[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może z tej piątki ona jedna uległa kiedyś pokusie.Załatwiliśmy sprawę przebitej opony, po czym wyruszyliśmy doWalii.*Po przekroczeniu granicy skierowaliśmy się prosto na wyspę An-glesey do miejscowości Ynys Mon in Welsh, gdzie wcześniej wyna-Stary angielski taniec folklorystyczny.1jęliśmy nad samą wodą dom o wdzięcznej nazwie Mermaid.Ponieważ wybieraliśmy lokalne drogi przez pastwiska, dotarliśmyna miejsce dopiero o dziewiątej wieczorem.Trwał jeszcze letnizmierzch, przypływ powoli wypełniał cieśninę, a ostatnie ukośne promienie oświetlały wielki zamek po drugiej stronie.Wnieśliśmy dośrodka zapasy przywiezione z Bath; nie mogliśmy się doczekać, kiedy zasiądziemy na tarasie do pikniku, na który wiezliśmy różne paszteciki z mięsem i sery.Po drodze zatrzymaliśmy się przy stacji organicznie nawożonych upraw, gdzie można samemu nazbierać sobieowoców.Klienci rozmawiali po walijsku, czyli w najstarszym z brytyjskich języków.Stanęliśmy, udając, że wybieramy fasolkę, tylkopo to, żeby posłuchać.Brzmiało to muzycznie, a zarazem twardo,jakby ktoś wysypał miskę szklanych kulek do zlewu.Cieszyliśmysię jak dzieci, że jesteśmy w Walii.W pobliżu znajdował się pierwszy ogród z mojej listy - Plas Newydd, zaprojektowany przez mojego dalekiego przodka Humphreya Reptona.Właśnie zaczynaliśmywakacje pod hasłem od ogrodu do ogrodu".Kiedy rozładowywaliśmy samochód, wschodzący księżyc wyglądał jak wielki agrest,złoty i prawie przezroczysty na mlecznym niebie.Bielony domek(dawna stajnia) został niedawno przeprojektowany.Weszliśmy dośrodka i.o mało nie upuściliśmy bagaży.Było ohydnie! Ktoś urządził to wnętrze na wzór taniej przyczepy kempingowej.- Nie, to niemożliwe! - wykrzyknęłam, zaglądając do dwóch ciasnych sypialń.- A towarzystwo turystyczne dało im pięć filiżanek,to znaczy gwiazdek! - Uznałam ten system ocen za bardzo sympatyczny.- Pewnie jest oparty na ilości, a nie jakości.Ważna jest liczba łóżek i łyżek.- Ed nacisnął łóżko i materac się zapadł.Kapa ze zme-chaconego poliestru była lekko wilgotna, łazienka urządzona jak dwu-dolarowy burdel, a kuchenna podłoga z plastikowego drewna" niskiejkategorii uginała się przy każdym kroku.Jedyną rekompensatę stanowił nieatrakcyjny salon, w którym szklane drzwi wychodziły nawodę.Gdyby skoncentrować się wyłącznie na tym, można by nie dostrzegać brzydkiego kompletu skórzanych mebli i plastikowych kwiatów na telewizorze czy drapiącej wykładziny dywanowej.1Syrena.- Tak to jest z wynajmem przez Internet.Nie było zdjęć?- Nie, jeszcze ich nie mieli, a ja zaryzykowałam.Dom z zewnątrzwyglądał tak cudownie, a w agencji mówili, że jest świeżo odnowiony.Nie mówmy już o tym.- To moja wina.Cudowne światło utrzymywało się aż do jedenastej.Spacerującbrzegiem nad cieśniną Menai, wmówiliśmy sobie, że rano będzie lepiej.Ale nie było.W szarym świetle dnia całe miejsce wyglądało tandetnie.Jakby na potwierdzenie tego wrażenia, tuż pod kuchennymoknem zaparkowała przyczepa kempingowa otoczona mnóstwemwielkich metalowych pojemników na żywność.