[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przysiadła na brzegu wersalki i rozwinęła kalkę.- Zakładam, że Gray poinformował pana o szczegółach zebrania, na którym pana niebyło.- Owszem.- Cody wślizgnął się za stół i usiadł.Przyczepa była rzeczywiście bardzociasna.Po raz drugi ich uda otarły się o siebie.- Podobno domaga się pani jakichś zmian.Nie powinna się bronić.To tylko osłabi jej pozycję.Jednak nie mogła siępowstrzymać.- Miałam problemy z tym projektem od samego początku, panie Johnson, i nie robiłamz tego tajemnicy.- Wiem.Przeglądałem korespondencję.- Wyciągnięcie nóg w tak ciasnej przestrzeniwymagało wręcz akrobatycznej zręczności, a jednak mu się to udało.- Chciała pani projektutypowego dla architektury pustynnej.Zmrużyła oczy, ale Cody zdążył już dostrzec ich błysk.- Nie przypominam sobie, żeby padło słowo  typowy , są jednak konkretne powody,żeby zastosować taki a nie inny styl architektoniczny na tych właśnie terenach.- Są też konkretne powody, żeby spróbować czegoś nowego.Nie uważa pani? - rzuciłjakby od niechcenia, zapalając papierosa.- Spółka  Barrow&Barrow zamierza stworzyć tuluksusowy ośrodek wypoczynkowy - ciągnął, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.- Cał-kowicie samowystarczalny i na tyle ekskluzywny, żeby można było wyciągnąć grubepieniądze z zamożnej klienteli.Chcą, żeby wyglądał zupełnie inaczej niż wszystkie ośrodki rozrzucone wokół Phoenix i żeby panowała w nim zupełnie inna atmosfera.A ja im to gwa-rantuję.- Jednak pewne modyfikacje.- Nie ma mowy o żadnych modyfikacjach, panno Wilson!Zacisnęła usta.Co za nadęty bufon! Zresztą jak wszyscy architekci.W dodatkucholernie irytujący.I ten szyderczy sposób, w jaki wymawiał słowo  panno.- Tak się niestety złożyło - zaczęła z wymuszonym spokojem - że będziemy zmuszenipracować razem na tej budowie.- Co za okrutne zrządzenie losu - mruknął Cody.Puściła tę uwagę mimo uszu.- Będę szczera, panie Johnson.Z konstrukcyjnego punktu widzenia pański projekt jestmocno podejrzany.Cody wydmuchał powoli dym z papierosa.W oczach pani inżynier dostrzegł złotebłyski.Jakby nie mogły się zdecydować, czy chcą być zielone, czy szare.Typowe oczymarzycielki.Uśmiechnął się.- To już pani problem.Jeżeli nie czuje się pani na siłach, Thornway może zatrudnićkogoś innego.Abra zacisnęła pięści.Miała ochotę wepchnąć mu plany do gardła, żeby się udławił.Niestety, byłą związana umową.- Jestem wystarczająco dobra, panie Johnson.- No to nie powinno być żadnych problemów.- Cody założył nogę na nogę i popatrzyłna rozgniewaną kobietę.Z zewnątrz dobiegał jednostajny hałas, świadczący o tym, że budowajest w toku.Był to odgłos optymistyczny i bardzo produktywny.Przypominał Cody'emu, żejest czas na pracę i czas na przyjemności.- Może by mnie pani zapoznała z postępem robót? Nie należało to do jej obowiązków.O mały włos byłaby mu to wykrzyczała w twarz.Była jednak związana kontraktem, którypozostawiał bardzo wąski margines dla jakichkolwiek błędów.Spłaci dług wobec Thornwaya,nawet jeśli będzie musiała postępować z tym zarozumiałym architektem ze WschodniegoWybrzeża w białych rękawiczkach.- Jak pan już pewnie zdążył zauważyć, zakończono w terminie roboty detonacyjne.Naszczęście udało nam się ograniczyć je do minimum, nie naruszając przy tym integralnościkrajobrazu.- Taka była koncepcja. - Ach tak? - Spojrzała na plany, a potem znów na Cody'ego.- W każdym razie,szkielet głównego budynku powinien być gotowy pod koniec tygodnia.O ile nie będzieżadnych zmian.- Nie będzie.- O ile nie będzie żadnych zmian - powtórzyła przez zaciśnięte zęby - pierwszeterminy przewidziane w umowie zostaną dotrzymane.Prace nad poszczególnymi domkaminie rozpoczną się, póki nie zatkniemy wiechy na głównym budynku i nad centrum medycz-nym.Pole golfowe i korty tenisowe to już nie moja działka.O tym będzie pan musiałporozmawiać z Kendallem.To samo dotyczy architektury krajobrazu.- Dobrze.Czy kafelki do foyer zostały już zamówione?- Jestem inżynierem, a nie zaopatrzeniowcem.Tymi sprawami zajmuje się MarieLopez.- Będę o tym pamiętał.Mam jeszcze jedno pytanie.Zamiast skinąć zachęcająco głową, wstała i otworzyła lodówkę.Półki uginały się odkartonów z wodą sodową i sokami oraz butelek ze zwykłą wodą.Zawahała się, a w końcuzdecydowała się na wodę.Przecież chciało jej się pić.Ruch, jaki wykonała, nie miał nicwspólnego z chęcią powiększenia dystansu między nią a tym antypatycznym typem.To byłtylko dodatkowy plus.Otworzyła butelkę i nie proponując mu niczego, sama zaczęła pić.- Słucham.- Czy to dlatego, że jestem mężczyzną? %7łe jestem architektem? A może dlatego, żeprzyjechałem ze Wschodniego Wybrzeża?Abra pociągnęła długi łyk.Jeden dzień w pełnym słońcu wystarczył, żeby jejuzmysłowić, ile szczęścia kryje się w butelce najzwyklejszej wody.- Proszę mówić jaśniej.- Czy to dlatego, że jestem mężczyzną, architektem, czy dlatego, że pochodzę zeWschodniego Wybrzeża ma pani ochotę napluć mi w twarz?Pytanie samo w sobie nie powinno było jej zirytować.Rzecz w tym, że zadał je zuśmiechem, za który w ciągu minionej godziny zdążyła już go wielokrotnie znienawidzić.Mimo to oparła się swobodnie o blat stołu i zmierzyła Cody'ego pogardliwym wzrokiem.- Mam gdzieś twoją płeć.Nadal się uśmiechał, ale w oczach mignął mu grozny błysk.- Lubisz wymachiwać czerwoną płachtą przed bykiem, Wilson?- Tak.- Teraz przyszła Abry kolej na uśmiech, który wprawdzie zmiękczył wyraz jejust, ale nie ugasił wyzwania w oczach.- %7łeby dokończyć moją odpowiedz.architekci to często nadęci, rozhisteryzowani artyści, którzy przelewają swoje ego na papier i spodziewająsię, że inżynierowie i robotnicy zachowają je dla potomności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl