[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postać w szaleńczym pędzieminęła ich i runęła po schodach dalej w górę, zwiększając tempo.Tuż za nią w nie mniejszympędzie przeleciała druga postać, potykając się z okropnym hałasem.Robiło to takie wrażenie,jakby jedna postać goniła drugą w zamiarach co najmniej morderczych.Rumor i łomot na klatceschodowej rozlegał się coraz wyżej na wszystkich kolejnych piętrach.Panowie szybko zakończyli transakcję i opuścili hałaśliwy budynek, mijając na parterzeblondwłosą damę, z zajęciem wpatrzoną w listę lokatorów.Paweł i Donat zatrzymali się dopierona ostatnim piętrze, a i to tylko dlatego, że dalej nie było już gdzie lecieć.Przez jakiś czas ciężkodysząc, patrzyli na siebie, po czym usiedli na stopniu.- No to jak? - powiedział melancholijnie Donat po długiej chwili milczenia.- Schodzimy na dół, czy jeszcze poczekamy.? - Jak byś ty napadł, to i ja bym napadł - odparł Paweł, zakłopotany i zmartwiony.- Coś nam chyba nie wyszło.- Przecież leciałeś pierwszy!- No to co? Mogłeś myśleć, że się na nich rzucę z góry.- Jakoś nie myślałem.- Zejdzmy już lepiej, bo ona tu jeszcze przyleci - powiedział niespokojnie Paweł ponastępnej, bardzo długiej chwili milczenia.Baśka czekała na dole, niepewna, czy zejdą piechotą,czy też zjadą windą.Piekło wybuchło od razu.Obaj napastnicy ze skruchą wysłuchiwali urągań,inwektyw i wyrzutów.- Bo to jednak trzeba mieć jakieś chuligańskie skłonności - usprawiedliwiał sięzdegustowany Paweł.- Tak bez dania racji walić w łeb obcego człowieka?- A kto ci kazał walić go w łeb?! Miałeś mu pysk omotać workiem i zabrać pieniądze?!Co wy sobie wyobrażacie, że ten napad sam się zrobi?! Francuskie pieski się znalazły, trąby,ofiary boże.!!!- Sama mówiłaś, że ten załatwia tylko mniejsze transakcje - przypomniał ugodowo Donat.- Dla byle czego nie warto było.- Boże miłosierny.!!! - zawyła rozjuszona Baśka.- Dobrze będzie grubszy interes! Już ja go wam wypatrzę i spróbujcie się tak wygłupićjeszcze raz.! Trzeci kolejny napad miał miejsce na placu Teatralnym.Obłędnie zdenerwowaniDonat i Paweł posłusznie przybyli na telefoniczne wezwanie Baśki, która w kłujących siętransakcjach miała już znakomite rozeznanie.Zaczekali krótką chwilę przed Peweksem naKredytowej, po czym razem udali się na plac Teatralny w ślad za peugeotem łysego.Peugotzatrzymał się na parkingu blisko Wierzbowej, trabant pojechał dalej i skręcił w Niecałą.- Jazda! - poganiała Baśka.- Oni teraz liczą forsę.Prędzej, bo skończą i rozejdą się w różne strony! Wysiadła zawspólnikami i z daleka przyglądała się operacji.Paweł i Donat podeszli do zaparkowanegopeugeota z różnych stron.Donat z prawej.Paweł z lewej.Paweł z determinacją zbliżył się dodrzwiczek i zamiast otworzyć je i dokonać napadu, grzecznie zapukał w okno.Siedzący w środkukierowca podniósł głowę, schował do kieszeni plik banknotów i opuścił szybę. - Słucham pana? - spytał cierpko.Paweł spłoszył się niebotycznie.Uważał, żebezwzględnie musi teraz coś powiedzieć.Komunikat, że zamierza rozmówcę ogłuszyć i zabrać wszystkie pieniądze, wydawał musię jakiś nietaktowny i nie na miejscu, uczynił zatem zupełnie co innego.- Przepraszam pana, gdzie tu jest ulica Willowa? - spytał z zakłopotaniem.Kierowca przez krótką chwilę milczał.Pasażer obok siedział sztywno i bez ruchu.Donat po drugiej stronie samochodu wpatrywał się w nadjeżdżający autobus 111 tak,jakby czegoś takiego jeszcze nigdy w życiu nie widział.Paweł tkwił przy drzwiczkach, schylony,niczym w ukłonie.- Ulica Willowa jest w całkiem innej stronie - powiedział kierowca peugeota i wysiadł.- Nie tu, tylko na Mokotowie.Najlepiej będzie, jak pan pojedzie taksówką.Wziął ogłupiałego Pawła pod rękę,podprowadził do postoju i wepchnął do stojącej tam, jedynej wolnej taksówki.- Ten pan chce jechać na Mokotów, na ulicę Willową - poinformował kierowcę, po czymwrócił do swojego peugeota.Paweł odjechał z placu Teatralnego taksówką, chwilowo niezdolnydo protestów.Baśce pociemniało w oczach i nie zareagowała nawet, kiedy taksówka z jejwłasnym mężem w środku przejeżdżała obok.Donat energicznym krokiem udał się naprzystanek autobusowy i wsiadł do setki.Peugeot odjechał, skręcając w Bielańską.Na placu bojupozostał zamknięty trabant i Baśka, która nie mogła się do niego dostać, Donat uwiózł bowiemkluczyki w siną dal.Paweł zgłupiał do tego stopnia, że przejechał tą taksówką obok swojegomiejsca pracy i wysiadł z niej dopiero na Willowej, gdzie nie miał żadnego interesu.Donat odbyłsetką podróż na okrągło i zapłacił 50 złotych kary, bo nie miał biletu.Baśka wróciła do domuautobusem.Wszyscy razem spotkali się u niej dopiero wieczorem.- Dosyć tego! - powiedział stanowczo Paweł.- Ja się więcej z workiem nie rzucam!- Pewnie! - wysyczała Baśka zjadliwie.- Narzucałeś się już tyle, że ci na całe życie starczy! Głupiego napadu nie umieć zrobić.!- I pomyśleć, że chuliganom to jakoś samo wychodzi! - westchnął Marcin w zadumie.- Zostańmy lepiej przy tym, co umiemy - zaproponował Donat ugodowo. - Z dwojga złego już wolę się włamywać.Przypilnuję tego dziobatego, on musi miećjakąś melinę.A tym napadom dajmy spokój.Marcin poruszył się niespokojnie, otworzył usta,jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.Baśka popatrzyła na niego.- To znaczy, że rezygnujemy z góry, tak? - spytała zimno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl