[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś zapomniał komórki.Złota obudowa z wielkim diamentemosadzonym na wierzchu.Wzięła ją do ręki i ważyła w dłoni.Ależ towulgarne! Otwarła ją, godzina wyświetliła się dużymi literami.Dwuna-sta trzydzieści na Korćuli.Jedenasta trzydzieści w Londynie.Gary graLRTna pianinie lub fotografuje wiewiórki w parku.Nie dopuszczała do sie-bie myśli o Garym w zmiętej pościeli obok Panny której imieniasię nie wymawia.Szósta trzydzieści rano w Nowym Jorku.Osiemnasta trzydzieści wPekinie czy Szanghaju.Szanghaj! Wyjęła z torby Prada (prezent odMrs Neumann) notesik Hemingwaya, znalazła numer Mylene Corbier iwybrała go.Próbowała kilkakrotnie dzwonić, ale Mylene nie odbierała.Pewnie Marcel się pomylił, przepisując numer.Nie zaszkodzi spróbo-wać ostatni raz.Jeden sygnał, dwa sygnały, trzy sygnały, cztery sygnały.Miała sięrozłączyć, gdy usłyszała głos Mylene z lekkim akcentem z Lons leSaunier, którego na próżno usiłowała się pozbyć. Halo? Mylene Corbier? Tak. Hortense Corts. Hortense! Kochanie, moja najdroższa, mój lazurowy króliczku.Tak się cieszę, że cię słyszę! Och! Tak mi was brakuje, moje cukierecz-ki. Mylene Corbier, autorka anonimów?Hortense usłyszała cichy, stłumiony pisk, po którym nastała cisza. Mylene Corbier, autorka anonimów, która wysyła kretyńskie li-sty do dwóch sierotek, wmawiając im, że ich ojciec żyje, podczas gdyumarł na dobre?Ten sam pisk, tym razem nieco głośniejszy. Mylene Corbier, która umiera z nudów w Chinach i nie wie już,jaką porąbaną zabawę sobie wymyślić? Mylene Corbier, która produku-je sobie rodzinę metodą wysyłkową?Pisk przeobraził się w zdławioną czkawkę.LRT Przestaniesz wysyłać te obrzydliwe listy, bo jak nie, to doniosęna ciebie wszystkim policjom świata i zdradzę twoje kombinacje, fał-szowanie ksiąg, podrobione czeki i oszukane rachunki.Czy zrozumiałaś,co powiedziałam, Mylene Corbier z Lons le Saunier? Ale.ja nigdy. wydusiła wreszcie Mylene Corbier, ryczącjak oślica. Jesteś kłamczuchą i manipulatorką.I wiesz o tym dobrze!Więc.powiedz tylko: Tak, zrozumiałam i przestanę pisać te podłe li-sty", a ocalisz swoją obrzmiałą skórę. Ja nigdy. Chcesz, żebym skonkretyzowała te grozby? I poprosiła MarcelaGrobza, żeby zamknął ci dziób?Mylene zawahała się, a potem posłusznie powtórzyła.Hortense wy-raziła aprobatę mlaśnięciem języka. I ostatnia rada, Mylene Corbier: nie masz co dzwonić na skargędo Marcela Grobza.Opowiedziałam mu wszystko i osobiście naśle naciebie wszystkich gliniarzy z całej planety, więc nie masz co liczyć, żeocalisz dupę!Rozległ się ostatni pisk przerywany powstrzymywanym szlochem.Perfidna zołza dusiła się bez słowa skargi.Hortense odczekała, aby sięupewnić, że na dobre ją pogrążyła, i odłożyła słuchawkę.Zostawiła ko-mórkę z diamentem na materacu obok olejku do opalania i pary okula-rów Fendi.Sierpniowe upalne powietrze wdzierało się przez zamknięte okien-nice do kuchni.Ciężkie, nieruchome, stawało się bardziej znośne zaled-wie na kilka godzin w nocy, a potem wracało, przytłaczające, o pierw-szym brzasku.Była dopiero dziesiąta, a słońce palącymi promieniamiszturmowało białe metalowe okiennice, rozgrzewając je jak miotaczognia. Nic nie rozumiem z prognozy pogody westchnęła Iris wycią-gnięta na krześle. Dwa dni temu była mowa o włączaniu ogrzewania,a dziś rano marzymy o lodowcach.LRTJosphine mruknęła: Nie ma już pór roku", świadoma, że te wła-śnie słowa wypowiada się przy takich okazjach, i zbyt rozleniwiona, że-by zmienić odpowiedz.Dobijający upał odcinał ją od jej ukochanychsłów, staranności, z jaką zwykle dobierała zwroty, wyrażała myśli i po-wtarzała oklepane frazesy.Nie ma już pór roku, nie ma już dzieci, niema już prawdziwych