do przezro-czystego pojemnika zapinanego na zamek. Gdzie byłeś pomiędzy dziesiątą a dwunastą w przedwczorajszą noc, Jax? Wszystkich o to pytacie? mężczyzna twardo wpatrywał się w Barnaby-'ego. Czy też zostałem specjalnie wybrany? Po prostu odpowiedz rzucił Troy. W mieszkaniu wskazał kciukiem w kierunku dachu garażu. Tammieszkam. Być może będziemy musieli znów z tobą porozmawiać rzekł Barnaby. Nie wyjeżdżaj nigdzie bez powiadomienia nas.Mężczyzna podniósł swoją torbę i odwrócił się, potem, po chwili wahania,znów zwrócił się do policjantów: Słuchajcie, i tak się tego dowiecie.Miałem trochę drobnych kłopotów, aleLionel dał mi drugą szansę [ Pobierz całość w formacie PDF ]