- Chcesz stąd wyjechać? Nawet jeśli stracimy pieniądze, nie wiem,czy zaśniemy na tym barłogu.Nogi mi zwisają i prawie dotykająpodłogi, zapisz to - mówi Ed i zaczyna przeglądać przewodnik w poszukiwaniu hotelu.- Te syntetyczne prześcieradła są jak papier ścierny.Zostańmy,ale tylko póki nie zwiedzimy okolicy.Uznaliśmy, że Walia jest niesamowita.Przesycone zielenią powietrze wyglądało, jakby ktoś po prostu wyciągnął zatyczkę i wypuściłcałą wodę, zostawiając rozkołysane łąki, pola, drzewa i wzgórza świeżo wymyte i błyszczące.- Czy musimy jechać do tych ogrodów? Cała Walia to jeden wielki ogród - mówi Ed.- Drogi, które wybraliśmy, są właściwie wąskimi uliczkami z żywopłotami zarastającymi pobocza i zielonymi brzegami kipiącymi dziką naparstnicą.Przez trzy dni wyruszaliśmywcześnie i wracaliśmy póznym wieczorem, jedząc w pubach i wybierając raczej kolejne interesujące miasto niż powrót do domu" i gotowanie.Wmawialiśmy sobie, że żyjemy nad tą wciąż zmieniającąsię cieśniną, zbieraliśmy po drodze owoce - wszystko według planu.Spędziliśmy kilka godzin w ogrodzie Plas Newydd, który takżeleży nad cieśniną Menai.Zaprojektował go mój daleki krewny Hum-phrey Repton, tworząc w latach 1798-1799 jedno z rzadkich projektowych portfolio, zwanych Czerwoną Księgą posiadłości.Doogromnego domu nawet nie weszliśmy.Mam alergię na anegdotyo duchach, a martwe domy wpędzają mnie w depresję.Jeśli niczymmnie nie zafascynują, to ich unikam.Natomiast w ogrodach mogęswobodnie błądzić wśród wciąż zielonych starych strażników dziedzictwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Może z tej piątki ona jedna uległa kiedyś pokusie.Załatwiliśmy sprawę przebitej opony, po czym wyruszyliśmy doWalii.*Po przekroczeniu granicy skierowaliśmy się prosto na wyspę An-glesey do miejscowości Ynys Mon in Welsh, gdzie wcześniej wyna-Stary angielski taniec folklorystyczny.1jęliśmy nad samą wodą dom o wdzięcznej nazwie Mermaid.Ponieważ wybieraliśmy lokalne drogi przez pastwiska, dotarliśmyna miejsce dopiero o dziewiątej wieczorem.Trwał jeszcze letnizmierzch, przypływ powoli wypełniał cieśninę, a ostatnie ukośne promienie oświetlały wielki zamek po drugiej stronie.Wnieśliśmy dośrodka zapasy przywiezione z Bath; nie mogliśmy się doczekać, kiedy zasiądziemy na tarasie do pikniku, na który wiezliśmy różne paszteciki z mięsem i sery.Po drodze zatrzymaliśmy się przy stacji organicznie nawożonych upraw, gdzie można samemu nazbierać sobieowoców.Klienci rozmawiali po walijsku, czyli w najstarszym z brytyjskich języków.Stanęliśmy, udając, że wybieramy fasolkę, tylkopo to, żeby posłuchać.Brzmiało to muzycznie, a zarazem twardo,jakby ktoś wysypał miskę szklanych kulek do zlewu.Cieszyliśmysię jak dzieci, że jesteśmy w Walii.W pobliżu znajdował się pierwszy ogród z mojej listy - Plas Newydd, zaprojektowany przez mojego dalekiego przodka Humphreya Reptona.Właśnie zaczynaliśmywakacje pod hasłem od ogrodu do ogrodu".Kiedy rozładowywaliśmy samochód, wschodzący księżyc wyglądał jak wielki agrest,złoty i prawie przezroczysty na mlecznym niebie.Bielony domek(dawna stajnia) został niedawno przeprojektowany.Weszliśmy dośrodka i.o mało nie upuściliśmy bagaży.Było ohydnie! Ktoś urządził to wnętrze na wzór taniej przyczepy kempingowej.