mężczyzn, nie ma już prawdziwych kobiet, nie majuż sardeli, nie ma już wielkich czerwonych homarów ukrytych pod ka-mieniami.Upal ogłupiał, otumaniał i zmuszał dwie siostry, żeby jakdwa przypłaszczone owady chroniły się w najchłodniejszym pomiesz-czeniu w mieszkaniu, w którym dzieliły śmigło wentylatora i kropelkiwody Caudalie z rozpylacza.Spryskiwały się nią, potem obracały rozpa-lone twarze ogłupiałych kobiet w stronę warczących skrzydełek. Luca dzwonił dwa razy! powiedziała Iris, naśladując głowąruch wentylatora. Chce koniecznie z tobą porozmawiać.Powiedzia-łam, że oddzwonisz. Ojej! Zapomniałam odesłać mu kłucz! Zaraz to zrobię.Wstała wolno, poszła po kopertę ze znaczkiem, napisałana niej adres Luki i wsunęła do środka klucz. Nie napiszesz do niego kilku słów? To nieco sucha odprawa. Gdzie ja podziałam głowę? westchnęła Josphine. Będęmusiała drugi raz wstać! No to do dzieła! uśmiechnęła się Iris.Josphine wróciła z pustą kartką i zastanawiała się, coteż mogłaby napisać. Napisz, że wyjeżdżasz.ze mną na wakacje do Deauville.Zo-stawi cię w spokoju.Josphine napisała: Luca, oto pańskie klucze.Wyjeżdżam do sio-stry do Deauville.Miłego końca lata.Josphine". Zrobione powiedziała, zaklejając kopertę. I dobrze, że sięgo pozbyłam!LRT Nie masz się co skarżyć! Zdaniem dziewczynek to bardzo przy-stojny facet. Może, ale nie mam ochoty się już z nim spotykać.Koniuszki jej uszu spąsowiały właśnie pomyślała: odkąd ko-cham Philippe'a".Bo ciągle go kocham, nawet jeśli nie daje znaku życia.Mam w głębi duszy tę pewność.Wsunęła list do torebki i pożegnała Lu-cę na zawsze. Dobrze. westchnęła Iris, kładąc wyciągnięte nogi na sąsied-nim krześle. Mmmm. zamruczała Josphine, przesuwając się o kilka mi-limetrów na taborecie, żeby usiąść na nieco zimniejszej powierzchni. Przeczytać ci twój horoskop? Nooo tak. No więc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ktoś zapomniał komórki.Złota obudowa z wielkim diamentemosadzonym na wierzchu.Wzięła ją do ręki i ważyła w dłoni.Ależ towulgarne! Otwarła ją, godzina wyświetliła się dużymi literami.Dwuna-sta trzydzieści na Korćuli.Jedenasta trzydzieści w Londynie.Gary graLRTna pianinie lub fotografuje wiewiórki w parku.Nie dopuszczała do sie-bie myśli o Garym w zmiętej pościeli obok Panny której imieniasię nie wymawia.Szósta trzydzieści rano w Nowym Jorku.Osiemnasta trzydzieści wPekinie czy Szanghaju.Szanghaj! Wyjęła z torby Prada (prezent odMrs Neumann) notesik Hemingwaya, znalazła numer Mylene Corbier iwybrała go.Próbowała kilkakrotnie dzwonić, ale Mylene nie odbierała.Pewnie Marcel się pomylił, przepisując numer.Nie zaszkodzi spróbo-wać ostatni raz.Jeden sygnał, dwa sygnały, trzy sygnały, cztery sygnały.Miała sięrozłączyć, gdy usłyszała głos Mylene z lekkim akcentem z Lons leSaunier, którego na próżno usiłowała się pozbyć. Halo? Mylene Corbier? Tak. Hortense Corts. Hortense! Kochanie, moja najdroższa, mój lazurowy króliczku.Tak się cieszę, że cię słyszę! Och! Tak mi was brakuje, moje cukierecz-ki. Mylene Corbier, autorka anonimów?Hortense usłyszała cichy, stłumiony pisk, po którym nastała cisza. Mylene Corbier, autorka anonimów, która wysyła kretyńskie li-sty do dwóch sierotek, wmawiając im, że ich ojciec żyje, podczas gdyumarł na dobre?Ten sam pisk, tym razem nieco głośniejszy. Mylene Corbier, która umiera z nudów w Chinach i nie wie już,jaką porąbaną zabawę sobie wymyślić? Mylene Corbier, która produku-je sobie rodzinę metodą wysyłkową?Pisk przeobraził się w zdławioną czkawkę.LRT Przestaniesz wysyłać te obrzydliwe listy, bo jak nie, to doniosęna ciebie wszystkim policjom świata i zdradzę twoje kombinacje, fał-szowanie ksiąg, podrobione czeki i oszukane rachunki.Czy zrozumiałaś,co