[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W piwniczce stała woda.Wpadłem w nią jak śliwka w kompot.Zanurzyłem się bardzo głęboko, ale nie dotarłem do dna.Zwinąłem się w kłębek i woda wyrzuciła mnie na powierzchnię.Po chwili zacząłem zapadać się z powrotem w głąb.Poruszyłem rękami i nagle uświadomiłem sobie, że płynę.Unoszę się w wodzie.A przecież nie umiałem pływać.Ostrożnie wyciągnąłem ciało.Woda wypchnęła mnie na powierzchnię.Lekkie ruchy wystarczyły by utrzymywać się na niej.I nagle przypomniałem sobie detal ze snu.-Widziałem gdzieś album ze zdjęciami carskich oficerów - powiedziałem sam do siebie.- Gdzie to było?Podłoga wisiała jakieś półtora metra nad moją głową.Spróbowałem doskoczyć do niej, ale woda nie dawała dobrego oparcia.Dopiero za piątym razem udało mi się złapać za krawędź dziury.Spróbowałem się podciągnąć, ale deska, której się uczepiłem złamała się pod moim ciężarem.Otrząsnąłem się i zacząłem badać miejsce swojego uwięzienia.Piwnica miała jakieś trzy na cztery metry przy niezbadanej głębokości.Nad głową miałem deski podłogi, wygniłe coniebądź od spodu i pokryte warstwą jakichś zwisających farfocli.Chyba starych pajęczyn.Po środku podłogę podpierał solidny słup.Był dość blisko dziury, toteż wpadłem na pomysł, że mogę się po nim wdrapać na górę.Podpłynąłem do niego.Gdy jednak zacząłem się nań wspinać, co było bardzo trudne, w głębinie bardziej zgniła jego część pękła i zwaliłem się wraz z nim z powrotem do wody.Zakląłem cicho i podpłynąłem do ściany, w którą wbitych było kilka niemożliwie zardzewiałych klamer.W tym momencie ktoś wbiegł do kuchni.-Uwaga! - krzyknąłem.Po usunięciu słupa podłoga groziła zawaleniem się w każdej chwili.-Gdzie ty? - dobiegł mnie głos Svena.-W dziurze - wyjaśniłem.Usłyszałem jego kroki, a potem nachylił się i zajrzał.-Jasny gwint - powiedział.-Wyciągniesz mnie?-No nie wiem.Właściwie to miałem tylko obserwować i przekazywać spostrzeżenia.Ratowanie cię nie wchodzi w zakres moich obowiązków.Wybacz, to był żart.Masz jakąś linę?-Kawał sznura jest w rupieciarni.-To tam naprzeciwko, o ile się nie mylę? Wytrzymasz jeszcze chwilę?-Tak.Mam tu klamry do włażenia, ale problem zasadza się w tym, że nie ma nad nimi klapy i.-Zaraz wracam.Wybiegł i rzeczywiście po chwili wrócił.Zrzucił linę na dół.Złapałem się, aby wciągnąć się po niej na górę, ale nie udało mi się.Podłoga znowu się wykruszyła.Zresztą byłem zbyt słaby, aby móc się po niej podciągnąć.-Nie da rady - powiedział wreszcie, gdy po raz kolejny zwaliłem się w wodę.-Może przynieś drabinę.-Jak się tu u ciebie wchodzi na strych?-Z ostatniego pokoju - wyjaśniłem.Zniknął razem z liną.Spróbowałem rozwalić podłogę nad klamrami, ale nie udało mi się.Usłyszałem odgłos odrywanego drewna gdzieś z góry.Popatrzyłem.Sven oderwał dwie deski i przerzucił linkę przez belkę stropową.Gdy jednak zbiegł na parter okazało się, że lina jest zbyt krótka, aby mógł wyciągnąć mnie tą metodą.Pobiegł do rupieciarni poszukać dłuższej a ja tym czasem waliłem pięścią w deski podłogi nad klamrami.Wreszcie udało mi się jedną wyłamać Z drugą poszło już łatwiej.Wrócił Sven z liną.Na widok mnie gramolącego się z nowego otworu tak jak gdyby troszkę zmarkotniał.