[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Też tak myślę. Będziesz jutro w szkole? Może. Dobra.no to.do jutra. Cześć. Zostajesz? upewnił się Yo-less. Spróbuję się przydać. Ano.Dokop obcym, Johnny! dodał Bigmac.I trzy transportowce zawróciły. Bigmac, ty trąbolu, Johnny jest właśnie po stronie obcych! jęknął Yo-less. Co?! To oni są po naszej stronie? Nie, oni są po swojej stronie, a on jest z nimi. To po której stronie my w końcu jesteśmy?! Po jego. A, to w porządku ucieszył się Bigmac. Tego.Yo-less? Czego znowu?! To kto jest po naszej stronie? On. To po przeciwnej stronie w ogóle ktoś jest?Z głośnika dobiegło zgrzytanie zębów.A potem transportowce znalazły się poza zasięgiem radaru i zniknęły z jego ekra-nu.Prawdę mówiąc, Johnny nie miał pojęcia, gdzie się podziały.Posmutniał, ale równocześnie obiecał sobie nie śnić o nich więcej: nieważne, że taknaprawdę ich tu nie było, i tak nie miał ochoty oglądać, jak któryś z nich ginie. Nie odlatujesz? spytała Kapitan. Jeszcze nie. Czyli czekasz, aż cię zabiją. To jedyny sposób, jaki znam wzruszył ramionami. Walczyć do śmierci.Takjest we wszystkich grach i jedyne, na co się liczy, to że kiedyś zdąży się dotrzeć do koń-ca, nim cię zabiją.Zresztą z każdą śmiercią dowiadujesz się czegoś nowego o grze.Chwilowo ekran radaru był czysty, a flota, pozornie nieruchoma, grzała z całkiemprzyzwoitą szybkością ku Granicy (cokolwiek to było), z każdą sekundą zmniejszającszansę graczy na jej odnalezienie.55 Johnny? Tak? Chyba cię zirytowałam tym niedawnym stwierdzeniem, że ludzie są krwiożerczyi niebezpieczni. Cóż.trochę. Nadal tak uważam, ale w tym wypadku.jestem wdzięczna. Chyba nie rozumiem. Za to, że jesteś po naszej stronie. Aha.ale ja nie jestem krwiożerczy. W takim razie z pół godziny temu ktoś inny pilotował twój myśliwiec. To nie tak.to trudno wyjaśnić. Przede wszystkim sam musiał z tym dojść doładu. Może w takim razie zmienimy temat na mniej kłopotliwy? Nie musisz się mną przejmować.Dowodzisz, więc pewnie masz aż za dużo robo-ty. Nie tak znowu dużo: okręty lecą praktycznie same i niewiele mam z tym wspól-nego.Do autopilota lepiej się nie wtrącać.A rzadko kiedy miałam dotąd okazję poroz-mawiać z człowiekiem.Co to jest równouprawnienie ? Co proszę? Niedawno użyłeś tego słowa. A.tak.To znaczy, że ludzi należy traktować tak samo, a nie że dziewczyny są gor-sze, bo nie potrafią wielu rzeczy.Fakt, że nie potrafią, ale jak się udaje, że się tego nie wi-dzi, to jest znacznie łatwiej.To wszystko. Jak sądzę, jest sporo rzeczy, których wy, chłopcy, dla odmiany nie potraficie? Pewnie, ale to nie my wrzeszczymy, że nie jesteśmy właściwie traktowani.No,a kobiety (przynajmniej niektóre) też są w wojsku czy są inżynierami, więc jak im na-prawdę zależy, to potrafią. Przekraczają ograniczenia swojej płci.Tak, u nas też to się zdarza.Niektóre jed-nostki okazują godne podziwu dążenie do sukcesu, do kariery w dziedzinie tradycyjnieuznawanej za właściwą dla przedstawicieli przeciwnej płci. Jak na przykład ty dodał Johnny. Nie.Miałam na myśli Oficera Ogniowego. Przecież to facet.to jest, tego.samiec. Właśnie.A tradycyjnie u ScreeWee wojna jest domeną samic, które są bardziejskłonne do walki.Nasi przodkowie musieli bronić sadzawek rozrodowych, więc znacz-nie częściej spadało to na samice, będące zawsze w pobliżu.Ale w jego wypadku.Radar zabipał, a na ekranie pojawił się zielony punkcik.56Johnny obserwował go uważnie i jak się okazało, nie bez powodu.Zazwyczaj graczegnali prosto ku flocie, a ten nie.Trzymał się prawie na skraju zasięgu radaru, lecąc