powiedziałam, Mylene Corbier z Lons le Saunier? Ale.ja nigdy. wydusiła wreszcie Mylene Corbier, ryczącjak oślica. Jesteś kłamczuchą i manipulatorką.I wiesz o tym dobrze!Więc.powiedz tylko: Tak, zrozumiałam i przestanę pisać te podłe li-sty", a ocalisz swoją obrzmiałą skórę. Ja nigdy. Chcesz, żebym skonkretyzowała te grozby? I poprosiła MarcelaGrobza, żeby zamknął ci dziób?Mylene zawahała się, a potem posłusznie powtórzyła.Hortense wy-raziła aprobatę mlaśnięciem języka. I ostatnia rada, Mylene Corbier: nie masz co dzwonić na skargędo Marcela Grobza.Opowiedziałam mu wszystko i osobiście naśle naciebie wszystkich gliniarzy z całej planety, więc nie masz co liczyć, żeocalisz dupę!Rozległ się ostatni pisk przerywany powstrzymywanym szlochem.Perfidna zołza dusiła się bez słowa skargi.Hortense odczekała, aby sięupewnić, że na dobre ją pogrążyła, i odłożyła słuchawkę.Zostawiła ko-mórkę z diamentem na materacu obok olejku do opalania i pary okula-rów Fendi.Sierpniowe upalne powietrze wdzierało się przez zamknięte okien-nice do kuchni.Ciężkie, nieruchome, stawało się bardziej znośne zaled-wie na kilka godzin w nocy, a potem wracało, przytłaczające, o pierw-szym brzasku.Była dopiero dziesiąta, a słońce palącymi promieniamiszturmowało białe metalowe okiennice, rozgrzewając je jak miotaczognia. Nic nie rozumiem z prognozy pogody westchnęła Iris wycią-gnięta na krześle. Dwa dni temu była mowa o włączaniu ogrzewania,a dziś rano marzymy o lodowcach.LRTJosphine mruknęła: Nie ma już pór roku", świadoma, że te wła-śnie słowa wypowiada się przy takich okazjach, i zbyt rozleniwiona, że-by zmienić odpowiedz.Dobijający upał odcinał ją od jej ukochanychsłów, staranności, z jaką zwykle dobierała zwroty, wyrażała myśli i po-wtarzała oklepane frazesy.Nie ma już pór roku, nie ma już dzieci, niema już prawdziwych mężczyzn, nie ma już prawdziwych kobiet, nie majuż sardeli, nie ma już wielkich czerwonych homarów ukrytych pod ka-mieniami.Upal ogłupiał, otumaniał i zmuszał dwie siostry, żeby jakdwa przypłaszczone owady chroniły się w najchłodniejszym pomiesz-czeniu w mieszkaniu, w którym dzieliły śmigło wentylatora i kropelkiwody Caudalie z rozpylacza.Spryskiwały się nią, potem obracały rozpa-lone twarze ogłupiałych kobiet w stronę warczących skrzydełek. Luca dzwonił dwa razy! powiedziała Iris, naśladując głowąruch wentylatora. Chce koniecznie z tobą porozmawiać.Powiedzia-łam, że oddzwonisz. Ojej! Zapomniałam odesłać mu kłucz! Zaraz to zrobię.Wstała wolno, poszła po kopertę ze znaczkiem, napisałana niej adres Luki i wsunęła do środka klucz. Nie napiszesz do niego kilku słów? To nieco sucha odprawa. Gdzie ja podziałam głowę? westchnęła Josphine. Będęmusiała drugi raz wstać! No to do dzieła! uśmiechnęła się Iris.Josphine wróciła z pustą kartką i zastanawiała się, coteż mogłaby napisać. Napisz, że wyjeżdżasz.ze mną na wakacje do Deauville.Zo-stawi cię w spokoju.Josphine napisała: Luca, oto pańskie klucze.Wyjeżdżam do sio-stry do Deauville.Miłego końca lata.Josphine". Zrobione powiedziała, zaklejając kopertę. I dobrze, że sięgo pozbyłam!LRT Nie masz się co skarżyć! Zdaniem dziewczynek to bardzo przy-stojny facet. Może, ale nie mam ochoty się już z nim spotykać.Koniuszki jej uszu spąsowiały właśnie pomyślała: odkąd ko-cham Philippe'a".Bo ciągle go kocham, nawet jeśli nie daje znaku życia.Mam w głębi duszy tę pewność.Wsunęła list do torebki i pożegnała Lu-cę na zawsze. Dobrze. westchnęła Iris, kładąc wyciągnięte nogi na sąsied-nim krześle. Mmmm. zamruczała Josphine, przesuwając się o kilka mi-limetrów na taborecie, żeby usiąść na nieco zimniejszej powierzchni. Przeczytać ci twój horoskop? Nooo tak. No więc [ Pobierz całość w formacie PDF ]