- Nie, to niemożliwe! - wykrzyknęłam, zaglądając do dwóch ciasnych sypialń.- A towarzystwo turystyczne dało im pięć filiżanek,to znaczy gwiazdek! - Uznałam ten system ocen za bardzo sympatyczny.- Pewnie jest oparty na ilości, a nie jakości.Ważna jest liczba łóżek i łyżek.- Ed nacisnął łóżko i materac się zapadł.Kapa ze zme-chaconego poliestru była lekko wilgotna, łazienka urządzona jak dwu-dolarowy burdel, a kuchenna podłoga z plastikowego drewna" niskiejkategorii uginała się przy każdym kroku.Jedyną rekompensatę stanowił nieatrakcyjny salon, w którym szklane drzwi wychodziły nawodę.Gdyby skoncentrować się wyłącznie na tym, można by nie dostrzegać brzydkiego kompletu skórzanych mebli i plastikowych kwiatów na telewizorze czy drapiącej wykładziny dywanowej.1Syrena.- Tak to jest z wynajmem przez Internet.Nie było zdjęć?- Nie, jeszcze ich nie mieli, a ja zaryzykowałam.Dom z zewnątrzwyglądał tak cudownie, a w agencji mówili, że jest świeżo odnowiony.Nie mówmy już o tym.- To moja wina.Cudowne światło utrzymywało się aż do jedenastej.Spacerującbrzegiem nad cieśniną Menai, wmówiliśmy sobie, że rano będzie lepiej.Ale nie było.W szarym świetle dnia całe miejsce wyglądało tandetnie.Jakby na potwierdzenie tego wrażenia, tuż pod kuchennymoknem zaparkowała przyczepa kempingowa otoczona mnóstwemwielkich metalowych pojemników na żywność.- Chcesz stąd wyjechać? Nawet jeśli stracimy pieniądze, nie wiem,czy zaśniemy na tym barłogu.Nogi mi zwisają i prawie dotykająpodłogi, zapisz to - mówi Ed i zaczyna przeglądać przewodnik w poszukiwaniu hotelu.- Te syntetyczne prześcieradła są jak papier ścierny.Zostańmy,ale tylko póki nie zwiedzimy okolicy.Uznaliśmy, że Walia jest niesamowita.Przesycone zielenią powietrze wyglądało, jakby ktoś po prostu wyciągnął zatyczkę i wypuściłcałą wodę, zostawiając rozkołysane łąki, pola, drzewa i wzgórza świeżo wymyte i błyszczące.- Czy musimy jechać do tych ogrodów? Cała Walia to jeden wielki ogród - mówi Ed.- Drogi, które wybraliśmy, są właściwie wąskimi uliczkami z żywopłotami zarastającymi pobocza i zielonymi brzegami kipiącymi dziką naparstnicą.Przez trzy dni wyruszaliśmywcześnie i wracaliśmy póznym wieczorem, jedząc w pubach i wybierając raczej kolejne interesujące miasto niż powrót do domu" i gotowanie.Wmawialiśmy sobie, że żyjemy nad tą wciąż zmieniającąsię cieśniną, zbieraliśmy po drodze owoce - wszystko według planu.Spędziliśmy kilka godzin w ogrodzie Plas Newydd, który takżeleży nad cieśniną Menai.Zaprojektował go mój daleki krewny Hum-phrey Repton, tworząc w latach 1798-1799 jedno z rzadkich projektowych portfolio, zwanych Czerwoną Księgą posiadłości.Doogromnego domu nawet nie weszliśmy.Mam alergię na anegdotyo duchach, a martwe domy wpędzają mnie w depresję.Jeśli niczymmnie nie zafascynują, to ich unikam.Natomiast w ogrodach mogęswobodnie błądzić wśród wciąż zielonych starych strażników dziedzictwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]