[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy więcej nie wolno pani pokazywać ksiąg nikomu bezmojego osobistego pozwolenia! - wrzasnął.- Nigdy! Zrozumiano?- A co mam zrobić, kiedy któryś z naszych najlepszych klientówzechce je obejrzeć? Któryś z saudyjskich czy kuwejckich książąt alboNiarchos lub Goulandris? Albo ktoś z panującego rodu? Może mi panpowie?- W takich sytuacjach - odparł nieco spokojniejszym głosem -zrobi pani to, co zawsze, Jacqueline.- Spokój nie trwał długo, twarzRama znów zaczęła pąsowieć.- Ale to nie dotyczy pierwszegolepszego głupiego Amerykanina, jak ten, który tu był dzisiaj.- Walnąłpięścią w bureau plat.Róże w kryształowym wazonie zachybotały się na wszystkiestrony.Madame de la Montarron z nieporuszonym wyrazem twarzypopatrzyła na swego pracodawcę.Co za barbarzyńca, pomyślała.Pokazuje swoje prawdziwe oblicze.- Przypuszczam, że gdyby ten młody człowiek wszedł ipowiedział panu, że licytował szmaragd księżniczki Karimy wDufour, poświęciłby mu pan trochę uwagi - powiedziała z godnością.- Nie mam racji?Ram miał ochotę wymierzyć jej policzek.Nie mógł sobie jednakpozwolić na folgowanie emocjom.Potrzebował madame de laMontarron prawie tak samo, jak ona potrzebowała jego.Nie byłanikim wyjątkowym, ale pracowała w sklepie Julesa Levanta od lat i324anulaouslaandcs stała się niezastąpiona.Niektórzy z najlepszych klientów życzyli sobiebyć obsługiwani tylko przez tę kobietę.Ostatecznie pochodziła z ichświata.Nie tylko znała wielu z nich, orientowała się w ichupodobaniach, znała ich rodziny i dziwactwa, ale też miała ogromnąwiedzę na temat biżuterii.Nie mógł zapomnieć, że po prostu byłajedną z nich, choć wiarołomny mąż zostawił ją bez grosza.Wziął kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić, po czymusiadł przy bureau plat, naprzeciw starszej kobiety.- Mówi pani, że zatrzymał się w Ritzu?- Tak - potwierdziła, kiwając głową.- I na pewno to był ten mężczyzna, którego mi pani wskazała?Ten, który wychodził z Le Grand Vefour z młodą kobietą?I tym razem przytaknęła.- Spodziewałam się, że przyprowadzi tu tę młodą damę polunchu - powiedziała.- Ale widać mają inne plany.- Uśmiechnęła się,wyobrażając sobie, jak mogą wyglądać owe plany.Miała nadzieję, żeta kobieta jest warta tak atrakcyjnego, troskliwego i pod każdymwzględem czarującego mężczyzny.- Wyjdę teraz - oznajmił Ram.- Mam mnóstwo spraw dozałatwienia.Wierzę, że zrobi pani to, co kazałem.Gdyby tenmężczyzna tu wrócił.albo ta kobieta, natychmiast pani do mniezadzwoni.- Oczywiście.- I będzie pani trzymać księgi w biurze, chyba że zjawi siędobrze nam znany klient i będzie chciał je obejrzeć.325anulaouslaandcs - Tak.- Dotknęła wylakierowanej na sztywno fryzury.- Dobrze.Lepiej, żebym się więcej na pani nie zawiódł.-Odwrócił się i wyszedł.Jacqueline de la Montarron podniosła się z krzesła, dostojna jakłabędz.W myślach posłała za odchodzącym Ramem wiązkęsoczystych epitetów, jakich żadna dama nigdy nie wypowiedziałabyna głos.Kitty stała przed szafą w krótkim jedwabnym kimonie iprzeglądała ubrania wiszące w schludnym rzędzie.Ruchy miałagwałtowne, pełne złości; wcale się nie przejmowała, że robi hałas,chociaż Hilton spał obok w wielkim łóżku.Drewniane wieszakistukały o siebie, foliowe worki głośno szeleściły; a nieprzerwanechrapanie dochodzące z łóżka jeszcze podsycało jej gniew.Nie miała w co się ubrać.Wszystko, co ewentualnie mogłabywłożyć, znajdowało się w jej mieszkaniu.Miała dość ciągłegobiegania między własnym domem a apartamentem Hiltona.Zabawa wczekanie stawała się nie do zniesienia.Czekanie, aż on zaproponuje,żeby się do niego wprowadziła.Przesuwając