[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpatrywałam się w wejście do podziemnego tunelu, czekając, ażDario w nim zniknie.Nagle dostrzegłam znajomą sylwetkę to była Maria.Skąd tu sięwzięła? Simon powiedział, że Włoszka zadzwoni do mnie do hotelu w Chelsea.Pojawił sięDario.Tuż za nim szedł bagażowy, niosąc jego torbę.Maria, zobaczywszy go, błyskawicznieobróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie.Odczekałam jeszcze chwilę, po czym wysiadłam z pociągu i skierowałam się do stacjimetra.Pojechałam prosto na Sloane Square.Nie byłam aż tak nierozsądna, by jechaćtaksówką kosztowałaby znacznie więcej.Wysiadłam z metra i bez trudu znalazłam hotel według wskazówek, jakich udzielił miSimon.Mój pokój sprawiał ponure wrażenie.Zciany miały brudno-beżowy kolor, oknazasłaniały niechlujne kotary.W rogu pokoju umieszczono schludny, biały zlew całośćprzypominała twarz starego człowieka z nową sztuczną szczęką.Zjadłam lunch i chciałam zejść do głównego hallu, gdy zadzwonił telefon. Signorina Granton? zapytał głos. Tak? Jestem gospodynią signora Lombardi, mam na imię Maria.Czy Simon uprzedził panią? Tak. Wobec tego proszę się przygotować do wyjazdu, zaraz po panią przyjadę. Jestem gotowa. Proszę czekać. Odłożyła słuchawkę.Po kilku minutach przyjechała taksówką, zapłaciła i pospiesznie weszła do hallu. Jenny Granton? Tak. Wyglądasz zupełnie jak na zdjęciu. Na zdjęciu? U fotografa ostatnio byłam kilka lat temu.Maria niecierpliwym ruchem ręki wyciągnęła fotografię przedstawiającą mnie stojącą nazewnątrz sklepu z antykami w Trelisie. Trzymaj powiedziała z rozdrażnieniem już mi się nie przyda.A teraz chodzmy!Ruszyła prawie biegiem, a ja podążyłam za nią.Ta kobieta była kłębkiem nerwów. Zimno, prawda? powiedziałam, starając się dotrzymać jej kroku. Myślałam, że o tejporze w Londynie jest cieplej.Pewnie tęskni pani za Włochami?Maria nie odpowiedziała. Czy daleko jeszcze? zapytałam. Niezbyt rzuciła przez ramię.Doszłyśmy do Kings Road i wmieszałyśmy się w tłum ludzi ubranych w najróżniejszestroje. Bardzo dziwne ubrania, prawda? Tak, to angielskie dziewczyny pokręciła głową z dezaprobatą.Doszłyśmy do skrzyżowania.Maria wbiegła na jezdnię i machając rękoma przeciskała sięmiędzy samochodami.Potem skręciłyśmy w boczną uliczkę, zostawiając kolorowy tłum zasobą.Trafiłyśmy na rząd bielonych wapnem domków, przedzielonych klombami białych róż.Przed ich bramami stały luksusowe samochody.Maria gwałtownie skręciła w kolejną uliczkę.Tutaj było już mniej przyjemnie, domy były zaniedbane.Zatrzymałyśmy się przed drzwiamijednego z nich, pod wąskim balkonem, który ciągnął się przez całą ścianę domu.Mariawyciągnęła klucz i otworzyła drzwi.Znalazłyśmy się w małym korytarzyku z oknamiwychodzącymi na podwórze.Zauważyłam, że jedynymi meblami były stół i wiklinowe fotele.Wskazała na jeden z nich. Poczekaj tu, proszę.Usiadłam na fotelu w rogu, by móc obserwować podwórze.Maria zrobiła zdecydowanyruch ręką. Nie na tym!Z niechęcią przeniosłam się na drugi fotel, naprzeciwko drzwi. Trochę boję się spotkania z panem Lombardi powiedziałam. Może dzisiaj jeszcze do niego nie dojdzie odparła ostro. Chwileczkę. Zamknęłaza sobą drzwi i znikła we wnętrzu domu.Nie wiedziałam, co mam myśleć o słowach Marii.Usiadłam tyłem do okna i rozejrzałamsię dookoła.Maria nie była dobrą gospodynią: wszędzie zalegał kurz, a wysoko pod sufitemwisiały pajęczyny.Odechciało mi się oglądać krzesło Grantona.Byłam coraz bardziejzdenerwowana.Chciałam jak najszybciej dokonać transakcji i opuścić ten dom.Minuty mijały wolno jak godziny.Zastanawiałam się, dokąd poszła Maria.Naglezorientowałam się, że jestem obserwowana; byłam tego zupełnie pewna.Blisko siebieusłyszałam wyraznie czyjś oddech.Spojrzałam na drzwi deski były już naruszone zębemczasu, gdzieniegdzie wciśnięto nowe klocki.Teraz wiedziałam, dlaczego Maria nalegała, bymusiadła w tym fotelu.Czułam wzrok