[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo tonadal nie rozumiała o co A kwei ma pretensje, choć miała niejasne przeczucie, że wie, o co chodzi.- Burza przeszłaby sama to naturalne zjawisko.Być może wyrządziłaś więcej szkody, niż pożytku,nie wiesz, co się tam stało A kwei miał na myśli ziemie położone na wschód od nich, tam gdzie pognałotornado.- Tej sawannie przyda się odrobina wody powiedziała Elheres bez przekonania.39 Olga Janik Smoczy Dar- Ona ma swój sposób nawadniania.Nie powinno się go zmieniać napomniał A kwei.I patrzył nanią nieruchomym wzrokiem.Czekała, co jeszcze powie, bo wiedziała, że nie skończył. Tornado mogłodotrzeć nawet do Aghari Lasijon.Elheres zadrżała.W Aghari Lasijon mieli przyjaciół.A jeśli coś im się stało tylko dlatego, że onachciała się sprawdzić?- Na pewno tak się nie stanie powiedziała na głos. Takie wiatry zazwyczaj rozwiewają się same pokrótkim czasie.Wiem.Znam się na tym przecież dodała niepewnie.- To był magiczny wiatr.One są bardziej trwałe od naturalnych.To też wiesz.Elheres w duchu zgodziła się z A kwei.Inokan nie odezwał się już, wystarczyło to, co powiedział.Czarodziejka zaczęła się zastanawiać, jak wiele wolno uczynić człowiekowi, który dysponuje mocąprzewyższającą innych.Przecież podczas przygotowań do próby uczyła się o odpowiedzialności, którąbierze na siebie zdobywając kolejne wtajemniczenia, coraz potężniejsze zaklęcia.Przebudziła się nagle pragnąc, by był przy niej ktoś, kto mógł to wszystko zrozumieć.To poczucieodpowiedzialności i jednocześnie to pragnienie, by używać zaklęć, które znała.Jedynym człowiekiem,który przyszedł jej do głowy był Ochan.Zupełnie niespodziewanie zatęskniła za nim.Miała nadzieję, żeżyje jeszcze, że nic złego go nie spotkało.Ach, gdzież był teraz Ochan? On jeden mógłby zrozumieć rozterki, które odczuwała, on jedenwiedziałby, jak wielki jest ciężar odpowiedzialności czarodzieja.Albo wcale by nie wiedział? Przecież onnie przeszedł próby, nawet do niej nigdy nie przystępował.Może panował nad Przeznaczeniem, ale nie nadmagią.Nie miał pojęcia o tych naprawdę potężnych zaklęciach, które mogły zmieniać kształt świata.Ontego nie rozumiał i może nigdy nie zrozumieć.Rozdział PiątyPo nagich ścianach skalnej groty spływała woda.Para z oddechu Ochana skraplała się w zimnympowietrzu, już i tak przesyconym wilgocią, ciągnącą z głębi nieskończonych korytarzy.Siedział na skalnej półce, przechodzącej w obszerną jaskinię.Pod stopami otwierała się przepaść,sięgająca aż do porośniętych trawą i kosodrzewiną dolin.Kilkanaście kroków w głąb pieczary, tam, gdzierobiło się już niemal całkiem ciemno, korytarz rozwidlał się, a obie odnogi dzieliły jeszcze na kilkakolejnych.Dalej Ochan nie szedł, bojąc się zabłądzić, bojąc się spotkać potwora, który go tu przyniósł,albo coś jeszcze gorszego.Wciąż wzdrygał się na wspomnienie podróży w pazurach wielkiego skrzydlatego monstra.Istota byławielkości gryfa, lecz wydawała się o wiele bardziej drapieżna.Gdy wylądowali na ziemi wieczorem,pierwszego dnia podróży, rozpaliła ognisko jednym dmuchnięciem w pogięty wysuszony krzak.Potemwrzasnęła dziko w kierunku Ochana i odleciała.Jeśli miało to być ostrzeżenie, by się nie oddalał, to byłoniepotrzebne.Czarodziej doskonale wiedział, że nie miał szans przeżyć samotnie w obcym mu świecie,40 Olga Janik Smoczy Darnawet do rana.Był zbyt wyczerpany zimnem i przerażeniem.Przez całą drogę lodowaty wiatr wciskał siępod cienką koszulę i spodnie.Nie pamiętał wiele z tego dnia, prócz zimna, pragnienia i głodu.Orazstrachu, że potwór wypuści go ze szponów i, że spadnie w dół.Starał się nie patrzeć pod nogi.Szczęściemw nieszczęściu było to, że w czasie podróży nie był nawet w stanie odwrócić głowy.Potwór trzymał go wpozycji, w której każdy ruch powodował, że kołnierz kaftana wciskał się w gardło czarodzieja i utrudniałoddychanie.Gdyby lecieli dłużej, pewnie w końcu był go udusił, ale przynajmniej nie dało się patrzeć wdół.Kiedy potwór postawił go na twardym gruncie, Ochan nie był w stanie ustać, tak więc nie uciekłbynawet, gdyby chciał.Istota wróciła po chwili, albo czarodziej po prostu zasnął i nie zauważył, ile czasuminęło naprawdę.Przed ogniskiem leżała sporych rozmiarów jaszczurka.Zjadł trochę na surowo, bo stwórwyraznie dawał do zrozumienia, że się spieszy.Może gdyby go poprosił o błyskawiczne upieczeniejaszczurki, zionąłby ogniem i byłaby gotowa, nie miał jednak pojęcia, czy dało się z nim dogadać, ani jakto zrobić.Gdy czarodziej zjadł, potwór natychmiast chwycił go znów w szpony i poniósł w górę.Tym razemujął go nieco sprawniej i gdy wzeszło słońce Ochan mógł swobodnie oglądać wzgórza i dolinypołożone bardzo daleko pod jego stopami.Chyba nie znalazłby w sobie dość odwagi, by latać, gdyby byłistotą skrzydlatą.W ciągu dnia dolecieli do łańcucha górskiego i podróżowali dalej nad przepaściami i skalistymiszczytami.Stwór zatrzymywał się co pewien czas, zawsze w miejscu, z którego człowiek nie mógłbyuciec.Ochan zorientował się, że postoje są coraz częstsze istota musiała się męczyć dzwiganiemczłowieka, ważącego pewnie tyle, co połowa jej wagi.Aż dziwne było, że sama jedna zdecydowała sięnieść go taki szmat drogi.Ochan miał nadzieję, że nie osłabnie na tyle, by wypuścić go z pazurów.Póznym wieczorem dotarli w końcu do tej skalnej półki, na której Ochan teraz siedział.Potwórzostawił go tutaj i odleciał w głąb jaskini.Poruszone olbrzymimi skrzydłami powietrze, wywiane zwnętrza przepastnych korytarzy, śmierdziało wilgocią i stęchlizną.Czarodziej spodziewał się, że stwórwróci niebawem, tak jak czynił to od dwóch dni, i polecą w dalszą drogę, do jakiegoś jemu tylko znanegocelu.Minęła jednak noc, minął dzień i potwór nie zjawił się.W czasie, gdy Ochan spał ktoś, lub coś,przyniósł mu górską kozicę.Najwyrazniej celem było to miejsce.Czarodziej nazbierał trochę suchych gałęzi, które musiał tu przywiać wiatr, trochę porostów i rozpaliłmalutkie ognisko, które wystarczyło zaledwie, by lekko opiec udziec zwierzęcia.Był jednak tak głodny, żenie przeszkadzał mu smak na wpół surowego mięsa.Ogień ogrzał go trochę, ale gdy zgasł, przerazliwezimno panujące na tych wysokościach, stało się tym bardziej dotkliwe.Na nic zdały się słowa Ognia,którymi próbował się rozgrzać.Zmęczenie coraz wyrazniej dawało się we znaki.41 Olga Janik Smoczy DarSzedr wiedziała, że musi się z nim spotkać.Nie mogła dłużej zwlekać Starsi na pewno wyczuwalijuż moc Pierścienia, tak, jak ona go czuła przez cały czas.Jeśli zejdą do Strażnicy i odkryją, że go tam niema, bardzo szybko dowiedzą się, kto go stamtąd zabrał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Mimo tonadal nie rozumiała o co A kwei ma pretensje, choć miała niejasne przeczucie, że wie, o co chodzi.- Burza przeszłaby sama to naturalne zjawisko.Być może wyrządziłaś więcej szkody, niż pożytku,nie wiesz, co się tam stało A kwei miał na myśli ziemie położone na wschód od nich, tam gdzie pognałotornado.- Tej sawannie przyda się odrobina wody powiedziała Elheres bez przekonania.39 Olga Janik Smoczy Dar- Ona ma swój sposób nawadniania.Nie powinno się go zmieniać napomniał A kwei.I patrzył nanią nieruchomym wzrokiem.Czekała, co jeszcze powie, bo wiedziała, że nie skończył. Tornado mogłodotrzeć nawet do Aghari Lasijon.Elheres zadrżała.W Aghari Lasijon mieli przyjaciół.A jeśli coś im się stało tylko dlatego, że onachciała się sprawdzić?- Na pewno tak się nie stanie powiedziała na głos. Takie wiatry zazwyczaj rozwiewają się same pokrótkim czasie.Wiem.Znam się na tym przecież dodała niepewnie.- To był magiczny wiatr.One są bardziej trwałe od naturalnych.To też wiesz.Elheres w duchu zgodziła się z A kwei.Inokan nie odezwał się już, wystarczyło to, co powiedział.Czarodziejka zaczęła się zastanawiać, jak wiele wolno uczynić człowiekowi, który dysponuje mocąprzewyższającą innych.Przecież podczas przygotowań do próby uczyła się o odpowiedzialności, którąbierze na siebie zdobywając kolejne wtajemniczenia, coraz potężniejsze zaklęcia.Przebudziła się nagle pragnąc, by był przy niej ktoś, kto mógł to wszystko zrozumieć.To poczucieodpowiedzialności i jednocześnie to pragnienie, by używać zaklęć, które znała.Jedynym człowiekiem,który przyszedł jej do głowy był Ochan.Zupełnie niespodziewanie zatęskniła za nim.Miała nadzieję, żeżyje jeszcze, że nic złego go nie spotkało.Ach, gdzież był teraz Ochan? On jeden mógłby zrozumieć rozterki, które odczuwała, on jedenwiedziałby, jak wielki jest ciężar odpowiedzialności czarodzieja.Albo wcale by nie wiedział? Przecież onnie przeszedł próby, nawet do niej nigdy nie przystępował.Może panował nad Przeznaczeniem, ale nie nadmagią.Nie miał pojęcia o tych naprawdę potężnych zaklęciach, które mogły zmieniać kształt świata.Ontego nie rozumiał i może nigdy nie zrozumieć.Rozdział PiątyPo nagich ścianach skalnej groty spływała woda.Para z oddechu Ochana skraplała się w zimnympowietrzu, już i tak przesyconym wilgocią, ciągnącą z głębi nieskończonych korytarzy.Siedział na skalnej półce, przechodzącej w obszerną jaskinię.Pod stopami otwierała się przepaść,sięgająca aż do porośniętych trawą i kosodrzewiną dolin.Kilkanaście kroków w głąb pieczary, tam, gdzierobiło się już niemal całkiem ciemno, korytarz rozwidlał się, a obie odnogi dzieliły jeszcze na kilkakolejnych.Dalej Ochan nie szedł, bojąc się zabłądzić, bojąc się spotkać potwora, który go tu przyniósł,albo coś jeszcze gorszego.Wciąż wzdrygał się na wspomnienie podróży w pazurach wielkiego skrzydlatego monstra.Istota byławielkości gryfa, lecz wydawała się o wiele bardziej drapieżna.Gdy wylądowali na ziemi wieczorem,pierwszego dnia podróży, rozpaliła ognisko jednym dmuchnięciem w pogięty wysuszony krzak.Potemwrzasnęła dziko w kierunku Ochana i odleciała.Jeśli miało to być ostrzeżenie, by się nie oddalał, to byłoniepotrzebne.Czarodziej doskonale wiedział, że nie miał szans przeżyć samotnie w obcym mu świecie,40 