z tąsamą prędkością co ScreeWee, i czekał nie wiadomo na co.Po chwili w zbliżonym namiarze pojawił się drugi zielony punkt.Ten zachowywał się normalnie grzał ile mocy w silnikach ku przeciwnikowi.Powstała w związku z tym pewna drobna niedogodność związana z amunicją.W tejgrze na jeden poziom zawodnik miał sześć rakiet i określoną ilość amunicji do działek a on już swoje zużył.Pozostały tylko lasery, z których można było strzelać ciągle (tojest do chwili rozładowania ich baterii, a potem trzeba było czekać, aż się ponownie na-ładują), ale z lasera trzeba było trafić kilka razy, a rakieta wykańczała od razu wszyst-kich jego też.W dodatku dekoncentrował go ten pierwszy gracz, trzymający się z daleka i wszyst-ko obserwujący.Na wszelki wypadek włączył komunikator i przeciął kurs tego bardziejzdecydowanego. Napastnik atakujący flotę! zawołał. Przerwij atak!Zero reakcji.Albo go ignorował, albo jako zwykły gracz go nie słyszał, a co za tym idzie, niemógł też odpowiedzieć.Johnny z lekkim niesmakiem naprowadził na niego celownik.Zamiana przeciwnika w chmurę śmieci nie mogła być jedynym sposobem w końcutrzeba spróbować się dogadać, choćby z prostego powodu, że komuś zabraknie rzeczy,którymi może w drugiego strzelić.Gracz odpalił rakietę, Johnny zrobił unik i pocisk zniknął w przestrzeni. Napastnik, to twoja ostatnia szansa! Wycofaj się albo otwieram ogień!Reakcji zero.Johnny nacisnął więc spust, cały czas trzymając tamtego w celowniku.Po chwi-li osłony myśliwca rozjarzyły się, po czym zgasły.Po następnej chwili mimo rozpaczli-wych uników tamtego maszyna wybuchła, zamieniając się w czerwoną chmurę.Johnnyprzestał strzelać i przeleciał przez nią.Gdzieś ktoś gapił się w ekran, klnąc zaskoczony, a przynajmniej Johnny miał taką na-dzieję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Też tak myślę. Będziesz jutro w szkole? Może. Dobra.no to.do jutra. Cześć. Zostajesz? upewnił się Yo-less. Spróbuję się przydać. Ano.Dokop obcym, Johnny! dodał Bigmac.I trzy transportowce zawróciły. Bigmac, ty trąbolu, Johnny jest właśnie po stronie obcych! jęknął Yo-less. Co?! To oni są po naszej stronie? Nie, oni są po swojej stronie, a on jest z nimi. To po której stronie my w końcu jesteśmy?! Po jego. A, to w porządku ucieszył się Bigmac. Tego.Yo-less? Czego znowu?! To kto jest po naszej stronie? On. To po przeciwnej stronie w ogóle ktoś jest?Z głośnika dobiegło zgrzytanie zębów.A potem transportowce znalazły się poza zasięgiem radaru i zniknęły z jego ekra-nu.Prawdę mówiąc, Johnny nie miał pojęcia, gdzie się podziały.Posmutniał, ale równocześnie obiecał sobie nie śnić o nich więcej: nieważne, że taknaprawdę ich tu nie było, i tak nie miał ochoty oglądać, jak któryś z nich ginie. Nie odlatujesz? spytała Kapitan. Jeszcze nie. Czyli czekasz, aż cię zabiją. To jedyny sposób, jaki znam wzruszył ramionami. Walczyć do śmierci.Takjest we wszystkich grach i jedyne, na co się liczy, to że kiedyś zdąży się dotrzeć do koń-ca, nim cię zabiją.Zresztą z każdą śmiercią dowiadujesz się czegoś nowego o grze.Chwilowo ekran radaru był czysty, a flota, pozornie nieruchoma, grzała z całkiemprzyzwoitą szybkością ku Granicy (cokolwiek to było), z każdą sekundą zmniejszającszansę graczy na jej odnalezienie.55 Johnny? Tak? Chyba cię zirytowałam tym niedawnym stwierdzeniem, że ludzie są krwiożerczyi niebezpieczni. Cóż.trochę. Nadal tak uważam, ale w tym wypadku.jestem wdzięczna. Chyba nie rozumiem. Za to, że jesteś po naszej stronie. Aha.ale ja nie jestem krwiożerczy. W takim razie z pół godziny temu ktoś inny pilotował twój