-Poradziłeś sobie.Zuch chłopak.Stałem szczękając zębami.-Brr - powiedziałem.- To były ekscytujące przeżycia.-Powinieneś napić się grzanego piwa, bo się zaziębisz - poradził.-Nie mam piwa.-Przebierz się, a ja przyniosę.-Ależ proszę sobie nie robić.Ale jego już nie było.Przebrałem się stosownie do jego rady w suchy dres.Mój szpieg i niedoszły wybawca wrócił z piwem.Odrzuciłem jednak z miejsca jego propozycję, aby piwo podgrzać w garnku.-Dlaczego nie? - zdziwił się.- Tak się to u nas pija.Taki mamy zwyczaj.-Widzi pan panie Sven, w moim kraju do zwyczajów należy mieszanie piwa z wódką w proporcji jeden do jednego.Na szklankę piwa, szklankę okowity, dobrze zabełtać i chlu.-Hmmm.-A jak nie ma wódki to dodaje się kropli żołądkowych.Użyłem błędnie polskiego idiomu w dosłownym tłumaczeniu.-Lekarstwo na żołądek - domyślił się.- A po co?-One zawierają dużo spirytusu.Dwie, a jeszcze lepiej trzy buteleczki.Żeby było mocniejsze.-I wszyscy tak robią?-Większość.-A alkoholicy?-Alkoholicy to zależy.Jak mają pieniądze to robią tak jak mówiłem.A jeśli nie mają pieniędzy, to kupują denaturat.-Co to jest?-Takie coś jak wasz spirytus techniczny, tyle tylko, że fioletowe albo niebieskie, a nie oliwkowozielone.Zapach ma dość podobny, tyle tylko, że mocniejszy i jest skażone metanolem, żeby się nie dało pić.-Zaraz zaraz, przecież metanol to trucizna!-Nasi pijaczkowie są uodpornieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W piwniczce stała woda.Wpadłem w nią jak śliwka w kompot.Zanurzyłem się bardzo głęboko, ale nie dotarłem do dna.Zwinąłem się w kłębek i woda wyrzuciła mnie na powierzchnię.Po chwili zacząłem zapadać się z powrotem w głąb.Poruszyłem rękami i nagle uświadomiłem sobie, że płynę.Unoszę się w wodzie.A przecież nie umiałem pływać.Ostrożnie wyciągnąłem ciało.Woda wypchnęła mnie na powierzchnię.Lekkie ruchy wystarczyły by utrzymywać się na niej.I nagle przypomniałem sobie detal ze snu.-Widziałem gdzieś album ze zdjęciami carskich oficerów - powiedziałem sam do siebie.- Gdzie to było?Podłoga wisiała jakieś półtora metra nad moją głową.Spróbowałem doskoczyć do niej, ale woda nie dawała dobrego oparcia.Dopiero za piątym razem udało mi się złapać za krawędź dziury.Spróbowałem się podciągnąć, ale deska, której się uczepiłem złamała się pod moim ciężarem.Otrząsnąłem się i zacząłem badać miejsce swojego uwięzienia.Piwnica miała jakieś trzy na cztery metry przy niezbadanej głębokości.Nad głową miałem deski podłogi, wygniłe coniebądź od spodu i pokryte warstwą jakichś zwisających farfocli.Chyba starych pajęczyn.Po środku podłogę podpierał solidny słup.Był dość blisko dziury, toteż wpadłem na pomysł, że mogę się po nim wdrapać na górę.Podpłynąłem do niego.Gdy jednak zacząłem się nań wspinać, co było bardzo trudne, w głębinie bardziej zgniła jego część pękła i zwaliłem się wraz z nim z powrotem do wody.Zakląłem cicho i podpłynąłem do ściany, w którą wbitych było kilka niemożliwie zardzewiałych klamer.W tym momencie ktoś wbiegł do kuchni.