Lombardiego na swoim ciele.Nie mogłam już dłużejtego znieść.Otworzyłam torebkę, wyjęłam gazetę i zaczęłam udawać, że czytam.Po chwilipojawiła się Maria; była wyraznie zmartwiona. Masz jakiś dokument? spytała.Z jej zachowania wywnioskowałam, że powinna była zapytać o to wcześniej.Wręczyłam jej mój paszport.Gdy wyszła, usiadłam na krześle w rogu, ale natychmiastwróciłam na miejsce przed drzwiami.Nie mogłam się uspokoić.Niech się to wszystko jaknajszybciej skończy, bo.Tym razem nie czekałam długo.Maria wróciła zaniepokojona i blada. Gdzie krzesło? zapytałam.Przyłożyła palec do ust, chwyciła mnie za rękaw i wyprowadziła na podwórze.Przemówiła dopiero wtedy, gdy wyszłyśmy na zewnątrz.Kierowana nagłym impulsemodwróciłam się w stronę domu.W drzwiach stał niski, krępy mężczyzna. Nie jest dzisiaj w dobrym humorze wyjaśniła. Przypominał sobie przykredoświadczenia związane z krzesłem. Nie rozumiem.Jakie przykre doświadczenia? Oddała mi paszport. Jest podejrzliwy. Podejrzliwy? Więc co mam teraz zrobić? Przyjechałam z daleka, mam pieniądze. Obawiam się, że będziesz musiała tu wrócić pózniej.On potrzebuje czasu. Wrócić? przestraszyłam się. To konieczne mruknęła posępnie. Dlaczego? Myślałam, że on potrzebuje pieniędzy, a nie czasu.Przecież wie, że je mam,prawda?Wróciłyśmy na Kings Road. Myślę, że powinnaś mi coś wyjaśnić powiedziałam rozdrażniona. Wyjaśnić.wyjaśnić mruczała do siebie. Ten staruch jest bardzo podejrzliwy.Zatrzymałam się, byłam naprawdę zła. Słuchaj, ciągle powtarzasz to samo.Już drugi raz. Dla niego są rzeczy ważniejsze niż pieniądze.Na przykład zemsta!Wypowiedziała to z taka zajadłością, że o mało co nie zachichotałam. Nie rozumiem, o czym mówisz.Zemsta? Co to znaczy? On jest taki niemądry.Nie powinien dzwonić do mnie.Powoli zaczynałam rozumieć. Simon dzwonił do ciebie? Och, gdyby był bardziej rozsądny. uspokajała się powoli.Przyszło mi do głowy, żeMaria mogła kochać się w Simonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Wpatrywałam się w wejście do podziemnego tunelu, czekając, ażDario w nim zniknie.Nagle dostrzegłam znajomą sylwetkę to była Maria.Skąd tu sięwzięła? Simon powiedział, że Włoszka zadzwoni do mnie do hotelu w Chelsea.Pojawił sięDario.Tuż za nim szedł bagażowy, niosąc jego torbę.Maria, zobaczywszy go, błyskawicznieobróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie.Odczekałam jeszcze chwilę, po czym wysiadłam z pociągu i skierowałam się do stacjimetra.Pojechałam prosto na Sloane Square.Nie byłam aż tak nierozsądna, by jechaćtaksówką kosztowałaby znacznie więcej.Wysiadłam z metra i bez trudu znalazłam hotel według wskazówek, jakich udzielił miSimon.Mój pokój sprawiał ponure wrażenie.Zciany miały brudno-beżowy kolor, oknazasłaniały niechlujne kotary.W rogu pokoju umieszczono schludny, biały zlew całośćprzypominała twarz starego człowieka z nową sztuczną szczęką.Zjadłam lunch i chciałam zejść do głównego hallu, gdy zadzwonił telefon. Signorina Granton? zapytał głos. Tak? Jestem gospodynią signora Lombardi, mam na imię Maria.Czy Simon uprzedził panią? Tak. Wobec tego proszę się przygotować do wyjazdu, zaraz po panią przyjadę. Jestem gotowa. Proszę czekać. Odłożyła słuchawkę.Po kilku minutach przyjechała taksówką, zapłaciła i pospiesznie weszła do hallu. Jenny Granton? Tak. Wyglądasz zupełnie jak na zdjęciu. Na zdjęciu? U fotografa ostatnio byłam kilka lat temu.Maria niecierpliwym ruchem ręki wyciągnęła fotografię przedstawiającą mnie stojącą nazewnątrz sklepu z antykami w Trelisie. Trzymaj powiedziała z rozdrażnieniem już mi się nie przyda.A teraz chodzmy!Ruszyła prawie biegiem, a ja podążyłam za nią.Ta kobieta była kłębkiem nerwów. Zimno, prawda? powiedziałam, starając się dotrzymać jej kroku. Myślałam, że o tejporze w Londynie jest cieplej.Pewnie tęskni pani za Włochami?Maria nie odpowiedziała. Czy daleko jeszcze? zapytałam. Niezbyt rzuciła przez ramię.Doszłyśmy do Kings