[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amberville to nie Adams - powiedziała India.- Jutro są moje urodziny.Kończę osiemnaście lat, a jestem dokładnie tą samą osobą, wktórej się zakochał - zaprotestował a Maxi.- Właściwie nie.- Twoim zdaniem przestanie mnie kochać, jak się dowie? India! To śmieszne.- Nie, mam na myśli co innego, a ty doskonale wiesz co.Tylko dlatego, że chodzimy doszkoły, co się grzecznie nazywa alternatywną formą wykształcenia , nie musimy być idiotkami -surowo stwierdziła India.- Więc zgoda.Mój ojciec jest bogaty.- Ha!- Jest jednym z najbogatszych ludzi w Ameryce, proszę bardzo.A jednak nie uczę się wVassar, tylko wciąż w szkole średniej.Czy z powodu marnych dwóch lat i ojca z górą pieniędzymam być trędowata?- Okłamałaś go.- Okłamuję każdego.- Ja również.ale według ciebie Rocco zawsze mówi prawdę.To oznacza, że przestanie ciufać.Jak może szanujący się, ciężko pracujący młody człowiek z miłej konserwatywnej włoskiejrodziny, z silnie wyrobionym poczuciem własnej wartości, w dalszym ciągu romansować znieletnią panną Amberville, córką swojego szefa? Jak on w tej sytuacji wygląda? Masz rzekomobyć jego praktykantką.Jak to wpływa na jego karierę?Najwyrazniej temu człowiekowi szalenie zależy na wykonywanej pracy.Czy będzie mógł cijeszcze kiedyś zaufać? Nabiłaś go w butelkę, biednego frajera, a gdyby to się zaczęło rok temu,groziłaby mu ciupa.Bóg raczy wiedzieć, jakie będą następstwa, kiedy dowiedzą się papa i mamaAmberville.India posługiwała się głosem jak najlepszy dzwonnik, wydzwaniała zmiany tonu tak, żenikt, niezależnie od wieku, nie mógł obojętnie jej słuchać.Nawet Maxi poczuła się pokonana, choć przywykła do zjawiska zwanego Indią.- Wolałabym, żebyś tak do mnie nie mówiła.- Maxi chwytała palcami pasemko siwychwłosów i szarpnęła, aż zabolało.Mimo całej swej zuchowałości pojmowała, że zapędziła się wślepą uliczkę, tym razem naprawdę bez wyjścia.- India, jesteś mi potrzebna - podjęła nerwowo.- Mam straszny kłopot.Moja rodzina wraca za tydzień i skończy się wolność.Rocco wie ode mnie, że oni nadal sąw Europie.Jeśli mu powiem, że wrócili, zechce ich poznać.w takich sprawach jest staroświecki.- Ach, tak - odparła niewzruszona India.- Szkoła zaczyna się dopiero za trzy tygodnie - ciągnęła Maxi.- Mogę mu powiedzieć, żewracają dopiero wtedy, jeśli mnie będziesz kryła.Im będę mówiła, że jestem z tobą, kiedy będę znim, a w te wieczory, kiedy po prostu będę musiała się pokazać przy obiedzie, jemu powiem, żejestem z tobą.Tak będzie mądrze?- Jeśli jest taki staroświecki, czy nie będzie oczekiwać, że go przedstawisz swojej najlepszejprzyjaciółce?- Powiem mu, że.że masz fobię.Boisz się wychodzić z domu.Agorafobię, to rzecz znana.- Dlaczego nie miałby przyjść do mnie? Mówiłaś, że umie okazać litość.- Boisz się zawierać nowe znajomości.To twoja kolejna fobia.Może porozmawiać z tobąprzez telefon.Uspokajająco.- Z nim sprawa załatwiona.Ale z papą i mamą? Od kiedy stałyśmy się prawie nierozłączne?- Powiem im, że ci pomagam w nauce, żebyś się mogła przenieść do mojej klasy.- Ty mnie pomagasz w nauce?- Oczywiście.Wiedzą, że jeśli chcę, to potrafię.Byłby to dobry uczynek.A gdyby tu do mnie dzwonili, wymyśl jakiś powód mojej nieobecności.- Maxi nawet się niespodziewała, że zdoła być kiedyś równie pomysłowa jak India.- Co oznacza, że przez najbliższe trzy tygodnie mam wisieć przy telefonie - gderała India.-A co będzie, gdy szkoła naprawdę się zacznie? I naprawdę będą zadawać? Nie wymkniesz się zdomu tak łatwo.- Pozwól mi tylko spędzić z nim te trzy tygodnie.przez ten czas zdążę coś wykombinować.- Zawsze pozostaje powiedzenie prawdy.- Proszę cię, India - błagała Maxi przerażona.- Ty chyba nie rozumiesz.To najważniejsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w życiu.Nic podobnego już mnie nigdy niespotka.Muszę coś z tym zrobić.Prawda.proszę cię, nie myśl nawet o tym słowie.Za pózno na.wiesz na co.- Najwyższą formą porozumienia z drugim człowiekiem jest: Niechaj zawsze panujemiędzy nami prawda - zaintonowała India.- Czemu mnie dręczysz?- To Emerson, Ralph Waldo.Czytam go.Cóż poradzę na figle pamięci?- Nie mogłabyś pamiętać rzeczy bardziej aktualnych?- Powiedział również: Zachowaj spokój; za sto lat będzie wszystko jedno.- Pocieszasz mnie, India, naprawdę.Dlaczego muszę się przyjaznić z przedwcześnierozwiniętą smarkulą?- W jezdzie na łyżwach po cienkim lodzie bezpieczeństwo zależy od prędkości.- Znowu Emerson?- Czy on cię nudzi?- Nie, wprawia mnie w nerwowy nastrój.- Zielone jak jadeit oczy Maxi, rozszerzoneniepokojem, zdawały się skupiać w swych zwodniczych głębiach całe światło wpadające przezokna.- Słuchaj, Maxi, czy naprawdę bałamucenie jest takie zabawne? - zapytała India, nagleonieśmielona.- Bałamucenie - odparła Maxi - to najlepsza zabawa.- Cholera, bałam się, że to powiesz.Maxi zorientowała się dopiero w początkach pazdziernika.Lawirowanie pośród kłamstwopowiadanych przez nią i przez Indię coraz większej liczbie osób wymagało tyle wysiłkuumysłowego, że przeoczyła coś, o co normalnie troszczą się prawie wszystkie kobiety, którekochają się tak często, jak to jest możliwe.Przynajmniej od miesiąca, może od dwóch, spodziewałasię dziecka, jak delikatnie ujęła to India, gdy razem obliczały tygodnie od ostatniego okresu Maxi.Przez jakiś czas patrzyły na siebie bez słowa, z powagą, grozą i przerażeniem.Po raz pierwszy,odkąd zawarły znajomość, nie próbowały przerywać sobie nawzajem.Nagle coś jakby uśmieszek,co zawsze nadawało kształt dolnej wardze Maxi, przeobraziło się w szeroki uśmiech, a jejdelikatna, psotna, dowcipna twarzyczka rozbłysła zachwytem.- Zabawa - westchnęła - co za boska, fajna, fantastyczna zabawa.Niewiarygodna zabawa.Och, co za zabawa! - Podskoczyła, podniosła do góry Indię, już ocal od siebie wyższą, i rozradowana wirowała z nią po pokoju.- Zabawa? - pisnęła India z oburzeniem.- Postaw mnie na ziemi, ty cholerna idiotko.Zabawa?- Niemowlę.Kochane maleństwo.Mały chłopczyk zupełnie taki jak Rocco.Bambino całe różowe i białe, pyzate, z czarnymi loczkami.Och, nie mogę się już doczekać!Nauczę się robić na drutach, będę chodzić na lekcje naturalnego porodu, chciałabym, żeby mógł sięurodzić jutro.A nie mówiłam, że coś się stanie i wszystko będzie dobrze? W dodatku takazabawa.Ależ jestem szczęśliwa!- Boże, zmiłuj się.- India opadła na krzesło pełna niedowierzania.- I to wszystko? Co ci jest? - zapytała Maxi.- Myślałam, że umiesz się bawić.- Może ja inaczej zapatruję się na zabawę - słabym głosem odrzekła India.- I, panienko Scarlett, nic nie wiem o rodzeniu dzieci.- To moja wina - stwierdziła Nina Stern.- Ja uważałam, że powinna pójść do pracy.- To moja wina - upierał się Zachary.- Ja wyraziłem zgodę.- To moja wina - sprzeciwił się Pavka.- Ja umieściłem ją w pracowni graficznej.A zdaniemLindy Lafferty wina leży wyłącznie po jej stronie.- Prawdę rzekłszy - zauważyła Nina - winna jest twoja sekretarka, Pavka, ta, co cię wielbi.To ona wybrała Savoir Vivre.- Posłuchajcie, wy dwoje, wina leży wyłącznie po stronie Maxi.Bogu wiadomo, że niesposób winić Rocca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Amberville to nie Adams - powiedziała India.