myśliwiec. To nie tak.to trudno wyjaśnić. Przede wszystkim sam musiał z tym dojść doładu. Może w takim razie zmienimy temat na mniej kłopotliwy? Nie musisz się mną przejmować.Dowodzisz, więc pewnie masz aż za dużo robo-ty. Nie tak znowu dużo: okręty lecą praktycznie same i niewiele mam z tym wspól-nego.Do autopilota lepiej się nie wtrącać.A rzadko kiedy miałam dotąd okazję poroz-mawiać z człowiekiem.Co to jest równouprawnienie ? Co proszę? Niedawno użyłeś tego słowa. A.tak.To znaczy, że ludzi należy traktować tak samo, a nie że dziewczyny są gor-sze, bo nie potrafią wielu rzeczy.Fakt, że nie potrafią, ale jak się udaje, że się tego nie wi-dzi, to jest znacznie łatwiej.To wszystko. Jak sądzę, jest sporo rzeczy, których wy, chłopcy, dla odmiany nie potraficie? Pewnie, ale to nie my wrzeszczymy, że nie jesteśmy właściwie traktowani.No,a kobiety (przynajmniej niektóre) też są w wojsku czy są inżynierami, więc jak im na-prawdę zależy, to potrafią. Przekraczają ograniczenia swojej płci.Tak, u nas też to się zdarza.Niektóre jed-nostki okazują godne podziwu dążenie do sukcesu, do kariery w dziedzinie tradycyjnieuznawanej za właściwą dla przedstawicieli przeciwnej płci. Jak na przykład ty dodał Johnny. Nie.Miałam na myśli Oficera Ogniowego. Przecież to facet.to jest, tego.samiec. Właśnie.A tradycyjnie u ScreeWee wojna jest domeną samic, które są bardziejskłonne do walki.Nasi przodkowie musieli bronić sadzawek rozrodowych, więc znacz-nie częściej spadało to na samice, będące zawsze w pobliżu.Ale w jego wypadku.Radar zabipał, a na ekranie pojawił się zielony punkcik.56Johnny obserwował go uważnie i jak się okazało, nie bez powodu.Zazwyczaj graczegnali prosto ku flocie, a ten nie.Trzymał się prawie na skraju zasięgu radaru, lecąc z tąsamą prędkością co ScreeWee, i czekał nie wiadomo na co.Po chwili w zbliżonym namiarze pojawił się drugi zielony punkt.Ten zachowywał się normalnie grzał ile mocy w silnikach ku przeciwnikowi.Powstała w związku z tym pewna drobna niedogodność związana z amunicją.W tejgrze na jeden poziom zawodnik miał sześć rakiet i określoną ilość amunicji do działek a on już swoje zużył.Pozostały tylko lasery, z których można było strzelać ciągle (tojest do chwili rozładowania ich baterii, a potem trzeba było czekać, aż się ponownie na-ładują), ale z lasera trzeba było trafić kilka razy, a rakieta wykańczała od razu wszyst-kich jego też.W dodatku dekoncentrował go ten pierwszy gracz, trzymający się z daleka i wszyst-ko obserwujący.Na wszelki wypadek włączył komunikator i przeciął kurs tego bardziejzdecydowanego. Napastnik atakujący flotę! zawołał. Przerwij atak!Zero reakcji.Albo go ignorował, albo jako zwykły gracz go nie słyszał, a co za tym idzie, niemógł też odpowiedzieć.Johnny z lekkim niesmakiem naprowadził na niego celownik.Zamiana przeciwnika w chmurę śmieci nie mogła być jedynym sposobem w końcutrzeba spróbować się dogadać, choćby z prostego powodu, że komuś zabraknie rzeczy,którymi może w drugiego strzelić.Gracz odpalił rakietę, Johnny zrobił unik i pocisk zniknął w przestrzeni. Napastnik, to twoja ostatnia szansa! Wycofaj się albo otwieram ogień!Reakcji zero.Johnny nacisnął więc spust, cały czas trzymając tamtego w celowniku.Po chwi-li osłony myśliwca rozjarzyły się, po czym zgasły.Po następnej chwili mimo rozpaczli-wych uników tamtego maszyna wybuchła, zamieniając się w czerwoną chmurę.Johnnyprzestał strzelać i przeleciał przez nią.Gdzieś ktoś gapił się w ekran, klnąc zaskoczony, a przynajmniej Johnny miał taką na-dzieję [ Pobierz całość w formacie PDF ]