Road i wmieszałyśmy się w tłum ludzi ubranych w najróżniejszestroje. Bardzo dziwne ubrania, prawda? Tak, to angielskie dziewczyny pokręciła głową z dezaprobatą.Doszłyśmy do skrzyżowania.Maria wbiegła na jezdnię i machając rękoma przeciskała sięmiędzy samochodami.Potem skręciłyśmy w boczną uliczkę, zostawiając kolorowy tłum zasobą.Trafiłyśmy na rząd bielonych wapnem domków, przedzielonych klombami białych róż.Przed ich bramami stały luksusowe samochody.Maria gwałtownie skręciła w kolejną uliczkę.Tutaj było już mniej przyjemnie, domy były zaniedbane.Zatrzymałyśmy się przed drzwiamijednego z nich, pod wąskim balkonem, który ciągnął się przez całą ścianę domu.Mariawyciągnęła klucz i otworzyła drzwi.Znalazłyśmy się w małym korytarzyku z oknamiwychodzącymi na podwórze.Zauważyłam, że jedynymi meblami były stół i wiklinowe fotele.Wskazała na jeden z nich. Poczekaj tu, proszę.Usiadłam na fotelu w rogu, by móc obserwować podwórze.Maria zrobiła zdecydowanyruch ręką. Nie na tym!Z niechęcią przeniosłam się na drugi fotel, naprzeciwko drzwi. Trochę boję się spotkania z panem Lombardi powiedziałam. Może dzisiaj jeszcze do niego nie dojdzie odparła ostro. Chwileczkę. Zamknęłaza sobą drzwi i znikła we wnętrzu domu.Nie wiedziałam, co mam myśleć o słowach Marii.Usiadłam tyłem do okna i rozejrzałamsię dookoła.Maria nie była dobrą gospodynią: wszędzie zalegał kurz, a wysoko pod sufitemwisiały pajęczyny.Odechciało mi się oglądać krzesło Grantona.Byłam coraz bardziejzdenerwowana.Chciałam jak najszybciej dokonać transakcji i opuścić ten dom.Minuty mijały wolno jak godziny.Zastanawiałam się, dokąd poszła Maria.Naglezorientowałam się, że jestem obserwowana; byłam tego zupełnie pewna.Blisko siebieusłyszałam wyraznie czyjś oddech.Spojrzałam na drzwi deski były już naruszone zębemczasu, gdzieniegdzie wciśnięto nowe klocki.Teraz wiedziałam, dlaczego Maria nalegała, bymusiadła w tym fotelu.Czułam wzrok Lombardiego na swoim ciele.Nie mogłam już dłużejtego znieść.Otworzyłam torebkę, wyjęłam gazetę i zaczęłam udawać, że czytam.Po chwilipojawiła się Maria; była wyraznie zmartwiona. Masz jakiś dokument? spytała.Z jej zachowania wywnioskowałam, że powinna była zapytać o to wcześniej.Wręczyłam jej mój paszport.Gdy wyszła, usiadłam na krześle w rogu, ale natychmiastwróciłam na miejsce przed drzwiami.Nie mogłam się uspokoić.Niech się to wszystko jaknajszybciej skończy, bo.Tym razem nie czekałam długo.Maria wróciła zaniepokojona i blada. Gdzie krzesło? zapytałam.Przyłożyła palec do ust, chwyciła mnie za rękaw i wyprowadziła na podwórze.Przemówiła dopiero wtedy, gdy wyszłyśmy na zewnątrz.Kierowana nagłym impulsemodwróciłam się w stronę domu.W drzwiach stał niski, krępy mężczyzna. Nie jest dzisiaj w dobrym humorze wyjaśniła. Przypominał sobie przykredoświadczenia związane z krzesłem. Nie rozumiem.Jakie przykre doświadczenia? Oddała mi paszport. Jest podejrzliwy. Podejrzliwy? Więc co mam teraz zrobić? Przyjechałam z daleka, mam pieniądze. Obawiam się, że będziesz musiała tu wrócić pózniej.On potrzebuje czasu. Wrócić? przestraszyłam się. To konieczne mruknęła posępnie. Dlaczego? Myślałam, że on potrzebuje pieniędzy, a nie czasu.Przecież wie, że je mam,prawda?Wróciłyśmy na Kings Road. Myślę, że powinnaś mi coś wyjaśnić powiedziałam rozdrażniona. Wyjaśnić.wyjaśnić mruczała do siebie. Ten staruch jest bardzo podejrzliwy.Zatrzymałam się, byłam naprawdę zła. Słuchaj, ciągle powtarzasz to samo.Już drugi raz. Dla niego są rzeczy ważniejsze niż pieniądze.Na przykład zemsta!Wypowiedziała to z taka zajadłością, że o mało co nie zachichotałam. Nie rozumiem, o czym mówisz.Zemsta? Co to znaczy? On jest taki niemądry.Nie powinien dzwonić do mnie.Powoli zaczynałam rozumieć. Simon dzwonił do ciebie? Och, gdyby był bardziej rozsądny. uspokajała się powoli.Przyszło mi do głowy, żeMaria mogła kochać się w Simonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]