- Jutro są moje urodziny.Kończę osiemnaście lat, a jestem dokładnie tą samą osobą, wktórej się zakochał - zaprotestował a Maxi.- Właściwie nie.- Twoim zdaniem przestanie mnie kochać, jak się dowie? India! To śmieszne.- Nie, mam na myśli co innego, a ty doskonale wiesz co.Tylko dlatego, że chodzimy doszkoły, co się grzecznie nazywa alternatywną formą wykształcenia , nie musimy być idiotkami -surowo stwierdziła India.- Więc zgoda.Mój ojciec jest bogaty.- Ha!- Jest jednym z najbogatszych ludzi w Ameryce, proszę bardzo.A jednak nie uczę się wVassar, tylko wciąż w szkole średniej.Czy z powodu marnych dwóch lat i ojca z górą pieniędzymam być trędowata?- Okłamałaś go.- Okłamuję każdego.- Ja również.ale według ciebie Rocco zawsze mówi prawdę.To oznacza, że przestanie ciufać.Jak może szanujący się, ciężko pracujący młody człowiek z miłej konserwatywnej włoskiejrodziny, z silnie wyrobionym poczuciem własnej wartości, w dalszym ciągu romansować znieletnią panną Amberville, córką swojego szefa? Jak on w tej sytuacji wygląda? Masz rzekomobyć jego praktykantką.Jak to wpływa na jego karierę?Najwyrazniej temu człowiekowi szalenie zależy na wykonywanej pracy.Czy będzie mógł cijeszcze kiedyś zaufać? Nabiłaś go w butelkę, biednego frajera, a gdyby to się zaczęło rok temu,groziłaby mu ciupa.Bóg raczy wiedzieć, jakie będą następstwa, kiedy dowiedzą się papa i mamaAmberville.India posługiwała się głosem jak najlepszy dzwonnik, wydzwaniała zmiany tonu tak, żenikt, niezależnie od wieku, nie mógł obojętnie jej słuchać.Nawet Maxi poczuła się pokonana, choć przywykła do zjawiska zwanego Indią.- Wolałabym, żebyś tak do mnie nie mówiła.- Maxi chwytała palcami pasemko siwychwłosów i szarpnęła, aż zabolało.Mimo całej swej zuchowałości pojmowała, że zapędziła się wślepą uliczkę, tym razem naprawdę bez wyjścia.- India, jesteś mi potrzebna - podjęła nerwowo.- Mam straszny kłopot.Moja rodzina wraca za tydzień i skończy się wolność.Rocco wie ode mnie, że oni nadal sąw Europie.Jeśli mu powiem, że wrócili, zechce ich poznać.w takich sprawach jest staroświecki.- Ach, tak - odparła niewzruszona India.- Szkoła zaczyna się dopiero za trzy tygodnie - ciągnęła Maxi.- Mogę mu powiedzieć, żewracają dopiero wtedy, jeśli mnie będziesz kryła.Im będę mówiła, że jestem z tobą, kiedy będę znim, a w te wieczory, kiedy po prostu będę musiała się pokazać przy obiedzie, jemu powiem, żejestem z tobą.Tak będzie mądrze?- Jeśli jest taki staroświecki, czy nie będzie oczekiwać, że go przedstawisz swojej najlepszejprzyjaciółce?- Powiem mu, że.że masz fobię.Boisz się wychodzić z domu.Agorafobię, to rzecz znana.- Dlaczego nie miałby przyjść do mnie? Mówiłaś, że umie okazać litość.- Boisz się zawierać nowe znajomości.To twoja kolejna fobia.Może porozmawiać z tobąprzez telefon.Uspokajająco.- Z nim sprawa załatwiona.Ale z papą i mamą? Od kiedy stałyśmy się prawie nierozłączne?- Powiem im, że ci pomagam w nauce, żebyś się mogła przenieść do mojej klasy.- Ty mnie pomagasz w nauce?- Oczywiście.Wiedzą, że jeśli chcę, to potrafię.Byłby to dobry uczynek.A gdyby tu do mnie dzwonili, wymyśl jakiś powód mojej nieobecności.- Maxi nawet się niespodziewała, że zdoła być kiedyś równie pomysłowa jak India.- Co oznacza, że przez najbliższe trzy tygodnie mam wisieć przy telefonie - gderała India.-A co będzie, gdy szkoła naprawdę się zacznie? I naprawdę będą zadawać? Nie wymkniesz się zdomu tak łatwo.- Pozwól mi tylko spędzić z nim te trzy tygodnie.przez ten czas zdążę coś wykombinować.