Olga Janik Smoczy Darnawet do rana.Był zbyt wyczerpany zimnem i przerażeniem.Przez całą drogę lodowaty wiatr wciskał siępod cienką koszulę i spodnie.Nie pamiętał wiele z tego dnia, prócz zimna, pragnienia i głodu.Orazstrachu, że potwór wypuści go ze szponów i, że spadnie w dół.Starał się nie patrzeć pod nogi.Szczęściemw nieszczęściu było to, że w czasie podróży nie był nawet w stanie odwrócić głowy.Potwór trzymał go wpozycji, w której każdy ruch powodował, że kołnierz kaftana wciskał się w gardło czarodzieja i utrudniałoddychanie.Gdyby lecieli dłużej, pewnie w końcu był go udusił, ale przynajmniej nie dało się patrzeć wdół.Kiedy potwór postawił go na twardym gruncie, Ochan nie był w stanie ustać, tak więc nie uciekłbynawet, gdyby chciał.Istota wróciła po chwili, albo czarodziej po prostu zasnął i nie zauważył, ile czasuminęło naprawdę.Przed ogniskiem leżała sporych rozmiarów jaszczurka.Zjadł trochę na surowo, bo stwórwyraznie dawał do zrozumienia, że się spieszy.Może gdyby go poprosił o błyskawiczne upieczeniejaszczurki, zionąłby ogniem i byłaby gotowa, nie miał jednak pojęcia, czy dało się z nim dogadać, ani jakto zrobić.Gdy czarodziej zjadł, potwór natychmiast chwycił go znów w szpony i poniósł w górę.Tym razemujął go nieco sprawniej i gdy wzeszło słońce Ochan mógł swobodnie oglądać wzgórza i dolinypołożone bardzo daleko pod jego stopami.Chyba nie znalazłby w sobie dość odwagi, by latać, gdyby byłistotą skrzydlatą.W ciągu dnia dolecieli do łańcucha górskiego i podróżowali dalej nad przepaściami i skalistymiszczytami.Stwór zatrzymywał się co pewien czas, zawsze w miejscu, z którego człowiek nie mógłbyuciec.Ochan zorientował się, że postoje są coraz częstsze istota musiała się męczyć dzwiganiemczłowieka, ważącego pewnie tyle, co połowa jej wagi.Aż dziwne było, że sama jedna zdecydowała sięnieść go taki szmat drogi.Ochan miał nadzieję, że nie osłabnie na tyle, by wypuścić go z pazurów.Póznym wieczorem dotarli w końcu do tej skalnej półki, na której Ochan teraz siedział.Potwórzostawił go tutaj i odleciał w głąb jaskini.Poruszone olbrzymimi skrzydłami powietrze, wywiane zwnętrza przepastnych korytarzy, śmierdziało wilgocią i stęchlizną.Czarodziej spodziewał się, że stwórwróci niebawem, tak jak czynił to od dwóch dni, i polecą w dalszą drogę, do jakiegoś jemu tylko znanegocelu.Minęła jednak noc, minął dzień i potwór nie zjawił się.W czasie, gdy Ochan spał ktoś, lub coś,przyniósł mu górską kozicę.Najwyrazniej celem było to miejsce.Czarodziej nazbierał trochę suchych gałęzi, które musiał tu przywiać wiatr, trochę porostów i rozpaliłmalutkie ognisko, które wystarczyło zaledwie, by lekko opiec udziec zwierzęcia.Był jednak tak głodny, żenie przeszkadzał mu smak na wpół surowego mięsa.Ogień ogrzał go trochę, ale gdy zgasł, przerazliwezimno panujące na tych wysokościach, stało się tym bardziej dotkliwe.Na nic zdały się słowa Ognia,którymi próbował się rozgrzać.Zmęczenie coraz wyrazniej dawało się we znaki.41 Olga Janik Smoczy DarSzedr wiedziała, że musi się z nim spotkać.Nie mogła dłużej zwlekać Starsi na pewno wyczuwalijuż moc Pierścienia, tak, jak ona go czuła przez cały czas.Jeśli zejdą do Strażnicy i odkryją, że go tam niema, bardzo szybko dowiedzą się, kto go stamtąd zabrał [ Pobierz całość w formacie PDF ]