-Uwaga! - krzyknąłem.Po usunięciu słupa podłoga groziła zawaleniem się w każdej chwili.-Gdzie ty? - dobiegł mnie głos Svena.-W dziurze - wyjaśniłem.Usłyszałem jego kroki, a potem nachylił się i zajrzał.-Jasny gwint - powiedział.-Wyciągniesz mnie?-No nie wiem.Właściwie to miałem tylko obserwować i przekazywać spostrzeżenia.Ratowanie cię nie wchodzi w zakres moich obowiązków.Wybacz, to był żart.Masz jakąś linę?-Kawał sznura jest w rupieciarni.-To tam naprzeciwko, o ile się nie mylę? Wytrzymasz jeszcze chwilę?-Tak.Mam tu klamry do włażenia, ale problem zasadza się w tym, że nie ma nad nimi klapy i.-Zaraz wracam.Wybiegł i rzeczywiście po chwili wrócił.Zrzucił linę na dół.Złapałem się, aby wciągnąć się po niej na górę, ale nie udało mi się.Podłoga znowu się wykruszyła.Zresztą byłem zbyt słaby, aby móc się po niej podciągnąć.-Nie da rady - powiedział wreszcie, gdy po raz kolejny zwaliłem się w wodę.-Może przynieś drabinę.-Jak się tu u ciebie wchodzi na strych?-Z ostatniego pokoju - wyjaśniłem.Zniknął razem z liną.Spróbowałem rozwalić podłogę nad klamrami, ale nie udało mi się.Usłyszałem odgłos odrywanego drewna gdzieś z góry.Popatrzyłem.Sven oderwał dwie deski i przerzucił linkę przez belkę stropową.Gdy jednak zbiegł na parter okazało się, że lina jest zbyt krótka, aby mógł wyciągnąć mnie tą metodą.Pobiegł do rupieciarni poszukać dłuższej a ja tym czasem waliłem pięścią w deski podłogi nad klamrami.Wreszcie udało mi się jedną wyłamać Z drugą poszło już łatwiej.Wrócił Sven z liną.Na widok mnie gramolącego się z nowego otworu tak jak gdyby troszkę zmarkotniał.-Poradziłeś sobie.Zuch chłopak.Stałem szczękając zębami.-Brr - powiedziałem.- To były ekscytujące przeżycia.-Powinieneś napić się grzanego piwa, bo się zaziębisz - poradził.-Nie mam piwa.-Przebierz się, a ja przyniosę.-Ależ proszę sobie nie robić.Ale jego już nie było.Przebrałem się stosownie do jego rady w suchy dres.Mój szpieg i niedoszły wybawca wrócił z piwem.Odrzuciłem jednak z miejsca jego propozycję, aby piwo podgrzać w garnku.-Dlaczego nie? - zdziwił się.- Tak się to u nas pija.Taki mamy zwyczaj.-Widzi pan panie Sven, w moim kraju do zwyczajów należy mieszanie piwa z wódką w proporcji jeden do jednego.Na szklankę piwa, szklankę okowity, dobrze zabełtać i chlu.-Hmmm.-A jak nie ma wódki to dodaje się kropli żołądkowych.Użyłem błędnie polskiego idiomu w dosłownym tłumaczeniu.-Lekarstwo na żołądek - domyślił się.- A po co?-One zawierają dużo spirytusu.Dwie, a jeszcze lepiej trzy buteleczki.Żeby było mocniejsze.-I wszyscy tak robią?-Większość.-A alkoholicy?-Alkoholicy to zależy.Jak mają pieniądze to robią tak jak mówiłem.A jeśli nie mają pieniędzy, to kupują denaturat.-Co to jest?-Takie coś jak wasz spirytus techniczny, tyle tylko, że fioletowe albo niebieskie, a nie oliwkowozielone.Zapach ma dość podobny, tyle tylko, że mocniejszy i jest skażone metanolem, żeby się nie dało pić.-Zaraz zaraz, przecież metanol to trucizna!-Nasi pijaczkowie są uodpornieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]