- Zawsze pozostaje powiedzenie prawdy.- Proszę cię, India - błagała Maxi przerażona.- Ty chyba nie rozumiesz.To najważniejsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w życiu.Nic podobnego już mnie nigdy niespotka.Muszę coś z tym zrobić.Prawda.proszę cię, nie myśl nawet o tym słowie.Za pózno na.wiesz na co.- Najwyższą formą porozumienia z drugim człowiekiem jest: Niechaj zawsze panujemiędzy nami prawda - zaintonowała India.- Czemu mnie dręczysz?- To Emerson, Ralph Waldo.Czytam go.Cóż poradzę na figle pamięci?- Nie mogłabyś pamiętać rzeczy bardziej aktualnych?- Powiedział również: Zachowaj spokój; za sto lat będzie wszystko jedno.- Pocieszasz mnie, India, naprawdę.Dlaczego muszę się przyjaznić z przedwcześnierozwiniętą smarkulą?- W jezdzie na łyżwach po cienkim lodzie bezpieczeństwo zależy od prędkości.- Znowu Emerson?- Czy on cię nudzi?- Nie, wprawia mnie w nerwowy nastrój.- Zielone jak jadeit oczy Maxi, rozszerzoneniepokojem, zdawały się skupiać w swych zwodniczych głębiach całe światło wpadające przezokna.- Słuchaj, Maxi, czy naprawdę bałamucenie jest takie zabawne? - zapytała India, nagleonieśmielona.- Bałamucenie - odparła Maxi - to najlepsza zabawa.- Cholera, bałam się, że to powiesz.Maxi zorientowała się dopiero w początkach pazdziernika.Lawirowanie pośród kłamstwopowiadanych przez nią i przez Indię coraz większej liczbie osób wymagało tyle wysiłkuumysłowego, że przeoczyła coś, o co normalnie troszczą się prawie wszystkie kobiety, którekochają się tak często, jak to jest możliwe.Przynajmniej od miesiąca, może od dwóch, spodziewałasię dziecka, jak delikatnie ujęła to India, gdy razem obliczały tygodnie od ostatniego okresu Maxi.Przez jakiś czas patrzyły na siebie bez słowa, z powagą, grozą i przerażeniem.Po raz pierwszy,odkąd zawarły znajomość, nie próbowały przerywać sobie nawzajem.Nagle coś jakby uśmieszek,co zawsze nadawało kształt dolnej wardze Maxi, przeobraziło się w szeroki uśmiech, a jejdelikatna, psotna, dowcipna twarzyczka rozbłysła zachwytem.- Zabawa - westchnęła - co za boska, fajna, fantastyczna zabawa.Niewiarygodna zabawa.Och, co za zabawa! - Podskoczyła, podniosła do góry Indię, już ocal od siebie wyższą, i rozradowana wirowała z nią po pokoju.- Zabawa? - pisnęła India z oburzeniem.- Postaw mnie na ziemi, ty cholerna idiotko.Zabawa?- Niemowlę.Kochane maleństwo.Mały chłopczyk zupełnie taki jak Rocco.Bambino całe różowe i białe, pyzate, z czarnymi loczkami.Och, nie mogę się już doczekać!Nauczę się robić na drutach, będę chodzić na lekcje naturalnego porodu, chciałabym, żeby mógł sięurodzić jutro.A nie mówiłam, że coś się stanie i wszystko będzie dobrze? W dodatku takazabawa.Ależ jestem szczęśliwa!- Boże, zmiłuj się.- India opadła na krzesło pełna niedowierzania.- I to wszystko? Co ci jest? - zapytała Maxi.- Myślałam, że umiesz się bawić.- Może ja inaczej zapatruję się na zabawę - słabym głosem odrzekła India.- I, panienko Scarlett, nic nie wiem o rodzeniu dzieci.- To moja wina - stwierdziła Nina Stern.- Ja uważałam, że powinna pójść do pracy.- To moja wina - upierał się Zachary.- Ja wyraziłem zgodę.- To moja wina - sprzeciwił się Pavka.- Ja umieściłem ją w pracowni graficznej.A zdaniemLindy Lafferty wina leży wyłącznie po jej stronie.- Prawdę rzekłszy - zauważyła Nina - winna jest twoja sekretarka, Pavka, ta, co cię wielbi.To ona wybrała Savoir Vivre.- Posłuchajcie, wy dwoje, wina leży wyłącznie po stronie Maxi.Bogu wiadomo, że niesposób winić Rocca [ Pobierz całość w formacie PDF ]