wieszaki gniewnymi szarpnięciami, jednym rzutemoka oceniała kolejne stroje.Swojej garderoby też miała już dosyć.Zamierzała coś z tym zrobić.Jeszcze tego dnia.Dokonaćzasadniczych zmian.Zacznie od Diora.Kupi każdą kreację JohnaGalliano, w którą się zmieści.Stamtąd uda się do Roberto Cavallego ijeśli znajdzie w jego sklepie coś, czego jeszcze nie ma, natychmiast to326anulaouslaandcs kupi.Potem Versace, ma się rozumieć.No i koniecznie musi sięrozejrzeć u Alexandra McQueena.Od sklepów jubilerskich będzie się trzymać z daleka.Kupowaniebiżuterii należało do mężczyzn.I stanowiło główny powód jejobecnego rozdrażnienia.Poprzedniego dnia dzwoniła do domuaukcyjnego Dufour i dowiedziała się, że pierścionek księżniczkiKarimy kupiła młoda kobieta, której danych nie chciano zdradzić.Myśl, że jakaś inna kobieta będzie miała ten pierścionek, drążyłamózg Kitty niczym podstępna choroba.Chwilami wręczuniemożliwiała jej racjonalne myślenie i zachowanie.Jeszcze nigdy wżyciu niczego nie pragnęła tak bardzo, jak tego klejnotu, a teraz ktośsprzątnął jej go sprzed nosa.Inna kobieta.Trzask! Trzask! Wieszaki tłukły o siebie coraz gwałtowniej.Kitty była tak pochłonięta wybieraniem kreacji, która by pasowała dojej nastroju, że nie zauważyła, iż Hilton już nie chrapie, tylko podpartyna łokciu przygląda jej się spod ściągniętych brwi.- Co ty, u diabła, wyprawiasz? - odezwał się w końcu.Nieodpowiedziała; nadal ze złością przeglądała garderobę, jakby go wogóle nie słyszała.Hilton patrzył jeszcze przez chwilę, wreszcie zirytowany jejdziecinnymi dąsami wstał z łóżka, podszedł do niej od tyłu iobejmując ją w pasie, otarł się policzkiem o jej włosy.- Przestań! - wykrzyknęła, sztywniejąc.- Po prostu.zostawmnie w spokoju!Nie zwracając uwagi na jej protesty, całował ją po szyi.327anulaouslaandcs Kitty zaprzestała szperania w szafie.Stała w milczeniu, próbującsię uspokoić.Nie chciała zdenerwować kochanka, nie na tym etapieich związku, a z pewnością nie mogło mu się podobać, że ciska się zezłości od samego rana.Odwróciła się do niego przodem.- Dzień dobry - powiedział z uśmiechem.- Dzień dobry - odrzekła z pewnym przymusem.- Czyżbyś wstała lewą nogą? - Zajrzał jej w oczy.Kitty odwróciła wzrok, zastanawiając się, co powiedzieć.Możepowinna być z nim szczera? Taka taktyka wydawała się trochęryzykowna, ale Hilton powinien docenić uczciwe postawienie sprawy.Pod tym względem był staroświecki.Przybrała dobrze wyćwiczoną i sprawdzoną minę zagubionejdziewczynki.- Przepraszam, Hiltonie.Zachowuję się jak rozpieszczonasmarkula.Zawsze tak się zachowujesz, pomyślał.- Powiedz, o co chodzi - poprosił.- Och.to głupie.i nieważne.- Głos jej lekko drżał.- No mów.- Pocałował ją na zachętę.- Powiedz, o co ci chodzi.Wszystko, co cię martwi, jest dla mnie ważne, powinnaś to wiedzieć.- Ja.po prostu nie mogę przestać myśleć o pierścionkuksiężniczki Karimy - wyrzuciła z siebie.Poczuła, że jego objęcia stałysię luzniejsze, a na twarzy pojawił się wyraz.rozczarowania? -Wiem, że to brzmi niedorzecznie -dodała szybko - ale zawsze jąpodziwiałam.328anulaouslaandcs - Wiem.- Starał się nie okazywać irytacji, chociaż był jużzmęczony.Kitty nie potrafiła odpuścić.Mimo to nie chciał zepsućniespodzianki.Planował dać jej pierścionek w następnym tygodniu ijednocześnie się oświadczyć.Gdyby teraz powiedział prawdę, całyefekt by przepadł.- W Dufour nie chcą mi wyjawić, kto kupił pierścionek -poskarżyła się płaczliwie.- Ale wiem, że ty mógłbyś się dowiedzieć.- Dlaczego akurat dla mnie mieliby zrobić wyjątek? -spytałnonszalanckim tonem.- Dobrze wiesz, Hiltonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl